„Weekend w leśnej chatce miał podnieść temperaturę w naszym związku. Zamiast gorącego łóżka było auto zimne jak trumna”
„Zaczęliśmy wypominać sobie wszystko: niewyniesione śmieci, zapomniane rocznice, jego godziny nad komputerem, obrażanie się. Każda drobnostka urastała do rangi winy. Nie słuchaliśmy się – tylko mówiliśmy równocześnie, przekrzykując się nawzajem”.

Mieliśmy wyjechać tylko we dwoje. Bez internetu, bez znajomych, bez wygodnego łóżka i seriali. Michał powiedział: „Zobaczymy, czy to jeszcze działa”, a ja skinęłam głową, choć w środku ścisnęło mnie ze strachu. Wybraliśmy domek znajomych w górach. Drewniany, bez sąsiadów, z kominkiem i hamakiem na tarasie. Trochę survival, trochę romantyzm. Mieliśmy przegadać wszystko, co w ostatnich miesiącach tylko zostawało między nami. Taki był plan. Nie mówiliśmy o tym wprost, ale oboje wiedzieliśmy – to miał być nasz test jako pary.
Z zewnątrz wciąż wyglądaliśmy jak zgrany duet. Śmialiśmy się na imprezach, trzymaliśmy się za ręce w kinie, mówiliśmy do siebie pieszczotliwie. Ale wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedzieć, że nie jesteśmy już tak blisko jak kiedyś. W domu pojawiały się ciche dni, niewypowiedziane żale, rozmowy sprowadzające się do listy zakupów i planowania wizyt u rodziny.
To ja rzuciłam pomysł tego wyjazdu. Michał zgodził się od razu, co mnie zaskoczyło. Może dlatego, że on też czuł, jak bardzo się oddalamy? Albo może... po prostu był ciekawy, czy w tej całej pustce jeszcze coś się tli. Może baliśmy się przyznać, że próbujemy ratować coś, co już tonie.
Spakowaliśmy śpiwory, piwo, stare scrabble, zapałki. On wziął książkę o podróżach po Islandii, ja zapisałam sobie kilka tematów, które chciałam poruszyć. I tak pojechaliśmy – trochę jak na wakacje, a trochę jak na przesłuchanie. Bo prawda jest taka, że kiedy długo zamiata się emocje pod dywan, w końcu i tak potykasz się o górkę śmieci.
Coś poszło nie tak
Dojechaliśmy późno, dużo później, niż planowaliśmy. Lało, jakby niebo miało pretensje do całego świata. Michał prowadził w milczeniu, ja wpatrywałam się w ciemność za szybą. Nawigacja przestała działać jakieś dwadzieścia minut wcześniej. Zostaliśmy tylko my, droga i mgliste wspomnienie zakrętów, które mieliśmy minąć. Kiedy wreszcie zobaczyliśmy drewniany dach domku, poczułam ulgę. To miało być nasze schronienie.
Ale pod wycieraczką nie było klucza.
Najpierw zaczęliśmy się śmiać – z niedowierzaniem, z nerwów. Michał rzucił plecak na ganek i nachylił się, szukając jeszcze raz. Ja rozświetlałam telefonem deski, szpary, kamienie. Nic.
– Może poszukaj jeszcze raz, no błagam, może źle spojrzałeś.
– Natalia, patrzyłem trzy razy. Nie ma tych cholernych kluczy.
Stałam z mokrymi włosami i zaciśniętymi pięściami. Przez chwilę chciałam zaproponować, że wracamy. Ale dokąd?
– To po co jechaliśmy bez planu awaryjnego?
– Bo ty mówiłaś, że wszystko załatwione!
Michał podniósł głos, a ja cofnęłam się o krok, jakby to był cios. On miał rację. To ja rozmawiałam z Anką. To ja uznałam, że wystarczy powiedzieć „pod wycieraczką”. Nie przewidziałam, że ktoś mógł zabrać klucz. Albo że Anka mogła się pomylić.
Wróciliśmy do samochodu. W środku było zimno i wilgotno, szyby momentalnie zaparowały. Michał rozłożył siedzenie, wyjął z bagażnika koc i podał mi go bez słowa. Zwinęłam się w kulkę, udając, że śpię. On chyba naprawdę próbował zasnąć, ale ja słyszałam, jak przekłada się z boku na bok, wzdycha, szura kurtką.
Nie rozmawialiśmy. Nie padły przeprosiny. Nie było prób ratowania nastroju. Zamiast tego przyszło milczenie – ciężkie, chłodne, kłujące jak deszcz za szybą. Bolało bardziej niż niewygodne fotele czy skurcz w karku. Bolało, bo uświadomiłam sobie, że nie mamy już nawet siły się kłócić.
Zaczęły się wzajemne pretensje
Zasnęłam na chwilę dopiero nad ranem, kiedy przestało padać, a w aucie zrobiło się lodowato. Michał spał z głową opartą o szybę, jego oddech zostawiał małe kółka pary. Gdy otworzył oczy, spojrzał na mnie bez słowa. Nie był zły, raczej obojętny. Jakby już wiedział, że tego dnia nie wydarzy się nic dobrego.
Wyszłam z samochodu, rozprostowałam nogi. Miałam ochotę krzyczeć, ale zamiast tego zaczęłam rozglądać się po okolicy. Dom stał cicho, z zamkniętymi okiennicami, jakby sam nie chciał mieć z nami nic wspólnego. Zostawiliśmy samochód na poboczu i znów przeszukaliśmy każdą szparę przy drzwiach. Bez skutku.
– Wiesz co? To nie o klucze chodzi. My po prostu nie umiemy już razem funkcjonować – powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niego.
– Może to ty nie umiesz. Wszystko zawsze musi być idealne albo w ogóle.
Zamrugałam. To było niespodziewane. Poczułam, jak narasta we mnie coś gorącego, niecierpliwego.
– A ty zawsze bierzesz wszystko na luz. Nawet jak toniesz.
– Przynajmniej nie panikuję, kiedy coś idzie nie po myśli. Nie wszystko w życiu da się zaplanować, Natalia.
– Ale można chociaż próbować. A ty? Ty nawet nie próbujesz.
Staliśmy naprzeciw siebie jak przeciwnicy w grze, której zasady dawno przestaliśmy rozumieć. Każde słowo było ciosane z frustracji, z rozczarowania, które wreszcie znalazło ujście.
Zaczęliśmy wypominać sobie wszystko: niewyniesione śmieci, zapomniane rocznice, jego godziny nad komputerem, moje ciche obrażanie się. Każda drobnostka urastała do rangi winy. Nie słuchaliśmy się – tylko mówiliśmy równocześnie, przekrzykując się, jakby wygrana w tej kłótni mogła coś naprawić.
W końcu Michał się odwrócił i poszedł w stronę auta. Zostawił mnie pod tym zamkniętym domem, samą z drżącymi dłońmi i myślą, że coś we mnie pękło. Że te słowa, które padły, nie były wywołane zmęczeniem ani stresem. One były prawdziwe.
Wracaliśmy w milczeniu
Zdecydowaliśmy się wracać przed południem. Nie było sensu zostawać. Nie mieliśmy ani gdzie spać, ani o czym rozmawiać. Pakowanie rzeczy zajęło dwie minuty – i tak wszystko mieliśmy w aucie. Michał prowadził. Ja gapiłam się w krajobraz za szybą, nie próbując już zaczynać rozmowy.
W aucie było cicho, tylko czasem coś zabrzęczało na nierównościach drogi. Przypominałam sobie nasze wcześniejsze wypady – śmiech, podśpiewywanie piosenek, jego ręka na moim kolanie. Teraz nie było nic z tego. Byliśmy obok siebie, ale każdy osobno.
– Chciałam, żeby ten weekend był jakimś nowym początkiem – powiedziałam w końcu, łamiąc ciszę.
– A wyszedł jak test, którego nie zdaliśmy – odpowiedział po chwili.
– I co teraz?
– Nie wiem, Natalia. Naprawdę nie wiem.
Nie zapytał, czy zawieźć mnie do mieszkania. Po prostu skręcił w dobrze znaną ulicę. Wysiadłam, nie żegnając się. On nie próbował mnie zatrzymać. Może i tak było lepiej. Nie miałam ochoty na żadną rozmowę.
Wolę samotność, niż walkę w związku
Wróciłam do mojego mieszkania, które przez ostatnie tygodnie było bardziej moim azylem niż wspólnym domem. Michał czasem tu bywał, czasem ja u niego, ale od dawna unikaliśmy słowa „wspólnie”. Cisza po jego odjeździe była gęsta, niemal namacalna. Zdjęłam buty, rzuciłam plecak w kąt i usiadłam na łóżku bez siły, jeszcze z kurtką na ramionach.
Nie płakałam. Nie miałam nawet łez do wylania za ten związek. Włączyłam laptopa i bezmyślnie zaczęłam przeglądać stare zdjęcia. Z wakacji sprzed roku, z wieczoru, kiedy Michał zrobił mi kolację i postawił na stole maleńki tort z napisem „Kocham cię”. Patrzyłam na nas – uśmiechniętych, wpatrzonych w siebie – jakby to była zupełnie inna para. Może rzeczywiście nią byliśmy.
Nagle zadzwonił telefon. To była Marta, moja przyjaciółka. Chciała się spotkać. Zgodziłam się, choć wcale nie miałam na to siły.
Umówiłyśmy się w kawiarni niedaleko mojego mieszkania. Gdy weszłam, przyjaciółka siedziała już przy stoliku, z kubkiem herbaty i troską w oczach.
– I jak było w górach?
Usiadłam i westchnęłam.
– Cisza. I dużo deszczu.
– W sensie… między wami też?
– Bardziej niż kiedykolwiek.
Nie pytała dalej. Znała mnie zbyt dobrze. Czasami nie warto walczyć o coś, co już od dawna nie funkcjonowało. Czasem największym wyzwaniem jest dać sobie wolność i wybaczyć dawne błędy. Wierzę, że prawdziwa miłość jeszcze gdzieś na mnie czeka. Taka, dzięki której spanie w samochodzie będzie przygodą, a nie smutnym rezultatem nieudanego wyjazdu.
Natalia, 29 lat
Czytaj także:
- „Pracowałam w Warszawie, ale to za wiejską stodołą spędziłam najlepsze chwile. Nawet odór nawozu nie psuł nastroju”
- „Nasza idealna majówka w górach zmieniła się w obóz przetrwania. Nigdy już nie spojrzę tak samo na mojego faceta”
- „Na majówce mąż zgotował mi niespodziankę. Po rodzinnym grillu przypadkiem dowiedziałam się, kto naprawdę go rozgrzewa”

