Reklama

Siedząc przy biurku, z kubkiem ulubionej herbaty, spoglądałam przez okno na mieniące się w słońcu fale Bałtyku. Dzień zapowiadał się cudownie, a ja od dawna czekałam na tę randkę z Wojtkiem. Spacer po nadmorskiej promenadzie zawsze wydawał mi się idealnym sposobem na spędzenie czasu z kimś, kogo się lubi. Wyobrażałam sobie, jak przechadzamy się wśród szumu fal, trzymając się za ręce, może nawet wymieniając ukradkowe pocałunki. Wojtek to chłopak, z którym ostatnio zaczęłam się spotykać. Jest inteligentny, zabawny i – nie będę kłamać – całkiem przystojny. Jedynym problemem było jego notoryczne spóźnianie się. Każda randka zaczynała się od nerwowego zerkania na zegarek, a ja wciąż nie mogłam się przyzwyczaić do jego nonszalancji w tej kwestii.

Tego dnia postanowiłam, że nie będę się denerwować. W końcu mieliśmy spędzić miło czas, a ja naprawdę chciałam, żeby wszystko wyszło idealnie. Mimo to nie mogłam się pozbyć wrażenia, że znowu będę na niego czekała, zastanawiając się, co mogło go zatrzymać. Głęboko westchnęłam, próbując się uspokoić. Może tym razem będzie inaczej? Może to będzie ten wyjątkowy dzień, którego nie zniszczy ani spóźnienie, ani cokolwiek innego.

Musiałam na niego czekać

Z lekkim uśmiechem na twarzy ruszyłam na spotkanie. Jednak gdy dotarłam na miejsce, mojego entuzjazmu nieco ubyło. Zauważyłam na horyzoncie ciemne chmury, które zaczęły nieubłaganie przesuwać się w naszą stronę, ale w końcu pogoda nad Bałtykiem potrafi być kapryśna. Często burze przechodzą równie szybko, jak się pojawiają. Czas mijał, a Wojtka wciąż nie było. Patrzyłam na zegarek, licząc minuty od naszego umówionego czasu. Gdy minęło dziesięć minut, moje nerwy zaczęły dawać o sobie znać. Dlaczego zawsze musi się spóźniać? Gdy zauważyłam go w końcu zbliżającego się w moim kierunku, moja złość mieszała się z ulgą.

Znowu się spóźniłeś – wyrzuciłam z siebie, zanim zdążyłam to przemyśleć.

Wojtek uśmiechnął się z zakłopotaniem.

Wiem, wiem, przepraszam. Spójrz, przynajmniej mamy okazję popływać w tej burzy! – zażartował, próbując rozładować napięcie, jednak w jego głosie można było wyczuć nutkę nerwowości.

Chociaż chciałam nadal się gniewać, widok jego nieco zawstydzonej miny złagodził moje emocje. Było mi ciężko się złościć, zwłaszcza gdy przyznawał się do winy z takim rozbrajającym uśmiechem. Jednak zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, pierwsze krople deszczu zaczęły uderzać o ziemię. Deszcz z każdą chwilą przybierał na sile, a my – pomimo wcześniejszych planów – musieliśmy szybko znaleźć schronienie przed nadciągającą burzą.

Złapała mnie burza

Deszcz zaczął lać coraz mocniej, a my biegliśmy wzdłuż promenady, szukając jakiegokolwiek schronienia. Mokre włosy lepiły się do mojej twarzy, a ubrania zaczynały przylegać do ciała, ale w tamtej chwili jedyne, co się liczyło, to znaleźć się pod dachem. Zza rogu wyłoniła się mała, niepozorna budka z goframi, która była naszym ratunkiem. Bez namysłu wbiegliśmy do środka, łapiąc oddech i próbując otrząsnąć się z deszczowych kropel. Intensywny zapach świeżo pieczonych gofrów wypełniał powietrze. Mimo że kawa, którą serwowano, była daleka od ideału, zdecydowaliśmy się usiąść przy małym stoliku w kącie. Podałam Wojtkowi kubek.

To najgorsza kawa, jaką piłam w życiu. Może to i lepiej, przynajmniej coś zapamiętam z tego wieczoru – powiedziałam, próbując odnaleźć pozytyw w tej komicznej sytuacji.

Wojtek zaśmiał się, nieco rozluźniając atmosferę.

– Mówią, że wszystko, co złe, prowadzi do czegoś dobrego. Może to ten moment? – odpowiedział, spoglądając na mnie z lekkim uśmiechem.

Rozmowa, która na początku była nieco niezręczna, zaczęła płynnie przechodzić z tematu na temat. Opowiadaliśmy o naszych marzeniach, o miejscach, które chcielibyśmy odwiedzić, a także o obawach, które czasem nie dawały nam spokoju. Z każdą chwilą odkrywałam, że za tą pozorną nonszalancją Wojtka kryje się ktoś znacznie bardziej skomplikowany i interesujący, niż się spodziewałam. Jego szczerość i otwartość sprawiły, że sama zaczęłam dzielić się z nim rzeczami, których dotąd nikomu nie mówiłam. Zamiast idealnego spaceru, który sobie wymarzyłam, niespodziewany deszcz przyniósł ze sobą coś znacznie cenniejszego – prawdziwą bliskość.

Byłam szczera

Podczas gdy deszcz bębnił o dach, nasze rozmowy stawały się coraz bardziej intymne. Przy najgorszej kawie świata, zaczęłam dostrzegać w Wojtku kogoś więcej niż tylko beztroskiego chłopaka. Jego oczy, zazwyczaj pełne psotnego błysku, teraz były poważne i skupione.

— Nigdy nie myślałem, że rozmowa w takiej dziwnej sytuacji może być tak... oczyszczająca — powiedział Wojtek, przerywając chwilową ciszę.

Zaskoczona jego słowami, uśmiechnęłam się lekko. Wojtek zaczął mówić o swoich lękach i niepewnościach. Okazało się, że pod maską pewności siebie kryją się obawy, które go dręczą — o przyszłość, o wybory, które musi podjąć, a także o to, czy kiedykolwiek uda mu się spełnić własne marzenia. To było dla mnie nowe odkrycie, bo wcześniej wydawało mi się, że Wojtek zawsze wie, czego chce.

— Czasami boję się, że podejmę złą decyzję i wszystko się rozpadnie — przyznał Wojtek, unikając mojego wzroku.

Spojrzałam na niego ze zrozumieniem.

— Wiesz, ja też często się nad tym zastanawiam. Może nie musimy wszystkiego wiedzieć od razu. Może możemy pozwolić sobie na chwilę niepewności — odpowiedziałam, dzieląc się swoimi własnymi przemyśleniami.

Zdaliśmy sobie sprawę, że pomimo niesprzyjających okoliczności, to był jeden z najlepszych wieczorów, jakie mogliśmy sobie wymarzyć. W prostocie tego spotkania, w jego nieprzewidywalności, znaleźliśmy coś, czego nie da się zaplanować — prawdziwą, autentyczną bliskość. Czułam, jak między nami tworzy się nowa, silniejsza więź, a każde kolejne słowo zbliża nas do siebie jeszcze bardziej.

Myśli krążyły w mojej głowie

Gdy deszcz powoli przestawał padać, a my wyszliśmy z budki z goframi, świat wokół nas wyglądał jak zaczarowany. Mokra promenada lśniła w świetle latarni, a powietrze było świeże i rześkie. Przez moment staliśmy w milczeniu, obserwując, jak krople wody skapują z dachu budki na ziemię, tworząc małe kałuże. Myśli krążyły w mojej głowie. Zdałam sobie sprawę, jak wiele może zmienić jedno nieprzewidziane wydarzenie. Wystarczyła burza, najgorsza kawa świata i rozmowa, która na pierwszy rzut oka wydawała się niczym szczególnym, by odkryć w Wojtku to, co naprawdę ważne. Uświadomiłam sobie, że prawdziwe połączenie między ludźmi często rodzi się w najmniej oczekiwanych momentach. Ta randka, która miała być tylko jednym z wielu spacerów, stała się początkiem czegoś wyjątkowego. Spojrzałam na Wojtka i się uśmiechnęłam. On odwzajemnił mój uśmiech, a w jego oczach dostrzegłam ciepło i zrozumienie. Nie wiedziałam, jak dalej potoczą się nasze relacje, ale czułam, że dzisiejszy wieczór był początkiem czegoś nowego. Może nie musimy mieć planu na wszystko, może właśnie w nieprzewidywalności tkwi piękno odkrywania siebie nawzajem.

Dziękuję za ten wieczór — powiedział Wojtek, przerywając moje myśli. — Było naprawdę wyjątkowo.

— Ja również dziękuję. Cieszę się, że deszcz nas zaskoczył — odpowiedziałam z uśmiechem.

Ruszyliśmy w stronę przystanku, a ja czułam ulgę i radość. Mimo początkowego chaosu odkryłam coś ważnego o sobie i o Wojtku. Spacer, który miał być tylko romantycznym wydarzeniem, okazał się być momentem, który zmienił wszystko. Teraz wiedziałam, że najlepsze rzeczy dzieją się wtedy, gdy przestajemy wszystko kontrolować i pozwalamy życiu zaskoczyć nas w najmilszy sposób.

Ania, 27 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama