Reklama

Zawsze wydawało mi się, że wspólne mieszkanie to najpiękniejszy etap przed ślubem. Taki prawdziwy test miłości – z porannym zapachem kawy, nieporządkiem w łazience, spontanicznymi tańcami w kuchni i wieczornym przytulaniem się na kanapie. Myślałam, że jeśli z Michałem przetrwaliśmy dwa lata randkowania, to teraz będzie już tylko lepiej.

Wprowadziłam się do niego z trzema wielkimi walizkami i jednym kartonem pełnym moich marzeń. Byłam podekscytowana, trochę zestresowana, ale też dumna. Wreszcie „my” znaczyło coś więcej niż tylko cotygodniowe weekendy i wspólne wyjścia na pizzę.

– Zobaczysz, Julia, to będzie piękny początek – mówiła mi Kasia, kiedy pakowałyśmy moje rzeczy. – Już widzę, jak wrzucasz zdjęcie łóżka, które sami złożycie z części i podpiszesz „nowy rozdział”.

Uśmiechnęłam się wtedy, bo naprawdę w to wierzyłam. Michał był czuły, opiekuńczy, potrafił ugotować rosół i zaparzyć herbatę tak, że czułam się jak w domu. A teraz… teraz ten dom miał być nasz.

Wszystko było dobrze. Przez kilka dni. Do momentu, kiedy usiedliśmy razem na kanapie, a on, niemal od niechcenia, rzucił:

– A, i jeszcze... w środę wpadnie Sandra. Tylko na kawę, pogadamy chwilę. Nie przeszkadza ci, prawda?

Zamarłam. W mojej głowie zapaliła się pierwsza czerwona lampka. Ale jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to nie będzie tylko „przyjacielska kawa”. Że ten jeden gest... zmieni wszystko.

To spotkanie wszystko zmieniło

– Co powiedziałeś? – dopytałam dla pewności.

Wpadnie Sandra – powiedział Michał, sięgając po chipsy, jakby mówił o pogodzie.

– Kto? – zmarszczyłam brwi.

– No Sandra. Moja była. Ale spokojnie, to tylko kawa, zwykłe spotkanie. Chciała pogadać.

Usiadłam prosto, jakby mnie ktoś uderzył.

Spotkanie z byłą? Teraz? Tydzień po tym, jak ja z tobą zamieszkałam?

Michał westchnął teatralnie.

– Julia, przecież mówiłem, że mamy normalny kontakt. Nie widzieliśmy się od miesięcy. Ona się rozwodzi i potrzebuje pogadać z kimś, kto zna jej sytuację.

– A nie ma koleżanek?

Dlaczego od razu robisz z tego dramat?

Zacisnęłam palce na filiżance, żeby się nie trzęsły. Próbowałam brzmieć spokojnie, ale głos mi zadrżał:

– Bo to dziwne. Stawiasz mnie w niezręcznej sytuacji. Jak mam się czuć, kiedy twoja eks siedzi na naszej kanapie i wylewa ci żale?

– Julia… Nie przesadzaj. Przecież nie będę zrywał kontaktów ze wszystkimi ludźmi tylko dlatego, że kiedyś coś między nami było.

Pokręciłam głową.

– Nie o to chodzi. Ale to świeże. Nasze wspólne życie dopiero się zaczyna. Chciałabym się najpierw poczuć pewnie, zanim… zanim zaczniesz wprowadzać duchy przeszłości do naszego domu.

Michał zamilkł na chwilę. Patrzył w ekran telewizora, jakby właśnie tam chciał uciec od tej rozmowy.

To tylko kawa, Julia – powiedział cicho. – Daj spokój.

Ale w mojej głowie już wtedy coś się zacisnęło. Jak pętla. Jak przeczucie, że nie chodzi o kawę. I że Sandra to wcale nie zamknięty rozdział.

Nie wierzyłam, że to przyjaźń

– Przesadzasz, serio – powiedziała Kasia przez telefon, ale w jej głosie słyszałam zawahanie. – Ale z drugiej strony… czemu on ci to w ogóle mówił? Mógł to ukryć i byś nie wiedziała.

– Dzięki, super pocieszenie – westchnęłam, kręcąc się po mieszkaniu jak duch. – On się chyba sam pogubił w tej szczerości. Niby mówi prawdę, ale coś mi się nie zgadza.

A zaufałaś mu? A sobie?

Zamilkłam. To pytanie mnie zaskoczyło.

Spotkanie z Sandrą zostało jednak przeniesione do kawiarni na mieście. Michał wrócił późno. Wyszedł na „godzinkę”, wrócił po trzech. Wszedł jakby nigdy nic, rzucił kurtkę na krzesło.

– I jak było? – spytałam, starając się brzmieć obojętnie.

– W porządku. Pogadaliśmy. Trochę się wygadała, trochę powspominaliśmy. Tyle.

– Powspominaliście?

– Nie w tym sensie. Wiesz, takie głupoty z czasów studiów…

Mówił spokojnie, ale unikał mojego wzroku. To mnie bolało bardziej niż jego słowa. Bo kłamstwo potrafi się chować w spojrzeniu.

Zaczęłam zauważać drobiazgi. Michał chował telefon, jakby odruchowo. Odbierał połączenia na balkonie. Zamyślał się podczas kolacji.

Zaczęłam się zastanawiać: czy to ja jestem zazdrosna? Czy to ja wariuję? Przecież nie zrobił nic złego. Spotkał się. Wyszedł. Wrócił. Ale… coś we mnie buzowało. Niepokój, którego nie potrafiłam zignorować.

Nawet jego „kocham cię” brzmiało ostatnio jakby od niechcenia. Jakby wypowiedziane z obowiązku. A może po prostu ja przestałam je słyszeć tak samo.

Ona się wygadała

To był zwyczajny wieczór. Michał brał prysznic, jak zawsze długo. Ja sprzątałam kuchnię, ale coś mnie tknęło – jego telefon leżał na stoliku. Ekran rozświetlił się nagle – Sandra.

Nie odebrałam. Nie umiałam. Ale coś we mnie się złamało. Poszłam do łazienki, drzwi były uchylone, Michał był owinięty ręcznikiem. Podałam mu telefon, a on odebrał. Po chwili usłyszałam.

Nie mów jej na razie, dobrze? I tak się nie dowie. Po co niepotrzebne napięcie? – głos Sandry był stłumiony, ale wyraźny.

– Michał? – zapytałam nagle, stając w progu.

Telefon prawie wypadł mu z ręki. Popatrzył na mnie jak dzieciak przyłapany na kradzieży.

Co to miało znaczyć?

– Julia, ja… to nie tak…

– Nie tak?! Czego miałam się nie dowiedzieć? Co ukrywasz?

Zaczął się jąkać. Mówił coś o niedopowiedzeniu, o tym, że Sandra nie miała gdzie się zatrzymać, że nocowała, gdy mnie nie było… ale tylko jedną noc… że nic się nie wydarzyło…

Wyjęłam mu telefon z ręki, odblokowałam. Nie próbował mnie zatrzymać. Weszłam w wiadomości.

Sandra: „Dziękuję za wczoraj. Brakowało mi ciebie. Tak jak kiedyś”.

– To też nic nie znaczy, Michał? – pokazałam ekran.

Zbladł. Oparł się o framugę.

– Julia, daj mi wytłumaczyć…

– Nie. Ty miałeś tydzień, żeby być szczery. Nie skorzystałeś.

Wybiegłam z łazienki, trzęsąc się. Nie ze złości – z żalu. To nie była tylko zdrada fizyczna. To była zdrada zaufania. A ta boli najbardziej.

Było jeszcze gorzej, niż sądziłam

Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy stole. On zgarbiony, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Ja – w dresie, ale czując się, jakbym przeszła tornado. W środku huczało mi w głowie.

Zanim zamieszkaliśmy razem... – zaczął Michał cicho – …był taki moment, że myślałem, że to koniec z nami. Pamiętasz? Pokłóciliśmy się wtedy o moją pracę, o te nadgodziny.

Skinęłam głową. Pamiętałam. Siedziałam wtedy u Kasi i płakałam, że on mnie ignoruje.

– I wtedy spotkałem Sandrę. Przypadkiem. Gadaliśmy, potem drugi raz… Przeszłość nas trochę… pochłonęła. I… byliśmy razem. Parę razy.

Zaparło mi dech. Nie dlatego, że to mówił. Dlatego, że brzmiał, jakby się spowiadał z parkowania w złym miejscu.

A potem wróciłaś. I zrozumiałem, że to z tobą chcę być. Chciałem, żeby to się udało, Julia, naprawdę…

– Dlatego zaprosiłeś ją do naszego mieszkania? Dlatego pisaliście do siebie, jakbyście tylko czekali na kolejną okazję?

Zamilkł.

Nie wiem, czego chciałem. Może mieć wszystko. Ale wiem, że zawaliłem.

Spojrzałam na niego długo. Moje serce było jak rozbita szklanka – można zebrać kawałki, ale już nigdy nie napijesz się z niej wody.

– Wiesz co? Nie chcę być drugim wyborem. Nie jestem nagrodą pocieszenia. Potrzebuję oddechu. Jadę do Kasi.

Nie zaprotestował. Chyba sam wiedział, że powiedział o jedno zdanie za dużo. A może za późno.

Podobno nie był gotowy

– I co teraz? – zapytała Kasia, stawiając przede mną kubek herbaty. – Wrócisz do niego?

Patrzyłam w okno, obserwując, jak krople deszczu leniwie spływają po szybie.

– Nie wiem. Wiem tylko, że nie potrafię mu zaufać. I to nie o Sandrę chodzi. Chodzi o to, że on mnie zostawił emocjonalnie, zanim sięgnął po telefon.

Kasia nic nie mówiła. Była w tym dobra – w byciu obok, bez oceniania.

Powiedział, że mnie kocha. Że to ja jestem tą jedyną. Ale wiesz co? Słowa są łatwe. Każdy może powiedzieć „kocham”, a potem wyjść na kawę z byłą, która śmierdzi przeszłością.

Po południu Michał napisał. Potem zadzwonił. I znów napisał: „Musimy pogadać”.

Spotkaliśmy się w parku, gdzie kiedyś spacerowaliśmy po pracy, jedząc lody. Teraz tylko wiatr hulał po alejkach.

– Przepraszam. Nie chcę cię stracić – powiedział.

– To nie ja się zgubiłam, Michał.

Usiadł ciężko na ławce.

Nie byłem gotowy na to wszystko. Na zamieszkanie razem, na odpowiedzialność… Bałem się. Ale to nie twoja wina.

– I właśnie dlatego nie wiem, czy chcę to kontynuować. Ja nie mam już piętnastu lat. Nie chcę chłopca, który nie wie, czego chce.

Wstałam. Spojrzał na mnie z mieszanką żalu i nadziei.

– Może kiedyś. Może jeśli dojrzejesz. Ale teraz… nie umiem ci ufać.

Odeszłam, zostawiając za sobą coś, co miało być wspólnym życiem, a okazało się tylko próbą generalną.

Julia, 28 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama