„Wolałam oglądać mięśnie hydraulika niż leniwego męża. Spracowane ręce specjalisty rozgrzały mnie do czerwoności”
„Andrzej był dokładnie tym, czego nasz dom potrzebował – profesjonalisty, konkretnego, silnego faceta pewnego siebie i pełnego energii, która od razu rozjaśniła przygnębiającą atmosferę naszych czterech ścian. Miał w sobie coś niezwykłego”.

- Redakcja
Na co dzień jestem przeciętną kobietą, matką dwójki dzieci, żoną mężczyzny, z którym kiedyś łączyła mnie namiętność, a dziś... dziś chyba tylko rutyna. W moim związku wszystko stało się przewidywalne, aż do bólu monotonne. Dzień za dniem, te same dialogi, te same obietnice, które nigdy nie były dotrzymywane. Krany w łazience ciekną od miesięcy, drzwi skrzypią jakby próbowały opowiedzieć całą swoją historię, a gniazdka czasem wyskakują z podłogi jakby chciały mnie oszukać, że to coś nowego.
– Zrobię to w weekend, kochanie – mawiał mój mąż. Zawsze.
Słyszałam to tak wiele razy, że mogłabym nagrać i odtwarzać te słowa za każdym razem, gdy coś w domu wymagało uwagi. Nie zrozumcie mnie źle, kiedyś naprawdę wierzyłam, że ten weekend nadejdzie. Ale im więcej czasu mijało, tym bardziej czułam się zaniedbywana, niewidzialna. Odkładał naprawy na później, a ja odkładałam swoje potrzeby gdzieś na koniec listy rzeczy ważnych.
Frustracja narastała, a w końcu nie wytrzymałam. Wynajęcie fachowca było dla mnie jak wykrzyczenie swoich żali do świata. I wtedy pojawił się Andrzej, przystojny mężczyzna z uśmiechem, który miał w sobie coś nieodpartego. Rozmowy z nim były jak świeże powietrze, którego tak bardzo potrzebowałam. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo zaczynałam czekać na jego wizyty.
Miałam tego dość
– Tomek, kiedy w końcu naprawisz ten kran? – zapytałam z rezygnacją, jednocześnie starając się opanować drżenie głosu.
– Mówiłem już, zrobię to w weekend – odpowiedział jak zawsze, nawet nie podnosząc wzroku znad gazety. Było to jak mantra, której słuchałam już od miesięcy.
– Słyszę to od dawna. Może zamiast tylko mówić, faktycznie byś coś zrobił? – powiedziałam, starając się, by mój ton nie był zbyt oskarżycielski, choć w środku kipiałam z frustracji.
– Kamila, daj spokój, przecież nie jest tak źle – westchnął ciężko, jakbym prosiła o coś niemożliwego.
– Nie jest tak źle? Codziennie borykam się z tym samym! – podniosłam głos, czując, że moja cierpliwość się wyczerpała. – Nie mam już siły czekać na ten mityczny weekend, który nigdy nie nadejdzie.
Mąż spuścił wzrok, a ja odwróciłam się, by ukryć łzy złości. W środku czułam się, jakbym walczyła z niewidzialnym przeciwnikiem. Czy nasze małżeństwo zredukowało się do dialogów o domowych naprawach? Zaczęłam wątpić, czy kiedykolwiek będzie lepiej. W mojej głowie pojawiły się myśli, że może wina leży nie tylko po jego stronie. Czy to ja za bardzo wymagam, za bardzo marudzę?
Przestałam liczyć na pomoc męża
Nie chcąc dłużej zastanawiać się nad tym, co poszło nie tak, postanowiłam działać. Skoro Tomek nie miał zamiaru naprawić naszego domu, ja zrobię to sama. Wzięłam sprawy w swoje ręce i wynajęłam fachowca. Nie zdawałam sobie jeszcze wtedy sprawy, jak bardzo ta decyzja zmieni moje życie.
Pierwszy raz, gdy otworzyłam drzwi Andrzejowi, poczułam coś dziwnego. Jego uśmiech był ciepły i szczery, a sposób, w jaki na mnie spojrzał, sprawił, że poczułam się wyjątkowa. Był dokładnie tym, czego nasz dom potrzebował – profesjonalisty, konkretnego faceta pewnego siebie i pełnego energii, która od razu rozjaśniła przygnębiającą atmosferę naszych czterech ścian.
– Dzień dobry – przywitał się, wchodząc do środka z torbą pełną narzędzi. – Zobaczymy, co da się zrobić z tym kranem.
Podziwiałam go, gdy z precyzją i łatwością zabierał się do pracy. Coś we mnie drgnęło – może była to ulga, że wreszcie ktoś zajął się naszymi problemami. W przerwie zaproponowałam kawę, co Andrzej przyjął z wdzięcznością. Rozmowa potoczyła się naturalnie, jakbyśmy znali się od zawsze.
– Nie sądziłem, że tu będzie aż tyle do zrobienia – zażartował, zerkając na mnie z uśmiechem.
– Powiem ci, że ten dom widział już niejedną próbę napraw – odpowiedziałam, śmiejąc się. – Ale nic na długo nie działało.
Czułam, jak jego obecność działa na mnie kojąco. Jego komplementy, choć subtelne, przypominały mi o tym, jak dawno nie słyszałam niczego podobnego od Tomka. Nagle nasze rozmowy stały się dla mnie najważniejszym momentem dnia. Nie zdawałam sobie jeszcze wtedy sprawy, że zaczynałam dostrzegać coś więcej w jego spojrzeniu.
Czekałam na niego z bijącym sercem
Z każdym dniem czekałam na wizyty Andrzeja coraz bardziej. Oczekiwanie na jego przybycie stawało się moją małą tajemnicą, która dodawała kolorytu do mojego szarego, codziennego życia. Nasze rozmowy przy kawie zaczęły być coraz bardziej osobiste. Dowiedziałam się, że Andrzej niedawno przeszedł przez trudny rozwód, a teraz stara się na nowo poukładać swoje życie.
– To takie... odświeżające mieć z kim porozmawiać – powiedział kiedyś, a jego oczy błyszczały w sposób, który sprawiał, że czułam się ważna.
– Cieszę się, że mogę pomóc – odpowiedziałam, zaskoczona szczerością, z jaką te słowa opuściły moje usta.
Z każdym jego uśmiechem i komplementem czułam, jak moje serce bije szybciej. Nie potrafiłam już udawać, że te chwile nie mają dla mnie znaczenia. Jego spojrzenia stawały się coraz bardziej intensywne, a ja zaczynałam czuć, że w moim życiu dzieje się coś, czego długo mi brakowało.
– Kamila, naprawdę jesteś wyjątkowa – powiedział pewnego dnia, spoglądając mi prosto w oczy.
Zamilkłam na chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Wiedziałam, że te słowa znaczyły więcej, niż chciałam przyznać. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, nie odsunęłam się, nie przerwałam tego momentu. Po raz pierwszy od dawna czułam, że ktoś mnie widzi. Kran przestał przeciekać, ale moje myśli były teraz w chaosie.
Nie mogłam przestać myśleć o Andrzeju. Każda wizyta była jak iskra w ciemnościach, ale po jego wyjściu zostawałam sama z emocjonalnym zamętem. Wiedziałam, że moje serce jest rozdarte. Z jednej strony czułam się winna wobec Tomka, z drugiej – nie mogłam zaprzeczyć, że Andrzej wprowadził do mojego życia coś, czego bardzo mi brakowało.
Przyjaciółka uświadomiła mi coś ważnego
Spotkałam się z moją przyjaciółką, Martą, by choć na chwilę oderwać się od tego wszystkiego. Podczas rozmowy, nieświadomie zdradziłam, że ktoś inny stał się dla mnie ważny.
– Wiesz, ostatnio... ktoś sprawił, że czuję się o wiele lepiej – przyznałam niepewnie.
Marta spojrzała na mnie badawczo, jej wzrok przenikał na wskroś.
– Kamila, co się dzieje? Czy ty... jesteś zakochana? – zapytała z nutą niepokoju w głosie.
– Nie, no coś ty. To nie tak... Ale nie wiem, co się ze mną dzieje – odpowiedziałam, czując się jak ktoś, kto nagle zgubił drogę w lesie własnych emocji.
– Ale czujesz coś do niego, prawda? – drążyła dalej Marta.
– Tak, ale nie mogę nic z tym zrobić. Mam męża, mam dzieci... – próbowałam się bronić, ale sama przed sobą nie mogłam już kłamać.
– Kamila, nie możesz żyć w rozdwojeniu – powiedziała łagodnie. – Musisz coś z tym zrobić, dla własnego dobra.
Poczułam, że stoję na krawędzi czegoś nieodwracalnego. Nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić. Czy byłam gotowa na konfrontację z mężem? Czy mogłam podjąć decyzję, która mogła zaważyć na całym moim życiu?
To będzie nasza ostatnia szansa
W końcu, po wielu nieprzespanych nocach i niekończących się wewnętrznych walkach, zdecydowałam się na rozmowę z Tomkiem. Serce biło mi w piersi jak oszalałe, gdy zaczynałam tę najtrudniejszą rozmowę.
– Tomek, chciałabym porozmawiać o czymś ważnym – zaczęłam niepewnie, starając się zapanować nad drżeniem w głosie.
– O co chodzi? – zapytał, wciąż skupiony na ekranie komputera.
– Chodzi o nas... i o to, jak długo czuję się zaniedbywana – powiedziałam, mając nadzieję, że zrozumie powagę sytuacji.
Mąż w końcu oderwał wzrok od monitora i spojrzał na mnie zdezorientowany.
– Co masz na myśli? Przecież nic się nie zmieniło – odpowiedział, jakby nie do końca rozumiał, co próbuję powiedzieć.
– I to jest problem. Nic się nie zmieniło. Od miesięcy słyszę obietnice bez pokrycia. Czuję się niewidzialna, jakby moje potrzeby były mniej ważne niż twoje hobby, praca... cokolwiek – słowa wypływały ze mnie, z każdym zdaniem czując ulgę, ale też ból.
Z jego twarzy zniknęło początkowe zaskoczenie, zastąpione przez coś, co wyglądało na zrozumienie.
– Kamila, nie wiedziałem, że jest aż tak źle. Czemu mi nie powiedziałaś? – zapytał, choć w jego głosie czułam pewną dozę defensywności.
– Próbowałam, ale nigdy mnie nie słuchałeś. A teraz jest ktoś, kto mnie słucha, kto sprawia, że czuję się żywa – przyznałam w końcu, wiedząc, że muszę być szczera.
Na twarzy Tomka pojawił się cień bólu. Nie sądziłam, że to wyznanie tak go dotknie.
– Kto to jest? – zapytał ostrożnie, jakby bał się usłyszeć odpowiedź.
– Nie to jest teraz ważne, Tomek. Ważne jest, co zrobimy z naszym małżeństwem – odpowiedziałam, starając się nie ranić go bardziej, niż było to konieczne.
Zapanowała cisza, w której oboje zastanawialiśmy się nad przyszłością naszego związku. Czułam się rozdarta między poczuciem winy a pragnieniem szczęścia. Wiedziałam, że czeka nas trudna droga i że nie ma gwarancji, że wszystko się ułoży. W sercu dałam nam jednak szansę. Może jeszcze nie wszystko stracone.
Kamila, 33 lata
Czytaj także:
„Siostra doradzała mi, jak rozpalić żar w sypialni. W tym samym czasie dbała o to, by mój mąż nie stygł pod kołdrą”
„Poznałam sekret synowej i teraz muszę okłamywać syna. Wstyd mi za nią, ale mogę się tylko modlić o jej nawrócenie”
„Paragon za pączki na tłusty czwartek zmroził mnie do szpiku kości. Mój mąż nie tylko stracił pieniądze, ale i żonę”