Reklama

Kiedy pół roku temu dostałam pracę w jednym z najlepszych biur architektonicznych w mieście, czułam się jak dziecko, które właśnie wygrało złoty bilet do fabryki czekolady. Wszystko było wspaniałe – biuro pełne zapachu świeżo parzonej kawy, zespół ludzi, którzy mówili szybko i precyzyjnie, a na ich biurkach leżały projekty, które widziałam wcześniej tylko w branżowych magazynach.

Był postrachem

A nad tym wszystkim – Paweł, mój nowy szef. Człowiek, o którym od pierwszego dnia krążyły legendy. Perfekcjonista, wymagający do granic, potrafiący jednym spojrzeniem sprawić, że zaczynasz się zastanawiać, czy na pewno wybrałaś dobry zawód. W biurze mówiło się, że Paweł potrafi poprawiać detale na projekcie tak długo, aż wszyscy w zespole zaczną patrzeć na siebie z niemym pytaniem: „Czy on naprawdę widzi różnicę?”.

Na początku unikałam rozmów z nim, jeśli nie dotyczyły ściśle projektów. Zwyczajnie się go bałam – jego milczenia, jego krytycznych uwag rzucanych jak skalpel, jego zdolności wyłapywania najmniejszych błędów. Ale z czasem… coś się zmieniło.

Czasami zostawaliśmy po godzinach, by skończyć projekt dla wymagającego klienta. W biurze zostawało tylko światło nad naszymi biurkami. Zdarzało się wtedy, że Paweł pytał, czy mam coś w lodówce, czy zjadłam kolację albo czy nie marznę przy otwartym oknie. Odkryłam, że za tą surową fasadą kryje się człowiek, który potrafi słuchać.

Dostałam propozycję

Pewnego dnia powiedziałam o tym Magdzie, mojej koleżance z biura, kiedy spotkałyśmy się w kuchni, by zrobić kawę.

– Wiesz… Paweł potrafi być nawet miły – mruknęłam, mieszając cukier w filiżance. – Ale tylko wtedy, gdy nikt nie patrzy.

– O, to brzmi jak tajemnica – zaśmiała się Magda. – Uważaj, bo jeszcze się zakochasz.

– Chyba cię pogięło – parsknęłam, choć poczułam dziwne ciepło pod żebrami. – To jest mój szef.

Wszystko zaczęło się od telefonu z konkurencyjnej firmy. Ich przedstawiciel powiedział, że chcieliby porozmawiać ze mną o stanowisku, które właśnie się u nich otworzyło. Nie od razu odpowiedziałam. Słuchałam, jak mówi o projektach w dużej skali, współpracy z zagranicznymi biurami i warunkach finansowych znacznie lepszych niż te, do których byłam przyzwyczajona. Zaprosił mnie na kawę, by omówić szczegóły. Przywitał się tak, jakbyśmy znali się od dawna.

– Od razu powiem, po co się spotkaliśmy – zaczął, kiedy usiadłam. – Widziałem pani projekty. Potrzebujemy w zespole kogoś z takim wyczuciem i umiejętnościami. To stanowisko jest dla pani.

Wahałam się

Przesunął w moją stronę folder z prezentacją firmy. Opowiadał o nowych inwestycjach, dużych budżetach, możliwościach rozwoju, o tym, że ich biuro działa na rynkach, do których ja mogłam docierać jedynie w marzeniach. Z każdym jego słowem czułam, że ten obraz zaczyna we mnie pracować – ambitne projekty, wyjazdy, zespół ludzi, którzy wiedzą, czego chcą.

Ale w głowie miałam obraz Pawła – skupionego, wymagającego, czasem milczącego przez całe godziny, a jednak dziwnie bliskiego w tych wieczorach, gdy zostawaliśmy sami w biurze. Zastanawiałam się, czy cokolwiek w nim drgnęłoby, gdyby usłyszał, że odchodzę.

Wracałam po tym spotkaniu powoli, z uczuciem, że niosę ze sobą ciężar decyzji, której jeszcze nie podjęłam. Wiedziałam tylko, że cokolwiek wybiorę, coś się zmieni na dobre.

Musiałam mu powiedzieć

Opowiedziałam Magdzie o tej propozycji podczas przerwy na kawę. Oparła się o blat i uniosła brwi.

– To co, porzucisz swojego idealnego szefa? – rzuciła z lekkim uśmiechem, który od razu mnie zirytował.

– To nie ma nic wspólnego z Pawłem – odpowiedziałam ostro, choć jej słowa długo dźwięczały mi w uszach.

Jeszcze tego samego dnia próbowałam porozmawiać z Pawłem. Podeszłam do jego biurka, ale był pochłonięty rysunkiem i ledwo uniósł wzrok.

– Możemy porozmawiać? – zapytałam.

– Teraz nie mam czasu – odburknął, wracając do pracy.

Odeszłam, czując, że szansa na szczerą rozmowę oddala się z każdą minutą. Wieczorem, kiedy wychodziłam z biura, miałam wrażenie, że jeśli nie powiem mu teraz, to później będzie już za późno. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Bałam się tego

Następnego dnia, kiedy po prezentacji dla nowego klienta zostałam tylko ja i Paweł, poczułam, że to moment, którego nie mogę znowu przegapić.

– Paweł… chciałam ci coś powiedzieć – zaczęłam. – Dostałam ofertę pracy w innej firmie.

Zamarł w pół ruchu, patrząc na mnie przez dłuższą chwilę. Bez pytania o szczegóły, bez żadnych wstępów wyszedł z sali. Stałam nieruchomo, czując, jak fala zawodu i złości rośnie we mnie z każdą sekundą. Po chwili jednak wrócił. Odłożył teczkę na stół, podszedł bliżej i powiedział cicho, ale zdecydowanie:

– Zostań. Bo ja już nie umiem bez ciebie.

Nie potrafiłam znaleźć słów. Wpatrywałam się w niego, starając się zrozumieć, czy to, co właśnie usłyszałam, było prośbą szefa czy wyznaniem mężczyzny.

Zaskoczył mnie

Wracałam do domu z uczuciem, że moje myśli biegły w kilku kierunkach naraz. Słowa Pawła wciąż brzmiały mi w głowie, a ja próbowałam je rozłożyć na części. Czy mówił to, bo jestem mu potrzebna w pracy? Czy może… chodziło o coś więcej?

Wieczorem długo chodziłam po mieszkaniu, aż w końcu wybrałam numer przedstawiciela tamtej firmy.

– Dziękuję za propozycję – powiedziałam powoli. – Ale nie mogę jej przyjąć.

– Rozumiem – odparł krótko, bez dopytywania.

Minęło kilka tygodni od tamtej rozmowy w sali konferencyjnej, a ja coraz wyraźniej czułam, że coś się zmieniło. Paweł częściej zachodził do mojego biurka, dopytywał o szczegóły projektów, czasem zostawał ze mną po godzinach, choć nie musiał. Był mniej oficjalny, a jego spojrzenie dłużej się na mnie zatrzymywało, gdy wymienialiśmy uwagi o rysunkach.

Coś się zmieniło

Pewnego wieczoru, gdy biuro powoli pustoszało, podszedł do mnie i zapytał:

– Nie żałujesz, że zostałaś?

– Trochę – odpowiedziałam pół żartem, pół serio, nie odrywając wzroku od ekranu. – Ale tylko czasami.

Uśmiechnął się lekko.

– Mam nadzieję, że z czasem przestaniesz w ogóle.

Zawahał się na moment, jakby ważył słowa, a potem powiedział spokojnie:

– Jutro nie musimy siedzieć po godzinach. Może… zamiast tego pójdziemy gdzieś razem?

Poczułam, że robi mi się ciepło w środku.

– W sensie… na kawę? – zapytałam, starając się brzmieć naturalnie.

– Raczej na kolację – odpowiedział już bez cienia zawahania.

Skinęłam głową, czując, że uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy.

Kiedy wracałam do domu, próbowałam uporządkować myśli. Wiedziałam jedno – zostałam przez Pawła, ale to, co się między nami zaczynało, wykraczało daleko poza relację szef–pracownik. Może to było ryzykowne, ale jadąc tramwajem przez nocne miasto, powtarzałam w myślach tylko jedno pytanie: a jeśli ja już też nie umiem bez niego?

Aneta, 30 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama