Reklama

Zawsze byłam raczej domatorką. Moje życie to praca zdalna, jedno dziecko, mąż w delegacjach. Taki obrazek. Żadnych dramatów, żadnych krzyków, żadnych niespodzianek. Po prostu życie.

– Mamo, mogę jeszcze banana? – zawołała Klara z kuchni, machając nad głową owocem, gdy akurat kończyłam raport dla klienta.

– Jednego już zjadłaś – odparłam, nie odrywając wzroku od ekranu. – Ale dobra, jeszcze jeden. Tylko umyj banana i ręce.

Usłyszałam plusk wody, a potem delikatne tupanie boso po panelach. Takie drobiazgi tworzyły mój dzień. Dźwięk małych stóp, zapach bananów, ciche „klik” myszki komputerowej, kiedy przełączałam się między zakładkami.

Michał zadzwonił o chwilę po dwunastej, jak zwykle na krótko.

– Hej, wszystko w porządku? – zapytał tonem, jakby chciał załatwić sprawę jednym zdaniem.

– Tak. Klara je banana, ja kończę raport. A u ciebie?

– Służbówka, potem kolacja z kontrahentami. Nie wrócę przed niedzielą. Ściskam was.

Rozłączył się, zanim zdążyłam powiedzieć „buziaki”. To był nasz rytuał. Z czasem przestałam to nawet zauważać.

Około piętnastej zadzwonił dzwonek do drzwi. Listonosz. List polecony do Michała. Spojrzałam na kopertę – urzędowy nadruk, sąd rejonowy.

Zawahałam się. Otwieranie cudzej korespondencji nie leży w mojej naturze. Ale coś mnie tknęło. Może ten chłód w głosie Michała ostatnio. Może fakt, że nie pamiętam, kiedy się ostatnio przytulił bez powodu.

Rozcięłam kopertę. Kartka była zadrukowana gęsto, formalnym językiem. Oczy przeskakiwały po wersach, aż zatrzymały się na jednym fragmencie.

„Wezwanie do zapłaty alimentów… na rzecz małoletniego Igora K...”. Zamarłam.

Poczułam, jak coś we mnie się zapada. Świat, który znałam – nasze małżeństwo, Klara, dom – zaczął się rozmywać, jakby ktoś rozlał na nim atrament.

Nie mogłam oddychać.

– Mamo? – Klara stanęła w progu z pluszowym króliczkiem. – Wszystko dobrze?

Otarłam łzy z policzka.

– Tak, skarbie. Wszystko... wszystko będzie dobrze – skłamałam.

Miałam nadzieję, że to pomyłka

– Michał, wejdź – rzuciłam przez zęby, otwierając drzwi, kiedy tylko usłyszałam klucz w zamku.

Wszedł z torbą przewieszoną przez ramię, zmęczony. Spojrzał na mnie, a potem na list leżący na stole.

– Co się stało? – zapytał spokojnie, ale coś w jego spojrzeniu zadrgało.

To się stało – przesunęłam kopertę w jego stronę. – Nie miałam prawa jej otworzyć, wiem. Ale zrobiłam to. I już wiem.

Zamarł. Patrzył na kopertę, jakby widział ją pierwszy raz.

– Magda…

Dziewięć lat, Michał! Igor ma dziewięć lat! A my jesteśmy razem dziesięć! – krzyknęłam. – Powiedz mi, że to jakiś błąd. Że to nie twoje dziecko.

Złapał się za kark. Westchnął.

To jest mój syn – powiedział cicho. – Ale to nie tak, jak myślisz…

– Zawsze tak mówicie – przerwałam. – „Nie tak, jak myślisz.” A jak mam myśleć, co? Przez dziewięć lat byłeś ojcem i mi o tym nie powiedziałeś?

To był błąd. Młodzieńczy… – zaczął.

– Przestań! – wrzasnęłam. – Nie jesteś dzieciakiem! Miałeś wybór. Miałeś żonę. Miałeś mnie!

Milczał. Jego twarz była napięta, oczy wbite gdzieś w podłogę. Cisza bolała bardziej niż słowa.

– Masz syna, Michał. I nie powiedziałeś mi o nim nic. A teraz co? Liczysz, że przyjmę to jak rachunek za prąd?

Odwróciłam się i wyszłam do sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi. Usłyszałam, jak siada na krześle. Jakby cały świat mu się zawalił. A mnie? Mnie już nie było w tym świecie.

Sama musiałam to rozgryźć

Nie spałam tej nocy. Leżałam w ciemności, gapiąc się w sufit, jakby miał mi cokolwiek powiedzieć. Michał zasnął na kanapie. Albo udawał. A może naprawdę potrafił zasnąć z taką tajemnicą na sumieniu? Z takim problemem?

W głowie miałam tylko jedno imię: Natalia, matka chłopca. Znalazłam ją rano. Facebook, zdjęcie profilowe – kobieta w moim wieku z dzieckiem. Igor. Nie wyglądał na „błąd”. Wyglądał na czyjeś dziecko. Na dziecko, które zna swojego ojca.

Napisałam krótko: „Dzień dobry. Jestem żoną Michała. Proszę, odezwij się. Muszę porozmawiać”.

Patrzyłam na te słowa jak na broń. Wysłałam i od razu żołądek mi się ścisnął.

Mamo, co robisz? – Klara zjawiła się przy stole z kocykiem. Miała jeszcze zmierzwione włosy.

– Nic, kochanie. Już zaraz zrobię śniadanie – uśmiechnęłam się słabo.

Położyłam telefon ekranem do dołu. Przyszedł sms.

Ale nie od Natalii. Od Hani, mojej przyjaciółki – „Coś się stało?”.

Zadzwoniłam, gdy Klara poszła się bawić po jedzeniu. Musiałam to z siebie wyrzucić.

Michał ma dziecko z inną – mówiłam, a głos mi się łamał. – Ja… nie wiem, kim on jest. Nie wiem, kim ja jestem.

– Magda… – westchnęła Hania. – Chcesz, żebym przyszła?

– Nie. Tylko… muszę to zrozumieć. Od początku do końca.

Tego dnia nie wykonałam żadnej pracy. Czekałam na odpowiedź od Natalii. I wciąż od nowa patrzyłam na zdjęcie tego chłopca.

Chciałam to zrozumieć

Odpisała dopiero wieczorem. „Możemy się spotkać. Jutro, 11:00, kawiarnia przy parku. Natalia”.

Nie spałam drugiej nocy z rzędu. Rano ubrałam się jak do walki – prosta czarna bluzka, dżinsy, minimum makijażu. Klara była u mojej mamy, Michał milczał. Nie zapytał, gdzie idę. Może wiedział.

Natalia była już przy stoliku. Miała ciemne włosy, spięte w kok, i kurtkę rzuconą niedbale na krzesło. Kiedy mnie zobaczyła, wstała.

Magda? – zapytała.

– Tak.

Uścisnęłyśmy sobie dłonie. Sztywno, jakbyśmy podpisywały rozejm.

– Kawa? – spytała.

– Nie wiem, czy cokolwiek przełknę.

Uśmiechnęła się lekko, ale bez radości.

Michał ci powiedział?

– Dowiedziałam się z listu. Michał... powiedział niewiele.

Natalia skinęła głową.

– Zawsze taki był. Nigdy nie chciał nic komplikować. Ale samo życie to komplikacja, prawda?

Patrzyłam na nią w milczeniu.

Znam Michała od liceum. Igor to nie był przypadek. Nie planowaliśmy tego, ale... on wiedział. Od samego początku. I to on zaproponował układ.

– Jaki układ?

– Żadnych kontaktów. Tylko pieniądze. Żeby nikt nie wiedział. Żebym ja nie wchodziła w jego życie.

Zaniemówiłam.

– Czyli... sam zrezygnował z bycia ojcem?

Natalia spojrzała na mnie. Tym razem bez dystansu. Ze smutkiem.

– Tak. Ale nigdy z pieniędzy. Przez dziewięć lat płacił. Regularnie. Nigdy nie zapytał, czy Igor czegoś potrzebuje. Nigdy nie zadzwonił. Dopiero teraz musiałam się upomnieć.

Czułam, jak łzy zbierają mi się pod powiekami.

– Dlaczego... nie powiedziałaś mu, że to nieludzkie?

– Powiedziałam. Ale on już był z tobą. I wtedy powiedział tylko jedno zdanie: „Nie chcę jej stracić.”

Nie pamiętam, jak wróciłam do domu.

Nie mieściło mi się to w głowie

Michał siedział przy stole, jakby czekał na wyrok.

Byłam u niej – powiedziałam, zrzucając to jak ciężki plecak. – Natalia mi powiedziała wszystko. Że wiedziałeś. Że sam zaproponowałeś układ. Bez kontaktu. Tylko alimenty.

Zadrżał. Usiadłam naprzeciwko. Trzymałam się krzesła, żeby nie wyrzucić wszystkiego z siebie krzykiem.

– Magda, ja… to było dawno. Bałem się. Byłem z tobą. Kochałem cię. Nie chciałem tego zniszczyć.

– Więc zniszczyłeś wszystko, robiąc z siebie nieobecnego ojca? – przerwałam mu. – Jak można żyć z wiedzą, że ma się dziecko i nigdy go nie przytulić? Nigdy nie zapytać, co u niego?

Spojrzał na mnie, oczy miał szkliste.

Myślałem, że to najlepsze wyjście. Że wszyscy będą mieli spokój. Natalia też się zgodziła...

– A on? Chłopiec też się zgodził?

Zamilkł. Wstałam i zaczęłam chodzić w kółko.

Przez dziewięć lat… kłamałeś. Codziennie. I spałeś obok mnie, patrzyłeś mi w oczy. Robiłeś mi dzieci. Jakby nic się nie stało.

Podszedł do mnie, chciał mnie dotknąć. Cofnęłam się jak poparzona.

– Magda, przepraszam…

Nie obchodzi mnie twoje „przepraszam”! – krzyknęłam. – Chcę wiedzieć jedno.

Zamarł.

– Czy kochasz swojego syna?

Wbiłam wzrok w jego twarz. I czekałam. Michał otworzył usta. Ale nie powiedział nic. Tylko spuścił wzrok. Nie musiał odpowiadać. Wszystko było jasne. Wyszłam. Nie wiedziałam, dokąd idę. Musiałam oddychać. Musiałam być sama.

Mąż stał się dla mnie jak obcy

– Zostań tyle, ile potrzebujesz – powiedziała Hania, kładąc mi koc na nogi.

Siedziałyśmy na jej balkonie. Ona z winem, ja z pustym kubkiem.

Nic nie czuję – powiedziałam cicho. – A jednocześnie wszystko na raz. Gniew, strach, wstyd, żal... jakby ktoś powrzucał te emocje do miksera i nacisnął „start”.

– To normalne. Masz prawo do wszystkiego, co czujesz – odparła. – Ale pamiętaj, że teraz musisz pomyśleć o sobie. Tylko o sobie. Nie o nim.

Nie spałam prawie wcale. Rano wzięłam prysznic, założyłam te same ubrania co wczoraj i wróciłam do domu. Dla Klary.

Kiedy otworzyłam drzwi, z kuchni dobiegł zapach kakao. Michał stał przy zlewie, Klara siedziała przy stole z bułką w ręku.

– Cześć, mamo! – krzyknęła radośnie. – Tata zrobił mi kakao! Jak ty!

Uśmiechnęłam się tylko do niej. Michał spojrzał na mnie ostrożnie. Ja na niego – obojętnie.

– Możemy pogadać? – zapytał cicho, kiedy Klara zniknęła w swoim pokoju.

– O czym? O tym, jak przez dziewięć lat udawałeś, że nie masz syna?

Pokręcił głową.

– Nie. O tym, że postanowiłem go w końcu poznać.

Zamarłam.

Chcę się z nim spotkać. Chcę, żeby wiedział, że ma ojca, który… który w końcu dorósł.

Skinęłam głową. Ale nie odpowiedziałam. Bo nie wiedziałam, co powiedzieć.

Usiedliśmy w milczeniu. I tylko w tym milczeniu było słychać wszystko, czego nie umieliśmy już powiedzieć.

Wszystko się zmieniło

Nie wiem, co będzie dalej. Nie potrafię powiedzieć, czy mu wybaczę. Czy będziemy razem. Czasem budzę się w środku nocy i przez chwilę zapominam, że to się wydarzyło. Ale potem patrzę na Michała, który śpi obok, i wszystko wraca.

Zastanawiam się, kim byłam przez te dziesięć lat. Żoną? Cieniem? Tą, co siedzi cicho, czy tą, która teraz nie potrafi już słuchać ani jednej wymówki?

Michał spotkał się z Igorem. Powiedział mi po fakcie. Nie zaprosił mnie, nie poprosił, żebym tam była. I dobrze. To nie była moja historia.

– Był zamknięty, ale słuchał – powiedział tylko. – Nie wiem, co myśli. Ale przynajmniej wie, że jestem.

Nie odpowiedziałam.

Czasem myślę o Klarze. Czy powinna wiedzieć, że ma brata? Że jej ojciec nie był tylko tym, który czyta bajki i robi kakao? Może kiedyś jej powiem. Kiedy będę gotowa.

Teraz uczę się żyć z prawdą. Z tą nową wersją rzeczywistości, gdzie Michał nie jest już mężczyzną, którego znałam. Gdzie jestem kobietą, która nie musi od razu przebaczać, by istnieć. Bo nie wszystko da się naprawić. Czasem trzeba pozwolić, żeby coś zostało złamane. I zobaczyć, co da się z tego zbudować.

Magdalena, 32 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama