Reklama

Mój ojciec zawsze był dla mnie ostoją spokoju i przewidywalności. Typowy facet starej daty – pracowity, zamknięty w sobie, ale uczciwy do bólu. Nigdy nie mówił wiele o przeszłości, a ja nigdy nie drążyłem. Myślałem, że wiem o nim wszystko, że nie ma żadnych tajemnic. Planowałem wyjazd za granicę, nowy etap życia – miałem to wszystko poukładane, aż do dnia, kiedy wpadłem na trop czegoś, co kompletnie wywróciło mój świat. Nie spodziewałem się, że przez trzynaście lat ojciec ukrywał coś takiego. Po tym, co odkryłem, nic nie było już takie samo.

Ojciec, jakiego znałem

Zawsze myślałem, że mój ojciec to po prostu zwykły, szary człowiek. Emerytowany kolejarz, który całe życie przepracował na torach, a po pracy siadał w fotelu i czytał gazetę. Nie był ani wylewny, ani zbyt rodzinny, ale nigdy też nie zrobił nic, co by wzbudziło mój niepokój. Cichy, metodyczny, porządny. W naszym domu wszystko miało swoje miejsce, a on – swoje rytuały. Wstawał o szóstej, nawet na emeryturze, robił herbatę, czytał wiadomości, potem spacer, krzyżówka, obiad o trzynastej. Żadnych niespodzianek.

Mój obraz ojca był stabilny jak skała. Może trochę nudny, może mało emocjonalny, ale za to przewidywalny i bezpieczny. Jako dziecko czasem zazdrościłem kolegom bardziej rozrywkowych ojców, którzy grali z nimi w piłkę, zabierali na ryby, śmiali się głośno. Mój tata był cichy. Nie pił, nie bił, nie krzyczał. Po prostu był. Zawsze obecny, ale w tle.

Kiedy mama zmarła dziesięć lat temu, jeszcze bardziej zamknął się w sobie. Pamiętam jego pusty wzrok na pogrzebie, ale ani jednej łzy. Jakby nie pozwalał sobie na żadne emocje. Myślałem, że tak po prostu ma. Że jego pokolenie nie mówi o uczuciach.

Dlatego kiedy znalazłem przypadkiem stary karton po butach z napisem „pamiątki”, nie spodziewałem się niczego nadzwyczajnego. Myślałem, że znajdę zdjęcia z młodości, jakieś stare listy, może legitymację z pracy. Tymczasem to, co zobaczyłem, było jak uderzenie w głowę. W jednej chwili przestałem znać człowieka, który wychował mnie przez trzydzieści lat.

Ostatni rok przed burzą

Ostatni rok był dla mnie czasem decyzji i zmian. W końcu zebrałem się w sobie i postanowiłem wyjechać do Holandii. Kolega załatwił mi pracę w dużej firmie transportowej. Miałem tam zacząć od podstaw, ale z perspektywą szybkiego awansu. Pieniądze były konkretne, a w Polsce… cóż, życie się nie układało. Dziewczyna zostawiła mnie bez słowa wyjaśnienia, a umowa w pracy nie została przedłużona. Miałem dość duszenia się w tym samym mieście, z tymi samymi ludźmi i powtarzającymi się problemami.

Ojciec zareagował na mój plan z chłodną aprobatą.

– No, jak musisz… – mruknął tylko, jakby to była decyzja o kupieniu nowych butów, a nie o przewróceniu życia do góry nogami.

– Muszę. Nie chcę tu gnić do końca życia.

– Jak uważasz – wzruszył ramionami, nawet nie odrywając wzroku od talerza.

Taka była nasza rozmowa. Tyle emocji, ile w czytaniu rozkładu jazdy. Ale nie miałem mu tego za złe. Przywykłem. Wiedziałem, że okazanie jakichkolwiek uczuć to dla niego jak przepłynięcie Amazonki wpław. Kilka tygodni przed wyjazdem postanowiłem uporządkować swoje rzeczy, także część strychu, gdzie trzymałem jeszcze swoje stare książki i pudełka z dzieciństwa. Ojciec tylko kiwnął głową, gdy zapytałem, czy mogę tam wejść.

Wtedy właśnie trafiłem na ten karton. Stał głęboko w rogu, przykurzony, na pierwszy rzut oka niepozorny. Ale miałem wrażenie, że ktoś go kiedyś celowo tam schował. Jakby chciał, żeby nikt go nie znalazł.

Życie w pudełku po butach

Karton był stary, lekko wgnieciony, z wyblakłym logo sklepu obuwniczego. Nic szczególnego. Ale kiedy go otworzyłem, poczułem dziwny ucisk w żołądku, jakby podświadomość ostrzegała mnie, że nie powinienem tego ruszać. Na wierzchu leżały stare dokumenty – kilka pożółkłych kopert, jakieś zaświadczenia, rachunki. Przekładałem je od niechcenia, aż pod jedną z kartek zobaczyłem zdjęcie. Wyciągnąłem je ostrożnie. Była na nim kobieta w czerwonej sukience, oparta o maskę samochodu, śmiejąca się do obiektywu. Obok niej stał mój ojciec – młodszy o jakieś trzydzieści lat, ale nie dało się pomylić. To był on. Tyle że… kobieta to nie była moja mama.

Nigdy nie widziałem tej twarzy, a zdjęcie nie wyglądało jak przypadkowa fotografia z imprezy. Była intymność w ich spojrzeniach. Bliskość. Uśmiech, jakiego ojciec nigdy nie miał przy matce. Przewróciłem zdjęcie. Z tyłu był napis: „D. i Z. – nasze pierwsze lato razem. 1997”. Pod spodem dwa serduszka. Z. jak Zbigniew – imię ojca. Ale kim była D.? I dlaczego nigdy o niej nie słyszałem?

W kolejnych kopertach znalazłem więcej zdjęć tej samej kobiety, czasem z ojcem, czasem z małym chłopcem. Wszystko wyglądało, jakby byli rodziną. Trzymałem te zdjęcia w dłoniach i czułem, że moje serce wali jak młotem. Ojciec miał drugie życie. Drugą kobietę. I… dziecko? Nagle dotarło do mnie, że przez trzydzieści lat żyłem obok kogoś, kogo kompletnie nie znałem.

Wszystko zaczęło się od jednego zdjęcia

Cały wieczór chodziłem po domu jak lunatyk. Zdjęcia leżały na biurku, a ja co chwila do nich wracałem, jakby miały nagle przemówić i wytłumaczyć mi wszystko. Kobieta w czerwonej sukience pojawiała się na kolejnych fotografiach – raz w kuchni, raz na spacerze, raz z ojcem, który trzymał ją za rękę, uśmiechnięty i zrelaksowany. I ten chłopiec… Chłopiec, który wyglądał na może pięć lat. Czarne oczy, lekki uśmiech. Im bardziej się przyglądałem, tym bardziej coś mnie uderzało – on był podobny. Do mnie.

Nie mogłem przestać o tym myśleć. Czy to możliwe, że miałem przyrodniego brata? Że ojciec żył równolegle w dwóch światach? A może... to był jego prawdziwy syn, a ja tylko przypadkiem? W końcu nie wytrzymałem. Wszedłem do salonu, gdzie ojciec jak zwykle siedział w fotelu i przeglądał gazetę.

– Muszę z tobą porozmawiać – powiedziałem, trzymając zdjęcia w dłoni.

Spojrzał na mnie, a potem na fotografie. W jednej chwili jego twarz zrobiła się blada. Nie odezwał się. Tylko wstał powoli, jakby ważył każdy ruch.

– Gdzie to znalazłeś?

– Na strychu. W kartonie, w rogu. Dlaczego mi nigdy nic nie powiedziałeś?

Nie odpowiedział od razu. Zdjął okulary, usiadł z powrotem i wpatrywał się w dywan.

– Bo nie miałem odwagi – wyszeptał w końcu. – I miałem nadzieję, że nigdy nie będziesz musiał tego wiedzieć.

Wtedy wiedziałem, że to dopiero początek.

Naprawdę ją kochał

Siedzieliśmy w milczeniu, jakby powietrze w pokoju zgęstniało. Ojciec unikał mojego wzroku. W końcu odezwał się cicho, bez emocji, jakby recytował wyrok.

– Poznałem ją przed twoją matką. Danuta. Pracowała w kasie dworca. Byliśmy młodzi, głupi, zakochani. Planowaliśmy wspólne życie, ale jej ojciec był przeciwny. Miała wyjechać za granicę, a ja zostałem. Nie walczyłem. Po prostu pozwoliłem jej odejść.

Przerwał na moment. Ja milczałem, czekając.

– Później poznałem twoją mamę. Była dobra, cicha, nie zadawała pytań. Życie toczyło się dalej… Aż pewnego dnia Danuta wróciła. Miała syna. Michał. Powiedziała, że to moje dziecko.

Poczułem, jak coś we mnie pęka.

– I co zrobiłeś?

– Płaciłem alimenty. Jeździłem do nich raz w miesiącu, czasem rzadziej. Nikomu nic nie mówiłem. Nie chciałem ranić twojej matki. A potem... wszystko się pogmatwało. Danuta wyjechała z Michałem, kontakt się urwał. Ostatni raz widziałem ich trzynaście lat temu.

Zacisnąłem pięści. Czułem mieszaninę złości i żalu.

– Całe życie udawałeś. A ja? Ja nie miałem prawa wiedzieć, że mam brata?

Bałem się, że mnie znienawidzisz – spojrzał mi prosto w oczy. – I może miałem rację.

Chciałem coś powiedzieć, krzyknąć, ale słowa nie przechodziły mi przez gardło. Nie wiedziałem już, kim jestem – i kim tak naprawdę był mój ojciec.

Nie da się wrócić do poprzedniego życia

Minęły dwa miesiące, odkąd ojciec wyznał mi prawdę. Dwa miesiące, które spędziłem jak we śnie – pełnym wątpliwości, niedopowiedzeń i narastającego żalu. Mój wyjazd do Holandii zawisł w próżni. Nie potrafiłem spakować się, ruszyć dalej, udawać, że wszystko jest po staremu. Bo nie było.

Znalazłem Michała. Mieszka w Bydgoszczy. Ma żonę i córkę. Napisałem do niego, bez żadnych oczekiwań. Odpisał po tygodniu – krótko, bez emocji, ale z ciekawością. Umówiliśmy się na spotkanie. Był do ojca podobny bardziej niż ja. I w oczach miał ten sam chłód. Rozmawialiśmy długo. O dzieciństwie, o Danucie, o ojcu. Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy braćmi, ale przynajmniej teraz wiemy o sobie.

Ojciec patrzy teraz na mnie inaczej. Czasem jakby chciał się cofnąć, coś naprawić, ale już nie potrafi. Ja też nie potrafię zapomnieć. Jego milczenie przez te wszystkie lata bolało mnie bardziej niż sama prawda. Nie wyjechałem. Na razie. Potrzebuję czasu, żeby to wszystko zrozumieć. Przemyśleć. Ułożyć sobie w głowie, kim jestem, jeśli życie, które znałem, okazało się tylko częścią prawdy.

Bo są sekrety, które zmieniają wszystko. Takie, po których nie da się już wrócić do poprzedniego życia. Można tylko iść dalej – z tym, co się wie, z tym, co się czuje… i z tym, co się straciło.

Adrian, 30 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama