Reklama

Ostatni raz zakochałam się pięć lat temu. Marcin był jednak kolejnym zawodem miłosnym. Przed nim był jeszcze Rafał, który nie był gotowy na związek, i Tomek, który był gotowy na wszystko, oprócz szczerości. I jeszcze Łukasz, który przestał odpisywać, kiedy powiedziałam, że nie lubię spać przy otwartym oknie.

Kiedy pojawiła się możliwość wyjazdu na tygodniowy obóz z jogą i medytacją w lesie – kliknęłam „zapisz się”, zanim zdążyłam się rozmyślić. Potrzebowałam ciszy i oddechu. Chciałam przestać żyć jak automat, który zna tylko dwa tryby: praca i seriale.

Pierwszy dzień był dziwny. Las pachniał mokrą ziemią. Grupka kobiet w lnianych spodniach, owiniętych chustami i uśmiechniętych do siebie nawzajem, wyglądała, jakby właśnie wróciły z jakiegoś zlotu czarownic. A pośród nich – on.

Facet w granatowej bluzie, z kapturem na głowie, który wyglądał, jakby tu trafił omyłkowo. Opierał się o drzewo, z założonymi rękami i miną mówiącą jasno: „mam to wszystko w nosie”. Miał może czterdzieści lat, trzydniowy zarost i oczy, w których było więcej milczenia niż w całej tej medytacyjnej grupie razem wziętej.

Podszedł, kiedy Anita – prowadząca zajęcia – powiedziała, że mam z nim utworzyć parę do ćwiczeń oddechowych.

– Paweł – rzucił krótko. Ani uśmiechu, ani wyciągniętej dłoni.

– Kalina – odpowiedziałam, czując się jak dziewczyna na pierwszym roku socjologii, która trafiła przypadkiem na seminarium o świadomości ciała.

Był inny

Usiedliśmy naprzeciw siebie, mieliśmy „synchronizować oddech”.

– Tylko błagam, nie zaczynaj śpiewać mantr – mruknął, zerkając na mnie spod brwi.

– Nie zamierzałam. Ale może tobie by się przydało – odpaliłam, zanim pomyślałam.

Milczał. A potem uśmiechnął się kątem ust. Po raz pierwszy pomyślałam: „co on tu robi, wśród kobiet w lnianych spodniach i kadzideł?”.

Pierwsze dni mijały spokojnie. Poranki zaczynały się od ciszy i chłodnego powietrza, które kłuło w nozdrza, gdy szło się boso po mokrej trawie. Wszyscy wstawaliśmy o szóstej. Anita prowadziła krótką medytację, potem joga, śniadanie i czas wolny. Nie było telefonów, nie było rozmów o pracy. Przez pierwsze dwa dni z nikim nie zamieniłam więcej niż kilka zdań. Może z wyjątkiem Pawła, który mimo swojej obojętności, zawsze był w mojej podgrupie podczas ćwiczeń.

Z początku traktował wszystko z wyraźnym dystansem. Kiedy Anita zapowiedziała zajęcia z jogi śmiechu, spojrzał na mnie z takim wyrazem twarzy, jakby właśnie dowiedział się, że będzie musiał zatańczyć kankana w samych majtkach.

– To naprawdę jest potrzebne? – zapytał mnie szeptem.

– A ty co, boisz się, że ktoś zobaczy, że masz emocje? – odpowiedziałam.

Parsknął. I wtedy po raz pierwszy zobaczyłam w nim coś więcej niż tylko zrezygnowanie. Miał ładny uśmiech. Zbyt krótki, żeby się nim nacieszyć, ale wystarczyło, żebym zaczęła go obserwować.

Intrygował mnie

Nie szukał towarzystwa. Siadał z boku, często z książką, choć zauważyłam, że przez większość czasu wcale nie czytał. Patrzył gdzieś przed siebie, jakby próbował złapać coś, czego nie było. Pewnego wieczoru, kiedy usiedliśmy przy ognisku, Paweł niespodziewanie usiadł obok mnie. Ciepło ognia oświetlało jego profil, a zapach dymu mieszał się z miętą z zaparzonego naparu.

– Przypomniałem sobie, że kiedy miałem dziesięć lat, nocowałem z klasą w lesie. Myślałem wtedy, że to najgorszy dzień mojego życia – powiedział. – A dzisiaj myślę, że może to był jeden z najlepszych. Bo nie wiedziałem jeszcze, co to znaczy naprawdę się bać.

Zamilkł na chwilę, jakby nie był pewien, czy powiedział za dużo.

– Co cię teraz przeraża? – zapytałam cicho.

Wzruszył ramionami.

– Może to moje ostatnie wakacje w Polsce – rzucił, jakby od niechcenia.

Poczułam, jak coś we mnie drgnęło.

– Dlaczego brzmi to tak… ostatecznie?

Nie odpowiedział od razu. Wpatrywał się w ogień, jakby szukał tam odpowiedzi.

– Czasem po prostu czuję, że coś się kończy. Nawet jeśli nikt jeszcze nie powiedział tego głośno.

Otworzył się

Patrzyłam na niego uważnie. Nie miał w sobie nic z kogoś, kto ucieka. Bardziej wyglądał na człowieka, który wie, że nie ma już do czego wracać.

– A ty? – zapytał nagle. – Co zostawiłaś w mieście?

– Zbyt wiele samotnych wieczorów i kilka historii, o których nie warto wspominać – odpowiedziałam.

Pokiwał głową, nie dopytując. Tego wieczoru nie padło już nic ważnego, a jednak wracając do domku, miałam wrażenie, że powiedzieliśmy sobie więcej niż przez całe życie.

Z dnia na dzień zaczęliśmy się z Pawłem trzymać bliżej. Nie umawialiśmy się na nic, po prostu jakoś tak naturalnie wychodziło, że wybieraliśmy te same ścieżki w lesie, siadaliśmy obok siebie przy posiłkach. Reszta grupy chyba to zauważyła, ale nikt nie komentował. Tu i tak każdy był skupiony bardziej na sobie niż na innych.

Spacery z nim były inne. Nie musiałam nic mówić. Potrafiliśmy iść obok siebie przez godzinę, nie odzywając się ani słowem, i czułam, że to jest właśnie to, czego mi brakowało – milczenie, które nie boli. Czasem dotknął mojej dłoni, niby przypadkiem, ale nie cofał ręki od razu. Kiedyś stanęliśmy przy strumieniu, pochyliłam się, żeby zanurzyć ręce w zimnej wodzie. Podał mi chustkę, patrząc uważnie. Odpowiedziałam spojrzeniem. Nie musiałam się uśmiechać. Rozumiał.

Coś się zaczęło

Wieczorem siedzieliśmy razem na ganku. Cisza była gęsta, pełna napięcia. W końcu powiedział:

– Wiesz, czasem warto coś zostawić nienazwane.

Nie patrzył na mnie.

– A jeśli ja bym chciała wiedzieć, co to jest?

Milczał długo. W końcu tylko westchnął i wstał. Zostałam na ganku sama, z sercem bijącym szybciej niż powinno. Bałam się, bo coś się zaczynało i miałam wrażenie, że nie ma prawa trwać. Było coś w jego spojrzeniach, w tym, jak stawał trochę za blisko, jak przez chwilę dłużej trzymał moją rękę po zakończonym ćwiczeniu. A jednocześnie nie robił żadnego kroku naprzód. Jakby sam siebie trzymał na smyczy.

Przedostatni wieczór spędziliśmy nad jeziorem, w miejscu, które pokazała nam Anita, mówiąc, że warto tam pójść, jeśli ktoś chce być sam. Poszliśmy tam razem, bez słowa. Usiadłam na wilgotnym mchu, Paweł obok. Nie dotykaliśmy się, a jednak czułam jego obecność mocniej niż cokolwiek wcześniej.

– Dobrze mi tu z tobą – powiedział cicho. – Nawet jeśli to nie powinno się zdarzyć.

– Dlaczego nie?

Nie odpowiedział. Popatrzył na mnie, a ja na niego. I wtedy się pochylił. Nie wiem, kto kogo pierwszy dotknął. Pamiętam tylko, że jego usta były ciepłe, a dłonie delikatne. Nie było w tym nic gwałtownego, żadnego pośpiechu. Tak jakbyśmy oboje chcieli zapamiętać każdy ruch, każde drżenie skóry.

Zaskoczył mnie

Noc spędziliśmy razem. Po prostu zostaliśmy tam, nad jeziorem, owinięci kocem, z głowami blisko siebie. Nad ranem wstał pierwszy. Usiadł i przez chwilę nic nie mówił. Potem powiedział jedno zdanie.

– Za tydzień wyjeżdżam do Kanady. Na stałe.

Wciąż leżałam, patrząc w niebo. Nie spojrzałam na niego.

– To mój sposób na pożegnanie. Ten las i ty – dodał.

– Więc to wszystko… to tylko pożegnanie?

– Nie wszystko musi być początkiem.

Nie powiedziałam już nic. Wstałam powoli i zaczęłam się ubierać. On nie próbował mnie zatrzymać, nie zapytał, czy chcę z nim jechać.

Do końca dnia udawałam, że wszystko jest w porządku. Wyszłam wcześniej na śniadanie, usiadłam z drugiej strony stołu, rozmawiałam z jakąś kobietą o olejkach eterycznych, choć nie miałam pojęcia, o czym mówiła. Paweł zjawił się później. Wszedł spokojnie, jakby nic się nie wydarzyło. Usiadł naprzeciwko, nie próbował nawiązać kontaktu.

Przez cały dzień go unikałam. Szłam do lasu wtedy, kiedy wszyscy odpoczywali. Brałam udział w zajęciach, choć nie potrafiłam się skupić. Patrzyłam na innych, jakby byli zza szyby. Chciałam krzyczeć, ale nic nie wychodziło. Nawet płakać nie umiałam.

Rozeszliśmy się

Wieczorem, kiedy wszyscy siedzieli przy ognisku, podeszłam do niego. Stał oparty o drzewo, z kubkiem w dłoni. Spojrzał na mnie, jakby się mnie nie spodziewał.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej?

Nie odpowiedział. Uśmiechnął się lekko. Nic więcej.

– Gdybyś zapytał, może bym pojechała – powiedziałam. – Ale nie zapytałeś.

Odwróciłam się i odeszłam, zanim zdążył zareagować. Nie obejrzałam się. Bałam się, że jeśli jeszcze raz na niego spojrzę, nie będę umiała odejść.

Tej nocy nie spałam. Leżałam w ciemności, słuchając oddechów innych kobiet w domku. Myślałam o tym, jak łatwo można zostać tylko wspomnieniem w czyimś życiu. On zostawił mi właśnie coś takiego. I nawet nie zapytał, czy chcę czegoś więcej.

Kalina, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama