„Walentynki spędziłam na tylnej kanapie Poloneza teścia. Mimo dużego mrozu, atmosfera między nami była gorąca”
„– Wiesz, Danusiu, kiedy byłem młody, to często zdarzało się, że kobiety utykały ze mną gdzieś na uboczu – zaczął z uśmiechem. – Ach, te czasy, były inne”.

- redakcja
Walentynki miały być dniem miłości, ale dla mnie stały się dniem pełnym niespodziewanych wyzwań. Moje plany romantycznego wieczoru z Markiem, moim mężem, legły w gruzach, gdy w pracy złapał go jakiś nagły kryzys. Zamiast tego musiałam podjąć się nietypowej misji.
Nie miałam innego wyjścia
Zadanie polegało na dowiezieniu Henryka, mojego teścia, na spotkanie rodzinne. Dlaczego to ja? Cóż, ponieważ „wszystko zostanie w rodzinie”, jak mawia Henryk. To jego ulubione powiedzonko. Naszym środkiem transportu był stary polonez, którym nie jeździliśmy od wieków. Co mogło pójść nie tak? Jak się okazało, wiele. I tak zaczęła się moja niezwykła walentynkowa przygoda z teściem.
Siedząc w samochodzie, poczułam, jak Henryk zerka na mnie z ukosa. Byłam nieco spięta, ale próbowałam ukryć to pod maską uprzejmości.
– Danusiu, wiesz, to zabawne – zaczął, próbując zagaić rozmowę. – Kiedy Marek powiedział mi, że to ty mnie zawieziesz, od razu pomyślałem, że to może być dobry czas, by się lepiej poznać. W końcu wszystko zostaje w rodzinie, prawda?
Zaśmiałam się nerwowo, próbując skupić się na drodze. Henryk był typem człowieka, który mówił, co myśli, nie zważając na to, jak jego słowa mogą zostać odebrane. To była jedna z tych jego cech, które zawsze budziły we mnie mieszane uczucia.
– Tak, oczywiście – odpowiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał neutralnie. – Cieszę się, że możemy spędzić trochę czasu razem.
Stary polonez toczył się powoli przez zimowe ulice, a ja modliłam się, żeby nie utknąć w korku. Niestety, pech chciał, że nagle zaczęliśmy zwalniać. Polonez zarył kołami w głębokim śniegu na poboczu. Próbowałam wycofać się z powrotem na drogę, ale nic z tego. Silnik zgasł. Zawstydzona spojrzałam na Henryka.
– Może ja spróbuję? – zaproponował, wychodząc z samochodu.
Obserwowałam, jak walczy z zaspą, ale z każdą próbą auto zapadało się coraz głębiej. W końcu podszedł do mnie z rezygnacją.
– Nie ma rady, musimy czekać na pomoc drogową – stwierdził, ocierając śnieg z rąk.
Chciał mnie jakoś rozgrzać
Henryk usiadł obok mnie w samochodzie, a cisza zaczęła się rozprzestrzeniać jak zimny mróz na szybach. Próbowałam podtrzymać rozmowę, by przerwać niezręczność, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć, Henryk odezwał się pierwszy.
– Wiesz, Danusiu, kiedy byłem młody, to często zdarzało się, że kobiety utykały ze mną gdzieś na uboczu – zaczął z uśmiechem. – Ach, te czasy, były inne...
Zaśmiałam się, choć bardziej z nerwów niż z prawdziwej radości.
– Czasy się zmieniły – odpowiedziałam, starając się obrócić jego wspomnienia w żart.
– Tak, ale pewne rzeczy pozostają niezmienne, prawda? – odparł z tym swoim znanym mi dobrze błyskiem w oku. – Wiesz, Marek ma szczęście. Jesteś naprawdę wyjątkową kobietą, Danusiu.
Słowa te sprawiły, że poczułam się nieswojo. Nie wiedziałam, czy Henryk po prostu chciał być miły, czy za tymi słowami kryło się coś więcej. Jednak zanim zdążyłam odpowiedzieć, Henryk zmienił temat, jakby wyczuwając moją konsternację.
– Powiedz mi, jak wam się wiedzie? – zapytał, wskazując na nasz dom. – Marek wspominał, że zastanawiacie się nad remontem.
– Tak, myślimy o tym, ale jeszcze nie podjęliśmy decyzji – odparłam, ciesząc się z tej zmiany tematu. Rozmowa o rzeczach codziennych była o wiele bezpieczniejsza. Wymienialiśmy się pomysłami na remont, a Henryk opowiadał o swoich doświadczeniach z własnym domem, co sprawiło, że atmosfera w samochodzie nieco się rozluźniła.
Czas mijał, a ja modliłam się, by pomoc drogowa zjawiła się szybko. Wiedziałam jednak, że w tej sytuacji musiałam zachować spokój i udawać, że wszystko jest pod kontrolą, nawet jeśli czułam się jak w potrzasku.
Niezły z niego podrywacz
Mijały kolejne minuty, a z każdą z nich moja cierpliwość była wystawiana na próbę. Gdyby nie wspomnienia Henryka, którymi się dzielił, ta sytuacja byłaby znacznie bardziej niezręczna. Cieszyłam się z każdej historii o jego młodości, bo odciągały uwagę od obecnego położenia.
– Wiesz, Danusiu – zaczął nagle, przerywając swoje opowieści – zawsze marzyłem, żeby mieć taką synową jak ty. Kogoś, kto potrafi utrzymać rodzinę w jednym kawałku. Marek ma w tobie prawdziwy skarb.
Poczułam, jak robi mi się gorąco.
– Dziękuję, to bardzo miłe z taty strony – odparłam z lekkim uśmiechem, próbując ukryć swoje zażenowanie.
Henryk spojrzał na mnie z pewnym rodzajem ciekawości, jakby próbował zrozumieć coś więcej, niż mówiły moje słowa.
– Czasem, wiesz, zastanawiam się, czy w rodzinie rzeczywiście wszystko musi pozostać takie samo – powiedział enigmatycznie.
Nie wiedziałam, jak to zinterpretować. Czy próbował mi coś zasugerować? A może po prostu wyraził swoje myśli w dziwny sposób? Chciałam zmienić temat, ale zanim to zrobiłam, usłyszałam dźwięk telefonu. Pomoc drogowa. Czułam ulgę, że nasza rozmowa mogła być przerwana czymś praktycznym.
– Zaraz przyjadą, może za dziesięć minut – powiedziałam, odkładając telefon. Mimo że zimno przenikało przez karoserię auta, poczułam się cieplej, wiedząc, że nasza sytuacja wkrótce się poprawi.
Henryk się uśmiechnął.
– Cóż, to znaczy, że musimy maksymalnie wykorzystać ten czas razem – powiedział z półuśmiechem. W jego głosie dało się wyczuć coś, czego nie potrafiłam dokładnie nazwać, ale czułam, że dobrze, iż ten czas razem dobiegał końca.
Sytuacja stała się dziwna
Siedząc w polonezie, czekaliśmy na przybycie pomocy drogowej. Mimo że do tej pory rozmowa toczyła się w miarę spokojnie, zaczynałam odczuwać pewną napiętą atmosferę. Henryk spojrzał na mnie znów z tym swoim charakterystycznym błyskiem w oku, co wywołało u mnie lekkie dreszcze.
– Danusiu, zastanawiałaś się kiedyś, jakby to było, gdybyście z Markiem nie byli razem? – zapytał, zaskakując mnie tym pytaniem. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W głowie kotłowały mi się myśli, ale czułam, że muszę odpowiedzieć dyplomatycznie.
– Cóż, trudno to sobie wyobrazić. Marek jest dla mnie ważny, nie wyobrażam sobie życia bez niego – odpowiedziałam, próbując nadać swoim słowom jak największą pewność.
Henryk nie odpuszczał.
– Czasem życie rzuca nam wyzwania, a my musimy je zaakceptować. Czasem również pokazuje nam inne drogi, o których wcześniej nie myśleliśmy – powiedział, patrząc na mnie uważnie. W jego spojrzeniu było coś intensywnego, co sprawiało, że poczułam się niepewnie.
– Rozumiem, co masz na myśli, ale myślę, że każda droga, którą wybieramy, prowadzi nas do miejsca, gdzie powinniśmy być – odpowiedziałam, próbując uciąć rozmowę na ten temat.
W tym momencie na horyzoncie pojawił się samochód pomocy drogowej. Uratowani! Uśmiechnęłam się z ulgą, a Henryk zauważył moją zmianę nastroju.
– Wygląda na to, że nasz czas dobiegł końca – powiedział z łagodnym uśmiechem i lekkim rozczarowaniem.
Pomoc drogowa szybko uporała się z wyciągnięciem naszego auta z zaspy, a ja z niecierpliwością czekałam na możliwość kontynuowania naszej podróży. Czułam, że zażegnaliśmy kryzys, ale wciąż zastanawiałam się nad słowami Henryka. Czy rzeczywiście próbował mi coś powiedzieć? To pytanie pozostało bez odpowiedzi, gdy ruszyliśmy dalej, niepewnie wkraczając w resztę naszej walentynkowej przygody.
Liczył na coś więcej
Po całej tej przygodzie z zaspą i rozmowach, które budziły we mnie mieszane uczucia, w końcu ruszyliśmy w dalszą drogę. Chociaż czas, który mieliśmy spędzić razem, miał dobiec końca, wiedziałam, że ta podróż na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Wciąż myślałam o słowach Henryka, o jego niejasnych sugestiach i sposobie, w jaki na mnie patrzył.
– Dziękuję, że mnie zabrałaś, Danusiu. Naprawdę doceniam to, co robisz dla naszej rodziny – powiedział Henryk, przerywając ciszę. Jego głos brzmiał szczerze, co nieco rozproszyło moje wcześniejsze obawy.
– Nie ma sprawy, tato. Rodzina jest najważniejsza, a ja cieszę się, że mogę pomóc – odpowiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie.
Na miejsce dotarliśmy z niewielkim opóźnieniem, ale na szczęście sytuacja nie była tak pilna, jak to na początku wyglądało. Henryk podziękował mi jeszcze raz, kiedy wysiadaliśmy z samochodu. Czułam, że nasze relacje są teraz bardziej skomplikowane, ale z drugiej strony była to też okazja, by spojrzeć na siebie nawzajem z innej perspektywy.
– Danusiu, jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebować wsparcia, nie krępuj się do mnie dzwonić – powiedział na pożegnanie. – W końcu wszystko zostaje w rodzinie – dodał i pocałował mnie w policzek.
Te słowa, które na początku wydawały mi się niewinne, teraz nabrały nowego znaczenia. Czy Henryk naprawdę miał na myśli to, co mi się wydawało? Być może. Jednak zamiast się nad tym zastanawiać, postanowiłam zostawić to za sobą. W końcu to były tylko Walentynki, dzień pełen nieprzewidywalnych zwrotów akcji, ale niekoniecznie zwiastujący jakąś głębszą zmianę.
Czułam duży niepokój
Kiedy w końcu wróciłam do domu, poczułam ulgę, że ten intensywny dzień dobiegł końca. Wiedziałam, że rozmowy z Henrykiem będą jeszcze długo krążyć w mojej głowie, ale teraz chciałam skupić się na wieczorze z Markiem. Gdy przekroczyłam próg mieszkania, poczułam zapach kolacji, która powoli gotowała się w kuchni. Marek musiał wrócić wcześniej, co sprawiło mi ogromną radość.
– Cześć, kochanie! – zawołał z kuchni, gdy usłyszał moje kroki. – Jak minęła podróż z tatą?
Podeszłam do niego, starając się ukryć zmieszanie.
– Cóż, była... ciekawa. Utknęliśmy na jakiś czas, ale na szczęście pomoc drogowa szybko się zjawiła – odpowiedziałam, próbując brzmieć naturalnie.
Marek spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
– Tata to niezły gawędziarz, prawda? Zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia. Cieszę się, że mieliście czas się lepiej poznać.
Skinęłam głową, nie wdając się w szczegóły. Byłam pewna, że niektóre rzeczy lepiej zostawić niewypowiedziane. W końcu to był dzień, w którym powinniśmy celebrować naszą miłość, a nie roztrząsać rodzinne zawirowania.
Wieczór minął spokojnie. Zjedliśmy kolację, wspólnie obejrzeliśmy film i po prostu cieszyliśmy się sobą. Wszystko, co działo się wcześniej tego dnia, zaczynało się powoli rozmywać w pamięci. Może Henryk miał rację – pewne rzeczy pozostają niezmienne, a najważniejsze jest to, co budujemy razem z najbliższymi.
Zasnęłam z głową na ramieniu Marka, czując się bezpiecznie i kochana. Niezależnie od niejasnych sygnałów ze strony teścia, wiedziałam, że w tej chwili to Marek był moją przystanią. I to było jedyne, co miało dla mnie znaczenie.
Danuta, 36 lat
Czytaj także:
„Zamiast bukietu róż na walentynki dostałam waniliowe perfumy. Wkrótce pojęłam, że to spadek po innej kobiecie”
„Tyrałem na 2 etaty, by opłacić matce leczenie. Gdy odkryłem, na co wydaje moją kasę, zaufanie uleciało jak zapach perfum”
„Gdy po 70. znalazłam miłość, cała parafia uznała mnie za grzesznicę. Według proboszcza miejsce wdowy jest na klęczniku”