Reklama

Kiedy człowiek ma blisko osiemdziesiąt lat, już nie tak łatwo go czymś zaskoczyć. Niby widziało się wszystko: śluby, pogrzeby, zdrady, narodziny, kłótnie o spadek, rozwody i wielkie miłości. Ale jednak czasem życie wciąż potrafi mnie zagiąć. Najczęściej wtedy, gdy chodzi o rodzinę. A rodzina... No właśnie. To już nie to, co kiedyś. Dziś wszyscy dbają tylko o własną wygodę. Dzieci mają swoje sprawy, wnuki też... A jak sobie nie radzą, to dzwonią do babci. Bo babcia na pewno pomoże. Na pewno coś tam wyciągnie z konta i na pewno się wzruszy. Tylko że ja już się tak łatwo nie wzruszam.

Mogę być serdeczna i pomocna. Potrafię przytulić, ugotować rosół i opowiedzieć bajkę na dobranoc. Ale bankomatem nie jestem. I na pewno nie jestem naiwna. Dlatego właśnie ten jeden raz powiedziałam „nie”. I potem zapadła cisza. Długa, zimna, pełna żalu cisza między mną a moją wnuczką. Może to i lepiej? Bo czasem jak człowiek przestaje gadać, to zaczyna w końcu coś dostrzegać. Albo ktoś inny pomaga mu to zauważyć.

Nie dam ci pieniędzy

— Babciu, nie owijajmy w bawełnę. Potrzebuję pieniędzy — powiedziała Marta, moja wnuczka takim tonem, jakby właśnie zamawiała kawę na wynos.

— Na co tym razem? – odparłam, nie odrywając wzroku od ogórków, które właśnie układałam do kiszenia.

— Dla dzieci — odparła po prostu. — Potrzebują butów, kurtek, tabletu na zdalne. Przecież to twoje prawnuki — dodała z wyrzutem.

Westchnęłam. W kuchni pachniało koperkiem i choć bardzo lubiłam ten zapach, wtedy poczułam się niezręcznie. Patrzyłam na te paznokcie wnuczki: długie, czerwone szpony. Niby bieda, a tipsy jakby właśnie wyszła od stylistki.

— Marto, kochanie, ale przecież ty nie pracujesz — zauważyłam łagodnie. — Jak długo już siedzisz w domu?

— Bo nie mam z kim zostawić dzieci! — obruszyła się. — A Michał... No wiesz... Ciężko ma, to i zmęczony jest, więc odpoczywa.

— Odpoczywa? — Uniosłam brwi. — A to od czego niby?

— Od życia, babciu — westchnęła. — Nie wszyscy mają twoją siłę.

Pokręciłam głową. Z jednej strony chciało mi się śmiać, z drugiej — płakać. Michał, jej „partner życiowy”, całe dnie siedział przy konsoli i nie potrafił nawet z dzieckiem do przychodni pojechać.

— Nie dam ci pieniędzy, Marta — powiedziałam spokojnie, ale stanowczo. — Nie tym razem.

Zamarła. Przez chwilę miałam nadzieję, że się zastanowi. Że może zapyta, dlaczego. Ale nie.

— To twoje prawnuki — rzuciła zimno. — A traktujesz je, jakby były tylko moimi błędami.

Potem wyszła, trzaskając drzwiami. Zostałam więc sama z koprem w dłoni i nagłym bólem w piersi. I to wcale nie był żal, tylko najprawdziwsza złość.

Milczałyśmy całą drogę

Nie rozmawiałyśmy przez kilka miesięcy. Marta zniknęła z mojego radaru — zero telefonów, zero odwiedzin. Nawet na święta nie przyszła, choć zawsze wpadała po sernik i zupy w słoiku. Zamiast niej miałam ciszę. A w tej ciszy coraz wyraźniej słyszałam swoje myśli. I nie wszystkie były przyjemne.

Pewnego dnia, kiedy wracałam z zakupów, zobaczyłam Martę. Stała na przystanku z dziećmi. Młodsze spało w wózku, starsze tarmosiło ją za rękaw.

— Mamo, kiedy wrócimy do domu? Zimno mi! — marudził chłopiec.

— Cicho bądź, przecież widzisz, że autobus nie przyjechał! — syknęła Marta. Oczy miała podkrążone, a włosy spięte w niedbały kucyk.

Zatrzymałam się kilka kroków dalej, niby przypadkiem.

— Marta? – odezwałam się cicho.

Odwróciła się i spojrzała na mnie tak, jakbym była przechodniem, którego trzeba zignorować.

— Dzień dobry — mruknęła i zaraz odwróciła wzrok.

— Potrzebujesz podwózki? — rzuciłam.

Poradzę sobie — odparła z tą swoją dumą, którą tak dobrze znałam. I powodem tej dumy wcale nie był jej charakter, tylko bezsilność.

— Wsiadaj. Nie będę się z tobą kłócić przy dzieciach — dodałam i otworzyłam drzwi auta.

Po chwili siedziała już obok mnie. Milczałyśmy całą drogę. Pod blokiem, kiedy chłopiec próbował zapiąć kurtkę, zamek błyskawiczny rozszedł mu się w rękach. Marta rzuciła pod nosem:

— I znowu szajs z lumpeksu. Ale lepszego nie było.

Nie odpowiedziałam. Co miałam powiedzieć? Że powinna znaleźć pracę? Że Michał mógłby w końcu coś zrobić? Wiedziała to. Tylko że wiedzieć, a zrobić, to nie to samo.

Uśmiechnęłam się

W marcu przyszła do mnie z kartką i długopisem.

— Babciu... — zaczęła niepewnie, wiercąc się na kanapie w salonie. — Pomóż mi napisać CV.

Zrobiłam sobie herbatę. Bez cukru, bo ciśnienie. I dopiero wtedy skinęłam głową.

— No, zobaczmy, co tam masz do wpisania — mruknęłam.

Wyprostowała się. Włosy miała czyste, paznokcie obcięte na krótko. Już nie było tej dawnej Marty, co to siedziała na TikToku całe dnie. Ta Marta miała cień pod oczami, ale też coś, czego wcześniej jej brakowało: pokorę.

— Piszemy. Imię i nazwisko... datę urodzenia znasz. — Podniosłam na nią wzrok. — A co z doświadczeniem?

— No, pracowałam kiedyś w Żabce... — przyznała nieśmiało. — Przed ciążą z Adasiem.

— To pisz. — Wskazałam na kartkę. — A kursy? Jakieś szkolenia czy coś?

— Ostatnio robiłam online taki kurs „Opiekun dziecięcy” — przyznała. — I tam taki certyfikat był na końcu. Niby to darmowe, ale musiałam im napisać recenzję. — Skrzywiła się lekko. — Ale zaliczyłam.

— Widzisz? — Uśmiechnęłam się — To już coś.

Siedziała jeszcze chwilę w milczeniu. Potem jakby się zebrała w sobie i dodała:

— Michał się wyprowadził. Wziął tylko konsolę i worek ubrań. Zostawił mi kartkę: „Nie jestem stworzony do ojcostwa”.

— No, przynajmniej był szczery — mruknęłam.

Spojrzała na mnie i... wybuchła śmiechem. Głośno, otwarcie, pierwszy raz od dawna. A mnie coś ścisnęło w gardle.

— Babciu, nie wiem, co teraz będzie — wyszeptała, ocierając ukradkiem łzę, kiedy z nagłej wesołości jej nastrój przeszedł w smutek.

— Teraz to się okaże, co z ciebie za kobieta — odparłam i poklepałam ją po dłoni.

I miałam przeczucie, że ona się nie da.

Nie pytała już o pieniądze

Latem zaczęła pracę w przedszkolu jako pomoc nauczyciela. Była w szoku, że ktoś ją zatrudnił „tak z marszu”.

— Babciu, one tam mają inne problemy. Dzieci się biją klockami, sikają w spodnie, a ja... ja mam wrażenie, że jestem tam potrzebna — mówiła, jedząc u mnie zupę jarzynową jakby nigdy nic. — W domu to tylko płacz, krzyk, bajki i zmęczenie. A tam... jakoś lżej.

— Bo robisz coś sensownego. — Podsunęłam jej kromkę chleba.

— Ale wiesz, co jest najdziwniejsze? — Uśmiechnęła się lekko. — Że ja to lubię. Te dzieci, te kobiety, nawet zapach plasteliny.

— Zawsze lubiłaś zajmować się innymi. Tylko wcześniej zajmowałaś się nie tymi, co trzeba — mruknęłam.

Uśmiechnęła się szerzej.

— Michał ostatnio napisał, że ma nową dziewczynę — przyznała. — Młodą. Bez dzieci. Podziękował mi, że dzięki mnie wie, czego nie chce w życiu.

— A ty co mu odpisałaś? — Zerknęłam na nią ostrożnie.

— Nic. — Wzruszyła ramionami. — Zablokowałam numer.

Obserwowałam ją z boku. Była chuda, zmęczona, ale twardsza. Nosiła stare trampki i plecak, w którym miała zeszyt z rysunkami dzieci. Nawet okulary sobie sprawiła: bo, jak mówiła, „czytanie bajek męczy oczy”.

— A dzieciaki jak? — zapytałam.

— Antoś idzie do zerówki — powiedziała. — Adaś wciąż choruje, ale już jest lepiej. Dostałam dofinansowanie na turnus rehabilitacyjny.

— Ty to wszystko sama ogarniasz? — nie dowierzałam.

— A co mam zrobić? Z płaczu jeszcze nikt nie wyżył. — Znów wzruszyła ramionami i zabrała się za deser.

Nie pytała już o pieniądze. Przestała patrzeć na mnie jak na bankomat. Zaczęła patrzeć jak na... babcię.

Oczy jej się szkliły

Zbliżał się wrzesień. Antoś miał iść do szkoły. Marta biegała między pracą a przychodniami. I choć wyglądała, jakby zaraz miała się rozpaść, trzymała się. A ja dalej ją obserwowałam i już nie miałam tej złości w sercu. Została tylko jakaś taka cicha duma, że może jednak coś się udało.

W niedzielę odwiedziłam ich bez zapowiedzi.

— Babciu?! — Antoś wyskoczył z pokoju w piżamie w Minionki. — Patrz, zrobiłem rysunek! To ty, mama i Adaś!

— A gdzie Michał? — zapytałam żartobliwie.

— Nie ma — stwierdził po prostu. — Mama mówi, że był tylko „chwilowy”.

W salonie stał stary stół, obok sterta prania, a na kuchence pyrkał rosół. Dom biedny, ale czysty. Pachniało koperkiem i dziecięcą kredką.

— Mam coś dla Antosia. — Wyciągnęłam torbę i postawiłam ją na stole.

— Co to? — Marta spojrzała na nią z niepokojem. — Babciu, przecież mówiłam, że damy sobie radę...

— To prezent — powiedziałam, wyjmując z torby nowy, porządny laptop. — Do szkoły. Bo wiem, że będzie potrzebny. I że nie sprzedasz go, żeby kupić konsolę dla jakiegoś lenia.

Antoś aż zapiszczał z radości.

— Babciu! zawołał. — Ale ekstra!

I jeszcze list. — Podałam jej kopertę. — Przeczytaj później.

Zamilkła. Oczy jej się zaszkliły, ale nie płakała. Już nie była tą Martą, co się obrażała i obwiniała o swoje niepowodzenia wszystkich naokoło.

— Dziękuję — powiedziała cicho.

I to jedno „dziękuję” brzmiało jak zupełnie nowy rozdział.

Nie czułam się samotna

Po powrocie do domu usiadłam przy stole i nalałam sobie herbaty. List, który dałam Marcie, był krótki. Napisałam w nim tylko tyle, ile trzeba.

„Kiedyś chciałaś ode mnie pieniędzy i usłyszałaś nie. Bo wiedziałam, że nie byłaś wtedy u kresu sił, tylko robiłaś to dla własnej wygody. Dziś widzę coś innego. Widzę kobietę, która się nie poddała. I dlatego kupiłam ten komputer. Nie, żeby cię wyręczyć. Ale żeby cię nagrodzić. Bo teraz mam pewność, że już sama wiesz, co robić. Babcia”.

Zamknęłam oczy i przez chwilę siedziałam w ciszy. Słyszałam, jak tyka zegar i jak w piecu trzaska drewno. Choć byłam sama, po raz pierwszy od dawna nie czułam się samotna.

Nie wiem, co będzie dalej z Martą. Nie wiem, czy jeszcze się kiedyś zakocha, czy znowu się potknie, czy się sparzy po raz kolejny. Mimo wszystko jestem pewna, że nie posypie się przy pierwszej lepszej przeciwności. Bo nauczyła się, że nie zawsze otrzyma to, czego chce. I że czasem to będzie właśnie... forma pomocy.

A ja? Ja dalej będę kisić ogórki, robić serwetki na drutach i oglądać te swoje głupie seriale. Ale jak Marta zadzwoni, już nie będę wzdychać, że czego ona znowu chce. Tylko zapytam: „Na której jesteś zmianie”?

I będę słuchać, jak opowiada o dzieciach, o pracy, o życiu. Bo na to właśnie czekałam.

Grażyna, 76 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Zobacz także:


Reklama
Reklama
Reklama