„Wszyscy mówili mi, że facet po rozwodzie jest jak odgrzewany kotlet. Rzeczywistość szybko pokazała, że to prawda”
„Zapaliłem świece, chociaż Martyna zawsze mówiła, że to zbędna ckliwość. Ale coś mnie pchało do stworzenia tej miękkiej atmosfery, w której słowa miałyby szansę zabrzmieć inaczej. Siedzieliśmy przy stole, nad talerzami z dyniowym risotto”.

- Redakcja
Mieszkam na czwartym piętrze w bloku z wielkiej płyty. Klasyka – balkon z widokiem na plac zabaw, który od dziewiątej rano przypomina strefę wojny. Kiedy się wprowadzałem, sąsiadka z naprzeciwka dała mi słoik ogórków.
Po rozwodzie wszyscy znajomi mówili, że powinienem ruszyć dalej, jakby życie było autostradą. Podpowiadali mi nowe hobby, góry, może kurs jogi. Nawet moja matka, która do tej pory myślała, że joga to jakaś sekta, namawiała mnie na zajęcia. Zacząłem więc żyć spokojnie, czyli nijak: praca, kawa, książki, spacery. I wtedy poznałem Martynę.
Nie była typem dziewczyny po przejściach. Miała wszystko poukładane: mieszkanie, karierę, weekendy u rodziców w Kazimierzu. Kiedy się śmiała, wszystko wydawało się możliwe. Nawet to, że mogę zacząć od nowa z nią. Zacząłem planować oświadczyny: Kolacja w domu, złoty pierścionek, który kupiłem sam, bez pytania nikogo o zdanie.
Zapaliłem świece, chociaż Martyna zawsze mówiła, że to zbędna ckliwość. Ale coś mnie pchało do stworzenia tej miękkiej atmosfery, w której słowa miałyby szansę zabrzmieć inaczej. Siedzieliśmy przy stole, nad talerzami z dyniowym risotto, z radia cicho sączył się jakiś jazz.
Martyna miała na sobie sweter z szerokim dekoltem. Opowiadała o pracy, o tym, że szefowa znów przysłała jej poprawki o północy. Ja udawałem, że słucham, ale myślami byłem już przy pudełku, które trzymałem w kieszeni.
Planowałem przyszłość
Zebrałem się w sobie, sięgnąłem powoli do kieszeni.
– Martyna… chciałem ci coś dać – powiedziałem.
Popatrzyła na mnie uważnie, a potem nagle uniosła rękę, jakby chciała zatrzymać coś w powietrzu.
– Nie rób tego. Proszę.
– Ale… dlaczego? – zapytałem, czując, że wszystko, co zbudowałem w tej chwili, właśnie się rozpada.
Wzięła głęboki oddech, patrząc na mnie z półuśmiechem, który nie znaczył nic dobrego.
– Nie chcę być następną po kimś. Nie chcę być plasterkiem na rozpadające się życie.
Milczeliśmy chwilę. Potem zaczęła sprzątać ze stołu, jakby to była po prostu kolejna kolacja. Ja siedziałem dalej, z pierścionkiem w dłoni, którego już nie miałem odwagi schować.
Odprowadziłem ją na przystanek i wróciłem do mieszkania. Szedłem powoli, jakby każde słowo, które padło przy stole, miało swój ciężar. W środku czułem się jak ktoś, kto został wyrzucony z własnego planu na życie. Nie potrafiłem jej wytłumaczyć, że to nie była ucieczka. Chciałem po prostu przestać czuć się sam. To wszystko, co zaplanowałem, było prawdziwe, choć może zbyt chaotyczne.
Wycofałem się
Kilka dni później, jeszcze zanim zdążyłem oswoić ciszę po tamtym wieczorze, telefon zawibrował. Powiadomienie z aplikacji, z której od dawna chciałem się wylogować, ale wciąż brakowało mi decyzji. Otworzyłem je bez większego zainteresowania.
Zdjęcie. Moja była żona Alicja, uśmiechnięta, w białej koszuli, z ręką opartą na ramieniu mężczyzny, którego nie znałem. Na jej palcu pierścionek. Pod zdjęciem setki reakcji, komentarze od znajomych, nawet od mojej siostry. Serduszka, gratulacje, emoji z płatkami róż. Nie mogłem tego zignorować, chociaż próbowałem.
Tego samego wieczoru przestałem zaglądać do mediów społecznościowych. Najpierw wyciszyłem aplikacje, potem usunąłem zdjęcia, aż w końcu skasowałem konta. Czułem się, jakbym zniknął z mapy, ale nie miałem nic przeciwko. Nie chciałem już oglądać cudzych uśmiechów, cudzych szczęść. Zacząłem spać z telefonem wyłączonym. W końcu nawet on przestał być potrzebny.
Przestałem odbierać zaproszenia od kolegów z pracy – piwo po godzinach, planszówki, wspólny wyjazd nad jezioro. Każdemu mówiłem to samo: że mam sporo pracy, że potrzebuję odpocząć, że to nie jest dobry moment. Przestali nalegać. I dobrze.
Odezwała się
Dni zaczęły się powtarzać. Rano wstawałem bez budzika. Kawa, prysznic, tramwaj, praca, byle zapełnić czas. Powrót, zakupy, spacer do parku, wieczorem kolacja, wiadomości w tle, książka, sen. I znowu to samo.
Wszystko, co miało być nowym początkiem, zostało zinterpretowane jako ucieczka. Każdy krok wydawał mi się udawaniem kogoś, kim już nie byłem. Przestałem próbować cokolwiek tłumaczyć. Cisza była łatwiejsza do zniesienia niż kolejne rozmowy, po których zostawało tylko poczucie, że zawiodłem oczekiwania.
Martyna napisała po miesiącu jedno zdanie: „Możemy się spotkać?”. Odpisałem tylko, że będę w parku o siedemnastej.
Siedziała już na ławce, kiedy przyszedłem. Miała spięte włosy i nowy płaszcz. Pamiętałem ją inaczej – bardziej zamkniętą, bardziej gotową do ucieczki. Teraz wyglądała na zmęczoną, ale spokojną.
– Chciałam porozmawiać.
Usiadłem obok, zachowując dystans.
– Nie mam do ciebie żalu – powiedziałem po chwili. – Chciałem tylko zrozumieć.
Chciałem wyjaśnień
Popatrzyła na mnie uważnie, bez uśmiechu.
– Wyczułam, że to nie była propozycja wspólnej przyszłości. Bardziej prośba, żeby coś się wreszcie zmieniło.
– Nie miałem nikogo, kto by mi kibicował – powiedziałem.
– Bo nie wszystko w życiu to zawody, Paweł.
Jej słowa nie były ani ciepłe, ani chłodne. Po prostu prawdziwe. Niczego nie obiecywały, nie zostawiały miejsca na interpretację.
Nie planuję już niczego. Nie myślę o wyjazdach, nie przeglądam ofert mieszkań ani nie patrzę na ludzi z myślą, czy mogliby mnie pokochać. Przestałem sprawdzać pogodę. Codzienność nie jest zła, kiedy przestaje się od niej oczekiwać czegokolwiek więcej niż obecności.
Praca stała się czymś znajomym, przewidywalnym. Czasem ktoś mnie pyta, czy nie chciałbym czegoś zmienić. Nie chcę. Zmiany już były, teraz wystarcza mi spokój. Nie śledzę życia innych. Nie wiem, co słychać u Alicji, nie wiem, czy Martyna kogoś ma. I to nie boli.
Wieczorami wychodzę na balkon, nawet gdy jest chłodno. Obserwuję, jak gasną światła w oknach. Nie myślę o tym, co było, nie wypatruję tego, co będzie. Nie wszystko się odbudowuje. Niektóre rzeczy się zapomina albo pozwala im zniknąć.
Paweł, 42 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wszyscy mnie straszyli, że będę żałował rozwodu. Żałuję, że tyle zwlekałem, bo w końcu promienieję i mogę się wyspać”
- „Mieliśmy oszczędzać na jesień życia, ale mąż miał inny plan. Nieświadomie sponsorowałam jego zachcianki”
- „Mąż wyrzucił pamiątki po mojej babci, bo myślał, że to śmieci. Nie wiedział, że wraz z nimi pozbył się czegoś jeszcze”

