Reklama

Dopóki moje nogi pozwalają, co niedzielę chodzę do kościoła na szóstą rano, bo potem to już tylko hałas i zamieszanie, nie modlitwa. Przez większość życia żyłam w przekonaniu, że jak człowiek dobrze wychowa dzieci, to i wnuki nie zejdą na manowce. Byłam naiwna. Czasem patrzę na mego wnuka i nie wiem, czy się modlić, czy płakać. Taki był grzeczny chłopiec, z loczkami jak aniołek. A teraz? Teraz… Niech mi Pan Bóg wybaczy, ale gdyby ktoś mi powiedział, że mój wnuk będzie się zachowywał jak włoski żigolak – uwierzyłabym dopiero po trzecim różańcu.

Nie mogę tego już nikomu powiedzieć wprost, bo zaraz usłyszę, że „babcia nie rozumie młodzieży” albo że „czasy się zmieniły”. A ja wiem jedno. Dlatego dziś, zamiast siedzieć cicho, muszę się wygadać. Choćby przed samą sobą.

Pomyślałam, że to żart

Michał przyjechał do mnie na weekend. Myślałam, że może zatęsknił, że wreszcie pogadamy jak człowiek z człowiekiem.

– Babciu, zrobiłabyś naleśniki? Takie jak kiedyś, z białym serem i cukrem waniliowym – zapytał, całując mnie w czoło.

– A pewnie! – zaśmiałam się i pogłaskałam go po głowie. – Już ci nagrzeję mleka, bo zimno, a ty w tej kurtce cienkiej.

– Wiosna w sercu, babciu. Wiesz, że ja nie lubię zimna, ale lubię gorące dziewczyny – mrugnął do mnie porozumiewawczo.

Zamarłam. Pomyślałam, że to żart. A on zaraz wyjął telefon i zaczął mi pokazywać zdjęcia jakiejś dziewczyny. A potem drugiej. I jeszcze trzeciej. Wszystkie w skąpych strojach.

– O, ta to dopiero kociak. Poznałem ją na siłce. Z Agatą już zerwałem, wiesz, była zbyt… serio – powiedział z przekąsem, jakby mówił o zepsutej zupie.

– Michał, dziecko drogie…

– Babciu, błagam… Który facet w moim wieku się wiąże na stałe? Trzeba korzystać z życia!

– Korzystać z życia? A co to znaczy – traktować dziewczyny jak skarpetki? Założyć, zgrzać się i wyrzucić?

Roześmiał się, jakby powiedziałam coś zabawnego. A mnie w środku aż zakuło. Bo to nie był mój Michał. To był ktoś obcy. Tylko twarz miał znajomą.

Nie rozumiał, o czym do niego mówię

Myślałam, że może to tylko taka poza, gadka pod publiczkę. Ale nie. Następnego dnia wszystko się potwierdziło, gdy wróciłam z targu wcześniej niż zwykle. Otwieram drzwi, a w salonie… dziewczyna. W moim domu! W różowym sweterku, z paznokciami jak szpony. I co najgorsze – w moich kapciach.

– Dzień dobry… – powiedziała zaskoczona, jakby się mnie nie spodziewała.

Dzień byłby lepszy, gdybym wiedziała, że mam gości – odparłam sucho, zdejmując płaszcz. – Michał? Mógłbyś tu na moment?

Wnuk wyszedł z kuchni, trzymając dwie filiżanki.

– Babciu, poznaj Olę. Olu, to moja babcia Aniela.

– Myślałam, że jesteśmy umówieni, że w moim domu się nie przyprowadza tak... od razu – syknęłam cicho.

Oj babciu, nie przesadzaj. Ola chciała tylko wpaść na kawę, pogadać. Co w tym złego?

– A to nie można było najpierw zapytać? To nie jest hotel. Ani… kawalerka do schadzek.

Dziewczyna zaczerwieniła się i zaczęła zbierać torebkę.

– Może lepiej już pójdę…

– Nie, zostań – zatrzymał ją Michał. – Babcia ma po prostu staroświeckie poglądy. Nie przejmuj się.

– Może i staroświeckie, ale porządne – warknęłam.

Wyszła bez słowa, a Michał wzruszył ramionami.

– Zrobisz teraz aferę o kawę?

– Nie o kawę, tylko o szacunek. Do mnie, do siebie, do tej dziewczyny. Ale ty chyba nie wiesz, co to znaczy.

Patrzył na mnie, jakbym mówiła w jakimś zapomnianym języku.

Spojrzał na mnie z rozbawieniem

Wieczorem siedzieliśmy razem przy kolacji. W końcu nie wytrzymałam.

Nie możesz nawet telefonu odłożyć na czas jedzenia?

– Babciu, to ważne – mruknął, nie podnosząc wzroku. – Marta mnie pyta, czy jutro jestem wolny.

– Marta? A nie była wcześniej Ola?

– Babciu… Serio? – westchnął zniecierpliwiony. – Marta to zupełnie inna historia. Ola to już przeszłość. Takie czasy.

– Takie czasy? A co ty, listę rezerwową prowadzisz?

– Nie muszę. One same się zgłaszają – uśmiechnął się z dumą. – Wiesz, jak jest. Życie toczy się szybko.

– A sumienie to ty gdzie zostawiłeś?

– Dobra, babciu. Nie każda znajomość od razu oznacza zaręczyny. Trochę luzu.

– Jak tak dalej będziesz traktował dziewczyny, to kiedyś trafisz na taką, co cię przejedzie jak walec.

Spojrzał na mnie z rozbawieniem, ale już bez tej bezczelności. Może coś dotarło. A może tylko udawał.

Nie przesadzaj, babciu. Nikogo nie krzywdzę. Dziewczyny wiedzą, że nie obiecuję gruszek na wierzbie.

– Ale każda z nich ma mamę. I jakbyś mi powiedział, że moja córka jest tylko „numerem w telefonie”, to… – urwałam, bo zadrżał mi głos. – Wstyd byłby największy.

Zamilkł. Na chwilę. A potem wstał od stołu i poszedł do swojego pokoju. Po cichu, bez słowa. Może coś zrozumiał. Albo po prostu znów pisał do innej.

Było mi wstyd za niego

Rano zastałam Michała przy lustrze w łazience. Stal tam z odsłoniętą koszulą, pryskając się jakimiś perfumami, których zapach był tak mocny, że aż mnie zatkało.

– Na ślub się wybierasz? – mruknęłam, wchodząc ostrożnie.

– Spotykam się dziś z taką jedną. Babciu, nie oceniaj – uprzedził mnie z uśmiechem. – Jest fajna, kulturalna, studiuje prawo.

– To dobrze. Może przynajmniej jedna, która nie robi selfie z językiem na wierzchu.

– Oj, babciu... – roześmiał się. – Ty byś chciała, żebym wziął jedną i od razu ślub? To nie te czasy.

– A jakie to czasy niby są? Że się ludzi traktuje jak wymienne części? Ja z twoim dziadkiem to 42 lata razem byłam.

– No i nie powiesz mi, że nigdy się nie kłóciliście – rzucił z przekąsem, poprawiając włosy.

– Kłóciliśmy się. Tylko po kłótni była rozmowa, a nie blokowanie w telefonie i szukanie następnej.

Spojrzał na mnie w lustrze. Przez moment wydawało mi się, że zrozumiał, ale po sekundzie wzruszył ramionami.

Czasy się zmieniają, babciu. Teraz ludzie chcą wolności. Nie chcą się wiązać na siłę.

– A potem płaczą, że są samotni.

Nie odpowiedział. Za to sięgnął po płaszcz i już był przy drzwiach.

– Michał… – zawołałam jeszcze. – Pamiętaj tylko, że jeśli dziewczyna płacze przez ciebie, to nie jesteś facetem. Tylko chłopcem w drogich butach.

Wyszedł bez słowa.

Miałam nadzieję, że zrozumiał

Minął tydzień, zanim znów do mnie zadzwonił. Głos miał zaskakująco cichy.

– Babciu… mogę wpaść na chwilę?

– Możesz. Zawsze możesz.

Nie pytałam, co się stało. Ale czułam. Matki mają przeczucie. A babcie – podwójne. Przyszedł z opuszczoną głową. Bez żelu we włosach, bez zapachu perfum. Usiadł przy stole i przez chwilę tylko się gapił w filiżankę, którą mu nalałam.

– Pokłóciliśmy się z Martą – powiedział w końcu. – Mocno. Ona myślała, że to coś więcej. Ja… chyba nie. Albo nie umiałem jej tego powiedzieć wcześniej. Płakała. Mówiła, że ją wykorzystałem.

– A nie wykorzystałeś?

Milczał długo.

– Może tak... ale nie chciałem. Po prostu… to się tak wszystko dzieje szybko. Przychodzi jedna, potem druga. Fajnie się gada, fajnie się śmieje, jest emocja…

– Ty sobie serce zepsujesz – powiedziałam cicho. – Nie tylko im. Sobie też. Jak tak będziesz z każdym uczuciem obchodził się, jak ze skarpetką, to kiedyś… gdy naprawdę poczujesz coś więcej – nie uwierzysz. Ani sobie, ani jej.

Podniósł wzrok. Oczy miał mokre. Może po raz pierwszy od dawna coś naprawdę do niego dotarło.

– Babciu, ja… nie chcę tak. Tylko nie wiem, jak być… innym. Teraz tak wszyscy żyją.

– A ty nie musisz być wszyscy. Bądź sobą. Ale takim sobą, z którego kiedyś twoja wnuczka będzie dumna.

Nie protestował. Pokiwał głową. I pierwszy raz od dawna – nie odszedł. Tylko został. Po prostu – został.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem

Od tamtej rozmowy minęły dwa miesiące. Michał nadal bywał zmienny, czasem zamyślony, czasem głupio żartował, ale już nie widziałam u niego tej pustki w oczach. Zaczął więcej mówić o uczuciach, a mniej o podbojach. I – co najważniejsze – znów przychodził do mnie nie tylko na naleśniki.

– Wiesz, co ostatnio zrobiłem? – zapytał pewnego dnia, wyciągając komórkę z kieszeni. – Skasowałem wszystkie aplikacje randkowe.

– No proszę… Aż tak ci się znudziło?

– Nie. Po prostu… poznałem Zosię. Na uczelni. Sama do mnie podeszła. I wiesz co? Nie chciałem jej potraktować jak każdej poprzedniej. Chciałem, żeby wiedziała, że jest wyjątkowa.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

– No proszę… czyli cuda się zdarzają.

– Oj, babciu… Nie cud. To dzięki tobie zrozumiałem, co jest ważne.

– Powiedziałam, co myślę. I trochę się wstydziłam. Za ciebie. Ale bardziej za to, że nie mówiłam wcześniej. Może byś nie zbłądził.

Musiałem pobłądzić sam – wzruszył ramionami. – Ale może nie było za późno.

Uśmiechnęłam się, głaszcząc go po ręce.

– Jeszcze nie. Ale uważaj, Michałku. Z sercami dziewczyn się nie igra. Ani z własnym.

– Obiecuję. A wiesz, co bym zjadł?

– Niech zgadnę. Naleśniki?

– Takie jak kiedyś. Z białym serem i cukrem waniliowym.

Wstałam, nie mówiąc nic więcej.

Aniela, 67 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama