Reklama

Po studiach Maciek miał trudny start. Wiadomo, rynek pracy nie był łaskawy, więc z Grażyną nie wahaliśmy się ani chwili.

– Zamieszkaj z nami na trochę, dopóki nie znajdziesz czegoś na stałe – zaproponowałem. Chcieliśmy mu pomóc stanąć na nogi. To trwa już siedem lat. Siedem lat, w czasie których nasz syn nie tylko nie wyprowadził się, ale nawet nie zrobił żadnego ruchu w tym kierunku. Pracuje, ale do domowego budżetu się nie dokłada. Za to rachunki rosną, a moja cierpliwość maleje.

Dziś rano wstałem pierwszy. Posprzątałem po wczorajszej kolacji, potem zawiozłem Grażynę do lekarza – serce znowu jej dokucza. A Maciek? Wyszedł z torbą na siłownię, zostawiając w zlewie naczynia i górę swojego prania w łazience. Jak gdyby nic. Z jednej strony próbuję to sobie tłumaczyć – może to nasze błędy wychowawcze? Może za bardzo go chroniliśmy? Ale z drugiej... zaczynam coraz wyraźniej widzieć, że Maciek po prostu nie chce dorosnąć. Stał się wygodny. Roszczeniowy. Jakbyśmy byli jego darmowym hotelem. Wieczorem, przy kolacji, nie wytrzymałem.

– Może czas pogadać z Maćkiem, żeby dorzucał się do rachunków. Prąd, woda, gaz – wszystko drożeje…

Żona spojrzała na mnie z niepokojem.

Przecież oszczędza… Może w końcu się wyprowadzi. Jeszcze trochę czasu, Kaziu…

Jednak w jej głosie nie było przekonania. Tylko zmęczenie. I cień niepokoju.

Byłem w szoku

Maciek wrócił z siłowni. Wrzucił torbę na kanapę w salonie, buty rozkopane przy drzwiach, woda z bidonu rozlana na podłodze. Usiadł przy stole i od razu sięgnął po obiad, który Grażyna wcześniej odgrzała. Nawet nie spojrzał w naszą stronę. Jadł, przeglądając coś w telefonie.

– Znowu padła nam lodówka – rzuciła Grażyna. – Rachunki za prąd przyszły dwa razy wyższe niż rok temu. Może to przez twoją klimatyzację w pokoju, Maciek?

Odstawił widelec i nawet nie spojrzał.

– Przecież płacicie rachunki jak zawsze. Co się zmieniło?

– Właśnie to – powiedziałem spokojnie, ale z naciskiem. – Zmieniło się to, że teraz są wyższe. A ty nie jesteś już studentem, tylko dorosłym facetem. Może byś się dorzucił. Komputer, klimatyzacja, konsola, telewizor – to wszystko kosztuje.

Maciek zmarszczył czoło, jakbym go obraził.

– Ale to wasz dom, nie mój. Jak będę miał swój, to będę płacił. A teraz dajcie mi spokój, serio…

Nie wiem, co mnie bardziej uderzyło – jego obojętność czy ton, jakim to powiedział. Żadnej refleksji. Spojrzałem na niego i po raz pierwszy pomyślałem o nim w sposób, który wcześniej nawet nie przechodził mi przez myśl. Pasożyt. Tak właśnie go zobaczyłem – kogoś, kto bierze, nie dając nic w zamian.

Odwrócił się na pięcie i wyszedł do swojego pokoju, rzucając za sobą tylko:

– Dobrze, że chociaż zmywarkę macie, bo byście jeszcze i to mi wytknęli.

Zostałem z Grażyną sam. Żona nic nie powiedziała, a ja myślałem o tym, jak doszło do tego, że wychowaliśmy kogoś tak nieodpowiedzianego.

Rozczarował mnie

Wieczorem, kiedy Maciek zamknął się w swoim pokoju, usiadłem z Grażyną w kuchni. Zaparzyłem herbatę, postawiłem filiżankę przed nią i usiadłem naprzeciwko.

– Powiedz mi szczerze – zacząłem cicho. – Naprawdę nie widzisz, że on nie ma żadnego zamiaru się usamodzielnić?

Grażyna spojrzała na mnie, ale od razu spuściła wzrok. Milczała chwilę, mieszając herbatę łyżeczką, choć cukru nie dodawała.

– Może po prostu potrzebuje czasu. Wiesz, jak jest… Taki świat teraz. Ludziom trudno się ustatkować.

Pokręciłem głową.

– On nawet nie widzi, że coś jest nie tak. Myśli, że mu się wszystko należy. Nie chodzi o czas, tylko o chęci. Przecież jemu jest wygodnie. Wszystko ma podane pod nos. Nic nie musi. Nawet śmieci rzadko wynosi.

Może to nasza wina?

Zdziwiło mnie to, że powiedziała to z takim drżeniem w głosie. Zawsze go broniła. Zawsze stawała po jego stronie, nawet gdy było oczywiste, że przesadza. A teraz? Brzmiała, jakby już sama nie była pewna tego, co mówi.

– Przymykałem oczy przez lata, ale chyba przegapiliśmy moment, kiedy przestał być dzieckiem.

Grażyna nie odpowiedziała. Widziałem, że coś do niej dociera, ale nie chciała tego przyjąć. Może jeszcze nie dzisiaj. Tamtego wieczoru po raz pierwszy poczułem coś więcej niż irytację. To było rozczarowanie. Głębokie, bolesne i trudne do zniesienia. Rozczarowanie ojca, który zrozumiał, że nie wychował syna, tylko wiecznego chłopca.

Musiałem to powiedzieć

Wróciłem z apteki. Zdejmowałem kurtkę w przedpokoju, gdy usłyszałem ich głosy. Nie chciałem podsłuchiwać. Naprawdę. Ale nie musiałem się starać. Drzwi były uchylone, a oni mówili wystarczająco głośno.

Może jednak tato ma rację, synku. Może powinieneś pomyśleć o własnym miejscu – zaczęła Grażyna spokojnie, niemal pojednawczo.

Znowu to samo! – Maciek nie krył irytacji. – Zamiast się cieszyć, że wasz syn ma pracę i zarabia, to tylko pretensje!

– My też mamy prawo do życia. Nie jestem twoją służącą – odpowiedziała stanowczo.

Po raz pierwszy usłyszałem u niej taki ton. Twardy, zmęczony, jakby ktoś w niej coś złamał.

– Jak się wam nie podoba, to mogę się wynieść. Nie liczcie, że będę was odwiedzał!

Wszedłem do kuchni, zanim zdążyłem to przemyśleć.

– Dom to nie hotel. Myśleliśmy, że ci pomagamy, ale ty po prostu nasz wykorzystujesz.

Maciek spojrzał na mnie jak na obcego człowieka. Nie zareagował. Nie zaprzeczył, ale też nie przeprosił. Milczał. Patrzył na mnie z czymś, co trudno było nazwać – może to był bunt, może chłodna obojętność. W pewnej chwili odwrócił się i wyszedł z kuchni, a my zostaliśmy tam, w ciszy. Patrzyliśmy na siebie i nie wiedzieliśmy, co powiedzieć.

Nie czułem satysfakcji

Maciek spakował torbę w niecałe dwadzieścia minut. Nie był nerwowy, raczej zimny i rzeczowy. Wkładał do plecaka ubrania, kosmetyki, laptop. Nie spojrzał na nas ani razu. Grażyna stała w progu jego pokoju, z chusteczką w dłoni.

– Nie rób tego. Może się jeszcze dogadamy… – powiedziała cicho.

– Nie ma o czym. Już mnie tu nie chcecie – odpowiedział bez emocji.

Chcieliśmy, żebyś się usamodzielnił – wtrąciłem. – Ale skoro widzisz w tym atak, to może rzeczywiście czas najwyższy.

Nie zamknął drzwi z hukiem. Nie trzasnął. Po prostu wyszedł. Pustka, którą po sobie zostawił, była cięższa niż jego obecność. Nie czułem satysfakcji. Tylko zmęczenie. I żal, który nie miał w sobie niczego oczyszczającego. Czułem, że trzeba było to zrobić, ale wiedziałem też, że nic już nie będzie jak dawniej.

Było mi ciężko

Minął tydzień. Dowiedzieliśmy się przypadkiem, że Maciek wynajął pokój u znajomego. Grażyna co wieczór zaglądała w telefon, niby mimochodem, ale widziałem, że czekała. Nie próbowałem się z nim kontaktować. Nie z dumy. Po prostu nie wiedziałem, co miałbym powiedzieć.

– Myślisz, że sobie poradzi? – spytała któregoś wieczoru.

– Jeśli nie, to przynajmniej zrozumie, że życie nie jest za darmo – odpowiedziałem.

Sam nie byłem tego taki pewien. Po prostu nie chciałem jej martwić. Może próbowałem też przekonać samego siebie. Po raz pierwszy od lat było w domu cicho. Niby lżej, ale nie do końca. Rano wstawałem, robiłem kawę, potem przygotowywałem śniadanie. Grażyna zaczęła więcej spać, jakby jej organizm w końcu mógł się zatrzymać i odpocząć. Miałem więcej czasu, ale nie potrafiłem go niczym wypełnić. Przestawiałem rzeczy po szafkach, jeździłem na zakupy bez pośpiechu. Cisza była wszędzie.

Czasem zastanawiałem się, czy teraz jesteśmy jeszcze rodziną. Czy może byliśmy nią tylko przez pewien czas, a teraz jesteśmy już tylko trojgiem ludzi, których połączyła biologia i wspólny adres? A potem rozdzieliło życie. Nie wiedziałem, czy Maciek wróci. I czy, gdyby wrócił, umiałbym się z tego ucieszyć. Czułem ulgę. Ale była to ulga gorzka, ciężka. I trochę wstydliwa. To wszystko miało sens. I jednocześnie – nie miało go wcale.

Kazimierz, 64 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama