Reklama

Cisza przy śniadaniu z czasem przestaje dziwić. Na początku człowiek jeszcze walczy – zagaduje, puszcza radio, parzy dwie kawy, chociaż wie, że ona i tak wypije tylko swoją herbatę z tymiankiem i pokrzywą. Ale później przychodzi rezygnacja. Tak jak przychodzi jesień – nie od razu, nie dramatycznie. Powoli, cicho, chłodem w dłoniach, mokrą trawą, parą z ust.

Tak wygląda nasze życie od dłuższego czasu. Ja jem owsiankę, ona siedzi w szlafroku i gapi się w okno. Niby razem, ale osobno. Jakbyśmy żyli w dwóch wersjach tej samej rzeczywistości – ja tej brudniejszej, z praniem i korkami, ona tej bardziej "świadomej", z duchowymi kręgami i kadzidłami.

Zawsze myślałem, że związek to coś stałego. Coś, co się pielęgnuje, co się łata, jak się psuje. Aż w końcu zrozumiałem, że niektóre rzeczy psują się bez hałasu. Nie eksplodują, nie wybuchają – po prostu cichną. Stają się cieniami samych siebie.

Lubię las. Może dlatego, że tam czuję się jeszcze jakoś prawdziwy. Mówię Izie, że jadę na grzyby, ale nie zawsze je zbieram. Czasem spędzam tam czas z inną kobietą.

Pokłóciliśmy się

– To był piękny proces. Wyczułam, że brzozy niosą we mnie kobiecą energię. A Eryk powiedział, że drżenie mojego ciała to oczyszczenie z patriarchalnych blokad – powiedziała z błogością, jakby opowiadała o spa, a nie o tarzaniu się po mchu z obcym facetem.

Stałem przy kuchence, mieszając jajka. Nie wiedziałem, czy bardziej chce mi się śmiać, czy milczeć.

Serio, Iza? Ty siebie słyszysz?

– Wiesz co, Tomek? – westchnęła z irytacją i sięgnęła po swoje płatki jaglane. – Ty nigdy nie próbowałeś zrozumieć tego, co dla mnie ważne. Zawsze tylko ironia i drwiny.

Odwróciłem się powoli, z patelnią w ręku.

– Może dlatego, że od jakiegoś czasu nie rozmawiam z żoną, tylko z jakąś obcą kobietą, co gada jak guru z TikToka. Może dlatego, że bardziej cię obchodzi dotykanie drzew niż mój dotyk.

Zatrzymała się, patrząc mi prosto w oczy. W tej ciszy coś się napięło, coś popękało.

– A ty? Ile razy naprawdę byłeś w tym lesie, Tomek?

Nie odpowiedziałem. Wyszedłem. Po prostu wyszedłem, zostawiając ją z jej brzozami i zbożowymi duchami.

I wtedy uderzyło mnie coś głęboko. Że ona już od dawna gdzieś odeszła. Że nie wiem, gdzie nocowała w ostatni weekend, a może nawet nie chcę wiedzieć. I że to ja zacząłem pierwszy kłamać. Kiedy mówiłem, że idę na grzyby. A szedłem... właśnie po co?

Klara chciała deklaracji

– Wiesz, że to już trzeci raz, kiedy odwołujesz weekend? – zapytała Kinga, stawiając kieliszek na parapecie. – Mam wrażenie, że traktujesz mnie jak opcję na dni bez grzybobrania.

– Przestań, przecież wiesz, że to nie tak...

– A jak? Powiedz mi, jak to jest. Bo może coś przeoczyłam.

Usiadłem ciężko na kanapie. Miała rację. Ale nie chciałem, żeby ją miała. Nie dzisiaj.

– Iza... ona... jeszcze tam jest. W naszym życiu. Wiesz, jak to wygląda. Niby się rozchodzimy, ale nikt tego nie powiedział na głos. Żadnego „koniec”. Żadnego trzaśnięcia drzwiami.

– Może dlatego, że ty tego wcale nie chcesz powiedzieć. Bo ci wygodnie, Tomek. Jesteś pomiędzy. Z żoną, ale nie do końca. Ze mną, ale nie na serio.

Zamilkłem. Nie miałem czym się bronić. Wbiła szpilkę idealnie.

– Odpowiedz mi tylko na jedno. Kochasz ją jeszcze?

Popatrzyłem na nią, na te oczy, które kiedyś śmiały się tylko do mnie. Teraz były zmęczone. Zawiedzione.

– Nie wiem – powiedziałem cicho. I to była najuczciwsza rzecz, jaką w tamtym tygodniu powiedziałem komukolwiek.

Bo nie wiedziałem. Może Izy już nie kochałem, ale tęskniłem za tym, co z nią kiedyś miałem. A może w ogóle nie byłem zdolny do miłości. Może tylko się oszukiwałem, że cokolwiek czuję. Może byłem po prostu tchórzem.

Żona mnie oszukiwała

Wróciłem wcześniej z pracy, bo zaciąłem się nożem. Nic wielkiego, ale bolało. Chciałem tylko przemyć ranę i poleżeć chwilę w ciszy. Drzwi do sypialni były lekko uchylone. Iza siedziała na łóżku, tyłem do mnie. Rozmawiała przez telefon. Cicho, ale wystarczająco głośno, żebym usłyszał.

– Nie, on nic nie wie... – powiedziała i zaśmiała się cicho. – Wciąż wierzy, że przytulam się do drzew. A ja przytulam się do ciebie.

Zamarłem. Nie miałem nawet siły wejść.

– Tak, tęskniłam... – dodała, a potem znów ten śmiech, którego nie słyszałem od miesięcy. Nie w naszym domu.

Wszedłem bez słowa. Powoli. Stanąłem w drzwiach. Spojrzała na mnie, zamarła z telefonem przy uchu. Rzuciła go na pościel, jakby parzył.

– Wiesz co, Iza? – powiedziałem spokojnie, z dziwną klarownością w głosie. – Jak mogłaś tak kłamać?

Otworzyła usta, ale nie powiedziała nic. Może szukała słów. Może ich po prostu nie było. Wyszedłem z domu i wsiadłem do auta. Nie jechałem nigdzie. Przez kilka minut tylko siedziałem, patrząc w kierownicę.

Miała do mnie pretensje

– Nie będę kłamać. Tak, Eryk jest kimś ważnym – zaczęła, siadając na krześle naprzeciwko mnie. Nogi podkurczyła, jakby chciała się schować. – Ale to nie tak, że wszystko rozpadło się przez niego.

– Nie? A przez co? Przez sosny? – zapytałem z ironią, której nie potrafiłem już dusić.

Zamilkła. Spojrzała w okno. W tym spojrzeniu było coś rozpaczliwie szczerego.

– Tomek, przez wiele miesięcy próbowałam z tobą rozmawiać. Ale zawsze kończyło się na "mhm", "zaraz" albo "nie teraz". Przestałeś mnie słyszeć. Może nawet wcześniej niż ja przestałam cię czuć.

Westchnąłem. Nie wiedziałem, czy mam w niej widzieć zdrajczynię, czy kobietę, której pozwoliłem umrzeć obok mnie.

– A Eryk?

Poznałam go na warsztatach. Był... obecny. Nie bał się emocji. Mówił rzeczy, które ja przez lata trzymałam w sobie. Nie planowałam nic. Ale jak się długo jest głodnym, to nawet byle kromka smakuje jak uczta.

Zamilkliśmy. Patrzyłem na nią i nie widziałem już mojej żony. Tylko kobietę, która przez jakiś czas mieszkała pod tym samym dachem, ale gdzieś po drodze poszła własną ścieżką.

– Mogłaś mi powiedzieć.

– Nie umiałam. Bałam się. Ciebie, siebie, tego, że może powiesz, że mnie to nie dziwi. A to by bolało bardziej niż krzyk.

I wtedy zrozumiałem, że nie tylko ona mnie zdradziła. Ja też ją zostawiłem. Tylko dużo wcześniej. Tyle że w bardziej cichy, tchórzliwy sposób.

Zostałem sam

– Więc teraz, kiedy wszystko się rozwaliło, przypomniałeś sobie o mnie? – zapytała, podpierając brodę na dłoni. Jej paznokcie były czerwone. Nigdy wcześniej nie zwróciłem na nie uwagi.

Nie przyszedłem, żeby się pocieszyć – powiedziałem cicho.

– A po co, Tomek? Przyniosłeś mi to swoje smutne serce w reklamówce i chcesz, żebym je skleiła taśmą?

Zabolało. Ale nie miała obowiązku mnie przytulać. Nawet nie miała powodu.

– Myślałem, że może...

– Że może co? Że się rzucę na ciebie z miłości? Że powiem „nareszcie”? Tomek, błagam cię. Byłeś przy mnie, ale tylko do połowy. Całą drugą połową wciąż siedziałeś w swoim domu i udawałeś, że masz życie pod kontrolą.

Patrzyła na mnie jak na coś, co już zna. Jak na sprawę zamkniętą.

– Wiem, że schrzaniłem. Wiem, że...

Nie musisz mi się tłumaczyć. Serio. Tylko nie rób z siebie bohatera, który teraz wreszcie coś rozumie. Spóźniłeś się, Tomek. I to nie o jeden dzień. O wiele miesięcy.

Wstała i otworzyła drzwi. Zostałem sam. Nawet nie zdążyłem się pożegnać.

Tomek, 43 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama