Reklama

Nigdy nie byłem człowiekiem wylewnym. Służyłem w wojsku przez ponad czterdzieści lat i nauczyłem się, że emocje zostawia się za progiem. Trzeba być twardym, odpowiedzialnym, trzymać dyscyplinę – w pracy, w domu, w życiu. Tak się wychowałem i tak chciałem wychować Piotra. Zawsze powtarzałem: „Z kobietą się nie kłóci, kobiety się słucha”.

Kiedy przyprowadził do domu Natalię, młodą, uśmiechniętą dziewczynę z dużymi oczami i manierami lepszymi niż niejedna panna z dobrego domu, pomyślałem: „Mądrze wybrał chłopak”. Ona miała w sobie jakiś spokój. Nie udawała, nie grała księżniczki, a mimo to było w niej coś eleganckiego. Lubiła siadać z nami przy herbacie, słuchać, opowiadać. Moja żona od razu ją polubiła. Ja też. I byłem spokojny.

Ale od jakiegoś czasu coś się zaczęło psuć. Podobno Piotr wracał późno do domu. Mało mówił. A jak już się odzywał, to z pretensją. Natalia, choć się starała, coraz częściej miała oczy podkrążone jakby po bezsennej nocy. Żona twierdziła, że pewnie mają jakieś trudniejsze chwile, ale ja miałem nosa. To nie są zwykłe „chwile”. Piotr nie patrzył już na nią jak kiedyś. Patrzył... jak na ciężar. A mnie to bolało.

– Myślisz, że coś się między nimi dzieje? – spytała mnie żona któregoś wieczoru, kiedy Natalia znowu przyszła sama na niedzielny obiad.

– Coś się psuje – odpowiedziałem. – Ale nie wiem jeszcze, czy to tylko rdza... czy już korozja.

Nie chciałem się mieszać. To dorosłe dzieci. Ale jak się widzi, że ktoś traktuje drugiego człowieka jak ścierkę do podłogi, to człowieka szlag trafia. A jak to jeszcze twój własny syn...

Syn zachowywał się okropnie

Obiad jak zwykle – rosół, pieczeń, kompot z rabarbaru. Żona nakładała wszystkim, Natalia pomogła, Piotr był wgapiony w telefon.

– Odłóż to, chociaż na czas jedzenia – rzuciła cicho Natalia.

Przestań się czepiać – burknął Piotr, nie podnosząc wzroku.

– Nie czepiam się, tylko rozmawiam z tobą. Od tygodnia cię w domu nie ma, wracasz późno, nie odzywasz się... – głos jej lekko zadrżał.

– O Jezu, ta znowu zaczyna... – prychnął, rzucając widelec na talerz. – Wszędzie widzisz problemy. Może ty masz coś z głową?

W powietrzu zapadła cisza. Żona spojrzała na mnie błagalnie. Natalia wbiła wzrok w talerz. Nie wytrzymałem.

– Dość! – powiedziałem spokojnie, ale tak, że nikt nie odważył się odezwać. – Piotrek, nie pozwolę ci traktować żony jak śmiecia. Nie przy naszym stole.

– Tato, ale...

Żadnych „ale”. Słyszałem, co powiedziałeś. Jeśli masz problem, załatw to jak człowiek. A nie w ten sposób. Chcesz powiedzieć coś konkretnego?

Natalia podniosła wzrok. Miała zaszklone oczy.

– Przepraszam, nie chciałam... – wyszeptała.

Ty nie masz za co przepraszać, dziewczyno – powiedziałem cicho. – Przepraszać powinien ten, który zapomniał, co znaczy szacunek.

Piotr milczał. Wstał, wziął klucze, wyszedł bez słowa. Drzwi trzasnęły. Spojrzałem na Natalię. Uśmiechnęła się smutno. Wiedziałem już, że tej sprawy nie da się dłużej przemilczeć.

Stanąłem po jej stronie

Znalazłem ją w kuchni. Stała przy zlewie i mechanicznie myła talerze, chociaż zmywarka stała obok. Ramiona jej drżały. Podszedłem cicho.

– Natalia... – zacząłem, ale nie dokończyłem.

Odwróciła się, z mokrą dłonią w powietrzu, jakby miała mi zaraz coś tłumaczyć. Ale zamiast słów – tylko jedno ciche westchnienie i spuszczone oczy.

– Przepraszam, że przy stole... – wyszeptała.

– Mówiłem, że ty nie masz za co przepraszać – powtórzyłem. – Wiesz, że od początku cię szanowałem. I że nie lubię się wtrącać. Ale dzisiaj... nie mogłem już na to patrzeć.

Westchnęła.

– Ja już nie wiem, co robię źle. Cokolwiek powiem – jestem natrętna. Cokolwiek przemilczę – jestem obojętna. On... jakby mnie już w ogóle nie widział.

Usiadłem na krześle. Przez chwilę milczeliśmy.

Jesteś dobrą żoną – powiedziałem. – Widzę to. I choć to mój syn... nie mam zamiaru trzymać jego strony, jeśli zachowuje się jak gówniarz.

Spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Może się tego po mnie nie spodziewała.

– Dziękuję – powiedziała cicho. – To wiele dla mnie znaczy.

Porozmawiam z nim. Musi wiedzieć, że jak cię skrzywdzi... – zatrzymałem się, a potem dokończyłem: – ...to będzie miał ze mną do czynienia.

Natalia skinęła głową. Otarła policzek rękawem. Talerze dalej kapały w zlewie, ale w kuchni zrobiło się jakby jaśniej.

Przemówiłem mu do rozumu

Piotrek stał na tarasie, palił papierosa, choć nigdy wcześniej przy mnie tego nie robił. Podszedłem wolno, z rękami w kieszeniach.

– Synu, musimy pogadać – powiedziałem.

Spojrzał kątem oka.

Jeśli to znowu o Natalii, to...

– Właśnie o niej. I o tobie.

Milczał. Zaciągnął się dymem, jakby to miało mu dodać pewności.

– Co się z tobą, do cholery, dzieje? – zapytałem. – Kiedyś byłeś dumny, że ją masz. Teraz traktujesz ją jak powietrze. Jak śmiecia.

– Nie wiesz wszystkiego – odburknął.

– Może i nie wiem. Ale wiem jedno – nie wolno tak traktować kobiety. Zwłaszcza swojej żony.

– Tato, nie wszystko jest takie proste. Czasem coś się wypala...

– Wypala?! – uniosłem głos. – To jak ze starym piecem? Przestaje grzać, to się go wywala? Człowieku, to nie sprzęt. To kobieta, która cię kocha.

Spojrzał na mnie z irytacją.

Przestań robić ze mnie potwora.

– To przestań się tak zachowywać – odpowiedziałem ostro. – Jeśli naprawdę chcesz odejść – to zrób to uczciwie. Ale jeśli dalej będziesz ją niszczył psychicznie, upokarzał… To nie licz, że będę patrzył na to z boku. Jestem twoim ojcem, ale najpierw jestem człowiekiem.

Nie zauważyłem, że Natalia stała przy drzwiach balkonowych. Usłyszała wszystko. Spojrzała na mnie z wdzięcznością. Piotr spuścił wzrok.

– Pomyśl o tym – rzuciłem i wszedłem do środka.

Zrobiłem, ile mogłem

Żona przekazała mi wieści o małżeństwie syna. Podeszła cicho, z herbatą w ręku.

Natalia się wyprowadza – rzuciła cicho. – Podobno już jutro rano.

Zamarłem. Niby przeczuwałem, ale usłyszeć to na głos... jak uderzenie w mostek. Poczułem ciężar. Ciężar zawodu. I porażki.

Postanowiłem sam zaproponować pomoc. Pojechałem do ich mieszkania, kiedy Piotrek był w pracy. Natalia pakowała książki do kartonów, ubrania już leżały poskładane w walizkach.

– Wiem, że nie powinienem pytać, ale... jesteś pewna? – spytałem.

Spojrzała na mnie spokojnie.

– Nie chcę odchodzić z gniewem. Ale nie chcę też zostać z żalem.

Pomogłem jej wynieść pudła. W samochodzie panowała cisza, taka ciężka, że aż dzwoniło w uszach. W końcu się odezwałem.

– Wiem, że mój syn się pogubił. Nie wiem, czy się jeszcze odnajdzie. Ale wiem jedno – ja ci będę wdzięczny do końca życia. Za to, że tyle zniosłaś. Że próbowałaś.

Natalia ścisnęła mnie za rękę. Nie odpowiedziała, tylko patrzyła przed siebie, a w jej oczach w końcu pojawiły się łzy.

Kiedy wróciłem, Piotrek już był w domu.

Pomagałeś jej? – zapytał chłodno.

– Tak – odpowiedziałem. – Skoro ty nie potrafiłeś jej zatrzymać, to chociaż chciałem, żeby nie musiała wyprowadzać się sama.

Nie odpowiedział. Tylko usiadł w salonie, zgarbiony, z pustym spojrzeniem. Po raz pierwszy od dawna wyglądał na przegranego.

Spełniłem swoją obietnicę

Pojechałem do niej kilka dni później. Zamieszkała u siostry – w małym, ale schludnym mieszkanku na parterze. Otworzyła drzwi z uśmiechem, choć było w nim więcej grzeczności niż radości.

– Nie myślałam, że pan przyjedzie – powiedziała.

– Nie mogłem inaczej – odpowiedziałem. – Sumienie mi nie pozwalało siedzieć cicho.

Usiedliśmy w kuchni. Natalia nalała mi herbaty, jakby nadal była moją synową. Jakby nic się nie zmieniło.

Mój ojciec... – zacząłem, patrząc w szklankę. – Całe życie siedział cicho. Patrzył, jak matka płacze po nocach. Nigdy się nie odezwał. Ani razu. Wtedy to tolerowałem. Teraz – już nie.

Natalia spojrzała na mnie ze zrozumieniem. Czułem, że słucha uważnie.

Obiecałem sobie, że nie będę taki sam. Że jeśli kiedyś zobaczę krzywdę, to nie odwrócę głowy. Nawet jeśli chodzi o mojego własnego syna.

Przez chwilę milczała. Potem położyła dłoń na mojej.

Dziękuję, panie Marianie. Za wszystko. Nikt inny nie stanął po mojej stronie. Nawet nie wiem, co powiedzieć.

– Nie musisz nic mówić – odparłem. – Dla mnie lojalność nie kończy się na więzach krwi.

Siedzieliśmy jeszcze chwilę w ciszy. Potem przytuliła mnie. Tak po prostu. Mocno. I wiedziałem, że choć nie uratowałem ich małżeństwa, to przynajmniej nie zdradziłem samego siebie.

Wstyd mi za syna

W domu czekała na mnie żona, herbata i wiadomości w telewizji, które mówiły o świecie, jakby nic się nie stało. A przecież rozpadł się jakiś dom, rodzina.

Piotrek od kilku dni prawie się nie odzywa. Snuje się po mieszkaniu jak cień. Chyba po raz pierwszy od dawna zrozumiał, co stracił – ale to przyszło za późno. Albo tylko ja tak chcę wierzyć, bo wtedy łatwiej mi to znosić.

Czasem siadam w salonie i patrzę na puste krzesło, na którym siadywała Natalia. Z herbatą w dłoni, z kocem na kolanach, słuchająca naszych opowieści. Zawsze uważna, cicha, obecna. I myślę sobie – jak łatwo można przegapić, że się ma w domu kogoś dobrego. Jak łatwo zabić miłość nie krzykiem, a ciszą, obojętnością.

Nie wiem, co będzie z nimi dalej. Może Piotrek się ocknie, może nie. Ale ja wiem jedno – jestem dumny, że wtedy nie siedziałem cicho. Że nie bałem się stanąć po stronie osoby, która nie miała nikogo.

Czasem lojalność nie polega na tym, komu jesteś wierny. Ale na tym, kogo nie zdradzasz. Jeśli kiedyś Natalia będzie czegoś potrzebować – czegokolwiek – wie, gdzie mnie znaleźć. Zawsze.

Marian, 60 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama