„Wszyscy we wsi wytykają mnie palcami, bo jestem samotną matką. A czy ja jestem winna, że mąż poszedł do innej?”
„Nagle zostałam sama z dzieckiem. Bez pomocy, bez pieniędzy. Bo osiemset plus i nędzne alimenty w mieście znaczą tyle co nic. Nie miałam innego wyjścia, jak tylko zabrać małą i wrócić na wieś. Mama nie była zadowolona”.

- listy do redakcji
Nie sądziłam, że gdy wrócę do rodzinnej wsi, spotkam się z jawną wrogością. Nikomu nie zrobiłam nic złego, a ludzie traktują mnie jak zło wcielone. Dobrze, że nie żyjemy w średniowieczu, bo pewnie znaleźliby się tacy, którzy chętnie by mnie ukamieniowali. I dlaczego? Bo z nie ze swojej winy stałam się samotną matką?
Wieś rządzi się swoimi prawami
Życie w małej społeczności nie jest łatwe. We wsi zamieszkanej przez niespełna 300 osób każdy zna każdego i wszyscy wszystkim patrzą na ręce. Nikt tu nie jest anonimowy i nie trzeba wiele, by trafić na języki. Starego Staszka obmawiali przez dobry miesiąc, gdy zdarzyło mu się wypić o jedno piwo za dużo i wjechać motorem w płot sołtysa. O Karolu mówili, że przystawiał się do Zośki, która była poślubiona Maciejowi. A on tylko pomógł jej nieść zakupy. Lidkę posądzali, że kradła w sklepie w pobliskim mieście. A to było tylko nieporozumienie, które szybko wyjaśniła. Nikogo to nie obchodziło. Dla ludzi liczyło się, że mają temat do plotek.
Tak to już jest na wsi. Ludzie nudzą się, to plotkują. A poza sezonem żniw, nuda doskwiera tu codziennie. Kiedyś w remizie urządzano potańcówki. Teraz nie ma nawet tego. Gmina uznała, że nie będzie dłużej finansować naszego oddziału OSP. Od tamtej pory, budynek stoi pusty i niszczeje. Tak samo jak nasza podstawówka. Rodzi się coraz mniej dzieci. W końcu doszło do tego, że nie było kogo uczyć. Nielicznych uczniów przeniesiono do najbliższej szkoły. Część nauczycieli znalazła nowe zatrudnienie, reszta poszła na bezrobocie. Wszyscy mają za dużo wolnego czasu, a gdy czasu nadmiar, do głowy przychodzą głupoty. Właśnie tak wygląda życie u nas.
Chciałam ułożyć sobie życie w mieście
Wyjechałam stąd trzy lata temu, gdy wyszłam za Gabrysia. Mieliśmy taki plan, odkąd zaczęliśmy się spotykać. Na wsi nie czekało nas nic dobrego. Mogliśmy żyć na garnuszku rodziców i czekać, aż mój mąż odziedziczy gospodarkę, ale jakie byłoby to życie? Trudno utrzymać się ze skrawka ziemi. Wystarczy kilka tygodni suszy lub ulewy, by przez kolejny rok martwić się, jak związać koniec z końcem. Nie, my chcieliśmy czegoś więcej. Kilka dni po ślubie spakowaliśmy nasz skromny dobytek i ruszyliśmy do Krakowa.
Było nam łatwo podjąć tę decyzję, bo tak naprawdę nie jechaliśmy w nieznane. Brat mojego męża mieszkał w mieście od dwunastu lat i w tym czasie nieźle się ustawił. Pomógł nam wynająć niedrogie mieszkanie i załatwił Gabrysiowi pracę wózkowego na magazynie, gdzie był kierownikiem. Sama nie poszłam do pracy. Już wtedy byłam w czwartym miesiącu ciąży, a ze względu na pewne komplikacje, lekarz kazał mi oszczędzać się.
Początkowo wszystko układało się wspaniale. Mąż całkiem dobrze zarabiał i nie brakowało nam pieniędzy. Po trzech miesiącach, dostał umowę na czas nieokreślony. Jeszcze przed porodem ustaliliśmy, że pójdę do pracy, gdy mała trochę podrośnie. Marzyło nam się własne mieszkanko, a dwa źródła dochodu zwiększają szansę na uzyskanie kredytu. Tego marzenia nigdy jednak nie spełniliśmy, tak jak żadnego innego.
Mąż zaczął mnie zdradzać
Maja zaczęła pchać się na świat dwa tygodnie przed terminem. Poród był ciężki, ale urodziłam zdrową, piękną dziewczynkę. Pomyślałam wtedy, że moje życie jest już prawie kompletne. „Mam kochającego męża i cudowną córeczkę. Teraz muszę jeszcze się gdzieś zaczepić, a jak kupimy mieszkanie, może postaramy się o braciszka dla Mai. Kto wie?” – myślałam sobie. Widziałam nasze życie w jasnych barwach, ale los bywa przewrotny. Przekonałam się o tym na własnej skórze.
Po narodzinach małej, Gabryś zaczął brać coraz więcej nadgodzin. Podziwiałam go za to. Nie każdy mężczyzna jest w stanie poświęcić się dla rodziny. Tyrał jak wół, ale szybko zorientowałam się, że pieniędzy nam nie przybywa. Wtedy zaczęłam podejrzewać, że ma kogoś na boku. Gdy próbowałam z nim o tym rozmawiać, śmiał mi się w twarz i mówił, że jestem przewrażliwiona. Postanowiłam więc zapytać szwagra, czy wie coś na temat rzekomych nadgodzin swojego brata.
– Powiedz mi, Mikołaj, jak to jest? Gabryś wychodzi z domu skoro świt i wraca wieczorem, a ciągle dostaje taką samą wypłatę. To chyba powinno wyglądać inaczej, prawda?
– Nie mnie powinnaś o to pytać – odpowiedział, nie patrząc mi w oczy.
– Jak to nie ciebie? Przecież jesteś jego szefem, tak?
– Chodzi mi o to, że nie mieszam się w nieswoje sprawy. Swoje brudy pierzcie w swoim domu.
Mikołaj unikał rozmowy i tym samy utwierdził mnie w przekonaniu, że coś jest na rzeczy. Nie miałam jednak żadnych dowodów. W komórce męża nie znalazłam niczego niepokojącego. Zaglądałam nawet do jego kieszeni, ale nie było w nich niczego podejrzanego. Aż pewnego dnia Gabryś sam się przyznał.
Musiałam wrócić na wieś
Pewnego dnia wrócił z pracy wcześniej niż zwykle i bez słowa wszedł do sypialni. Po chwili wrócił ze sportową torbą i zaczął wrzucać do niej swoje rzeczy.
– Gabryś, co ty wyprawiasz?
– A nie widać? Pakuję manatki i zwijam się stąd.
– Jak to zwijasz się stąd? Co to niby znaczy?
– Dokładnie to, co mówię. Wyprowadzam się.
– Więc jednak. Masz jakąś flądrę. Wiedziałam. A ty bezczelnie kłamałeś mi w żywe oczy!
– Monika, daj sobie spokój, dobrze? Fajna jesteś i w ogóle. Ale żona, dziecko... to chyba nie dla mnie.
– I jak to sobie wyobrażasz? W tygodniu będziesz sypiał ze swoją ladacznicą, a w weekendy z żoną?
– Monika, nie rozumiesz? Chcę się rozwieść. Z nami koniec. Będę ci płacił alimenty, a dalej... rób sobie, co chcesz.
Nagle zostałam sama z dzieckiem. Bez pomocy, bez pieniędzy. Bo osiemset plus i nędzne alimenty w mieście znaczą tyle co nic. Nie miałam innego wyjścia, jak tylko zabrać małą i wrócić na wieś.
Mama nie była zadowolona
Matka przyjęła mnie pod swój dach, ale nawet nie próbowała ukryć, że nie jest z tego zadowolona.
– W głowie się nie mieści. Tylko tego mi brakowało, żeby na starość ludzie wzięli mnie na języki – narzekała.
– Mamo, a co ja miałam zrobić? Zostać w Krakowie i żyć z zasiłków? Prędzej czy później doszłoby do tego, że MOPS odebrałby mi Maję. Tego byś chciała.
– Trzeba było o tym myśleć, zanim zaszłaś w ciążę z tą łajzą. Co, już nie pamiętasz, jak cię ostrzegałam? Gdy tylko zaczęłaś się z nim prowadzać, mówiłam ci, że to nygus i bawidamek. Ale nie. Ty chciałaś być mądrzejsza. I jak na tym wyszłaś?
Nie spodziewałam się powitania chlebem i solą, ale nie podejrzewałam też, że mama zareaguje tak ostro. Najgorsze było jednak dopiero przede mną.
Ludzie plotkowali, że to moja wina
Następnego dnia po powrocie zabrałam Maję na spacer. Pchałam wózek przez wieś i kątem oka widziałam, jak ludzie patrzą się na mnie i szeptają do siebie. „Oho, zaczyna się. Przez najbliższe tygodnie będą mnie piekły uszy” – pomyślałam i nie pomyliłam się.
– A któż to na naszą wieś wrócił? – zaczepiła mnie pani Stefka.
– Dzień dobry – przywitałam się.
– W rzeczy samej, nienajgorszy. Ale chyba nie dla ciebie, co?
– Co ma pani na myśli?
– No jak to? Przecież cała wieś już mówi, że Gabryś pogonił cię, bo go zdradzałaś.
– Kto niby tak mówi?
– A co? Nie jest tak?
– Pani nie powtarza tych bzdur, dobrze?
Czuję się fatalnie
Pani Stefka to największa plotkara we wsi. Kiedy sobie coś ubzdura, powtarza to każdemu. Po jej słowach byłam już pewna, że ludzie nie dadzą mi żyć.
Następnego dnia poszłam do sklepu po małe zakupy. Nie zdążyłam wejść do środka, a już moich uszu dobiegła dyskusja na mój temat.
– Mówię wam, zdradzała go i kazał jej się zabierać – powiedział ktoś, kogo nie mogłam rozpoznać.
– A guzik! Podobno ona ukradła mu wszystkie pieniądze z konta i uciekła. Tylko czekać, aż Gabryś tu przyjedzie, żeby się z nią rozmówić – powiedziała pani Aniela, moja sąsiadka.
– A ja słyszałam, że okazało się, że to dziecko to w ogóle nie jest Gabrysia – stwierdził ktoś inny.
Nie mogłam dłużej tego słuchać. Pobiegłam do domu, bezskutecznie starając się powstrzymać łzy. Co ja złego zrobiłam tym ludziom? Czy to moja wina, że mój mąż okazał się zwykłym draniem?
Monika, 27 lat
Czytaj także: „Pojechałam na ferie ze sprzętem na narty, a wróciłam z trumną męża. Z ośnieżonego stoku zjechał wtedy po raz ostatni”
„Córka z ferii wróciła z brzuchem. Nie chce nam powiedzieć, kto jest ojcem i myśli, że uwierzymy w niepokalane poczęcie”
„Po śmierci męża poczułam się, jakbym otworzyła jego komnatę tajemnic. Z komornikiem już prawie się zaprzyjaźniłam”