„Wiedziałam, że moja teściowa to wścibska baba. Ale zaglądanie do naszej sypialni każdej nocy to już przesada”
„Dlaczego on nie potrafił powiedzieć jej: dość? Dlaczego wciąż wybierał ją, a nie mnie? Byłam jego żoną, przysięgał mi miłość, a teraz… teraz byłam tylko intruzem w jej królestwie. Czułam, że przegrywam bitwę, której nigdy nie powinnam była toczyć”.

- Redakcja
Mieszkaliśmy z Michałem w domu jego matki – Zofii. Nie mieliśmy wyboru, bo on twierdził, że to najlepsze rozwiązanie, a mnie z czasem nikt o zdanie już nie pytał. Nasze życie toczyło się według reguł, które dyktowała ona – Zofia, królowa domu. Wieczory były naszym jedynym momentem oddechu, gdy zamykaliśmy drzwi do sypialni, ale nawet wtedy nie czułam się bezpiecznie. Ostatnio Zofia zaczęła wchodzić do nas nocami, tłumacząc, że „chciała tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku”. Nie mogłam już znieść tego poczucia osaczenia.
Kłótnia o zablokowane drzwi
Tej nocy postanowiłam, że nie dam się osaczyć. Gdy Michał zasnął, cicho podniosłam się z łóżka i wzięłam krzesło, które postawiłam pod klamką od drzwi. Przez chwilę stałam, patrząc na to, co zrobiłam, z bijącym sercem. To był drobiazg, ale czułam się tak, jakby to był mój mały bunt przeciwko niej. Michał przewrócił się na bok, mruknął coś przez sen, a ja znowu położyłam się, mocno zaciskając powieki. Nie chciałam, żeby znowu przyszła. Nie chciałam słyszeć, jak skrzypi podłoga pod jej stopami.
Około drugiej w nocy obudził mnie hałas. Szarpnięcie klamki. Potem kolejne. Krzesło drżało. Zerwałam się z łóżka, serce waliło mi w piersi. Michał również się obudził, zdezorientowany, spojrzał na drzwi.
– Karolina! Otwieraj te drzwi! – głos Zofii przeszył ciszę.
– Dlaczego zamykasz drzwi przed własną matką?! – krzyczała dalej. Szarpanie było coraz mocniejsze, a Michał zbladł.
– Mamo, proszę, uspokój się – powiedział, ale jego głos był cichy, jakby bał się podnieść ton.
Wtedy nie wytrzymałam.
– Może powinieneś z nią spać, skoro tak ci na niej zależy! – wyrzuciłam, patrząc na niego z wściekłością.
Zofia w końcu przestała szarpać klamkę, ale jej głos nadal brzmiał za drzwiami, złowrogi, pełen pogardy.
– Mój syn zawsze będzie mój. Nie zapomnij o tym.
Stałam w tym pokoju jak w klatce, czując się upokorzona, bezsilna, a Michał… Michał tylko siedział na łóżku, patrząc na podłogę, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
Co ze mną? Czy ja w ogóle się tu liczę?
Następnego dnia czułam w sobie narastający gniew, ale też bezsilność. Nie mogłam już tego znieść – tej ciszy, udawania, że nic się nie stało. Michał siedział w kuchni, mieszał kawę w filiżance i patrzył gdzieś w bok. Postanowiłam, że muszę z nim porozmawiać, chociaż miałam świadomość, że to nic nie zmieni.
– Michał, możemy w końcu porozmawiać? – spytałam, podchodząc do stołu.
– O czym? – jego głos był cichy, jakby zrezygnowany.
– O twojej matce. O tym, co się dzieje. Nie możemy tak żyć. Ona nie ma prawa wchodzić do naszej sypialni w środku nocy.
– Karolina, przecież to jej dom – odpowiedział cicho, wbijając wzrok w stół.
Poczułam, jak krew uderza mi do głowy. Chciałam mu powiedzieć, że jestem jego żoną, że powinien stanąć po mojej stronie, ale słowa utknęły mi w gardle. W końcu wypaliłam:
– A ja? Co ze mną? Czy ja w ogóle się tu liczę?
Michał westchnął, pocierając twarz dłonią.
– Nie wiem… Po prostu nie chcę jej denerwować.
Patrzyłam na niego w milczeniu, czując, jak coś we mnie pęka. Tyle razy obiecywał, że mnie kocha, że jestem dla niego najważniejsza… a teraz siedział tu, jakby mnie w ogóle nie znał.
– Więc wolisz mnie poświęcić, żeby ona była zadowolona? – spytałam drżącym głosem.
Michał nie odpowiedział. Unikał mojego spojrzenia, jakby bał się, że w moich oczach zobaczy prawdę o sobie.
Zofia patrzyła na mnie z uśmiechem, jak triumfatorka
Tamtej nocy nie mogłam spać. Leżałam w łóżku, wpatrując się w ciemność, a cichy szelest rozmowy z korytarza przykuł moją uwagę. Wstałam powoli, ostrożnie, żeby nie skrzypnęła podłoga, i podeszłam do drzwi. Przykleiłam ucho do drewna, a serce zabiło mi szybciej. Rozpoznałam głos Zofii – zimny, opanowany, pełen fałszywej czułości.
– Michał, ty chyba rozumiesz, że ona cię zmienia. Ta cała Karolina… ona cię odciąga ode mnie. Chce cię odebrać, ale ja na to nie pozwolę. Pamiętaj, kto cię wychował. Kto cię zawsze kochał. Nie pozwolę, żeby jakaś obca baba zniszczyła naszą rodzinę.
Zapadła cisza. A potem Michał, prawie szeptem:
– Mamo, proszę… nie mów tak. Ona... to moja żona.
– Twoja żona? – Zofia prychnęła. – Ona cię zmanipulowała. To ja jestem twoją rodziną. Zawsze byłam i zawsze będę. Ona przyjdzie i odejdzie, a ja zostanę. Pamiętaj o tym, Michał.
Otworzyłam drzwi i stanęłam w korytarzu, patrząc na nich oboje. Michał wyglądał, jakby chciał zapaść się pod ziemię. A Zofia… Zofia patrzyła na mnie z uśmiechem, jak triumfatorka.
– Słyszałam wszystko – powiedziałam drżącym głosem. – Jak możesz mówić o mnie w ten sposób?
Zofia wzruszyła ramionami, jej wzrok był chłodny, pozbawiony emocji.
– Ty nic nie rozumiesz, dziewczyno. Michał zawsze będzie mój. Nie jesteś nikim.
Michał stał obok, cicho, skulony, jakby nie wiedział, co zrobić. Nie odezwał się ani słowem.
Dlaczego on nie potrafił powiedzieć jej „dość”?
Nie mogłam dłużej zostać w tym domu. Założyłam buty, narzuciłam kurtkę i wyszłam, nie oglądając się za siebie. Chciałam poczuć zimne powietrze na twarzy, usłyszeć, jak moje kroki dudnią na chodniku – cokolwiek, co przypomniałoby mi, że jestem żywym człowiekiem, a nie cieniem w cudzym domu. Szłam przed siebie, bez celu, z myślami kłębiącymi się jak czarne chmury.
Dlaczego on nie potrafił powiedzieć jej „dość”? Dlaczego wciąż wybierał ją, a nie mnie? Byłam jego żoną, przysięgał mi miłość, a teraz… teraz byłam tylko intruzem w jej królestwie. Czułam, że przegrywam bitwę, której nigdy nie powinnam była toczyć.
Usiadłam na ławce, zmęczona i zmarznięta. Wpatrywałam się w puste, ciemne okna, myśląc o tym, jak to się stało, że moje życie tak wygląda. Gdzie podziała się tamta dziewczyna, która wierzyła, że miłość wszystko zwycięży? Czy naprawdę jestem aż tak bezsilna, żeby nie móc zmienić swojego losu?
Wracałam do domu powoli, a każdy krok wydawał się cięższy niż poprzedni. Otworzyłam drzwi, w środku było cicho. Michał siedział w kuchni, wpatrując się w stół. Podniósł wzrok, gdy mnie zobaczył, ale nic nie powiedział. Tylko cicho mruknął:
– Mama poszła spać.
Spojrzałam na niego i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Było mi go żal, a jednocześnie czułam złość. Patrzyłam na niego, a w mojej głowie krzyczało jedno pytanie: dlaczego?
Decyzja, która wszystko zmieni
Następnego ranka, gdy słońce ledwo przebiło się przez zasłonięte firanki, podjęłam decyzję. Wstałam z łóżka, cicho, żeby nie obudzić Michała, i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Każdy ruch był bolesny, każdy przedmiot, który lądował w walizce, przypominał mi o wszystkim, co miało być nasze, a stało się jego – a właściwie ich – światem. Usłyszałam cichy szelest, odwróciłam głowę. Michał stał w drzwiach, blady, z oczami pełnymi zmęczenia.
– Co robisz? – zapytał głucho, jakby już znał odpowiedź, ale nie chciał jej przyjąć.
– Nie dam rady tak żyć. Musimy się wyprowadzić – odpowiedziałam spokojnie, ale głos mi drżał.
– Karolina… ona tego nie przeżyje. Nie możemy. To jej dom – powiedział szeptem, jakby sam siebie chciał przekonać.
Patrzyłam na niego długo, jakby chciała zapamiętać każdy szczegół jego twarzy – te cienie pod oczami, drżenie rąk, wątpliwość w spojrzeniu. W końcu wypowiedziałam słowa, które już od dawna wisiały w powietrzu:
– Więc wybierasz ją, a nie mnie?
Michał spuścił głowę, nie odpowiedział. Ta cisza bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.
– Skoro nie potrafisz wybrać, zrobię to za nas – powiedziałam cicho.
Zamknęłam walizkę, mocno ją ścisnęłam i odetchnęłam. Kiedy wychodziłam z pokoju, Michał patrzył na mnie bez słowa, a Zofia… Zofia patrzyła z satysfakcją, z uśmiechem, który wbijał mi się jak nóż w plecy.
Wyszłam, zostawiając za sobą dom, który nigdy nie był mój.
Jedno było pewne – nie wrócę
Szłam przed siebie, z walizką w dłoni, a każdy krok zdawał się odcinać mnie od tego, co było. Zimny wiatr uderzał mnie w twarz, ale po raz pierwszy od dawna czułam, że oddycham. Miałam ochotę usiąść na krawężniku, rozpłakać się, ale powstrzymałam łzy. Nie teraz. Jeszcze nie.
Nie wiedziałam, co dalej. Nie miałam planu. Nie wiedziałam, gdzie się zatrzymam, co powiem ludziom, którzy zapytają o Michała, o Zofię, o nasze życie. Ale jedno było pewne – nie wrócę. Nie mogłam. Nie po tym wszystkim. Zbyt długo pozwalałam im, a właściwie jej, dyktować mi, kim mam być. Teraz musiałam przypomnieć sobie, kim byłam, zanim w tym domu zgasiła we mnie każdą iskierkę.
Było mi żal Michała – tego, kim był kiedyś, zanim zniknął pod ciężarem matczynej kontroli. Może w innym życiu, w innym czasie moglibyśmy być szczęśliwi. Ale teraz? Teraz musiałam uratować siebie, bo nikt inny tego nie zrobi.
Czułam w sercu ból, złość, poczucie straty, ale i coś jeszcze – ulgę. Ulgę, że nie muszę już grać tej roli, nie muszę się uśmiechać, kiedy chciałam krzyczeć. Wiem, że czekają mnie trudne chwile. Wiem, że będę płakać, że będę się bać. Ale wiem też, że wreszcie zaczynam żyć.
Nie dla nich. Dla siebie.
Karolina, 31 lat.
Czytaj także:
- „Codziennie obowiązkowo dzwoniłam do teściowej. Nikt tego nie rozumiał, nawet mój mąż, ale ja miałam ważne powody”
- „W Dzień Dziecka eks przypomniał sobie, że ma syna. Prezentem chciał kupić jego miłość, ale czekała go niespodzianka”
- „26 maja zostałam mamą chłopca, choć nie byłam w ciąży. Ten prezent od losu kosztował mnie wiele łez”

