Reklama

Nie lubię września. Zawsze coś się wtedy kończy – lato, beztroska, jakieś złudzenia. Ale tamtego września coś się zaczęło. Właściwie – zaryzykowałabym stwierdzenie, że zaczęłam nowe życie. Po rozstaniu z Adamem spakowałam torby, wynajęłam mikroskopijne mieszkanie w Warszawie i rzuciłam się w wir rekrutacji. Przez kilka tygodni walczyłam, aż w końcu dostałam posadę w agencji marketingowej, o której marzyłam. Tylko że nikt nie mówił, że marzenia potrafią być tak… pokręcone.

Damian, mój szef, przywitał mnie pierwszego dnia z tą samą uprzejmą rezerwą, jaką miał dla wszystkich. Nosił się nienagannie, pachniał zbyt drogo i patrzył zbyt przenikliwie. Pomyślałam, że będzie się mnie bał zwolnić, jak coś schrzanię. Przez pierwsze dni uczyłam się wszystkiego: procedur, ludzi, ich spojrzeń. Najbliżej trzymałam się Iwony – przesiadywałyśmy razem na lunchach.

– Musisz w końcu kogoś poznać, serio. Nie możesz wiecznie żyć przeszłością – powiedziała mi któregoś dnia, kiedy gryzłam bułkę i gapiłam się tępo przez okno.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ktoś właśnie już się pojawił. I że nie powinien.

Zakazane spojrzenia

– Natalia, masz chwilę? – zapytał Damian, wychylając głowę zza framugi. – W sali konferencyjnej.

Serce mi zabiło szybciej. Wzięłam notes i poszłam za nim, jakby to było zupełnie normalne. Ale nie było. W pomieszczeniu pachniało jego wodą kolońską i kawą. Na stole leżały notatki z jakiegoś spotkania, ale jego wzrok był skupiony tylko na mnie.

– Potrzebuję twojej opinii na temat tego projektu. Twój świeży punkt widzenia może się przydać – powiedział, podając mi wydruk. Usiadłam naprzeciwko niego i zaczęłam analizować tekst, ale czułam, że mnie obserwuje.

– Jesteś naprawdę utalentowana, Natalia. Masz w sobie coś... co trudno zignorować – powiedział cicho.

Podniosłam wzrok. Jego spojrzenie nie było służbowe. To było coś innego. Przez chwilę nikt nic nie mówił. Poczułam, jak moje policzki robią się gorące. W końcu odchrząknęłam.

– Dzięki… postaram się nie zawieść – bąknęłam i szybko wstałam.

Kiedy wróciłam do biurka, ręce mi drżały. Iwona wlepiła we mnie spojrzenie.

– Hej, szef znowu cię zagonił na dywanik? – uśmiechnęła się przekornie. – On lubi ładne brunetki. Zawsze tak było.

Uśmiechnęłam się blado, próbując coś mruknąć, ale w głowie miałam tylko to, jak długo trzymał mój wzrok i jak lekko dotknął mojej dłoni przy podaniu dokumentu. Przypadek? Pewnie tak. Musiałam przestać analizować.

„To nic nie znaczyło. Tylko się przejęzyczył. Prawda?” – powtarzałam sobie w głowie, ale im częściej próbowałam to wmówić, tym bardziej czułam, że właśnie coś się zaczęło.

Przekroczenie granicy

Wieczorny event firmowy – ten typ imprez, które zazwyczaj omijam szerokim łukiem. Ale Iwona uparła się, że „muszę się w końcu rozerwać” i wręcz siłą wepchnęła mnie w małą czarną i do taksówki. Sala błyszczała od świateł i bąbelków prosecco. Damian krążył między stolikami, w garniturze, który wyglądał, jakby był szyty na miarę – pewnie był. Przez chwilę nawet nie zauważył mojej obecności. Albo udawał.

Później, gdy większość zespołu ruszyła na parkiet, zostałam przy barze. On też.

– Nie tańczysz? – zapytał, siadając obok.

– To nie moja bajka – odparłam, mieszając drinka słomką. Spojrzał na mnie z tym swoim półuśmiechem. Milczenie między nami było gęste jak dym papierosowy.

– Jesteś inna. Widać to od razu. – Jego głos był cichy, intymny. Patrzył mi prosto w oczy. Nie wiem, kto pierwszy się zbliżył. Nie wiem nawet, kto pierwszy zamknął oczy. Ale pocałunek się wydarzył. Trwał może kilka sekund, ale był jak uderzenie prądu.

Oderwałam się gwałtownie.

– To zły pomysł – wyszeptałam.

– Tak miało być – odpowiedział spokojnie.

Następnego dnia w pracy – ani słowa. Żadnego spojrzenia. Żadnego „cześć”. Siedział przy biurku jak zawsze, skupiony i niedostępny. Ja z kolei nie mogłam się skupić na niczym. Telefon zawibrował: „Spotkajmy się po pracy. Damian”.

Poszłam. I potem to się powtarzało. Wiadomości, spotkania po godzinach, ukradkowe spojrzenia w biurze. Byłam uzależniona od jego obecności. Ale w tle cały czas brzmiał jeden głos:

„W co ja się pakuję? To przecież tylko skocznia po Adamie… Ale dlaczego czuję się... żywa?”

Sprawy się komplikują

Nasze spotkania przestały być przypadkowe. To już nie były ukradkowe pocałunki za rogiem czy szybkie wiadomości. Damian zabierał mnie do mieszkania swojego znajomego, który „akurat wyjechał na miesiąc do Portugalii”. Czułam się jak nastolatka w kiepskim romansie – ale nie potrafiłam przestać. Zaczęłam żyć między pracą a nim. Znikałam z życia prywatnego, a zwłaszcza z relacji z Iwoną, która coraz częściej rzucała we mnie pytania bez odpowiedzi.

– Ty mnie w ogóle unikasz. Co się dzieje, Natalia? – zapytała kiedyś, patrząc na mnie znad kubka z kawą.

– Jestem tylko zmęczona – skłamałam.

W pracy unikałam rozmów o Damianie, jakby samo jego imię mogło spalić mi język. Ale wszystko się skomplikowało jeszcze bardziej, kiedy przez przypadek usłyszałam, jak Damian rozmawia przez telefon. Stałam za drzwiami jego gabinetu, czekając, aż skończy. Nie chciałam podsłuchiwać. Ale głos kobiety był głośny. I ciepły.

– Wiem, że nie lubisz jeść obiadów w domu, ale zrobiłam to, co lubisz. Dzieci jeszcze nie ma, może przyjedziesz wcześniej?

Justyna. Jego żona.

To mnie uderzyło jak zimny prysznic. Wracałam do swojego biurka jak pijana. Nagle cała ta iluzja – jego uśmiechy, czułość, obietnice – rozpadła się jak szkło. Ale kiedy później, po pracy, znowu mnie dotknął, powiedział tylko:

– Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym to wszystko zmienić.

Nie chcę być tą drugą. To mnie niszczy – odpowiedziałam. I płakałam. W jego ramionach. W jego łóżku.

A rano, znowu byłam w pracy. Udając, że nic się nie dzieje.

Patrzyła mi prosto w oczy

Wiedziałam, że to się musi skończyć. Wstałam rano z zamiarem powiedzenia Damianowi, że to koniec. Wpatrzona w swoje odbicie w windzie powtarzałam w myślach: „To koniec. Powiedz to. Nie patrz na niego”. Ale jak tylko przekroczyłam próg biura, poczułam, że coś jest nie tak.

Iwona podbiegła do mnie zdenerwowana.

– Natalia, tam… w recepcji jest jakaś kobieta. Pyta o Damiana.

Podeszłam, z sercem w gardle. Stała tam – blondynka, zadbana, z chłodnym spojrzeniem i teczką w ręku. Patrzyła mi prosto w oczy, jakby wiedziała. I chyba wiedziała.

– Dzień dobry. Jestem Justyna, żona Damiana – uśmiechnęła się, ale jej głos był ostry jak brzytwa.

Nie odpowiedziałam. Nie potrafiłam. Zaczęłam się cofać, jakby mogła mnie dopaść.

Później, na parkingu, Damian czekał przy swoim aucie.

– Ona wie – powiedział bez emocji.

Więc to koniec? – zapytałam, choć odpowiedź już znałam.

– Chciałem cię ochronić, ale… chyba nigdy nie byłem wystarczająco odważny.

– Nie jestem kobietą, która rozbija rodziny – szepnęłam.

Potem długo szłam przez miasto. Bez celu. Czułam, że wszystko we mnie pękło. Miłość, która była jak ogień, teraz była tylko popiołem. Wróciłam do mieszkania, zdjęłam płaszcz i usiadłam na podłodze. Nie miałam siły płakać.

Wiedziałam, że już nie mogę wrócić do pracy. Do tego samego biura, tych samych spojrzeń. Wiedziałam, że to koniec nie tylko z nim. To koniec mnie, którą byłam przez te kilka miesięcy. Iluzji, w które chciałam wierzyć.

Uciekłam, bo inaczej nie mogłam

Złożyłam wypowiedzenie bez większego słowa. Pani z HR-u spojrzała na mnie zdziwiona, ale nie dopytywała. Może się domyślała. Może wszyscy się domyślali. Damian nie odezwał się ani razu. Nie przyszedł, nie napisał, nie zadzwonił. Cisza. Tak bardzo niepasująca do tego, co było między nami.

Spotkałam się z Iwoną w kawiarni, w której kiedyś tak często siedziałyśmy.

– Wiedziałam – powiedziała, zanim jeszcze zdążyłam cokolwiek powiedzieć. – A raczej... czułam. Ale myślałam, że mi powiesz.

Zawstydzona spuściłam wzrok. Czułam się jak dziecko przyłapane na kłamstwie.

– Przepraszam. Bałam się twojej reakcji. Wstydziłam się.

– Głupia jesteś – westchnęła. – Nie chodzi o to, co zrobiłaś. Chodzi o to, że robiłaś to w samotności. Gdybyś mi powiedziała, może bym cię nie oceniła. Może bym ci... pomogła.

Rozmowa była jak plaster na rozciętą ranę. Nie zatrzymała krwawienia, ale sprawiła, że było lżej.

Jeszcze tego samego dnia kupiłam bilet. Pociąg do rodzinnego miasta ruszał wcześnie rano. Spakowałam się w jedną walizkę. Zostawiłam w mieszkaniu kubek z wyszczerbionym uchem, książki, które czytałam w nocy, kiedy nie mogłam spać. Zostawiłam siebie – tę naiwną, zakochaną, głupią siebie.

Na peronie telefon zawibrował. SMS.

„Przepraszam. Kocham cię. Damian”.

Nie odpisałam. Wsiadłam do pociągu. Nie można wiecznie uciekać. Ale czasem trzeba odejść, żeby się w ogóle jeszcze kiedyś odnaleźć.

Natalia, 24 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama