„Wolę wynajętą klitkę z grzybem na ścianie, niż nowe mieszkanie od matki. Postawiła warunek, którego nie zaakceptuję”
„W tej samej chwili zrozumiałam, że wcale nie chodzi o zapasowy klucz. Chodzi o to, żeby mogła przyjść, kiedy zechce, rozejrzeć się, sprawdzić, zapytać, poprawić. Moje życie miałoby być jej projektem. Mieszkanie za jej pieniądze, na jej zasadach. – Nie chcę – powiedziałam w końcu”.

- Redakcja
Udaję, że mam kontrolę nad własnym życiem. Ale gdy przychodzi rachunek za prąd, zaczynam się pocić. Mieszkam w kawalerce z wilgocią. Podłoga skrzypi, ściany są cienkie jak karton. Jem skromnie, ale tak jest zdrowiej.
Kiedy dzwoni mama, staram się mówić pogodnym tonem. Udaję, że zupa z mrożonki to mój wybór, a nie konieczność. Że grzyb w rogu pokoju to inspiracja do sztuki, że kaloryfer jeszcze nie grzeje, bo „tak jest lepiej dla środowiska”. Ona nie musi wiedzieć, że nie stać mnie nawet na nową zasłonę.
Mimo wszystko to moje miejsce. Nawet jeśli nie ma gdzie wstawić fotela, a pranie robię ręcznie, bo bęben pralki wyje na pół bloku. I nawet jeśli codziennie wieczorem kładę się do łóżka z uczuciem, że może jednak przesadziłam. Może powinnam była wziąć to mieszkanie od mamy.
– Jak tam, Kingo? – pyta przez telefon.
– Super. U mnie naprawdę wszystko gra – odpowiadam, podgrzewając 3-dniową zupę.
Czasem przez ułamek sekundy wyobrażam sobie, jakby to było – wrócić. Pozwolić jej zadecydować. Mieszkać w wygodnym, urządzonym przez nią mieszkaniu. Ale jednak z kluczami u niej w torebce, z kontrolą, która czai się w pytaniach: „To kto u ciebie dziś nocował?”, „Znowu zostawiłaś kubek na parapecie?”.
Nie. Wolę jeść zupę z mrożonki i udawać, że jest git. Wolę się mylić na własnych warunkach, niż żyć bez błędów na jej zasadach.
„Tak w razie czego”
Siedziałyśmy przy stole w kuchni. Była sobota, pachniało świeżo upieczonym ciastem, którego nie miałam ochoty tknąć. Mama pokroiła sernik i podała mi kawałek z przesadnym uśmiechem, jakby ten gest miał przykryć to, co zamierzała powiedzieć.
– Przemyślałam to. Chcę ci kupić mieszkanie – powiedziała spokojnie, jakby mówiła o nowym płaszczu na zimę.
Zamrugałam. To nie był pierwszy raz, kiedy o tym wspominała, ale tym razem mówiła poważnie. Nawet nie czekała na moją reakcję, od razu zaczęła mówić dalej – o lokalizacji, o windzie, o sąsiadach, o tym, jak ważne jest, żeby mieć coś na własność. Wtedy nagle dodała:
– Chciałabym mieć zapasowy klucz. Wiesz, tak w razie czego. Gdybyś zapomniała, zamknęła się, zalała kogoś...
Nie odpowiedziałam od razu. W tej samej chwili zrozumiałam, że wcale nie chodzi o zapasowy klucz. Chodzi o to, żeby mogła przyjść, kiedy zechce, rozejrzeć się, sprawdzić, zapytać, poprawić. Moje życie miałoby być jej projektem. Mieszkanie za jej pieniądze, na jej zasadach.
– Nie chcę – powiedziałam w końcu.
Mama zmarszczyła brwi.
– To przecież tylko mieszkanie. Pomoc. Przecież nie każę ci robić niczego złego. Chcę, żebyś miała lepiej. Chcesz dalej wynajmować te klitki?
– Chcę mieć spokój. Swoje miejsce. Bez kluczy u kogoś innego – odpowiedziałam już pewniej.
Zamilkła na chwilę, ale potem uderzyła prosto w punkt, którego nie umiałam dobrze zasłonić.
– Za moje pieniądze... Chyba mogę mieć coś do powiedzenia?
Wtedy wybuchłam.
– Nie będziesz mi mówić, kiedy mogę zaprosić chłopaka! Nie będziesz decydować, jakie zasłony powieszę! Nie będziesz ustawiać mi życia, bo cię na nie stać!
Poczerwieniała. Odłożyła widelec i wstała od stołu.
– To twoje życie, Kinga. Zrobisz, co zechcesz. Ale nie mów, że nie chciałam pomóc.
Wyszłam z mieszkania, zanim jeszcze zdążyła dokończyć zdanie.
Nie chcę od niej pieniędzy
Było zimno. Kaloryfer ledwo się grzał, a ja siedziałam w bluzie, z kapturem na głowie, wciśnięta w róg wersalki. Wieczorem przyszedł Marek. Wniósł butelkę wina i czekoladę, jakbyśmy mieli świętować. Usiadł na taborecie i rozejrzał się po mieszkaniu.
– Nadal nie chcesz z nią pogadać?
– Nie.
– Przecież to tylko kasa. Co ci szkodzi ją wziąć?
Westchnęłam.
– To nie kasa. To kredyt emocjonalny. Nigdy się nie spłaca.
Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, ale nic nie powiedział. Włączył czajnik, wyjął dwa kubki, po czym podał mi herbatę.
– Masz. Żebyś chociaż ciepło miała.
Wzięłam kubek, ale nie spojrzałam mu w oczy. Było mi zimno nie tylko z powodu kaloryfera. Wiedziałam, że nie rozumie. A może nie chciał rozumieć. Ale ja nie chciałam się zamknąć w sobie.
Podobno to sobie przemyślała
Telefon zadzwonił, kiedy akurat wycierałam podłogę po przecieku z kranu. Ekran zaświecił znajomym hasłem. Mama.
Zawahałam się, ale odebrałam.
– Kinga, pomyślałam… Może jeszcze nie jest za późno – zaczęła bez żadnego „cześć”.
– Na co?
– Żebyś zmieniła zdanie. Nadal mogę kupić ci to mieszkanie. Z porządną kuchnią, łazienką, gdzie się nie boisz wejść boso… Przemyślałam, nie muszę mieć klucza. Po prostu nie chcę, żebyś musiała tak żyć.
Zamilkłam. Czułam, jak oczy zaczynają mnie piec. Stałam w kuchni, z ręcznikiem w dłoni, a na podłodze ściekała jeszcze woda. Z rury albo ze mnie, trudno powiedzieć.
– Cierpisz z dumy, córko. Ja bym ci to urządziła, jak trzeba. Zobaczyłabyś, co to znaczy żyć wygodnie – mówiła dalej.
Wzięłam głęboki oddech.
– A ja chcę żyć po swojemu. Nawet jeśli to znaczy jeść zupę z torebki.
W słuchawce zapadła cisza. Potem jakieś szmery. I w końcu krótki, oschły ton:
– Jak chcesz. Ale nie mów potem, że nie próbowałam.
Rozłączyłam się. Przez chwilę patrzyłam na ekran telefonu, jakby miał mi coś jeszcze powiedzieć. Nic nie powiedział. Odłożyłam go na blat i opadłam na krzesło. Uczucie, które wtedy przyszło, nie było ulgą. To był smutek. Nie oddzwoniłam.
„Mamo, wiem, że chcesz dobrze”
Wieczorem usiadłam przy biurku, które jeszcze pachniało farbą z przeceny. Przeciągnęłam palcami po pustej kartce i zaczęłam pisać list. Nie z myślą, że go wyślę. Raczej po to, żeby wreszcie coś z siebie wyrzucić.
„Mamo, ja wiem, że chcesz dobrze. Ale twoje 'dobrze' sprawia, że nie mogę oddychać.”
Długopis zawisł nad papierem. Patrzyłam na to jedno zdanie i zastanawiałam się, jak bardzo jestem w stanie być szczera. Napisałam więcej. O tym, jak mnie boli, gdy słyszę troskę, która zawsze coś warunkuje. Jak trudno przyjąć pomoc, która przychodzi z rachunkiem za posłuszeństwo. Jak bardzo chciałabym, żebyśmy mogły być razem, ale nie w tej wersji, gdzie muszę zgadzać się na wszystko, żeby nie zostać uznaną za niewdzięczną.
Na końcu dopisałam: „Chciałabym, żebyś mnie kiedyś zrozumiała. Ale chyba nie potrafię cię do tego zmusić”.
Złożyłam kartkę i schowałam ją do szuflady.
Później wyszłam. Przeszłam się do parku. Jesień była już w powietrzu. Pachniało liśćmi. Usiadłam na ławce, gdzie kiedyś siedzieliśmy z tatą. Nagle pomyślałam o tym, jak on zawsze potrafił milczeć, nie oceniając. I że może ja też nie zawsze muszę mówić. Może wystarczy, że nie dam się wciągnąć w coś, co nie jest moje.
Nie wiedziałam jeszcze, co będzie dalej. Ale czułam, że jeżeli mam coś zbudować, to od zera. I że nie mogę zacząć tego od cudzych ścian.
Dziś nie zdradziłam siebie
Wróciłam późno. List w szufladzie dalej tam leżał, a kaloryfer wciąż był zimny. Ale tej nocy po raz pierwszy od dłuższego czasu zasnęłam bez myślenia o tym, co mogłam zrobić inaczej.
Telefon zadzwonił przed snem. Mama. Patrzyłam na ekran przez chwilę, nie odebrałam.
Wysłałam jej wiadomość: „Nie mogę dziś rozmawiać. Wszystko w porządku”.
Położyłam się wcześniej niż zwykle. Za oknem ciemność i ciche światła ulicznych latarni, które przebijały się przez szarą firankę. W moim pokoju jedna lampka, słaba, ale wystarczająca. Byłam zmęczona, ale nie zrezygnowana.
Nie wiedziałam, co będzie jutro. Może znowu zupa. Może znowu rozmowa, w której trzeba będzie coś udawać. Ale dziś nie zdradziłam siebie. Nie wycofałam się. I to mi wystarczyło.
Kinga, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Córka dla żartu zagrała w totka moimi liczbami i wygrała fortunę. Nie docierało do niej, że perfidnie mnie okradła”
- „Po trudnym rozwodzie zainwestowałam w ciszę i spokój. Nie spodziewałam się, że zwróci mi się to wszystko z nawiązką”
- „Widziałem w teściu ojca, którego nie miałem. Po tym, co zrobił przy naszym remoncie, przestało mi już zależeć”

