Reklama

– To już moja trzecia wizyta w tym miejscu – rzuciła mimochodem współpasażerka z sąsiedniego fotela w samolocie, wiercąc się jakby szukała najwygodniejszej pozycji. – Ten wyjazd ten nie jest przypadkowy… Zdradzę pani szczegóły podczas lotu – dodała z tajemniczą nutą w głosie.

Dzieci wysłały mnie na wycieczkę

Moja towarzyszka podróży miała na pewno ponad 60 lat, ale wyglądała fantastycznie jak na swój wiek! Wystrojona, fryzura prosto od fryzjera, ubrana w najmodniejsze ciuchy. Wyglądałam obok niej jak biedna ciotka na imieninach. Latorośle wysłały mnie do Hiszpanii, wszystko opłaciły i niemal przemocą wpakowały do samolotu. To miała być nagroda za cały rok doglądania wnucząt. Zaklinałam je, by odpuściły.

– Pojadę do cioci Zosi na działeczkę – perswadowałam. – Ponoć jest masa malin. Zrobię wam soczek, dżemik… Na co marnować pieniądze na zbytki.

Dzieci zignorowały moje prośby, dlatego teraz, zamknięta w latającej maszynie, błagam Boga o bezpieczny lot. Czy media nie donoszą nieustannie o rozmaitych tragediach?!

Sześć lat temu zostałam wdową. Przez trzydzieści lat dzieliłam z małżonkiem ponurą, bezbarwną egzystencję. Był despotą i dusigroszem. Nie wypada szargać pamięci po kimś, kto odszedł z tego świata, ale po jego stracie zdecydowałam stanowczo: dość! Żaden facet mnie nie przekona, by znów się zaangażować. Wybieram samotność!

Za granicą byłam zaledwie jeden raz, dawno temu, gdy jeszcze istniała Jugosławia. Znajomi przekonali nas, żebyśmy spróbowali handlu. Jestem nieśmiała, więc myśl o nagabywaniu ludzi na bazarze i targowaniu się była dla mnie istnym koszmarem.

Siedząca obok mnie w samolocie elegancka kobieta gadała jak najęta, a ja nie potrafiłam jej przerwać. Przymykałam powieki, udając, że drzemię, ale ona zupełnie to ignorowała. Opowiadała o jakimś Polaku, u którego zatrzymują się wycieczki. To podobno właściciel niewielkiego, ale bardzo przytulnego pensjonatu na Costa Brava.

Ten opis zrobił na mnie spore wrażenie

– Zobaczy pani, to fantastyczne miejsce. Urządzone komfortowo, ze smakiem, a jednocześnie swojsko i ciepło. No a właściciel to taki przystojniak, jak hollywoodzki gwiazdor! Jak tylko zobaczyłam go po raz pierwszy, to od razu straciłam dla niego głowę. Teraz odkładam kasę, aby regularnie tam zaglądać.

– A on też się w pani zabujał? – wyrwało mi się odruchowo.

– Eh, nie było mi to pisane – odparła z rezygnacją. – Zjeżdżają się do niego tłumy wielbicielek z najróżniejszych zakątków globu i każda ma nadzieję, że wpadnie mu w oko…

– A ile on ma lat?

– Tyle co my – powiedziała, a ja poczułam ukłucie w sercu, bo ona na bank miała więcej lat na karku niż ja.

Przyszło mi do głowy, że muszę wyglądać jak siedem nieszczęść, bo nawet do fryzjerki nie wpadłam przed wyjazdem, żeby odświeżyć kolor i skrócić grzywkę. Pomarszczona, wiekowa kobieta…

Katalonia skojarzyła mi się z jej flagą: złocistą i krwistoczerwoną. Człowiek ma tu wszystko, czego dusza zapragnie – bezkresne morze, wartki nurt Ebro, rozległe niziny, pagórkowate wyżyny, majestatyczne góry i piaszczyste plaże. Do tego dochodzą zapierające dech w piersiach zabytki, świetnie rozwinięta infrastruktura turystyczna, cudowne ogrody botaniczne i kilometrowe trasy do spacerowania. To istny raj na ziemi!

Pensjonat, w którym byłyśmy zakwaterowane faktycznie nie należał do największych, ale lśnił czystością i był urządzony z niebywałą starannością. Przydzielono mi pokój dwuosobowy, a za współlokatorkę miałam poznaną w samolocie panią Gabrielę.

Od razu wpadła w wir przygotowań, gdyż gospodarz miał w zwyczaju witać gości podczas pierwszej kolacji.

Stroiła się jak na bal u królowej

– Muszę wyglądać olśniewająco! – powtarzała, wirując przed lustrem. – Może teraz go oczaruję? W co pani planuje się ubrać, pani Alu?

Miałam kilka koszulek z bawełny, dwie barwne spódniczki, jeansy, podomkę i to by było na tyle.

– Jestem poza zasięgiem rywalizacji, nie mam potrzeby się stroić – odparłam.

Gabrysia tak bardzo mnie nakręciła, że z niecierpliwością wyczekiwałam przybycia gospodarza. I nie zawiodłam się ani trochę. Przystojniak jakich mało, z siwizną we włosach, trochę jak mój ulubiony aktor Gregory Peck. Może nie aż tak wysoki, ale równie męski, o pięknych rysach twarzy, ciemnych brwiach i uśmiechu, który powala na kolana. Z każdą chwilą jadalnia wprost kipiała od flirtów wczasowiczek, bo nie tylko Gabriela robiła do właściciela słodkie oczy.

Miał na imię Jakub i był wdowcem

Jego syn mieszkał w Stanach. On trafił do Hiszpanii jeszcze w latach siedemdziesiątych, żeby dorobić. No i został na dobre.

Żaden facet nie zrobił na mnie wcześniej aż takiego wrażenia. Nawet mi się przyśnił w takim zmysłowym, głupawym śnie. Teraz rozumiałam reakcję mojej współlokatorki.

Czas upływał nieubłaganie. Z przykrością sobie uświadamiałam, że wkrótce ta przygoda dobiegnie końca, a ja na nowo będę musiała stawić czoło monotonii dnia codziennego.

Wieczorne godziny najchętniej spędzałam, zasiadając na jednym z niewielkich balkonów i oddając się marzeniom o tym, że nic jeszcze nie jest przesądzone. Pewnego razu moich uszu dobiegł dobrze znany mi ptasi trel.

– Niemożliwe, żeby to była wilga! – wyrwało mi się. – Skąd ona miałaby się tu wziąć?

– A jednak to ona – dobiegł mnie ciepły, męski głos. – Wilgę w naszym kraju nazywa się też Zofijką, bo przylatuje w maju, akurat na imieniny Zofii.

Jakub stał w cieniu balkonu

Z rozbawieniem mnie obserwował, choć wcześniej jakoś mi umknęło, że mam towarzystwo.

– W moim rodzinnym domu na wsi też gniazdowały wilgi – kontynuował rozmowę. – Wie pani, jak taki ptak wygląda?

– Oczywiście! Ma fantastycznie barwne upierzenie: żółte, granatowe, popielate i kruczoczarne, a do tego szkarłatne oczy w czarnej oprawie, zupełnie jak okulary. Niełatwo ją zobaczyć z bliska, bo zwykle ukrywa się wśród liści. Ale przepada za wiśniami, więc niekiedy można ją wypatrzeć.

W tej chwili jak na komendę wykrzyknęliśmy: „zofija, fija…”, po czym parsknęliśmy śmiechem.

Spojrzeliśmy na siebie, a następnie zaczęliśmy gawędzić, jak starzy znajomi. Wyszło na jaw, że wakacje spędzałam niedaleko wioski, skąd on się wywodził, więc mieliśmy o czym gadać. Na grzybobranie chodziliśmy nawet w te same okolice!

Opowiedziałam mu, że to w zasadzie mój debiut, jeśli chodzi o wojaże po świecie, bo zazwyczaj nie mam funduszy na takie przyjemności.

– I jak wrażenia z pobytu?

– Jestem zachwycona! Mam poczucie, jakbym znalazła się w jakiejś baśniowej krainie. Pogoda idealna, przepiękne kolory… Niestety, to pewnie moja pierwsza i ostatnia wizyta w tym miejscu. Dlatego zamierzam korzystać z uroków ile tylko się da.

– Wobec tego oprowadzę panią i wskażę wszystkie atrakcje godne uwagi. To dla mnie ogromna przyjemność, towarzyszyć rodaczce. Zwłaszcza tak uroczej i sympatycznej… – dorzucił.

Skąd mogłam wiedzieć, że właśnie zaczyna się miłość mojego życia? Gdyby jeszcze miesiąc temu ktoś mi powiedział, że stracę głowę jak licealistka, wybuchnęłabym śmiechem!

Co ona sobie myśli?!

– Coś mi się zdaje, że lubisz kręcić! – nie dawała za wygraną Gabriela. – Na pierwszy rzut oka sprawiasz wrażenie nieśmiałej i niepozornej, a tu nagle taka niespodzianka… Wszyscy na wycieczce tylko o was gadają! Ale chyba nie myślisz, że z tego wyniknie coś więcej?

– Nie spodziewam się niczego, ale nie bardzo rozumiem, czemu masz o mnie tak niepochlebną opinię – odparłam oschle.

– Ale co tu gadać? W tych progach gościły damy z klasą, nierzadko śliczne jak z żurnala, wykształcone i przy forsie. Nawet one nic nie ugrały, a ty myślisz, że ci się uda? A w ogóle czym się zajmujesz?

– A to tym, to tamtym… Gotuję, piorę, sprzątam, znam się na papierach, całym domem się zajmuję. Mam maturę. Kasowałam bilety na dworcu, ale zamknęli go i zostałam na przysłowiowym lodzie. Próbuję jako tako związać koniec z końcem do emerytury, ale kiepsko idzie.

– Daj sobie spokój z tymi nadziejami – prychnęła koleżanka. – Ja to uważam, że on po prostu woli facetów! Gdyby kręciły go kobiety, to już dawno by sobie jakąś ładną wybrał.

Nic bardziej mylnego. Dowód na to dostałam, kiedy przechadzaliśmy się brzegiem morza. Czegoś takiego, takiej romantycznej atmosfery, jeszcze w życiu nie czułam; nawet przez myśl mi nie przeszło, że to jest realne!

– Zostań ze mną, Alu – wyszeptał czule. – Nie ma drugiej takiej jak ty

Łzy napłynęły mi do oczu. Dlaczego miałabym być kimś wyjątkowym? Jestem całkiem przeciętną kobietą w średnim wieku. Nikt wcześniej nie zwracał się do mnie z taką czułością i w tak piękny sposób.

Kompletnie mnie to zaskoczyło

– Zrozum – wyjaśnił. – Próbowałem wielu dań podawanych na przepięknych talerzach. Nie gniewaj się na mnie za to porównanie, po prostu chcę, żebyś pojęła, o co mi chodzi. Tamte potrawy były wyborne, wyszukane, orientalne, ostre, aromatyczne, słodkie oraz orzeźwiające…

– Wiem, że taka nie jestem.

– Masz rację, nie jesteś taka. Kojarzysz mi się z pierogami z jagodami, które jadałem u babci w letniej kuchni, wybielonej wapnem. W powietrzu było słychać brzęczenie pszczół, a na delikatnym cieście rozpuszczał się cukier zmieszany ze śmietaną. Zlizywałem wtedy fioletowy sok z talerza, a babcia głaskała mnie czule po ramieniu, mówiąc: „Jedz, rośnij na zdrowie”. Nigdy nie dane mi było poczuć takiego zapachu, smaku, szczęścia i poczucia bezpieczeństwa jak wtedy. Dopóki cię nie poznałem.

Nie mogłam powstrzymać łez, które zaczęły mi spływać po policzkach. Miałam wrażenie, jakbym była świadkiem najbardziej wzruszającej sceny w najcudowniejszym filmie świata. Marzyłam, by ta chwila trwała wiecznie!

– Nasze spotkanie zawdzięczam wildze – dodał Jakub.

Przytulił mnie mocno i błagał:

– Nie wyjeżdżaj, proszę. Zostańmy razem. Nic nas nie ogranicza, to przeznaczenie nas połączyło…
Mimo to odjechałam.

– Jeśli naprawdę coś do mnie czujesz, odnajdziesz mnie – odparłam. – Darzę cię miłością, ale potrzebuję pewności, że ty czujesz to samo! Że to nie jest złudzenie.

Któregoś dnia, gdy siedziałam w parku, wsłuchując się w melodyjne śpiewy ptaków, zanosiłam modły, by mnie nie wyrzucił z pamięci. I następnego dnia otrzymałam wiadomość o jego przyjeździe! Przysłał SMS-a: „za dwa dni się zobaczymy. Też Cię kocham!”. Ponoć wilgi śpiewają, zwiastując opady. Jak widać, niekiedy zapowiadają także uczucie!

Marianna, 59 lat

Czytaj także:
„Gdy mąż mnie dotyka, cała sztywnieję i mam ochotę uciec. Kocham go, ale wara od mojego ciała”
„Znalazłam przed biurem portfel prezesa. Przygarnęłam kilka banknotów, to była moja premia za lata bez podwyżki”
„Przez 20 lat żyłam z chamem i gburem. Teraz odważnie kopnęłam go w 4 litery, by mieć w końcu święty spokój”

Reklama
Reklama
Reklama