Reklama

Jestem jeszcze młoda, a mentalnie czuję się jak starsza kobieta. To wszystko dzięki mojemu mężowi, który non stop zadręcza mnie zmyślonymi chorobami. Nadszedł czas na bunt i zmianę życia, bo dłużej nie wytrzymam już z tym marudą.

On chyba żartuje

– Słońce, zdaję sobie sprawę jak ważny jest dla ciebie ten wyjazd, ale obawiam się, że nie damy rady polecieć. Nie najlepiej się czuję, mam mrowienie w nodze, może to jakiś paraliż. Takich symptomów nie powinno się bagatelizować – rzekł Wiktor.

Momentalnie poczułam falę gniewu. Czyżby postradał zmysły? Moja najbliższa przyjaciółka miała stanąć na ślubnym kobiercu. Niestety, los sprawił, że jej wybrankiem został Hiszpan, a uroczystość zaplanowano w okolicach Sewilli. Rezerwacja lotów – załatwiona, kreacja i upominek także. A teraz on wymaga ode mnie, żeby to wszystko poszło na marne z powodu jego zdrętwiałej nogi?! W dodatku jestem przekonana, że zdrętwiała mu od siedzenia na niej przed telewizorem...

– Wiktor, podnieś się z kanapy, przejdź się kawałek, a ta dolegliwość minie. Nie rób scen – starałam się dotrzeć do jego zdrowego rozsądku.

Miałam świadomość, że to bez sensu. Jeśli mój facet ubzdurał sobie, że coś mu dolega, nie dawał za wygraną, dopóki trójka medyków nie przekonała go, że jest zdrów jak ryba. Ale teraz postanowiłam być nieugięta. Wiktor liczył, że zostanę przy nim i otoczę go opieką, ale ja polecałam w pojedynkę do Sewilli. A gdy wróciłam, spakowałam manatki i wyprowadziłam się.

– Jestem schorowany, przykro mi, że nie umiesz tego zrozumieć. Mam nadzieję, że przynajmniej pojawisz się na moim pogrzebie – tymi słowami pożegnał mnie Wiktor.

Przeszedł samego siebie

Kiedy zaczynaliśmy się spotykać, nawet przez moment nie podejrzewałam, że cała ta historyjka z dolegliwościami Wiktora to zwykła hipochondria. Owszem, napomykał czasem o bolących kościach albo dychawicy, gdy tylko padał pomysł wspinaczki po szlakach albo spływu kajakiem. Ale przecież każdemu zdarza się chorować, mieć swoje kłopoty zdrowotne – tak sobie to tłumaczyłam.

Pierwsze sygnały, że dzieje się coś niepokojącego, pojawiły się podczas wesela mojej kuzynki. Jej tata pracuje jako lekarz. Do momentu, gdy Wiktor nie poznał tego faktu, wszystko układało się świetnie. Impreza trwała w najlepsze, a zegar wskazywał późną godzinę.

– Słuchaj, doktorku, skrobniesz mi na kartce, że wóda to samo zdrowie? Żona mi uwierzy! – wymamrotał kompletnie nawalony kuzyn.

Nagle Wiktor, który prawie przysypiał z głową na blacie, poderwał się jak oparzony.

– Zaraz, zaraz, pan jest medykiem? A w jakiej pan się specjalizuje dziedzinie?

– Skupiam się głównie na dermatologii – oznajmił wuj, wyraźnie zdziwiony nagłym pytaniem.

Wciąż nie mogę pojąć, że Wiktorowi przyszło do głowy zrobić coś takiego. W obecności sporej grupy ludzi, siedząc przy stole, ni z tego, ni z owego, zaczął zdejmować z siebie ubranie. Pozbył się górnej części garderoby, uniósł w górę lewą rękę i podstawił wujowi pod jego narząd powonienia swoją pachę.

– Niech wujek rzuci okiem, dostrzega wujek tę plamkę? Obawiam się, że to może być zmiana złośliwa. Zauważyłem je siedem dni temu. Od tego czasu zdążyło urosnąć dwa razy…

Stryj delikatnie się wycofał i zerknął na mnie z błaganiem w oczach. Z twarzą czerwoną jak burak poderwałam się z siedzenia.

– Wiktor, daj spokój, co ty odstawiasz – usiłowałam go odciągnąć na stronę.

– Anka, daj mi skończyć, to ważna kwestia. Panie doktorze, niech pan tylko rzuci okiem…

Wiktor usiłował się uwolnić z mojego uścisku, ale jakoś zdołałam go przytrzymać wystarczająco długo, by wujek dał się namówić cioci Krystynie na taniec. Dzięki wsparciu taty udało nam się zaprowadzić go do sypialni. Był już nieźle wstawiony, więc szybko odpłynął w objęcia Morfeusza. Zeszłam na parter, odnalazłam wujka i przeprosiłam go za całe zamieszanie.

Teraz już wiem, po kim ma charakter

– Przestań się zadręczać, Aniu, to absolutnie nie twoja wina. Ten znak na jego ciele to tylko niegroźna zmiana w pigmentacji, nie ma żadnego nowotworu skóry. Przekaż to Wiktorowi jak wstanie.

Mąż oczywiście nie zamierzał zaufać opinii wujka.

– Kiepsko tam widział po ciemku. Poza tym, sprawdziłem go w internecie – facet nie ma nawet tytułu doktora. Nie zna się na medycynie.

Dopiero po wizycie u trzech różnych medyków, łącznie z profesorem, za którego poradę zapłaciliśmy 300 zł, mój mąż w końcu uwierzył, że ta zmiana skórna to nie czerniak. Jego ciągła obawa o własne zdrowie miała swoje źródło. Dotarło to do mnie, gdy spotkałam jego matkę.

Pani Joanna trzymała „Encyklopedię zdrowia” na blacie stolika, który stał tuż przy sofie. Książka nosiła wyraźne ślady częstego użytkowania. W pobliżu, jeden na drugim, spoczywały wycięte z kolorowych magazynów artykuły, traktujące o schorzeniach i alternatywnych sposobach ich zwalczania. Gdy jedliśmy obiad, gospodyni zanudziła mnie wyliczanką wszystkich dolegliwości, które jej dokuczały. Po tym, jak podała deser, zaprezentowała mi album zawierający fotografie Wiktora z lat jego dzieciństwa.

– Patrz, wczasy w Ciechocinku. Tylko tam udawało nam się wyjeżdżać. Nad Bałtyk ani razu nie pojechaliśmy – oboje zmagamy się z chorobami tarczycy. W górskie rejony również nie, przez problemy z układem krążenia. Cóż, schorowanym ludziom jak my nie jest łatwo żyć – snuła opowieść.

Mama Wiktora sprawiała wrażenie, jakby pamiętała o każdym przeziębieniu i zdartym kolanie swojego dziecka. Byłam tym faktem kompletnie zaskoczona, ponieważ mnie wychowano zgoła odmiennie. Posiadam trzech braci, każdy jest starszy ode mnie.

Jędrzej, pierworodny, przyszedł na świat kiedy nasi rodzice byli jeszcze bardzo młodziutcy. Mamusia strasznie się bała, że zrobi maluchowi coś złego. Jak tylko bobas kichnął, gnała z nim do przychodni. Gdyby nie pojawiło się nas później więcej, to Jędrzej chyba wyrósłby na mięczaka, bo mama zabraniała mu wdrapywać się po drabinkach, biegać czy podskakiwać.

Maciek urodził się po pięciu latach, a Krzyś raptem czternaście miesięcy po nim. Przy gromadce dzieciaków mama była zmuszona trochę „odpuścić”. Przeziębienia i skaleczenia ogarniało się w czterech ścianach domu, bez lekarza. Moje przyjście na ten świat totalnie zaskoczyło staruszków.

Brakowało im energii i wytrzymałości. Częściowo wychowywałam się sama. Bywało tak, że szłam na lekcje z ogromnym katarem i z temperaturą. Po dziś dzień nieczęsto chodzę do przychodni. Robię to tylko z konieczności – przykładowo, kiedy podejrzewam złamanie kości.

Zdaję sobie sprawę, że powinnam była zostawić Wiktora o wiele wcześniej. Jednak, gdy dotarło do mnie, że on w rzeczywistości nie choruje, miałam nadzieję, że uda mi się go „uzdrowić”. Minęły cztery lata zanim pojęłam, że nie jestem w stanie mu pomóc.

Poznałam go w samolocie

Chciałabym wam coś wyznać. Gdyby nie to, że na ślubie Aśki wpadł mi w oko Adam, to prawdopodobnie nie rozstałabym się z Wiktorem od razu po przyjeździe z Sewilli. Pierwsza nasza rozmowa odbyła się jeszcze w samolocie. Wlokłam ze sobą na pokład pokrowiec z kiecką. Gościa z podobnym pokrowcem dostrzegłam już na lotnisku. Przyszło mi wtedy do głowy: a może on leci na tę samą imprezkę?

Tuż przed startem dostałam telefon od Aśki.

– Chcę mieć pewność, że siedzisz w samolocie i Wiktorowi nie udało się namówić cię na zmianę planów.

– Tak, jestem na pokładzie, spakowałam kreację i niedługo będę na miejscu. A, i przekaż Juanowi, że zanim mu cię przekażę, czeka nas poważna rozmowa. Buziaki!

Jakieś piętnaście minut po tym, jak wzbiliśmy się w powietrze i można było pozbyć się pasów bezpieczeństwa, gość w eleganckim garniturze zbliżył się do mojego fotela.

– Wybacz, wiem, że to nieelegancko, ale mimo woli dosłyszałem twoją rozmowę. Czy przypadkiem udajesz się na wesele Asi i Juana?

Wyszło na jaw, że faktycznie zmierzamy na tę samą uroczystość.

– Ja jestem kuzynem Joanny. Moi rodzice uznali, że to dla nich za duża wyprawa, więc przyszło mi reprezentować familię.

Adam sprawił, że reszta lotu okazała się łatwiejsza i milsza. Po przybyciu na lotnisko wsiedliśmy do auta z wypożyczalni i w niecałą godzinę dotarliśmy do naszego hotelu. Gdy tylko Aśka zauważyła mnie w towarzystwie Adama, od razu zaczęła snuć plany, by nas zeswatać.

– Oboje jesteście sami, więc umieszczę was obok siebie przy stole, żebyście mogli miło spędzić czas – oznajmiła, puszczając oko. – A, i mogłabyś podjechać do miasta po mój bukiecik? Poproszę Adama, aby cię podwiózł.

Trudno było mi się gniewać na Joannę, ponieważ przez ostatnie parę godzin polubiłam Adama. Świetnie nam się gadało. Kochał się wspinać, a ja uwielbiałam chodzić po górach. Zanim związałam się z Wiktorem, chciałam iść na kurs wspinaczkowy, ale potem musiałam przełożyć to na kiedy indziej.

– Kurs? Ciekawe. W sierpniu akurat będę prowadził kurs dla początkujących w R. Lista jest pełna, ale dla znajomej mogę zrobić wyjątek, jeśli chcesz.

Koniec z tym biadoleniem

Na ślubie pojawiło się sporo znajomych Juana, a ludzi z Polski można było policzyć na palcach jednej ręki. Adam sprawił, że zabawa była naprawdę udana. Pokazał, że ma niesamowity talent do tańca. Spowodował też, że przypomniałam sobie o wszystkich rzeczach, które uwielbiałam robić, a z których zrezygnowałam będąc z Wiktorem. Uświadomił mi też, ile marzeń porzuciłam na rzecz tego związku. To sprawiło, że coś we mnie pękło i postanowiłam się temu sprzeciwić.

Nie wiem, czy nasza znajomość z Adamem przerodzi się w coś poważniejszego. Teraz staram się nie myśleć zbyt dużo o przyszłości. Dzięki niemu mogłam nadrobić taneczne zaległości z ostatnich czterech lat…
Wiktor nigdy nie przepadał za tańcem i irytował się, gdy na imprezach szłam potańczyć z innymi osobami. Żeby uniknąć jego złości, przeważnie siedziałam obok niego, tylko z utęsknieniem spoglądając na roztańczonych ludzi na parkiecie.

Zaczynam się zastanawiać, czy na pewno tak powinno wyglądać moje życie. Czy faktycznie mam ochotę do końca swoich dni przebywać w mieszkaniu i wysłuchiwać o rzekomo realnych dolegliwościach mojego partnera? Dodatkowo pełnić rolę darmowej pielęgniarki? Marzy mi się taniec, wspinaczka górska i poznawanie świata. W przyszłości chciałabym założyć rodzinę, ale jakoś nie potrafię sobie wyobrazić Wiktora w roli taty.

Na ten moment urządzam swoje własne mieszkanie. Przygotowuję się również do kursu wspinaczkowego – Adam dał mi spis rzeczy, które muszę nabyć oraz zestaw treningów do wykonywania. Co przyniesie jutro – czas pokaże.

Anna, 30 lat

Czytaj także:
„Romans męża wyszedł na jaw u fryzjerki. Jakaś lala wychwalała jego zdolności w łóżku, a ja kipiałam z wściekłości”
„Dla biologicznej matki byłem rekwizytem do żebrania pod kościołem. Bez żalu oddała mnie za parę stów”
„Po śmierci męża znalazłam ukryty pendrive. Dzięki niemu mogłam się zapoznać z całą kolekcją jego kochanek”

Reklama
Reklama
Reklama