„Widziałem w teściu ojca, którego nie miałem. Po tym, co zrobił przy naszym remoncie, przestało mi już zależeć”
„Wciąż słyszałem w głowie ten jego głos. Widać, że nie wychowałeś się w domu z narzędziami. Zdanie tak krótkie, a jednocześnie tak bolesne, jakby ktoś przypomniał mi wszystkie rzeczy, których nigdy się nie nauczyłem”.

- Redakcja
Wszystko zaczęło się, kiedy podpisaliśmy akt notarialny. Mieliśmy wtedy z Anką po dwadzieścia dziewięć lat, świeżo po ślubie, głowy pełne planów i mieszkanie, które miało być naszym egzaminem dojrzałości. Kiedy weszliśmy do środka pierwszy raz, ściany były obdrapane, a w łazience ktoś zostawił stare kafelki z rybkami. Śmierdziało kurzem i rozczarowaniem.
Ale ja byłem szczęśliwy. Serio. Po raz pierwszy w życiu poczułem, że to moje. Nasze. Że mogę tu coś zbudować – dosłownie i w przenośni.
– Zrobimy wszystko sami – powiedziałem wtedy do Anki z pewnością, która mnie samego zaskoczyła. – Nie będziemy brać ekipy. Damy radę.
Pokiwała głową. Wierzyła mi. Ufała, że wiem, co robię.
Tyle że ja nie wiedziałem. Nigdy wcześniej nie miałem nawet własnego śrubokręta. Dorastałem z mamą – kobietą twardą, samodzielną, ale od narzędzi trzymającą się z daleka. Gdy coś się psuło, dzwoniła po fachowców. Ojca nie było. Odszedł, gdy byłem dzieckiem, i zostawił po sobie tylko nazwisko i kilka zdjęć, na których trzymał mnie na rękach, jakbyśmy naprawdę byli rodziną.
Nie miałem się od kogo nauczyć, jak się wierci, szpachluje, poziomuje. Moim jedynym mentorem była YouTube’owa „Złota rączka”, który przez ekran monitora tłumaczył, że to banalne, wystarczy chcieć. A ja chciałem. Strasznie chciałem.
Wierciłem więc dziury. Montowałem półki. Mierzyłem i piłowałem. Czasem wychodziło, częściej nie. Ale czułem się przez moment jak ktoś ważny – jak mąż, jak facet, jak człowiek, który wreszcie buduje coś własnymi rękami.
I choć dłonie miałem poobdzierane, a wiertarka ślizgała mi się z potu, byłem dumny. Tylko... nie wiedziałem jeszcze, że to nie wystarczy. Że nie chodzi tylko o ściany i półki.
Chodzi o to, kim jesteś, kiedy patrzy na ciebie kobieta, której obiecałeś wszystko.
Ciągle się przyglądał i drwił
Teść przyjechał z samego rana. Przyniósł swoją poziomicę, którą nazwał „prawdziwym sprzętem”, i spojrzał na moją leżącą na stole wiertarkę tak, jakby była zabawką. Uśmiechnął się pod nosem, a potem usiadł na stołeczku i rozłożył ręce.
– No to pokaż, zięciu, jak się montuje półki – rzucił tonem, który miał w sobie coś z drwiny, ale jeszcze nie wiedziałem, czy to żart, czy próba pokazania, kto tu rządzi.
Byłem zdenerwowany. Ręce lekko mi się trzęsły, gdy odmierzając miejsce, w którym miała zawisnąć półka, zauważyłem, że on mi się przygląda. Milczał. Przez chwilę myślałem, że może się jednak powstrzyma. Ale nie.
– Widać, że nie wychowałeś się w domu z narzędziami – powiedział, a potem zaśmiał się krótko i spojrzał na moją żonę, która stała przy framudze drzwi i wszystko słyszała.
Nie odpowiedziała. Nie oburzyła się. Nie mrugnęła nawet okiem.
Wziąłem wiertarkę i przyłożyłem ją do ściany. Czułem, że coś jest krzywo, ale teraz nie miałem już odwrotu. Włączyłem ją i zacząłem wiercić, słysząc za plecami jego ciężki oddech i stuknięcie poziomicy o podłogę. Po chwili wyciągnął ją i przyłożył do mojej roboty.
– Trzeba będzie poprawić. Szkoda ściany – powiedział, jakby komentował wynik meczu, który go nie dotyczył.
Wtedy spojrzałem na Ankę. Miała ręce skrzyżowane, patrzyła na wiertarkę, potem na ścianę. Milczała. Nic nie powiedziała. Nawet nie próbowała udawać, że wszystko jest w porządku.
„Staram się jak mogę, do cholery” – pomyślałem, ale nie wypowiedziałem tego na głos. Zamilkłem i schowałem wiertarkę do torby.
Tamtego dnia nie skończyliśmy montażu. Teść powiedział, że „jutro to zrobi porządnie”, a ja miałem wrażenie, że wszystko, co chciałem udowodnić, przepadło w jednej chwili.
Wieczorem siedziałem na kanapie i wpatrywałem się w dziurę w ścianie. Nie chciałem rozmawiać. W głowie miałem tylko jedno: zawiodłem. Przed nim. Przed nią. Przed samym sobą.
Nie jestem prawdziwym facetem?
Wciąż słyszałem w głowie ten jego głos. Widać, że nie wychowałeś się w domu z narzędziami. Zdanie tak krótkie, a jednocześnie tak bolesne, jakby ktoś przypomniał mi wszystkie rzeczy, których nigdy się nie nauczyłem. Siedziałem na skraju łóżka, już w piżamie, z dłońmi złożonymi jak do modlitwy. Anka przyszła z łazienki, związała włosy i usiadła po swojej stronie. Nie patrzyła na mnie.
– Mogę coś powiedzieć? – zapytałem cicho.
Wzruszyła ramionami. Nie odpowiedziała, ale nie musiała. Zacząłem mówić, bo milczenie było gorsze niż każda możliwa kłótnia.
– Nie podoba mi się, jak rozmawiacie o mnie z twoim ojcem. Dziś… naprawdę się starałem.
Anka odwróciła się do mnie.
– A ja nie chcę się z nim kłócić o półkę – odpowiedziała.
Zrobiło mi się gorąco.
– To nie o półkę chodzi – powiedziałem spokojnie.
Wzięła głęboki oddech. Chwilę milczała, jakby się zastanawiała, czy w ogóle warto to mówić. I wtedy wypowiedziała te słowa.
– Może po prostu nie nadajesz się do takich rzeczy…
Nie powiedziała tego z pretensją. To nie był wyrzut. Raczej stwierdzenie faktu. Jakby mówiła, że mleko się skończyło, że zmywarka znowu nie domyła kubków.
Zamknąłem oczy. Te słowa nie bolały dlatego, że były wypowiedziane w gniewie. Bolały, bo padły obojętnie.
– Dla ciebie to takie oczywiste? – zapytałem po chwili.
Nie odpowiedziała. Położyła się i zgasiła lampkę nocną.
Niby wszystko było jak zawsze, ale czułem, że coś się między nami nie tak. Jakiś ciężar, który dotąd był tylko na mnie, nagle pojawił się też w jej oczach. I miałem wrażenie, że od tamtej pory, cokolwiek bym zrobił, zawsze będzie za mało.
Przestałem się tłumaczyć
Następnego dnia, zamiast kończyć półkę, odłożyłem narzędzia na bok. Wiertarka wylądowała na dnie szafy, gdzieś obok kabli i starych instrukcji obsługi. Zasłoniłem ją stertą zimowych kurtek, jakby mogło to pomóc mi zapomnieć, że w ogóle istnieje.
Zacząłem zatrudniać fachowców. Do wszystkiego. Nawet do zawieszenia lustra. Wolałem zapłacić, niż słuchać, że znowu coś zrobiłem krzywo. Przestałem się tłumaczyć. Mówiłem po prostu: przyjdzie ktoś, zrobi to porządnie. Anka kiwała głową, ale coraz częściej wzdychała, kiedy nie patrzyłem. Jakby próbowała wyciszyć w sobie to, czego nie chciała powiedzieć na głos.
Którego wieczoru wróciłem wcześniej z pracy. Drzwi do kuchni były lekko uchylone. Już miałem wejść, kiedy usłyszałem jego głos.
– Ja w tym wieku miałem dwie lewe ręce, ale i tak wiedziałem, jak zawiesić obraz.
Zamarłem.
– Nie chcę już o tym gadać… – odpowiedziała Anka. Jej ton był cichy, zmęczony. Nie brzmiała na złą, bardziej na zawiedzioną.
Nie usłyszałem nic więcej. Cofnąłem się i poszedłem do łazienki, udając, że właśnie wróciłem. Nie chodziło już o półki. Ani o wiertarkę. Czułem, że coraz bardziej się cofam, kurczę, chowam do środka.
Wieczorem, kiedy kładła się spać, powiedziałem tylko:
– Jutro przyjdzie facet od szafy. Tej przesuwnej.
Anka nie odpowiedziała. Spojrzała na mnie uważnie, jakby chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Po chwili odwróciła się na bok i zgasiła światło.
Kiedyś jej taki wystarczałem
Pewnego wieczoru, kiedy Anka położyła się wcześniej, a w mieszkaniu panowała zupełna cisza, wyjąłem z szuflady stare zdjęcia. Te jeszcze sprzed ślubu. Z czasów, kiedy wszystko wydawało się prostsze, a ja byłem zupełnie innym facetem. Może niepewnym, ale pełnym nadziei.
Na jednym z nich siedzieliśmy na ławce w parku, ona miała rozwiane włosy i śmiała się z czegoś, co właśnie powiedziałem. To był ten uśmiech, który sprawiał, że zapominałem o wszystkim. Wtedy jeszcze mówiła, że lubi moją delikatność. Że fajnie, że nie próbuję udawać kogoś, kim nie jestem. Mówiła, że ceni we mnie to, że potrafię słuchać. Że nie rozpycham się łokciami.
Wtedy to wszystko wystarczało.
Pomyślałem o tym, kiedy w pracy kolega zapytał, jak mi idzie z remontem. Chyba chciał po prostu pogadać, a ja nie miałem już siły udawać.
– Daję to już ludziom do roboty – powiedziałem. – Nie chce mi się więcej z tym szarpać.
Popatrzył na mnie uważnie.
– A może po prostu to nie twoja rola? Są różne typy facetów. Nie każdy musi mieć zestaw kluczy w małym palcu.
Westchnąłem.
– Ale czuję, że zawiodłem. Jakby gasło coś w jej oczach, wiesz? Jakby... patrzyła na mnie inaczej.
Zamilkł na chwilę, potem odchrząknął i zmienił temat. A ja jeszcze długo siedziałem przy komputerze, stukając bezmyślnie w klawiaturę, zastanawiając się, czy rzeczywiście jest coś takiego jak "rola faceta" i czy to, że nie potrafię wiercić równo w ścianie, naprawdę przekreśla wszystko inne.
Zapytałem wprost
Zebrałem się w sobie dopiero po kilku dniach. Nie chciałem kolejnej cichej kolacji, podczas której udajemy, że jesteśmy zmęczeni, choć tak naprawdę nie mamy już sobie nic do powiedzenia. Usiedliśmy przy stole, jak zwykle po pracy. Anka jadła zupę, ja tylko mieszałem łyżką.
– Muszę cię o coś zapytać – powiedziałem w końcu. – Ale chcę, żebyś odpowiedziała szczerze.
Zerknęła na mnie z zaskoczeniem. Odłożyła łyżkę.
– Czy ja jestem dla ciebie mężczyzną, czy tylko gościem, z którym żyjesz?
Nie odpowiedziała od razu. Patrzyła gdzieś w bok, jakby szukała odpowiedzi na ścianie.
– Nie wiem – powiedziała po dłuższej chwili. – Przestałeś się starać.
Zacisnąłem dłonie na kolanach.
– Bo kiedy się starałem, i tak było źle.
Popatrzyła na mnie, tym razem prosto w oczy. Ale to nie był ten wzrok, który znałem z tamtego zdjęcia. To było spojrzenie kogoś, kto bardzo by chciał poczuć coś więcej, ale już nie potrafi.
– I co teraz? – zapytałem cicho.
Wzruszyła ramionami.
– Nie wiem.
Wstała od stołu i zaczęła zmywać. A ja zostałem sam z miską niedojedzonej zupy i pytaniami, na które nie było odpowiedzi. Nie tego się spodziewałem po wspólnym życiu. Ale może właśnie tak wygląda jego rozpad. A może to lekcja dla nas obojga, dzięki której dowiadujemy się o sobie nowych rzeczy. Potrzebuję jeszcze czasu, aby to wszystko zrozumieć i wyciągnąć wnioski.
Tomek, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Nie będę zajmować się wnukami mimo próśb córki. Mam jedno życie i zero ochoty, żeby zmieniać pampersy”
- „Teściowa grzebała nam w śmietniku. Chciała mi udowodnić, że marnuję jedzenie i że marna ze mnie żona”
- „Zgodziłam się na randkę z kolegą z pracy z litości, a potem nie umiałam się wycofać. To się musiało źle skończyć”

