Reklama

Odkąd pamiętam, wszystko robiłem dla Julki. Kiedy odeszła jej mama, miałem dwie opcje: rozsypać się albo podnieść i zostać najlepszym ojcem, jakiego mogła mieć. Zrezygnowałem z siebie. Pracowałem na budowie po godzinach, żeby mogła mieć książki, ciepły obiad i spokojne dzieciństwo.

Gdy wygrałem w totolotka, nie myślałem o wakacjach czy nowym aucie. Od razu wiedziałem – zabezpieczę przyszłość córki. Kupiłem dom, opłaciłem studia, wszystko zapisałem na nią. Po cichu wierzyłem, że będzie pamiętać, kto za tym wszystkim stoi. Naiwnie. Ale wtedy jeszcze nie znałem Michała.

Czułem się opuszczony

To był grudzień. Pamiętam, bo wtedy pierwszy raz nie zaprosiła mnie na Wigilię. Zadzwoniłem tydzień wcześniej. Głos miała chłodny, jakby rozmawiała z kimś obcym.

– Julka, bardzo chciałbym przyjechać na święta. Zrobię barszcz, jak lubisz...

– Tato, w tym roku spędzamy z Michałem i jego rodziną.

– Ale... ja zawsze z wami byłem.

– Wiem. Ale teraz jest inaczej. Michał chce trochę spokoju. Nie mamy miejsca, rozumiesz?

Nie rozumiałem. Serce mi stwardniało, a w uszach zadźwięczało to jej „rozumiesz?”. Jakby prosiła bezczelnie, żebym sam się domyślił, że już nie jestem częścią ich życia.

W domu opieki choinka świeciła się blado. Pani Celina przykleiła do moich drzwi kartkę z napisem „Wesołych Świąt, panie Tomaszu!”. Uśmiechnąłem się sztucznie.

– Nie będzie pan dziś z córką? – zapytała delikatnie.

– Nie, ma inne plany.

– To może przyniosę panu kawałek sernika. I zrobię herbatę, dobrze?

Skinąłem głową. Po chwili zostałem sam. Siedziałem w ciszy, patrząc na pusty fotel przy oknie. Podobny mieliśmy w domu, gdzie kiedyś Julka siadała jako dziecko z książką.

„To już?” – pomyślałem. „Czy naprawdę to wszystko się już skończyło?”

Bo choć miałem dach nad głową i ciepły koc na kolanach, czułem się, jakbym stał na mrozie – samotny, zapomniany, z sercem zawieszonym gdzieś pomiędzy dumą a rozpaczą.

Wszystko straciłem

Poprosiłem ją o spotkanie. Przyjechała, ale nie sama. Michał był z nią. Rozsiadł się wygodnie w fotelu, w swoim eleganckim płaszczu, jakby przyjechali na wizytację. Ona stała z założonymi rękami, jakby chciała szybko skończyć tę rozmowę.

– Chciałem tylko zapytać... kiedy będę mógł wrócić do domu? – zacząłem.

– Tato... – zaczęła, ale Michał wszedł jej w słowo.

– Panie Tomaszu, to nie takie proste. Chodzi o pańskie zdrowie. Potrzebuje pan opieki. A dom, wiadomo, nieprzystosowany. Schody, brak łazienki na dole...

– Ale przecież jestem sprawny. Sam sobie gotuję, chodzę, nie potrzebuję żadnych pieluch! – przerwałem mu. – To mój dom. Moje miejsce.

Julia spuściła wzrok.

– Tato, to naprawdę dla twojego dobra. Tam będziesz bezpieczny.

– Bezpieczny? – warknąłem. – Bezpieczny to ja się czułem, kiedy robiłaś ze mną pierogi, mając pięć lat. Kiedy płakałaś z tęsknoty, bo musiałem iść na nocną zmianę.

Milczeli. Michał westchnął teatralnie, spojrzał na zegarek.

– Musimy już jechać.

Zostali jeszcze chwilę. Julia dała mi paczkę z herbatą i książką, którą i tak już miałem. Nie usiadła. Pożegnała się zdawkowym „dbaj o siebie”. Michał tylko kiwnął głową.

Kiedy drzwi się zamknęły, znowu zostałem sam. I pierwszy raz poczułem, że wszystko, co oddałem – dom, pieniądze, bezpieczeństwo – przestało być moim wyborem. Stałem się niepotrzebnym dodatkiem do własnej historii.

To mi złamało serce

Usłyszałem to przypadkiem. Pani Celina zostawiła mi okno otwarte, a ja, chcąc je domknąć, usłyszałem głosy z dziedzińca. Julia stała pod drzewem i rozmawiała z Michałem.

– Przecież już o tym rozmawialiśmy. Spokojnie. Wszystko pod kontrolą. Dom pójdzie na sprzedaż po nowym roku. Notariusz powiedział, że nie będzie problemu, bo wszystko przepisane.

Czułem, jak nogi uginają się pode mną. Słowa wżerały mi się w skórę jak kwas. To nie jego sprawa. Mój dom. Mój dom!

Pobiegłem na dół. Nie pamiętam nawet, jak znalazłem się przy nich.

Sprzedajecie dom?! – wykrzyczałem.

Julia spojrzała na mnie z zaskoczeniem, potem na Michała.

– Tato, to nie miejsce na takie rozmowy.

– To był mój dom. Zbudowałem go dla ciebie. Ty w nim dorastałaś, bawiłaś się w ogrodzie, śmiałaś się w kuchni, zasypiałaś z bajką. Jak możesz?

Julia zacięła usta. Michał wtrącił się:

– Dom jest zapisany na Julię. Formalnie...

Zamilcz! – przerwałem mu. – Nawet nie próbuj tego tłumaczyć.

Spojrzałem na córkę. Szukałem w jej oczach choć odrobiny wstydu. Ale zobaczyłem tylko chłód.

– Tato... ten dom... to już nie jest twój dom – powiedziała cicho, ale stanowczo.

Odwróciła się i odeszła.

Tego dnia przestałem być właścicielem czegokolwiek. Został mi tylko zegarek po ojcu i serce, które biło już tylko z przyzwyczajenia.

Oddałem jej wszystko

To był słoneczny dzień. Julia miała wtedy dziewiętnaście lat. Przyszła do mnie z uśmiechem i teczką pełną papierów. Właśnie dostała się na studia – psychologia, jak marzyła. Ja, spocony po pracy, w zakurzonym roboczym ubraniu, patrzyłem na nią z dumą.

– Tato, nie wiem, jak ci się odwdzięczę. Zrobiłeś dla mnie wszystko.

– Jeszcze nie wszystko – odparłem i położyłem przed nią dokumenty.

– Co to?

– Darowizna. Dom, konto, samochód – wszystko dla ciebie. Tak będzie prościej, jak już zaczniesz życie na własny rachunek.

Zamarła.

– Tato, nie przesadzasz?

– Nie. Masz prawo czuć się bezpieczna. Nie chcę, żebyś kiedyś martwiła się o testamenty, sądy czy podziały. To wszystko twoje. Ja już swoje przeżyłem.

Uściskała mnie tak mocno, że aż zabolało. Potem pobiegliśmy do notariusza. On czytał, a ja podpisywałem.

– Jest pan pewny? – zapytał raz.

– W stu procentach. To moja córka.

Dziś często wracam do tamtej chwili. Do tamtego uścisku. Do tego spojrzenia, w którym widziałem wdzięczność i miłość. Tylko że to spojrzenie gdzieś zniknęło. Zamieniło się w obojętność.

Wpatruję się w odbicie w szybie – siwe włosy, zwiotczała skóra, zmęczone oczy. I myślę: Oddałem jej wszystko. A zostało mi łóżko z kółkami i numer przy drzwiach.

Stałem się wspomnieniem

Dzwoniłem do niej przez trzy dni. Raz o ósmej, raz o siedemnastej, raz tuż przed snem. Zostawiałem wiadomości, takie zwykłe. Że chciałem tylko pogadać. Że tęsknię. Że może znajdzie chwilę, żeby przyjechać.

Za każdym razem skrzynka głosowa. Jej głos – uprzejmy, chłodny, nagrany lata temu – mówił, że oddzwoni, gdy będzie mogła.

Nie oddzwoniła.

Czwartego dnia Celina weszła do mojego pokoju ze złożoną kartką.

– To od Julii. Przyszło dzisiaj rano – powiedziała i spojrzała na mnie uważnie. – Czy mam poczekać?

– Nie trzeba.

Zacisnąłem palce na papierze. Znam jej charakter pisma. Proste litery, bez ozdobników. Zawsze pisała jak ktoś, kto nie ma czasu na sentymenty.

„To koniec. Nie dzwoń”.

Trzy słowa. Nic więcej. Żadnego „tato”, żadnego „przepraszam”, żadnego „kocham cię, ale...”

Zsunąłem się na krzesło. Serce waliło, ale łzy nie przyszły. Już chyba nie umiałem płakać.

– Panie Tomaszu... – odezwała się cicho Celina. – Może chce pan... pogadać?

– Nie trzeba. W sumie dobrze, że napisała. Przynajmniej wiem, na czym stoję.

Spojrzałem przez okno. Na ławeczce siedziała jakaś starsza pani z wnuczką. Śmiali się z czegoś. Dziewczynka tuliła się do niej, jakby nie istniał świat poza nimi.

Już nie jestem ojcem – powiedziałem cicho. – Jestem wspomnieniem.

Tego nikt mi nie odbierze

Siedzę w ogrodzie domu opieki, na tej samej ławce co zawsze. Jesienne słońce słabo grzeje, ale jeszcze nie zniknęło. Przede mną dzieci biegają między liśćmi. Starsi ludzie siedzą obok swoich bliskich – ktoś przyniósł szarlotkę, ktoś inny album ze zdjęciami. Ja mam tylko kubek herbaty i ciepły szalik, który dostałem od Celiny.

Czasem pytają mnie, czy mam rodzinę. Mówię, że miałem córkę. Że była mądra, piękna, ambitna. Że zrobiłem dla niej wszystko. Nie mówię, jak się skończyło. Nie chcę, żeby patrzyli na mnie z litością.

Celina przysiada się obok. Kładzie mi dłoń na ramieniu.

– Jeszcze warto żyć, panie Tomaszu.

– Wiem – uśmiecham się. – Ale nie zawsze wiem po co.

Milczymy chwilę. Wiatr niesie zapach palonych liści. Czuję, jak coś ściska mnie w gardle. Wiem, że nie zobaczę już Julii. Że moje miejsce w jej życiu się skończyło.

Ale pamiętam, jak tuliła się do mnie po raz pierwszy. Jak uczyła się jeździć na rowerze. Jak płakała na moim ramieniu, gdy odeszła jej mama. Jak szeptała mi w ucho: Tatusiu, jesteś najlepszy na świecie.

Tego mi nikt nie odbierze.

I choć teraz jestem sam, choć jestem nikim w dokumentach, w księgach wieczystych, w testamencie – w jednym byłem pierwszy.

Byłem jej ojcem.

Tomasz, 75 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama