Reklama

Pierwszy dzień czerwca zawsze był dla mnie źródłem radości i wzruszeń, bo to właśnie wtedy pojawiła się na świecie nasza ukochana wnuczka, Michasia. To nie był zwykły Dzień Dziecka — to był dzień wyjątkowy jak żaden inny. Na historię tego swięta składały się balony, kolorowe świeczki, pamiątkowe zdjęcia, uśmiechy i drobne upominki. Zawsze z wyprzedzeniem planowaliśmy drobne niespodzianki, a mój mąż, Wiktor, robił wszystko, by Misia poczuła się wtedy naprawdę wyjątkowa. Kiedy patrzyłam na jej rozświetloną buzię, zdmuchującą kolejne świeczki, wiedziałam, że to są chwile, które zostaną w pamięci na długo.

Nic nie będzie takie samo

Teraz, kiedy ten dzień zbliża się po raz kolejny, wiele się zmieniło. Nie ma już przy mnie mojego życiowego partnera, przyjaciela i współtwórcy tych wszystkich wspomnień. Wiktor odszedł nagle. Zachorował w zeszłą jesień i po kilku tygodniach, chwilę po Wielkanocy, odszedł. Zawsze pełen życia i planów na przyszłość, zostawił mnie z pustym miejscem przy stole i z sercem, które co i rusz wyciska mi łzy, gdy o nim myślę. Mój dom jest pusty, aż tak, że przysięgam, słyszę w nim echo. Czuję to zwłaszcza wtedy, gdy wracam do domu po ciężkim dniu i nie mam do kogo otworzyć ust.

Życie płynie dalej, choć bywa niewyobrażalnie ciężkie. Moja emerytura jest skromna i ledwie starcza na rachunki, na lekarstwa, na chleb i mleko. Nigdy nie narzekałam głośno moim dzieciom — one mają własne rodziny, własne problemy i własne marzenia, które także kosztują. Nie chciałam im dokładać zmartwień, więc wszystko trzymałam w sobie. Nie powiedziałam nawet, że wszystkie nasze oszczędności poszły na leczenie Wiktora — to była moja tajemnica, którą trzymałam głęboko w sercu i w ciszy mojej sypialni.

Czasem siedząc w fotelu z książką, widzę przed oczami momenty sprzed lat, kiedy Misia jeszcze raczkowała, a potem uczyła się chodzić, trzymając nas za palce i chichrała się tak, że aż dostawała czkawki. Tamte momenty dawały mi siłę. Pamiętam, że dla Wiktora i dla mnie to były jedne z najpiękniejszych dni — takie zwykłe, a jednak tak bardzo znaczące.

Wszystko dla niej

Zbliżały się piąte urodziny Michalinki, a ja zastanawiałam się, jak uczcić je w sposób wyjątkowy, mimo że mój budżet był naprawdę niewielki. Inni dziadkowie przyjadą pewnie z prezentami, które oczarują dziecko i dorosłych — nowoczesne zabawki, klocki, gadające lalki, co tam teraz modne. A ja nie miałam niczego, co mógłabym podarować wnuczce tak, by poczuła, że to od upominek płynący prosto z serca, a nie tylko kolejny przedmiot do rzucenia w kąt.

– Co ja teraz zrobię? – szeptałam pochylając się nad grobem Wiktora, niosąc bukiet świeżych kwiatów, które kiedyś lubił tak bardzo. – Zawsze wiedziałeś, jak znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Tamci dziadkowie przyjadą pewnie z drogimi upominkami, a ja… – głos mi się urwał, bo w oczach pojawiły się łzy i ciężko było mówić dalej.

W tamtej chwili czułam nie tylko żal, ale i samotność, którą trudno opisać słowami.

Pewnego dnia, wracając z cmentarza, postanowiłam zajrzeć na targ, by kupić świeże owoce i warzywa. Pomyślałam, że spacer pośród straganów trochę oczyści mi myśli i pozwoli spojrzeć na wszystko spokojniej. Jednak tuż obok jednego stoiska coś przykuło mój wzrok — mały stolik zastawiony zabawkami. Mimo że nie szukałam prezentów, moje oczy zatrzymały się na jednej lalce. Miała duże, błyszczące oczy i ciemne włosy, które spływały jej na ramiona niczym miękkie pasma włosów małej dziewczynki. Przyszło mi nagle do głowy, że ta lalka wygląda jak obrazek wyjęty z dziecięcych marzeń — taka, o jakiej Misia kiedyś opowiadała mi podczas spaceru po parku.

Wyjątkowy prezent

Sprzedawczyni, kobieta o śpiewnym wschodnim akcencie, z uśmiechem i ciepłem w oczach, zaczęła zachwalać mi wszystkie sowje przedmioty. Mówiła, że to wyjątkowa lalka, że dzieci takie kochają, że można z nią spędzać godziny zabawy tak jak z prawdziwą przyjaciółką. Wzięłam ją do ręki i na moment poczułam, jakby ktoś szeptał mi do ucha: kup ją. Może to był głos Wiktora, który kiedyś tak podpowiadał mi przy ważnych decyzjach?

Poprosiłam o podanie ceny i natychmiast poczułam, jakby ktoś ze mnie zażartował — nie było mnie na nią stać. Sprzedawczyni, widząc moje niezdecydowanie, zaproponowała mi ją za połowę ceny. Wtedy w moim sercu zrodziła się niepewność, ale i iskierka nadziei. Wiedziałam, że w ten sposób mogę uszczęśliwić Misię, nawet jeśli dla innych prezent byłby tylko kolejną lalką.

Kiedy wróciłam do domu z lalką pod pachą, przez chwilę zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam. Dałam za nią więcej, niż powinnam, chociaż i tak tylko połowę tego, co pierwotnie zażądała sprzedawczyni. W mojej głowie pojawiły się wyrzuty sumienia — Michalina przecież ma już kilka lalek, a sukienka tej wydawała mi się nijaka i niegodna jej urody.

A potem przypomniałam sobie rozmowę, którą kiedyś odbyłam z wnuczką podczas spaceru. Mówiła mi wówczas:

– Babciu, chciałabym mieć taką lalkę dziewczynkę, taką, która wygląda jak ja sama, którą mogłabym ubierać w różne ubranka. Może nawet takie, które sama mi uszyjesz?

Zabrałam się za robotę

Jej słowa brzmiały w mojej głowie i nigdy ich nie zapomnę. Uśmiechnęłam się sama do siebie i pobiegłam na strych, gdzie od lat leżały pudła pełne kolorowych resztek materiałów. Byłam kiedyś krawcową — szyłam dla sąsiadów, znajomych, dla dzieci i dorosłych. Te tkaniny były moim skarbem, pełnym wspomnień, a z drugiej strony kopalnią różnych inspiracji.

Usiadłam przy starym stole i zaczęłam projektować małe ubranka: miniaturowe sukienki, spódniczki, bluzy i płaszczyki. Każdy kawałek tkaniny brałam z delikatnością. Znalazłam resztkę frotte i zrobiłam maleńki szlafroczek, a potem z włóczki wydziergałam dwa identyczne sweterki — jeden dla lalki, drugi dla Misi, by mogła się bawić tak, jakby lalka była jej siostrą.

Na strychu trafiłam też na starą, drewnianą skrzynię, którą kiedyś zzrobił mój mąż w warsztacie. Wyczyściłam ją papierem ściernym, pomalowałam kolorowymi farbkami, ozdobiłam różnymi wzorami i zabezpieczyłam lakierem. To miała być specjalna skrzynia na wszystkie małe ubranka — miniaturowa garderoba, którą Miśka mogłaby zabierać wszędzie.

Kiedy w końcu nadszedł dzień świętowania, cały dom wypełnił się rodziną: moi synowie, synowe, kuzyni, bliscy i oczywiście sama Michalinka. Już na samym początku zauważyłam, jak wnusia bawi się nowoczesną lalką kupioną pewnie przez innych członków rodziny — taką, która mówi, chodzi i mruga oczami. Jej uśmiech był szeroki i rozświetlał pokój, ale w moim sercu pojawiło się lekkie ukłucie niepewności.

Podarunek od serca

– Babciu, patrz! – zawołała, podbiegając do mnie z błyskiem w oczach. – Ona chodzi jak prawdziwa!

I wtedy podałam jej mój prezent: maleńką skrzynię pełną ręcznie wykonanych ubranek wraz z lalką, którą wcześniej kupiłam. Misia przez chwilę patrzyła na mnie z zaskoczeniem, powoli przypatrując się kolorom i fakturom maleńkich sukienek, płaszczyków i sweterków.

– Jak prawdziwa dziewczynka! – zawołała w końcu. – I tyle ubranek! – zaczęła je przymierzać jeden po drugim, śmiejąc się i prezentując je rodzinie. Jej radość była tak wielka, że w jej oczach iskierki odbijały się jak światło poranka.

Moja synowa Dorota przyszła bliżej i zapytała mnie z prawdziwym podziwem, czy sama uszyłam wszystkie te drobiazgi. Kiwnęłam głową, czując, jak serce mi rośnie.

– Krawcową byłam całe życie — odpowiedziałam z ciepłym uśmiechem. — A dziś szyję dla kogoś naprawdę wyjątkowego.

Rodzina zebrała się wokół stołu, ich słowa były pełne ciepła, a śmiech Misi roznosił się po całym domu. Mój syn podszedł do mnie i cicho powiedział mi do ucha:

– Mamo… udało ci się zrobić coś naprawdę pięknego. Michasia będzie to pamiętać bardzo długo.

W pewnej chwili poczułam, jak powietrze wokół mnie staje się ciche i ciepłe. W sercu przemknęło mi uczucie, jakby Wiktor był obecny — nie fizycznie, ale jako duch widoczny w tych wszystkich uśmiechach, w śmiechu Miśki, w blasku świec na torcie. Tego dnia zrozumiałam, że nawet jeśli życie zabiera tych, których kochamy najbardziej, miłość wciąż trwa — w wspomnieniach, w gestach i w sercach, które potrafią dzielić się dobrocią z innymi.

Dorota, 62 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama