„Wiem, że uczennice się we mnie kochają. Drogi prezent na Dzień Nauczyciela potwierdził, że cenią moje pedagogiczne ciało”
„Wszedłem do pokoju nauczycielskiego i rzeczywiście – leżało tam małe, elegancko zapakowane pudełko. W środku były perfumy. Takie, które kiedyś oglądałem w drogerii i zostawiłem z myślą, że są za drogie”.

- Redakcja
Nigdy nie byłem typem nauczyciela od linijki i groźnej miny. Uczyłem języka polskiego, więc... wiecie – dusza humanisty, empatia, uważność. To zawsze miało dla mnie znaczenie. I może dlatego uczniowie, a zwłaszcza uczennice, zachowywały się przy mnie inaczej. Nie chcę przez to powiedzieć, że byłem jakimś obiektem westchnień – chociaż, prawdę mówiąc, czasem to właśnie czułem. Spojrzenia trwające ułamek sekundy za długo. Drobne upominki z "niby nic" karteczką. A raz... raz ktoś napisał mi w zeszycie od wypracowań: "Lubię, jak Pan mówi o Miłoszu. To takie... osobiste."
Mam 40 lat, nie jestem żonaty, nie mam dzieci, chociaż kilka razy byłem zakochany. Dwa lata temu rozstałem się z Martą. Teraz jestem sam. I choć samotność czasem boli, bywa też wygodna.
Dzień Nauczyciela nigdy nie był dla mnie ważnym dniem. Ot, laurka, czasem bombonierka, kilka uśmiechów więcej niż zwykle. Ale w tym roku… w tym roku dostałem coś, co nie dawało mi spokoju.
– Ej, panie profesorze, coś dla pana zostawiono w pokoju nauczycielskim – rzuciła Ola, błyskając uśmiechem. – Podobno coś wyjątkowego…
Wszedłem do pokoju nauczycielskiego i rzeczywiście – leżało tam małe, elegancko zapakowane pudełko. W środku były perfumy. Takie, które kiedyś oglądałem w drogerii i zostawiłem z myślą, że są za drogie. Teraz trzymałem je w dłoniach, a zapach był dokładnie ten sam. Był też liścik. "Dziękuję, że Pan jest. Nikt nie rozumie mnie tak jak Pan." Bez podpisu. Stałem tam dłuższą chwilę. A potem, jak na złość, przypomniały mi się wszystkie te spojrzenia. I kilka rozmów. I uśmiech Ani, z którym coś zawsze było nie tak.
Moje lekcje były ciekawe
Kiedy wróciłem do klasy po przerwie, wszyscy już siedzieli. Na końcu – Ania i Ola. Zawsze razem. Ania patrzyła w moją stronę z tą swoją charakterystyczną powagą, jakby czekała, aż powiem coś ważnego. Przez sekundę miałem wrażenie, że wie. Że to od niej. Ale może tylko sobie coś wmawiałem.
– Dobrze, proszę państwa, dziś rozprawki. Temat pierwszy: „Granice intymności w relacjach międzyludzkich”. Brzmi znajomo? – uniosłem brwi. Kilka osób się zaśmiało.
Ania nie. Ona tylko otworzyła zeszyt i zaczęła pisać, jakby już od dawna miała gotowe odpowiedzi na każde pytanie. Po lekcji została. Jak zwykle.
– Aniu, wszystko w porządku?
– Tak. Tylko... chciałam zapytać, czy Pan już przeczytał „Małe życie”. Wspominał Pan kiedyś, że planuje.
– Jeszcze nie miałem okazji.
– Szkoda. To bardzo emocjonalna książka. Pana by poruszyła – spojrzała mi w oczy zbyt długo, zbyt intensywnie.
– Dobrze... To może kiedyś o niej porozmawiamy – uciąłem.
Wyszła bez słowa. Na ławce został jej długopis. Czarny, cienki, z drobnym napisem: „Be brave.” Wziąłem go do ręki. I poczułem niepokój. Bo albo ja przesadzam… albo właśnie coś zaczyna wymykać się spod kontroli.
Byłem popularny
– Tomek, ty to chyba masz fanclub – mruknęła Magda, opierając się o framugę drzwi pokoju nauczycielskiego. – Widziałam, jak Ania gapi się na ciebie, jakbyś był co najmniej Mickiewicz w wersji premium.
– Daj spokój. To tylko wyobrażenia.
– Oj nie bądź naiwny. Przystojny, wrażliwy, singlem jesteś… Dziewczyny się zakochują. Zawsze się zakochują.
– I co mam z tym zrobić?
Magda wzruszyła ramionami.
– Nic. Dopóki nie zrobisz czegoś głupiego, nie twoja wina. Ale… uważaj. Ludzie lubią gadać.
Po lekcjach poprosiłem Anię, żeby została. Usiadła w ostatniej ławce, ręce złożone na kolanach, jakby czekała na wyrok.
– Aniu, chciałem zapytać… Dostałem dziś prezent. Bardzo osobisty. I bardzo drogi.
– Tak? – głos jej zadrżał.
– I był do niego liścik. Bez podpisu. Taki... intymny.
Zamilkła.
– Był od ciebie, prawda?
– Nie. – spuściła wzrok. – Ale chciałabym, żeby był.
Wstała gwałtownie i wybiegła z klasy, nawet nie zamykając drzwi. Zostałem sam. Z tym cholernym długopisem na biurku i ciężarem, który nie powinien spaść na nikogo – a już na pewno nie na mnie.
Ania się we mnie zakochała
Zostałem w szkole dłużej niż zwykle. Sprawdzałem prace, próbując się nie rozpraszać, ale coś nie dawało mi spokoju. Ten liścik. Ania. Jej spojrzenie. Jej „chciałabym, żeby było”. To było za dużo.
Wyszedłem na korytarz, gdy już było prawie pusto. I wtedy je usłyszałem. Przez lekko uchylone drzwi od klasy biologicznej.
– Anka, no powiedz mi, że to nieprawda – śmiała się Ola. – Ty serio się w nim zakochałaś?
– Tak, Ola. I nie śmiej się. On nie jest jak ci wszyscy chłopcy. On rozumie.
– On ma z 40 lat. Jest za stary.
– To nie jest zabawa. Ja… ja to czuję. Myślę o nim cały czas.
– A perfumy? Powiesz mu?
– Nigdy. Ale jak się nimi psika, to wiem, że myśli o mnie. Że czuje mnie przy sobie.
Ola prychnęła.
– Ty naprawdę odleciałaś.
Nie wiem, ile tam stałem. Minutę? Dwie? Ale wystarczyło. Wszedłem bez słowa.
Ania pobladła.
– Proszę pana… – zaczęła.
– Wystarczy. – Głos miałem spokojny, ale w środku wszystko drżało. – To musi się skończyć. Teraz. Nie chcę, żeby ktoś został skrzywdzony.
Ola odwróciła wzrok. Ania miała łzy w oczach.
– Przepraszam – wyszeptała. – Ja… nie umiem się odkochać.
– Wiem – odpowiedziałem cicho. – Ale musimy to zostawić za sobą. Dla dobra nas wszystkich.
Podjąłem decyzję
Wróciłem do domu późno. Zdjąłem marynarkę i rzuciłem ją na fotel. Na nadgarstku czułem jeszcze zapach perfum. Tych perfum. Przysunąłem nadgarstek do nosa. Wstrzymałem oddech. A potem odsunąłem rękę, jakby mnie oparzyła.
Usiadłem przy biurku. Wziąłem do ręki stary list. Od Marty. Z czasów, kiedy jeszcze byliśmy razem.
„Nie potrafisz kochać, Tomek. Ty potrafisz fascynować, rozbudzać, inspirować… ale nie kochać. Nie wtedy, gdy ktoś cię potrzebuje. Uciekasz.”
Nie odpowiedziałem jej nigdy. Może miała rację. Może zawsze byłem lepszy w byciu idolem niż człowiekiem. Dlatego teraz też chcę uciec?
Zadzwoniłem do dyrekcji. Poprosiłem o spotkanie.
– Tomasz, naprawdę chcesz się przenieść? – zapytała pani dyrektor z niedowierzaniem. – Przecież twoje wyniki, opinie uczniów, rodziców…
– Potrzebuję zmiany. To nie jest decyzja emocjonalna.
Patrzyła na mnie uważnie. Nie pytała więcej. Podpisała dokument. Gdy wyszedłem z gabinetu, czułem, że coś tracę. Ale jeszcze silniejsze było poczucie, że coś właśnie ochroniłem. Że nie pozwoliłem, by ktoś pogubił się bardziej, niż już jest.
Nic złego nie zrobiłem
Nowa szkoła była inna. Mniej prestiżowa. Starsi uczniowie, mniej emocji, więcej pragmatyzmu. Dobrze mi tu. Ale czasem, kiedy podchodzę do tablicy i słyszę szelest kartek, czuję ten sam ciężar między łopatkami.
Czasem widzę dziewczynę z długimi włosami, siedzącą w ostatniej ławce. Zbyt poważną. Zbyt cichą. I znów coś we mnie się napina. Odruchowo unikam spojrzenia.
Nie wiem, czy Ania skończyła szkołę bez problemów. Czy jej uczucie się wypaliło, czy może przeszło w coś jeszcze bardziej bolesnego. Nigdy się nie dowiem. I chyba tak ma być.
Ale kiedyś, na poczcie, widziałem ją z daleka. Stała przy okienku. Wyglądała na starszą. Doroślejszą. I nagle obróciła się w moją stronę. Przez ułamek sekundy nasze spojrzenia się spotkały. Nie było w nich nienawiści. Ani wyrzutu. Raczej coś w rodzaju ulgi. I smutku. Potem odwróciła się i wyszła.
Zostałem sam w kolejce, trzymając przesyłkę z egzemplarzami poezji, którą miałem omawiać z nową klasą. Spojrzałem na tytuł: „Czystość serca”.
Może nie wszystko było czyste. Ale granicy nie przekroczyłem. Choć czasem mam wątpliwości, czy to dlatego, że jestem silny… czy dlatego, że po prostu się bałem. Może jedno i drugie. A może właśnie dlatego zrobiłem to, co trzeba było.
Tomasz, 40 lat
Czytaj także:
- „Znalazłam wypchaną kopertę z pieniędzmi w rzeczach córki. Zamarłam, gdy zobaczyłam, ile kasy w niej jest”
- „Pożyczyliśmy pieniądze teściom, gdy byli w potrzebie. Zamiast uczciwie oddać dług, oszukali nas bez grama wstydu”
- „Gdy wygrałam miliony, spłaciłam długi teściów. Teraz mówią moim dzieciom, że kupiłam sobie ich rodzinę”

