„Wstydziłam się jechać na zjazd absolwentów. Nudna rozwódka bez ambicji to nie status, którym chcę się pochwalić”
„Atmosfera była dość sztywna. Ludzie śmiali się trochę na siłę, przechwalali, opowiadali o sukcesach dzieci i wyjazdach do Tajlandii. Czułam się jak widz, nie uczestnik. I wtedy go zobaczyłam. Stał przy stoliku z kieliszkiem wina, rozmawiał z kimś, ale w pewnym momencie spojrzał w moją stronę”.

- Redakcja
Miałam czterdzieści cztery lata, byłam rozwiedziona, a moja córka od dwóch lat studiowała za granicą. Mieszkałam sama i coraz częściej czułam się przezroczysta – dla ludzi, dla świata, czasem nawet dla siebie. Pracowałam jako nauczycielka, choć dawno przestało mnie to cieszyć. Któregoś dnia dostałam maila: zaproszenie na zjazd absolwentów liceum. Z początku chciałam go zignorować. Po co rozdrapywać przeszłość? Ale zadzwoniłam do Doroty. Uparła się, że mam iść. – Może to nie będzie takie straszne – powiedziała. Nie byłam przekonana, ale coś we mnie drgnęło.
Zajechałam pod szkołę tuż przed osiemnastą
Budynek wyglądał tak samo jak kiedyś – trochę przykurzony, ale znajomy. Przez chwilę siedziałam w samochodzie, patrząc na znajome mury i zastanawiając się, co ja właściwie tu robię. Dorota już na mnie czekała. Pomachała, kiedy mnie zobaczyła, i podeszła z szerokim uśmiechem.
– Wiedziałam, że przyjedziesz! – rzuciła, całując mnie w policzek. – No, chodź. Czas zobaczyć, kto się postarzał najgorzej.
Weszłyśmy do środka. Korytarz, sala gimnastyczna, znajome twarze – niektóre wyraźnie się zmieniły, inne wcale. Atmosfera była dość sztywna. Ludzie śmiali się trochę na siłę, przechwalali, opowiadali o sukcesach dzieci i wyjazdach do Tajlandii. Czułam się jak widz, nie uczestnik.
I wtedy go zobaczyłam.
Stał przy stoliku z kieliszkiem wina, rozmawiał z kimś, ale w pewnym momencie spojrzał w moją stronę. Nasze oczy się spotkały. Uśmiechnął się. Nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę on.
– Piotr – wyszeptałam do siebie.
Podeszłam powoli. Serce waliło mi jak oszalałe.
– Anka? – zapytał, jakby się upewniał. – Naprawdę ty?
– Naprawdę ja – odpowiedziałam, czując, że nagle brakuje mi słów.
– Nie zmieniłaś się prawie wcale – powiedział z uśmiechem. – No może tylko fryzura.
– A ty... też wyglądasz znajomo. Tylko trochę więcej siwych włosów.
Śmialiśmy się nerwowo. Po chwili milczenia on pierwszy odezwał się znowu.
– Pamiętasz ten pocałunek na korytarzu obok sali biologicznej?
Zaskoczył mnie.
– Myślałam, że tylko ja to pamiętam – powiedziałam cicho.
Uśmiechnął się. Ten sam uśmiech, co kiedyś.
Po oficjalnej części zjazdu i kilku kieliszkach wina, tłum zaczął się rozpraszać. Dorota zniknęła gdzieś między znajomymi, a Piotr zaproponował spacer.
– Pamiętasz park obok szkoły? – zapytał.
– Jasne. Tam paliliśmy papierosy ukradkiem.
– I próbowaliśmy filozofować o życiu – dodał z uśmiechem.
Poszliśmy powoli w stronę parku
Było ciepło jak na wrześniowy wieczór. Liście zaczynały już żółknąć, pachniało jesienią. Siedliśmy na starej ławce. Przez chwilę milczeliśmy.
– Żona zmarła trzy lata temu – powiedział nagle. – Rak. Krótko i brutalnie.
Spojrzałam na niego. Miał spuszczony wzrok, dłonie splecione, jakby szukał w nich siły.
– Przykro mi. Nie wiedziałam.
– A ty? Wiem, że byłaś zamężna.
– Rozwód. Po siedemnastu latach. Zdrada. Klasyka gatunku.
– Bolało?
– Bardziej, niż chciałam to przyznać. Ale przeszło. Teraz... po prostu jestem. Samotna, ale spokojna.
Kiwnął głową.
– Wiesz, myślałem o tobie przez te wszystkie lata. Zastanawiałem się, co się z tobą dzieje. Czy jesteś szczęśliwa.
Uśmiechnęłam się smutno.
– Ja też o tobie myślałam. Ale myślałam, że jesteś gdzieś daleko, z rodziną, dziećmi...
– Byłem. Ale teraz jestem tutaj. I znów z tobą rozmawiam.
Zrobiło się cicho. Wiatr poruszał liśćmi. Przez chwilę miałam wrażenie, że znowu mam osiemnaście lat i cały świat przed sobą. Ale potem przyszła myśl, która ścisnęła mnie w środku: nie jesteśmy już tamtymi ludźmi.
Wróciłam do domu późnym wieczorem, z głową pełną myśli. Przez całą drogę nie mogłam przestać analizować naszej rozmowy, jego spojrzeń, ciepłego tonu głosu. Czy to była tylko sentymentalna chwila? A może coś więcej? Leżąc w łóżku, napisałam do niego krótką wiadomość: Dziękuję za spacer. Dobrze było cię zobaczyć. Odpisał niemal natychmiast: Mi też. Odezwę się jutro.
Następne dni przyniosły nieoczekiwaną lekkość. Uśmiechałam się do telefonu, czekając na wiadomości od Piotra. Wspominaliśmy, żartowaliśmy, pytaliśmy o codzienność. Zauważyłam, że budzę się z większą energią, że znowu chce mi się wychodzić z domu, kupiłam nową sukienkę, pomalowałam paznokcie. Ola, która właśnie przyjechała na kilka dni z Amsterdamu, szybko to wyłapała.
– Mamo? – zapytała pewnego wieczoru, siadając obok mnie na kanapie. – Coś się dzieje?
– W jakim sensie?
– Jesteś... inna. Uśmiechasz się częściej. I nie oglądasz już w kółko tych smutnych seriali.
Roześmiałam się cicho.
– Spotkałam kogoś. Znaczy… kogoś z przeszłości.
– Tatę?
– Nie. Kogoś sprzed taty. Piotra. Był moją pierwszą miłością w liceum.
– I co teraz?
– Nie wiem, Olu. Nie wiem, co to znaczy, co z tego będzie. Ale coś we mnie się poruszyło.
Córka przytuliła się do mnie.
– Jeśli to sprawia, że jesteś szczęśliwsza – jestem za.
Jej słowa były jak ciepły koc w chłodny wieczór. Ale mimo tego, że czułam się lepiej, lęk nie znikał. Czy to, co się dzieje, to prawdziwe uczucie, czy tylko tęsknota za tym, co było?
Kilka dni później Piotr napisał, że będzie w Warszawie służbowo i zapytał, czy mamy chwilę na kawę. Serce zabiło mi mocniej. Umówiliśmy się w małej kawiarni przy Placu Zbawiciela, w miejscu, które lubiłam za ciepłe światło i spokojną muzykę.
Był punktualny. Ubrany w ciemną kurtkę, z lekkim zarostem, wyglądał dojrzale i pewnie. Wstał, gdy weszłam, i pocałował mnie w policzek. Przez chwilę staliśmy niezręcznie, jakby nie wiedząc, co zrobić z tą nagłą bliskością.
– Cieszę się, że przyszłaś – powiedział.
– Ja też – odpowiedziałam, choć w głowie kłębiły się pytania bez odpowiedzi.
Usiedliśmy. Mówiliśmy o pracy, o Oli, o jego synu, który właśnie rozpoczął studia w Gdańsku. Wreszcie zapadła cisza.
– Anka... ja nie chcę, żeby to się skończyło na jednym spotkaniu. Albo kilku wiadomościach. Ja naprawdę... myślałem o tym. O nas. Może nie jako o kontynuacji, tylko jako... nowym początku.
Zamarłam. Jego słowa były proste, ale uderzyły mnie z całą mocą.
– Ale przecież nie wiemy, czy to ma sens. Czy my jeszcze potrafimy... zaufać?
– Nie wiem. Ale wiem, że nie chcę tego zmarnować przez strach.
Patrzyłam mu w oczy
Było w nich coś znajomego – spokój, ale i tęsknota.
– Ja też się boję – przyznałam. – Ale może... może warto się bać razem?
Uśmiechnął się lekko.
– Tylko razem ma to sens.
W tym momencie zrozumiałam, że coś się zaczyna. Jeszcze nie wiedziałam co, ale po raz pierwszy od dawna nie chciałam uciekać.
Siedziałam sama w kawiarni przy oknie. Za szybą zaczynało mżyć, a ludzie spieszyli się z parasolami w dłoniach. W dłoni trzymałam telefon, gotowa do napisania wiadomości. Palce zawisły nad klawiaturą. Myśli krążyły niespokojnie – co, jeśli to zły pomysł? Co, jeśli się znów rozczaruję?
Ale potem przypomniałam sobie, jak patrzył na mnie w parku. Jak słuchał. Jak mówił, że chce spróbować nie od nowa, tylko inaczej. Lepiej.
Wystukałam krótkie zdanie: Chcę spróbować. Nie wiem, jak będzie, ale chcę.
Wysłałam. I zamiast poczuć ulgę, poczułam... strach. Ale był to inny strach niż ten, który towarzyszył mi przez ostatnie lata. Ten miał w sobie coś świeżego – miejsce na nadzieję.
Wróciłam myślami do naszej rozmowy sprzed kilku dni.
– Myślisz, że można zakochać się dwa razy w tej samej osobie? – zapytałam wtedy.
– Myślę, że można zakochać się w niej inaczej – odpowiedział. – Z pełną świadomością, z bagażem, ale też z wdzięcznością, że jeszcze coś czujemy.
Spojrzałam przez okno. Świat wyglądał jakby trochę wyraźniej niż zwykle. Dzień był zwyczajny, ale ja czułam się inaczej – mniej sama. Może właśnie tak wygląda drugi początek. Cichy, niepewny, ale prawdziwy.
Nie wiedziałam, dokąd zaprowadzi nas ta historia. Ale byłam gotowa sprawdzić.
Anna, 44 lata
Czytaj także:
- „Zapisałem się na pilates z kobietami. Najpierw czułem się jak w raju, a potem musiałem uciekać”
- „Żona ciągle chodziła do nowego sąsiada. Nie chciałem wierzyć, że na macie ćwiczą tylko pilates”
- „Córka poślubiła bogacza z Warszawy i zapomniała o biednych rodzicach. Myślałam, że lepiej ją wychowałam”

