„Wigilia zawsze musiała być idealnie pod dyktando babci Zosi. Gdy skrytykowała mój sernik baskijski, nie wytrzymałam”
„Wszyscy siedzieliśmy już przy stole. Mama w czerwonej bluzce, lekko zgarbiona. Kamil – z pozoru zrelaksowany. Tata co chwilę poprawiał okulary. Ja obserwowałam to wszystko z boku, czując jak napięcie osiada na mojej skórze”.

Co roku, tuż przed 24 grudnia, wsiadałam do pociągu z Gdańska i jechałam do Torunia. Z plecakiem wypełnionym prezentami, z nowym swetrem w kolorze „bardziej neutralnym”, żeby się „babci nie rzucał w oczy”, z duszą jak ściśnięty papierek po cukierku – pozornie błyszczącą, ale pogniecioną.
W naszym domu w Wigilię nigdy nie było ciszy. Był szelest opłatka, dźwięk ustawiania porcelany, stuk obcasów babci Zofii, która „musiała wszystko sprawdzić, bo inaczej się nie da”. A potem było oczekiwanie – ale nie na pierwszą gwiazdkę. Czekało się, aż coś się zepsuje. Zazwyczaj to było jedno zdanie. Jedna uwaga. Wtedy całe napięcie, skrzętnie upychane pod świątecznymi obrusem, wypływało na wierzch.
Kiedy miałam dziewięć lat, rozpłakałam się, bo wstążka na prezencie była pognieciona. Babcia spojrzała chłodno i powiedziała:
– No nie wiem, może jakbyś się bardziej postarała, wyglądałoby to inaczej.
Potem długo płakałam w łazience, aż przyszła mama. Podała mi wodę. Nie powiedziała nic. Tak wyglądały nasze święta. Idealne z zewnątrz. Smutne w środku. Tata milczał, mama przytakiwała, brat się śmiał. Ja wstrzymywałam oddech.
Teraz mieszkam w Gdańsku. Tam jestem sobą. Tylko na święta zawsze wracam. Przecież to rodzina, tak trzeba. Tylko że w tym roku... coś miało się zmienić.
Czułam się jak w więzieniu
– Zosia, niech już siadają, barszcz zupa wystygnie – dziadek Leon chrząknął cicho, ale babcia zdążyła go zignorować z gracją jak zwykle.
– Jeszcze nie wszyscy mają rybę na półmisku. Nie może być zimna – poprawiła fałdę obrusa i spojrzała krytycznie na mamę, która właśnie nakładała ostatni kawałek karpia na talerz.
Wszyscy siedzieliśmy już przy stole. Mama w czerwonej bluzce, lekko zgarbiona. Kamil – z pozoru zrelaksowany. Tata co chwilę poprawiał okulary. Ja obserwowałam to wszystko z boku, czując jak napięcie osiada na mojej skórze jak kurz na meblach, których nie wolno dotknąć.
– To może się pomódlmy przed jedzeniem – zaproponowała mama łagodnie, ale babcia już podniosła wzrok znad barszczu.
– Tylko niech nikt nie rusza pierogów przed modlitwą. Nie po to je lepiłam. Sama – powiedziała z naciskiem, patrząc na Kamila, który właśnie prawie wkładał jednego do ust. Zamarł z widelcem w pół drogi.
Po modlitwie i opłatku rozległo się ciche „amen”, potem kilka sztućców uderzyło o talerze, ale rozmowa nie ruszyła. Nikt nie chciał być pierwszy. Potem mama, wstając, chwyciła paterę z moim sernikiem baskijskim, żeby podać go na środek stołu. Jej ręka zadrżała. Podstawka wysunęła się z palców. Sernik rozpadł się na podłodze.
– Znowu coś zniszczone. Tyle roboty na nic – rzuciła babcia z irytacją.
Nie myślałam. Po prostu wstałam.
– To tylko ciasto, babciu – mój głos odbił się od ścian. – Dlaczego u nas wszystko zawsze musi być perfekcyjne?
Cisza. Mama zamarła, tata nie patrzył na nikogo. Kamil wstrzymał oddech. A ja – po raz pierwszy – poczułam ulgę.
Nie chciała robić afery
Po wieczerzy poszłam z mamą na spacer.
– Dlaczego nikt nigdy nic jej nie powiedział? – zapytałam, patrząc w ciemność. – Dlaczego nikt nie powiedział, że to robi przykrość?
Mama zaciągnęła się mocno mroźnym powietrzem. Milczała dłużej, niż się spodziewałam.
– To twoja babcia, Julia. Taka już jest. Twarda. Nie zna innego sposobu bycia.
– Przecież to nie jest w porządku. Ile razy musiałaś słyszeć te jej uwagi? Te wszystkie: „Mogłabyś się lepiej ubrać”, „Karp przesolony”, „Dzieci takie chude, jakbyś ich nie karmiła”? I nic?
– Myślisz, że mnie to nie bolało? – spojrzała na mnie. – Bolało. Nadal boli. Ale zrozum, ja tu jestem tylko żoną jej syna. Od zawsze. Od początku byłam „obca”. Robiłam swoje i liczyłam, że z czasem będzie... lżej.
– Lżej?
– Może bardziej znośnie – westchnęła. – Nie chcieliśmy się kłócić. Nie chcieliśmy wojny na święta.
– Ale wojna i tak była. Tylko nikt nie krzyczał.
Zamilkła. Przez chwilę patrzyłyśmy, jak za oknem ktoś gasił światło w jadalni. Kamil?
– A ty? – zapytała nagle. – Dlaczego dzisiaj to powiedziałaś?
Wzruszyłam ramionami. W środku wiedziałam. Miałam dość bycia grzeczną. Dość milczenia.
– Nie chcę tego dłużej znosić – odpowiedziałam cicho.
Mama tylko skinęła głową i znowu westchnęła.
Nie miałam o tym pojęcia
Wszyscy już spali, a przynajmniej tak mi się wydawało. Szłam do kuchni po wodę, kiedy usłyszałam cichy głos dobiegający z salonu. Zatrzymałam się. To była babcia.
– Widziałeś ją? Jak się na mnie rzuciła? Wnuczka! – mówiła cicho, ale z wyraźnym drżeniem w głosie. – A ja tylko... tylko chciałam, żeby wszystko było jak trzeba.
Zerknęłam przez uchylone drzwi. Siedziała przy stole. Wciąż w tej samej eleganckiej bluzce, ale z rozmazanym makijażem. Dziadek siedział naprzeciwko, oparty na łokciach.
– Może ma trochę racji, Zośka – powiedział spokojnie. – Może trzeba czasem odpuścić.
– Odpuścić? Ja całe życie się starałam. Żeby było czysto, żeby wszystko było na czas. Tyle razy słyszałam od swojej matki, że nie jestem dość dobra. Przysięgłam sobie, że moje dzieci będą miały lepiej. Nikt ich nie będzie krytykował.
– Tylko że... ty też potrafisz ranić, Zosiu. Nawet jeśli nie chcesz.
Zapadła cisza. A potem babcia wyszeptała:
– Ja nie wiem, jak się z tym żyje. Jak się nie pilnuje. Jak się puszcza rzeczy... samopas.
To zdanie wbiło mi się w serce. Po raz pierwszy widziałam w niej coś więcej niż kontrolującą perfekcjonistkę. Zobaczyłam kobietę, która całe życie bała się chaosu, bo sama z niego wyszła.
Podeszłam do drzwi i zapukałam cicho.
– Babciu – powiedziałam, wchodząc – słyszałam waszą rozmowę. Nie chciałam cię zranić. Naprawdę. Tylko nie możemy już dłużej udawać, że wszystko jest dobrze.
Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. Nic nie powiedziała.
Powiedziałam, co myślę
Babcia siedziała na kanapie, już bez makijażu, w szlafroku. Wyglądała... zwyczajnie. Nie jak seniorka rodu. Raczej jak zmęczona staruszka, której świat zaczął się wymykać z rąk.
– Nie rozumiesz, jak to było – zaczęła, zanim zdążyłam usiąść. – Po wojnie długie lata nie było niczego. Dosłownie. Mleka, butów, koca, który nie śmierdział wilgocią. Dzieci chorowały na zapalenie płuc, bo nikt nie miał na drewno do pieca. Ja spałam z matką w jednej izbie, w piątkę. A ona... była twarda, ale mówiła, że to dla naszego dobra.
Patrzyłam na nią. Milczałam.
– Kiedy urodziłam Piotra, przysięgłam sobie, że zrobię wszystko, żeby jego życie było inne. Porządne. Żeby miał to, czego ja nie miałam – mówiła dalej. – I jak widziałam, że ktoś przynosi mu głupoty, zamiast porządnych butów... robiłam się wściekła.
– Ale, babciu... – zaczęłam – czy ty w ogóle kiedyś zapytałaś tatę, czego on chciał? Albo mnie? Albo mamę?
Babcia spojrzała na mnie jakby pierwszy raz.
– Myślałam, że wiem najlepiej.
– A nie wiedziałaś i nikt ci nie powiedział. Wszyscy się ciebie bali – głos mi zadrżał. – Nawet ja. Przez całe życie czułam, że robię coś nie tak. Za mało się uśmiecham, za dużo. A to sweter nie ten. Sernik za rzadki. Przez to... przez ciebie... ja się wstydziłam. Rozumiesz?
– Nie miałam złych intencji – wyszeptała.
– Wiem. Tylko to nie wystarczy. Nie wystarczy nie chcieć ranić, babciu, jeśli się to i tak robi.
Płakała. Ja też. Nie przytuliłyśmy się, ale padły ważne słowa.
Wszyscy na to czekali
Kamil siedział na podłodze w swoim pokoju, oparty o łóżko, z telefonem w ręku. Na ekranie leciał jakiś filmik, ale się nie śmiał. Kiedy weszłam, spojrzał na mnie, jakby czekał.
– Wszystko w porządku? – zapytał cicho.
– Nie wiem – odpowiedziałam, siadając obok niego. – Rozmawiałam z babcią.
Kamil milczał przez chwilę, a potem odłożył telefon.
– Dobrze, że to zrobiłaś. Naprawdę.
– Myślałam, że powiesz, że zrobiłam scenę – rzuciłam gorzko.
– Może zrobiłaś, ale potrzebną.
Popatrzyłam na niego zdziwiona.
– Wiedziałem, że tobie to wszystko bardziej doskwierało niż mnie – dodał, splatając ręce na kolanach.
– A tobie nie?
Wzruszył ramionami.
– Ja po prostu robiłem wszystko, żeby było cicho. Żeby nikt się nie czepiał. Siedziałem cicho, sprzątałem po sobie, mówiłem to, co trzeba. To był mój sposób.
– Może to też był błąd – powiedziałam cicho.
– Może – przyznał. – Nie wiedziałem, że można inaczej.
Zamilkliśmy. Czułam, że coś się zmienia. Jakbyśmy odklejali plaster.
– Wiesz – powiedziałam po chwili – to śmieszne, ale dopiero teraz poczułam, że jesteśmy naprawdę rodzeństwem.
Uśmiechnął się półgębkiem.
– Dlatego, że w końcu pogadaliśmy jak ludzie?
–Dlatego, że w końcu powiedzieliśmy to, co boli. A nie co wypada.
Siedzieliśmy tak jeszcze długo. Nic więcej nie trzeba było mówić. W tej ciszy po raz pierwszy nie było napięcia, tylko ulga.
Przerwałam tę ciszę
Leżałam w moim pokoju z dzieciństwa, pod kocem z puchatą poszewką, którą babcia kiedyś sama uszyła. Na półce wciąż stały moje książki z podstawówki – „Ania z Zielonego Wzgórza” z poplamioną okładką, „Dzieci z Bullerbyn”, które znałam prawie na pamięć. Było dziwnie cicho.
Wzięłam telefon. Otworzyłam czat z mamą. Przez chwilę nie wiedziałam, co napisać. W końcu wpisałam tylko: „Dziękuję ci za rozmowę. Za to, że mnie wysłuchałaś”. Wysłałam i odłożyłam telefon. Nie czekałam na odpowiedź. Nie chodziło o to, co mi odpisze. Chodziło o to, że coś powiedziałam. Coś się skończyło. Może nie w tej rodzinie, nie w babci, nie w tacie, który do końca dnia nic nie skomentował. We mnie. I to było dobre.
Zamknęłam oczy. Poczułam ciężar w ciele – nie smutek, raczej zmęczenie i coś więcej. Może cień ulgi. Może to był dopiero początek. Przecież nigdy nie chodziło o ten sernik. Chodziło o to, że przez całe życie nikt nie powiedział: dość. A ja w końcu powiedziałam.
Julia, 26 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na gwiazdkę dostałam od teściowej stek gorzkich słów, bo kupiłam gotowe ciasto. Za rok pożałuje swoich komentarzy”
- „Synowa ma w nosie świąteczne porządki. Ręce mi opadają, gdy mówi, że przecież nikt jej nie będzie zaglądał pod komodę”
- „Synowa nie zaprosiła mnie na Święta, bo ośmieliłam się skrytykować jej pierogi. Uniosłam się honorem i pożałowałam”

