„Wigilię spędziłem sam bo miałem dosyć głupich uwag rodziny przy stole. Wtedy zrozumiałem, jak bardzo ich potrzebuję”
„Oboje przyznaliśmy, że ucieczka od rodziny była dla nas sposobem na uniknięcie rozczarowań. Mimo wszystko, gdzieś głęboko, pojawiło się to uporczywe uczucie, że jednak tej rodzinnej relacji brakuje”.

- Listy do redakcji
Jestem typowym facetem z wielkiego miasta. Żyję nieustannie w biegu – praca, spotkania, weekendowe piwko z kumplami. Co roku, gdy zbliżają się święta, czuję jednak sobie presję rodziny, by uczestniczyć w uroczystej kolacji. Moja mama dzwoniła już kilka razy, przypominając, o której się spotykamy u babci, a ja za każdym razem nie wiedziałem jak jej powiedzieć, żenie przyjdę. Nienawidzę tych sztucznych uśmiechów, nieskończonych rozmów o tym, co tam u mnie i kiedy znajdę sobie żonę. Wszyscy wiemy, że nikt naprawdę tego nie słucha.
Nienawidzę Świąt
Podjąłem w tym roku decyzję o ucieczce przed tym wszystkim. Postanowiłem spędzić Święta po swojemu – z dala od miasta, z dala od ludzi, Mikołajów, bombek i całej tej szajby świątecznej. Zarezerwowałem pobyt w hotelu w górach, z widokiem na ośnieżone szczyty i restauracją, gdzie nie będę musiał udawać zainteresowania rozmowami o pogodzie. Byłem podekscytowany tą perspektywą.
Hotel okazał się dokładnie taki, jak go sobie wyobrażałem – luksusowy, przytulny i prawie pusty. Przyjechałem późnym popołudniem. Po rozpakowaniu się w pokoju postanowiłem zejść do restauracji na kolację wigilijną. Byłem przekonany, że tylko ja zjawię się tego dnia w restauracji, ale nie mogłem się bardziej mylić.
Przy sąsiednim stoliku siedziała młoda kobieta, również sama. Wyglądało, że też uciekła od Świąt z rodziną. Nie mogłem się powstrzymać, by nie zwrócić jej uwagi na ten niecodzienny fakt.
– Widzę, że nie jestem jedynym, który ucieka przed świątecznymi tradycjami – zagaiłem.
– Zgadza się. Mam dosyć udawania zainteresowania rozmowami przy rodzinnym stole – odpowiedziała.
Chciałem uciec
Szybko znaleźliśmy wspólny język, opowiadając sobie anegdoty o Świętach w naszych rodzinach.
– Ciocia Zosia zawsze pyta, kiedy w końcu znajdę męża. Co roku jej mówię, że jak będzie tak pytać to nie znajdę nigdy.
Poczułem, że spotkałem kogoś, kto naprawdę mnie rozumie. zacząłem jednak się zastanawiać co tak naprawdę mnie odpycha od tej rodzinnej bliskości. Czy tylko kwestia tych głupich uśmiechów i idiotycznych pytań?
Nasza rozmowa przeniosła się na bardziej osobisty grunt.
– Czasami mam wrażenie, że ta samotność, którą wybieram, to tylko maska. Że w głębi duszy jestem kimś innym i tak naprawdę pragnę rodzinnego ciepła.
– Ja, odkąd pamiętam, zawsze czułem, że muszę się odsuwać od nich. Te świąteczne spotkania, choć pełne ludzi, zawsze wydawały się takie puste. Czułem się tam obcy – odparłem.
– Moi rodzice rozwiedli się, gdy byłam dzieckiem. Święta zawsze były logistycznym koszmarem. Z czasem to po prostu przestało mieć znaczenie, gdzie jestem. Zawsze czułam, że to niewłaściwe miejsce.
Oboje przyznaliśmy, że ucieczka od rodziny była dla nas sposobem na uniknięcie rozczarowań. Mimo wszystko, gdzieś głęboko, pojawiło się to uporczywe uczucie, że jednak tej rodzinnej relacji brakuje.
Poczułem z nią więź
Następnego dnia postanowiliśmy z Moniką wybrać się na spacer po okolicznych szlakach. Pogoda była wręcz idealna – śnieg skrzypiał pod butami, a słońce grzało naprawdę solidnie. Przechodząc obok starszej pary, która szła wolniej niż my, usłyszeliśmy kawałek ich rozmowy.
– Wiesz, nie chodzi o Wigilię czy jakieś tradycje. Najważniejsze są chwile z naszymi dziećmi i wnukam. Bez nich Święta to nie to samo – mówiła starsza pani.
Było w tym coś tak prawdziwego, że naprawdę dało nam do myślenia.
– Myślisz, że tak naprawdę uciekamy od czegoś, czego tak naprawdę nam brakuje? – zapytała moja nowa przyjaciółka.
Nie miałem odpowiedzi. Ale to pytanie wywołało we mnie lawinę przemyśleń. Zastanawialiśmy się, co tak naprawdę nas odpycha od bliskości rodzinnej i czego tak naprawdę nam brakuje.
Po powrocie do hotelu usiedliśmy w przytulnym kąciku w lobby. Byliśmy oboje zmęczeni po długim spacerze, ale nasze umysły nie przestawały pracować.
– Moje ostatnie Święta z rodziną to była dzika awantura – zaczęła. – Wszystko zaczęło się od drobiazgów, takich jak źle ubrana choinka, a skończyło na pełnych napięcia rozmowach przy stole. W pewnym momencie poczułam, jakby każdy tam walczył o to, by być zauważonym. Mój brat kłócił się z żoną, a ja siedziałam, zastanawiając się, dlaczego tak trudno jest nam po prostu cieszyć się sobą.
Zrozumiałem sens Świąt
Słuchając Moniki, uderzyło mnie, jak bardzo jej historia przypominała moje własne doświadczenia. Rodzinne nieporozumienia, napięcia, kłótnie.
– Niezwykłe, jak te wszystkie drobne rzeczy potrafią zaważyć na całym naszym podejściu. Czasem myślę, że może to był błąd, ta ucieczka – przyznałem z pewną niechęcią. – Może powinienem po prostu spróbować zrozumieć, co mnie tam naprawdę odpycha?
– Też o tym myślałam. Może to, że tu jesteśmy, to już krok w stronę zrozumienia siebie. Chyba pierwszy raz poczułam, że jestem gotowa spróbować naprawić to, co się zepsuło – powiedziała.
Poczułem, że jej słowa wywołały we mnie ciepło. Odważyła się na coś, czego oboje się obawialiśmy.
– Chcesz wrócić do rodziny? – zapytałem.
– Myślę, że tak. Zacznę od małych kroków, takich jak rozmowa z bratem – odpowiedziała.
Czułem, że jej decyzja dodaje mi odwagi. Sam nie byłem jeszcze pewien, co zrobię, ale czułem, że przynajmniej chcę spróbować.
– Może ja też powinienem tak zrobić. Zamiast unikać rodzinnych spotkań, spróbuję znaleźć w nich coś wartościowego. Odwiedzę rodziców i zapytam ich, co u nich słychać.
Kiedy tuż przed wyjazdem patrzyłem na ośnieżone góry za oknem, poczułem wreszcie spokój. To, co miało być ucieczką, stało się podróżą do wnętrza samego siebie. Miałem żal do siebie, że pozwoliłem, by moja relacja z rodziną osiągnęła tak odległy punkt. Ale jednocześnie zrozumiałem, że czasem trzeba się zgubić, by odnaleźć właściwą drogę.
Zdałem też sobie sprawę, że nie jestem jedynym, który zmaga się z takimi problemami. Decyzja mojej przyjaciółki o naprawie rodzinnych więzi była dla mnie inspiracją, by też spróbować. W głębi duszy czułem, że tego właśnie chcę.
Darek, 36 lat
Czytaj także:
„Doniosłam służbom, co dzieje się u sąsiadów. Serce mi pękało, gdy widziałam, jaka krzywda dzieje się temu dziecku”
„Synowa na Święta woli jeść owoce morza pod palmami niż karpia z teściową. Będę się modlić za tę grzesznicę”
„Ani ciąża ukochanej, ani wioskowa mentalność, nie mogły zmusić mnie do małżeństwa. Zrobiło to coś innego”