Reklama

Jeszcze miesiąc temu byłam pewna, że moje życie jest już właściwie poukładane. Taki spokojny, przewidywalny plan aż do śmierci: ślub z Tomkiem, mieszkanie na kredyt, wakacje raz do roku, może dziecko za dwa lata. Tylko że ten plan rozpadł się szybciej, niż zdążyłam zrozumieć, co właściwie poszło nie tak. A może powinnam powiedzieć – kto.

Chciałam zacząć od nowa

Ostatnie miesiące z Tomkiem były jak powolne umieranie czegoś, co kiedyś było piękne. Najpierw te ciche dni, gdy unikał mnie jak ognia. Potem podejrzenia, które udawałam, że do mnie nie docierają. Wiadomości od koleżanki z pracy, za którymi – jak twierdził – przemawiała jedynie „serdeczna troska”. W końcu prawda tak brutalnie podana, że do dziś czuję ją w żołądku: zdrada. Taka najprostsza, najbardziej banalna, o jakiej czyta się w tych głupich artykułach, myśląc: „Mnie to na pewno nie spotka”. No cóż. Spotkało.

Kiedy po wszystkim spakowałam swoje rzeczy, miałam wrażenie, że zabieram tylko resztki siebie. Wtedy napisała Marta – koleżanka sprzed lat, która od dawna mieszkała w Göteborgu. „Przyjedź. Odpoczniesz, może zostaniesz na dłużej:. Wtedy to zdanie brzmiało jak jedyna deska ratunku.

Kilka tygodni później stałam na pokładzie wielkiego promu, który sunął po czarnym Bałtyku w stronę Szwecji. Wiatr targał mi włosy, słony zapach morza oblepiał policzki, a ja czułam, jakby całe moje stare życie odpływało gdzieś za rufę. Z każdym kilometrem czułam mniej strachu, a więcej nadziei. Oparłam dłonie o chłodną barierkę i pozwoliłam sobie na głęboki oddech. Jeszcze nie wiedziałam, co będzie dalej, ale wiedziałam jedno: muszę zacząć od nowa, nawet jeśli to będzie bolało, nawet jeśli nie mam pojęcia, dokąd prowadzi ta nowa droga.

Pomyliłam zamówienie

Prom lekko kołysał, a ja czułam, jak żołądek mam ściśnięty ze stresu. Zamówiłam w barze kawę i kanapkę, po czym usiadłam na chwilę przy ladzie, czekając, aż baristka postawi tacę na stoliku odbioru. Gdy usłyszałam swoje imię, bez większego zastanowienia chwyciłam kubek oraz talerzyk i odeszłam w stronę wolnego stolika. Usiadłam, wzięłam łyk kawy i… coś mi się nie zgadzało. Nagle obok mnie stanął wysoki mężczyzna. Jasne włosy miał lekko potargane od wiatru, a w ręku trzymał paragon.

– Przepraszam, chyba właśnie wypiłaś moją kawę – powiedział z uprzejmym uśmiechem, jakby ta sytuacja wcale go nie złościła.

Podskoczyłam na krześle.

– O rany, przepraszam! Myślałam, że to moje…

– Nie szkodzi – odpowiedział tonem, który sprawił, że uniosłam wzrok.

Zamurowało mnie, bo nie spodziewałam się, że usłyszę tu polski. Przez chwilę nawet nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Mężczyzna wskazał na wolne krzesło.

– Mogę się przysiąść? I tak muszę poczekać na nową kawę.

Dotrzymał mi towarzystwa

Skinęłam głową. Usiadł naprzeciwko i od razu poczułam, że jest kimś, kto raczej nie bywa zagubiony tak jak ja. Spokojny, elegancki, skupiony na rozmowie.

– Sporo jeżdżę między Szwecją a Polską. I lubię próbować mówić po polsku, ale bywa różnie – zażartował.

– Brzmi bardzo dobrze – odparłam.

– Polska to dla mnie ważne miejsce. Mam tam firmowych partnerów. Prowadzę przedsiębiorstwo logistyczne w Göteborgu. A ty? Wycieczka czy coś więcej?

Nie znałam go, nie musiałam nic tłumaczyć, a jednak słowa same wypłynęły.

– Chyba zaczynam od nowa. Jadę do koleżanki. W Polsce zostawiłam… dużo spraw.

Spojrzał na mnie uważnie, ale nie w sposób, który przytłaczał. Raczej jak ktoś, kto rozumie, że nie wszystko trzeba od razu opowiadać. Potem rozmawialiśmy o podróżach, o promach, o Polsce. Nie pytał zbyt wiele, ja nie zdradzałam za dużo. W tej rozmowie była lekkość. Gdy kelnerka przyniosła mu kolejną kawę, podziękował jej i znów przeniósł na mnie wzrok.

W środku jednak trzymałam dystans. Mężczyzna był zbyt uprzejmy, zbyt spokojny, zbyt idealny. Po tym, co zostawiłam za sobą, nie potrafiłam pozwolić sobie na żadne oczekiwania. Ceniłam rozmowę, lecz jednocześnie pilnowałam, by nie dać się ponieść niczemu, co choć trochę przypominało fascynację.

Odnalazł mnie

– Mam na imię Magnus – powiedział, dopijając kawę.

– Ania.

– Może jeszcze się spotkamy? Świat bywa mniejszy, niż się wydaje.

Uśmiechnęłam się niepewnie, a gdy odszedł, poczułam, że w mojej głowie pojawiła się ciekawość. Wpatrywałam się w spokojną taflę wody za oknem i myślałam tylko jedno: nie mogłam pozwolić sobie na więcej niż rozmowę z obcym mężczyzną. A jednak jego głos i sposób patrzenia zostały ze mną aż do wieczora.

Marta przywitała mnie w drzwiach z szerokim uśmiechem, a ja odetchnęłam, czując pierwszy raz od dawna coś w rodzaju bezpieczeństwa. Mieszkanie miała niewielkie, ale pełne ciepła. Od razu poczułam się tam jak u siebie.

Kilka dni później dostałam powiadomienie na LinkedInie. Magnus zapytał, czy moglibyśmy się spotkać w sprawie pracy. Nie wiedziałam, co myśleć. Poszłam, bo nie miałam wyjścia. W firmie zobaczyłam go w zupełnie innym wydaniu. Stanowczy, dokładny, skupiony. Przedstawił mi obowiązki, wypytał o doświadczenie, zaproponował umowę. Wszystko brzmiało rozsądnie, choć jego spokój działał na mnie bardziej, niż chciałam przyznać.

Dostałam tę pracę

Kiedy wychodziłam z biura, uświadomiłam sobie, że zaczynam czuć się tu inaczej niż przez ostatnie miesiące w Polsce. Jakby świat przestał ciążyć, choć wciąż nie byłam gotowa na nic poza pracą i przeprowadzką.

Od pierwszego dnia w biurze czułam, że tamta kobieta mnie obserwuje. Zawsze uprzejma, zawsze pomocna, ale w jej spojrzeniu było coś, czego nie umiałam nazwać. Pewnego popołudnia, gdy odkładałam segregatory na półkę, podeszła do mnie z pozornie swobodnym uśmiechem.

– Wiesz, Magnus nie zatrudnia obcych bez powodu – powiedziała cicho.

– Nie wiem, co insynuujesz, ale pracuję tu, bo potrafię to robić – odpowiedziałam.

Wzruszyła ramionami i odeszła. Od tamtej chwili jej słowa chodziły za mną jak cień. Z Magnusem widywałam się częściej, niż przypuszczałam. Najpierw krótkie rozmowy przy ekspresie, potem wspólne lunche, aż w końcu wieczorne spotkania przy omówieniach projektów. Robił to naturalnie, bez nacisku, a ja pozwalałam na to, choć powinnam była zachować większy dystans.

Wpadłam po uszy

Czasem zauważałam, jak na mnie patrzy, a wtedy serce przyspieszało, mimo że rozsądek krzyczał, żebym uważała. Po Tomku zostało we mnie coś, co podpowiadało, że takie rzeczy nie kończą się dobrze. Pewnego wieczoru, kiedy kończyliśmy omawiać raport, Magnus zamknął laptopa i popatrzył na mnie z powagą.

– Aniu… chciałem ci coś powiedzieć, ale tylko jeśli nie odbierzesz tego źle.

Milczałam, czując, że robi mi się gorąco.

– Lubię cię bardziej, niż powinienem jako szef.

Nie potrafiłam wydobyć słowa. Patrzył uważnie, jakby się bał, że zaraz wstanę i ucieknę.

– Niczego od ciebie nie oczekuję. Wiem, że potrzebujesz czasu. Chciałem tylko, żebyś to wiedziała.

Po tych słowach odsunął się, jakby robił dla mnie miejsce, i wrócił do pracy, zostawiając mnie z sercem bijącym szybciej niż przez ostatnie dwa lata. A ja nie wiedziałam, czy boję się jego uczuć, czy tego, że zaczynam je odwzajemniać.

Wszystko się zmieniło

Następnego dnia pojechaliśmy nad morze. Chciał mi pokazać miejsce, w którym nauczył się pływać i w którym spędzał wakacje jako dziecko. Spacerowaliśmy brzegiem, wiatr targał nam włosy, a fale co chwilę podchodziły pod stopy. Magnus zatrzymał się nagle, jakby coś w nim dojrzało do wypowiedzenia tych słów.

– Aniu… – zaczął, ale jego głos był inny niż zwykle. – Chciałbym, żeby to było twoje nowe miejsce. Takie, do którego będziemy wracać razem.

Z kieszeni wyjął małe pudełko. Wtedy nagle wszystko jakby ucichło, nawet morze.

– Wyjdziesz za mnie?

Nie umiałam powstrzymać łez. Przez chwilę nie mogłam wydobyć głosu, w końcu tylko skinęłam głową, a on włożył mi pierścionek na palec i przyciągnął do siebie. To były pierwsze łzy, które nie bolały. Wtedy pomyślałam, że może to jest właśnie nowy początek, o którym nigdy nie miałam odwagi nawet pomyśleć.

Anna, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama