„Wmawiałam synowi, że jego ojciec go nie chciał. Teraz, kiedy dorósł i poznał prawdę, ma do mnie żal”
„— Ale ona wtedy mówiła, że lepiej, żeby ich nie widział... Że tylko by mieszał — powiedziałam do przyjaciółki przez telefon. Głos miałam cichy, spięty, inny niż zwykle, ale... musiałam się komuś wygadać. — Pisał do mnie listy, Kasia – ciągnęłam. — Mówił, że chce go poznać. Przysięgał, że się zmienił. Że będzie ojcem. Ale wtedy... wtedy byłam inna”.

Nie wiem, kiedy zaczęłam czuć, że coś się sypie. Może wtedy, gdy Tomek po raz pierwszy spojrzał na mnie tym wzrokiem — nie dziecięcym, nie ufnym, tylko jakby... przezroczystym. Jakby próbował dostrzec coś, co latami ukrywałam. A może to przyszło wcześniej, gdy coraz rzadziej przytulał się bez powodu. Kiedy miał trzy lata i zapytał, gdzie jest jego tata, odpowiedziałam odruchowo:
— Nie chciał nas, kochanie. Zostawił nas.
Wierzył mi. Był przecież dzieckiem. A ja powtarzałam to kłamstwo tyle razy, że w końcu sama je wzięłam za prawdę. Dziś Tomek ma dwadzieścia lat. Jest zamknięty w sobie, milczący, nie daje się dotknąć ani słowem, ani gestem. Patrzy przez ludzi. Przez mnie też. I chyba zaczyna coś przeczuwać.
Od tygodni nie jestem sobą. Czekam na moment, aż zapyta znowu. A potem zamilknie, żeby się nie denerwować. Bo już nie wierzy w to, co mówię. Wychowałam go sama. Na przekór światu. Z dumą grałam rolę samotnej matki — dzielnej, niezłomnej. Ale prawda jest taka, że byłam też zranioną dwudziestolatką, która dała się poprowadzić swojej matce. Może Marek mnie zawiódł. Może... A może tylko chciałam, żeby zawiódł, bo łatwiej było wtedy uciąć wszystko. I nie dzielić się dzieckiem. Ale nie przewidziałam jednego — że ten chłopiec, którego zabrałam tylko dla siebie, kiedyś stanie się mężczyzną. I zrozumie.
Wyszedł bez słowa
— A może po prostu przestaniesz mnie okłamywać? — rzucił Tomek, nie patrząc na mnie. Stał w progu kuchni, z plecakiem zarzuconym na jedno ramię. Głos miał spokojny. Za spokojny.
— O czym ty mówisz? — odezwałam się niemal automatycznie, chociaż wiedziałam doskonale, o czym.
— O moim ojcu. O tym twoim „nie chciał was, zostawił was”. — Skrzywił się, jakby cytował jakiś tani dramat. — Mam dwadzieścia lat, mamo. A ty nadal serwujesz mi te same bajki, co w podstawówce.
— Bo to nie są bajki — powiedziałam szybko, zbyt szybko. W głowie mi szumiało.
— Naprawdę? — Uniósł brwi. — To czemu, jak pytam, kiedy dokładnie odszedł, to nagle robisz się blada? Czemu nie ma żadnych zdjęć? Żadnych jego rzeczy? Nawet imienia?
Pomyślałam, że zaraz się odwróci, rzuci „nieważne” i wyjdzie. Ale on stał. Czekał.
— Miałeś pół roku, gdy zniknął — wymamrotałam.
— Aha. I nie próbował się nigdy z nami skontaktować, prawda? — Jego głos stwardniał.
Zacisnęłam palce na kubku.
— Tomek, po co drążysz? On był nikim. Wybrał swoje życie. My daliśmy sobie radę.
— Ty dałaś sobie radę — poprawił. — Ja nie wiem, kim jestem.
Te słowa uderzyły we mnie mocniej niż krzyk.
— Nie mów tak…
— Prawdy się boisz, mamo? Bo ja już się nie boję.
Wyszedł bez słowa. Zostałam w kuchni, słysząc, jak drzwi wejściowe trzaskają. Zaczynałam tracić grunt pod nogami. On już wiedział, że coś ukrywam. I nie odpuści.
Zamknęłam oczy
— I po co mu było to rozdrapywać? — wyrzuciłam, zanim jeszcze dobrze usiadłam przy kuchennym stole u mamy. — Przecież miał spokój. Wszystko miał.
— No właśnie — mruknęła Danuta, poprawiając filiżankę z herbatą na środku serwetki. — Miał wszystko i jeszcze mu źle.
Siedziała naprzeciwko mnie, jak zawsze prosta, sztywna, z tą swoją maską opanowania. Ale ja wiedziałam: jak się denerwowała, zaczynała porządkować rzeczy na stole. Teraz przestawiła cukiernicę o pół centymetra.
— Pyta o Marka — powiedziałam w końcu.
— A czego się spodziewałaś? — Wzruszyła ramionami. — W końcu kiedyś zacznie. Ja ci mówiłam, żebyś nie owijała w bawełnę.
— Mamo! — Spojrzałam na nią ostro. — Ty mi mówiłaś, żeby zerwać z Markiem. Że się do niczego nie nadaje. Że będzie tylko przeszkadzał.
— Bo tak było! — odparła natychmiast. — Miał ledwo dwadzieścia dwa lata, żadnej pracy, wiecznie z gitarą i pomysłami, jakbyście mieli żyć powietrzem i marzeniami.
Zamknęłam oczy. Miałam przed sobą obraz Marka: siedzącego na podłodze mojego starego pokoju, z notatnikiem, z tą jego krzywą miną, gdy komponował. Tego Marka wyrzuciłam z życia. I z pamięci Tomka.
— Ale on chciał znać syna — powiedziałam cicho.
Matka spojrzała na mnie jak na wariatkę.
— Co ty teraz wymyślasz?
— Pisał… Przychodził. A ja nie otwierałam. Nie dawałam znać.
— Dla dobra dziecka! — syknęła matka. — Nie rób z siebie teraz ofiary. Sama tak chciałaś.
Poczułam w gardle gulę, której nie mogłam przełknąć. Może naprawdę sama. Ale to ona podsuwała myśli, że Marek byłby zły dla Tomka. Że nieodpowiedzialny. Że zniknie tak czy siak.
Tylko że nie zniknął. A ja mu nie pozwoliłam się zbliżyć.
— A jeśli Tomek sam go znajdzie?
— No to zobaczy, że miałyśmy rację. I wtedy przestanie mieć do ciebie żal.
Nie odpowiedziałam. Bo bałam się, że będzie dokładnie odwrotnie.
Słowa grzęzły mi w gardle
— Ale ona wtedy mówiła, że lepiej, żeby ich nie widział... Że tylko by mieszał — powiedziałam do przyjaciółki przez telefon. Głos miałam cichy, spięty, inny niż zwykle, ale... musiałam się komuś wygadać. — Pisał do mnie listy, Kasia – ciągnęłam. — Mówił, że chce go poznać. Przysięgał, że się zmienił. Że będzie ojcem. Ale wtedy... wtedy byłam inna.
— No i co zrobiłaś? — Padło z drugiej strony słuchawki.
— Nic. Nie odpowiedziałam. Spaliłam listy. — Zassałam nerwowo powietrze. — Uznałam, że tak będzie lepiej.
— I co, i teraz cię to gryzło? — zapytała Kasia. — Bo wygląda na to, że nieźle wszystko ukryłaś.
— Gryzie mnie od lat — przyznałam. — Ale teraz... on wie. On coś czuje.
Tomek wpadł do mieszkania jak huragan. Zamarłam, jeszcze z telefonem w ręku. Więc słyszał. Naprawdę słyszał... Tylko ile?
— Kiedy miałem te listy przeczytać, mamo? Po twoim pogrzebie? — zapytał spokojnie, ale oczy miał rozpalone gniewem.
— Tomek, to nie tak… — jęknęłam.
— Nie? Bo właśnie usłyszałem, że chciał się ze mną spotkać — przerwał ostro. — Że mnie szukał. Że pisał! A ty? Spaliłaś wszystko. Zataiłaś. Kłamałaś całe życie!
Próbowałam coś powiedzieć, ale słowa grzęzły mi w gardle.
— Przez ciebie czułem się nic nie wart. Jakby nikt mnie nie chciał! — krzyknął. — Jak mogłaś?!
— Ja chciałam cię ochronić…
— Przed czym? Przed ojcem? Czy przed prawdą o tobie?!
I wyszedł. Znowu. Tym razem nie trzasnął drzwiami, a zamknął je cicho. I to bolało bardziej niż jakikolwiek krzyk.
Podeszłam do niego
— Tomek, proszę… — powiedziałam, kiedy wszedł po dwóch dniach ciszy.
Zsunął buty, z plecaka wyjął telefon i położył go na komodzie. Nawet nie spojrzał w moją stronę.
— Usiądź — poprosiłam. Ręce miałam całe spocone, serce łomotało.
Usiadł. Sztywno, daleko ode mnie, jakby był w obcym domu.
— Chcesz znać prawdę? — zapytałam. Głos mi się załamał.
Nie odpowiedział — spojrzał tylko. W tych oczach była cisza.
— Byłam młoda. Głupia. I cholernie zakochana — zaczęłam. — Marek był inny niż wszyscy. Szalony, trochę niepoukładany, ale… kochałam go. I kiedy się dowiedziałam, że jestem w ciąży, wcale nie uciekł. Chciał zostać. Przynosił ci ubranka, opowiadał, że załatwi pracę. — Zacisnęłam dłonie. — Tylko że ja byłam zraniona. Podejrzewałam, że mnie zdradzał. A moja matka… Powiedziała, że jeśli go nie odetnę, zmarnuję ci życie.
— I co zrobiłaś? — zapytał cicho.
— Kazałam mu zniknąć. Nie odbierałam. Spaliłam listy. Mówiłam ci, że cię nie chciał. Bo wtedy sama w to chciałam wierzyć.
Tomek wstał. Twarz miał bladszą niż zwykle.
— Wiesz, że nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek mówiła o nim imieniem? — rzucił. — Zawsze „twój ojciec”, „on”. Jakby był nikim.
— Nie chciałam, żebyś cierpiał.
— Ale cierpiałem — wycedził. — Całe dzieciństwo. Kiedy dzieci mówiły o ojcach, milczałem. Gdy pytałem, unikałaś odpowiedzi. Bałem się, że coś jest ze mną nie tak.
Podeszłam do niego.
— Przepraszam. Zrobiłabym wszystko, żeby to cofnąć.
— Nie możesz — odparł i wyszedł znowu. Bez słowa więcej.
Wieczorem zadzwonił jego kolega z liceum. Tomek był u niego, ale wyszedł. Mówił, że musi się przejść. Że nie wie, czy dziś wróci. Usiadłam w kuchni. Sama. I czekałam. Na dźwięk klucza. Na jego kroki. Albo na ciszę, która zostaje, gdy wszystko się wali.
Anna, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na mikołajki dostałam od chłopaka bibelot z osiedlowego sklepu. Wstyd mi, że tak szybko go oceniłam”
- „Gdy mąż dał mi kalendarz adwentowy, łza zakręciła mi się w oku. Zaczęłam płakać rzewniej, gdy otworzyłam 12. okienko”
- „To, co zobaczyłam w mieszkaniu syna, wryło mi się w pamięć na zawsze. Już zawsze będę zapowiadała się z wizytą”

