„Wakacje all inclusive z byłym nie mogły się udać. Udawaliśmy parę dla rodziny, ale ten teatr skończył się płaczem”
„Po skończonej rozmowie przez godzinę siedziałam na kanapie w bezruchu. Miałam dwie opcje: powiedzieć rodzinie prawdę i wywołać dramat albo… poprosić Adama. Poprosić, żeby przez tydzień udawał mojego chłopaka. Żebyśmy zagrali ten mały teatr jeszcze raz”.

- Redakcja
Kiedy pół roku temu rozstałam się z Adamem – moim chłopakiem przez cztery lata, sądziłam, że najtrudniejsze już za mną. Rozpacz, płacz, bezsenność, potem faza obojętności, a w końcu codzienność bez niego, jakby nigdy nie istniał. Problem w tym, że Adam nadal istniał. I to nie tylko w mojej głowie
Moja rodzina go uwielbiała. Zwłaszcza moi rodzice – dla nich był jak syn. Przez cztery lata świąt, wakacji, wspólnych niedzielnych obiadów stał się nieodłącznym elementem naszego rodzinnego życia. Gdy się rozstaliśmy, nie powiedziałam im. Nie miałam siły. Mama pytała: „Kiedy znowu przyjedziecie do nas razem?”, a ja coś bąkałam, zmieniałam temat, kłamałam. Może to było tchórzostwo, a może po prostu nie umiałam znieść tego zawodu, jaki bym im sprawiła.
A potem zadzwoniła moja siostra Aneta.
– Karola! Rodzice zrobili nam niespodziankę. All inclusive w Grecji! Załatwili cały wyjazd. Lecimy całą rodziną, ty i Adam też. Oczywiście!
Zamarłam. W tej sekundzie chciałam rzucić telefonem o ścianę. Ale się tylko uśmiechnęłam – tak automatycznie, jak robią to ludzie, kiedy właśnie dostają nóż w plecy.
– No jasne – powiedziałam głosem, którego sama ledwo poznałam.
Po skończonej rozmowie przez godzinę siedziałam na kanapie w bezruchu. Miałam dwie opcje: powiedzieć rodzinie prawdę i wywołać dramat albo… poprosić Adama. Poprosić, żeby przez tydzień udawał mojego chłopaka. Żebyśmy zagrali ten mały teatr jeszcze raz.
Bałam się jego reakcji. Bałam się jeszcze bardziej tego, co to we mnie obudzi. Ale zadzwoniłam.
Odebrał po pierwszym sygnale.
– Hej – powiedział spokojnie, jakbyśmy rozmawiali wczoraj. Jakby nic się nie wydarzyło. Jakby mnie nie zostawił w środku największego emocjonalnego chaosu.
Powiedziałam mu o wakacjach. O rodzinie. O tym, że potrzebuję, żeby jeszcze raz udawał, że jesteśmy razem. Na chwilę zamilkł. A potem...
– Dobrze – powiedział. – Lecimy.
Nie zapytał „dlaczego”. Nie zrobił wyrzutów. Nie chciał niczego w zamian. I właśnie to mnie najbardziej rozwaliło.
Najgorsze było to, że jego bliskość zaczęła mnie ruszać
Zacisnęłam palce na uchwycie walizki, kiedy weszliśmy do hali przylotów na Krecie. Adam szedł tuż obok, nonszalancko zarzucił torbę na ramię, jakby to były nasze kolejne wspólne wakacje. Jego spokój mnie irytował.
– Uśmiech, Karola – szepnął z przekąsem. – Twoja mama już robi zdjęcia.
Rzeczywiście. Mama i tata stali nieopodal z Anetą i jej narzeczonym, uśmiechnięci od ucha do ucha. Gdy podeszliśmy, mama rzuciła się najpierw na mnie, a potem uściskała Adama.
– Ojej, jak cudownie, że jesteście razem! – wykrzyknęła. – Tacy zakochani! No, misiaczki, lecimy do raju!
Adam spojrzał na mnie z rozbawieniem, a ja próbowałam nie skrzywić się przy słowie „misiaczki”. W hotelu okazało się, że rodzice, z oczywistych powodów, zarezerwowali nam wspólny pokój z jednym łóżkiem. Gdy zobaczyłam to łoże małżeńskie, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem – albo płaczem.
– Dam radę spać na podłodze – rzucił Adam z uśmiechem. – Albo możemy robić zmianę co noc, jak za dzieciaka.
Wieczorem usiedliśmy z całą rodziną na kolacji. Tata nalał Adamowi wina, mama zagadywała o nasze „wspólne plany na przyszłość”, a ja siedziałam sztywna jak kołek, wciskając sobie do ust kolejne kęsy sałatki greckiej, jakby mogły mi zapchać emocje.
– Myśleliście już o ślubie? – zagaiła mama nagle.
Zakrztusiłam się. Adam delikatnie poklepał mnie po plecach, a potem, patrząc prosto w oczy mojej mamie, powiedział:
– Myślimy o wszystkim. Tylko powoli.
Po kolacji wróciliśmy do pokoju. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie, ciężko oddychając.
– Co to było?! – syknęłam.
– Improwizacja. Całkiem dobra, przyznaj – odparł Adam spokojnie, siadając na łóżku.
Czułam się w pułapce. Uwięziona między wspomnieniem przeszłości a tym, co właśnie robiłam. A najgorsze było to, że jego bliskość znowu zaczęła mnie ruszać.
Już sama nie wiedziałam, co czuję
– Karola, chodź, zrobimy wam zdjęcie! – zawołała Aneta z plaży, machając telefonem. – Ale tak, wiecie… przytuleni, jak zakochani!
Stałam boso w wodzie, którą przypływ co chwilę obmywał mi stopy. Adam podszedł, objął mnie lekko w talii i przyciągnął do siebie. Jego dłoń była znajoma, aż za bardzo.
– Uśmiech – mruknął. – Karola, pamiętasz, jak w Chorwacji wpadłaś do morza z lodem w ręce?
Zaśmiałam się mimo siebie. Przypomniałam sobie ten dzień sprzed trzech lat. Byliśmy wtedy naprawdę szczęśliwi. Albo przynajmniej ja byłam.
Spacerowaliśmy potem po miasteczku, z dala od rodziny. Kupiliśmy lody, usiedliśmy na murku przy porcie. Słońce powoli zachodziło. Adam wyjął z plecaka małą butelkę wina.
– Niespodzianka. Wino, które piliśmy na naszej pierwszej randce. Pamiętasz? – podał mi plastikowy kubeczek.
– Serio to pamiętasz?
– Jasne. Pamiętam więcej, niż myślisz.
Piłam łyk za łykiem, czując, jak pod stopami znika grunt. W głowie już szumiały mi pytania, których nie miałam odwagi zadać. Ale w końcu pękłam.
– Dlaczego właściwie się zgodziłeś? Na ten teatr. Po co ci to?
Adam spojrzał na mnie długo, nie odpowiadając od razu.
– Bo nie przestałem cię lubić. I… chciałem jeszcze raz poczuć, że jesteśmy razem. Choćby na chwilę.
Zamilkłam. Chciałam zapytać „czy tylko lubić?”, ale nie mogłam wypowiedzieć tych słów. Miałam ochotę wtulić się w jego ramię i zapomnieć o całym świecie. Ale bałam się.
Zamiast tego skinęłam głową i wbiłam wzrok w ciemniejącą wodę.
Bo właśnie coś się we mnie przełamało – złość mieszała się z tęsknotą, a ja już sama nie wiedziałam, co czuję.
Sama w to kłamstwo uwierzyłam
Szłam plażą w ciemnościach, nie wiedząc, dokąd właściwie idę. Stopy grzęzły w piachu, a wiatr smagał mi twarz. W oddali słychać było muzykę z hotelu, ale brzmiała jak z innego świata – beztroskiego i głupio szczęśliwego. Moje serce waliło, jakby chciało wyskoczyć z klatki.
Usiadłam na zimnym piasku, przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i wtuliłam w nie twarz. Wspomnienia przelatywały przez głowę jak film – ten pierwszy pocałunek w kawiarni, nocne rozmowy pod kocem, jego dłonie na moim karku, kiedy płakałam po niezdanym egzaminie. I ten moment, kiedy się wyprowadzał – nie mówiąc za wiele, tylko cisza i zamykające się drzwi.
Wyjęłam telefon. Drżącymi palcami wybrałam numer siostry.
– Aneta…?
– Karola?! Gdzie ty jesteś?! Adam szuka cię jak wariat, rodzice też panikują!
– Muszę ci coś powiedzieć.
Opowiedziałam wszystko – o rozstaniu, o udawaniu, o kłamstwie, które wrosło w naszą rodzinę. Była cisza, a potem...
– Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej?
– Bo sama w to kłamstwo uwierzyłam. Że to nic. Że dam radę. A teraz... teraz wszystko wróciło. Jeszcze mocniej.
– Wiesz co? – powiedziała łagodnie. – Chyba pierwszy raz od dawna mówisz naprawdę, co czujesz.
Milczałam. A potem się rozpłakałam. Tak po prostu. Wreszcie.
– Powiedz rodzicom. Ja z nimi pogadam. Ale już nie udawaj. Nikomu. Nawet przed sobą – dodała. – A teraz wracaj do hotelu. Nie jesteś sama.
Potrzebuję czasu
Rano w jadalni było cicho jak w kościele. Rodzice patrzyli na mnie z lekkim zawstydzeniem, Aneta próbowała coś zagadywać, ale i tak wszyscy tylko czekali, aż się pojawi Adam. A ja... bałam się go zobaczyć. Bałam się, że będzie zimny, zamknięty, zraniony. Bałam się też, że nie będzie miał nic do powiedzenia. Że wszystko już zostało powiedziane.
Wszedł. Spojrzał na mnie. Ja na niego. W oczach miał spokój, ale i coś jeszcze – rodzaj melancholii, jakby dobrze wiedział, że coś się skończyło. A może właśnie miało się zacząć?
– Możemy pogadać? – zapytał cicho.
Skinęłam głową.
Usiedliśmy przy pustym stoliku, kawa między nami parowała w kubkach. Adam przez chwilę bawił się łyżeczką, zanim zaczął mówić.
– Wiem, że to wszystko było głupie. Że nie powinienem się zgadzać, skoro wiedziałem, co to ze mną zrobi.
– Dlaczego więc się zgodziłeś?
– Bo głupi człowiek trzyma się nadziei, nawet jeśli wie, że to nie ma sensu.
Zacisnęłam dłonie na kolanach. Milczeliśmy chwilę.
– Ja... też nie byłam szczera. Przed sobą, przed tobą, przed wszystkimi – zaczęłam powoli. – Przez te miesiące mówiłam sobie, że to już minęło. Ale nie minęło.
– Wiem – powiedział cicho. – Ja też nie jestem gotów na nowy początek. Ale... chciałem ci powiedzieć jedno. Nadal cię kocham. Nie oczekuję niczego. Po prostu... chciałem, żebyś to wiedziała.
Nie napisałam do Adama
Patrzyłam na niego długo. Miałam ochotę rzucić się w jego ramiona i powiedzieć „spróbujmy jeszcze raz”. Ale nie zrobiłam tego. Bo pierwszy raz w życiu wiedziałam, że nie chcę znów wchodzić w coś bez pewności.
– Potrzebuję czasu – szepnęłam. – Muszę najpierw poskładać siebie. A potem może... może zobaczymy.
Adam kiwnął głową. Uśmiechnął się. Taki spokojny, dojrzały uśmiech, który mówił: „rozumiem”.
I wtedy po raz pierwszy nie czuliśmy się już jak para, która coś udaje. Byliśmy po prostu... sobą.
Wróciłam do Warszawy z uczuciem, że zostawiłam coś ważnego na tej greckiej plaży – może złudzenia, może stare lęki, a może po prostu przeszłość. Nie napisałam do Adama. Nie dzwoniłam. Ale nie usuwałam jego numeru. Czasem łapałam się na tym, że piszę wiadomość… i ją kasuję. Ale już nie kłamałam – ani przed rodziną, ani przed sobą. I to było wystarczająco dużo, jak na początek.
Karolina, 28 lat
Czytaj także:
- „Po ślubie mąż zażądał, żebym zrezygnowała z pracy. Dla niego kobieta ma wartość tylko wtedy, kiedy stoi przy garach”
- „Na spotkaniach klasowych udawałam bogatą bizneswoman. Pieniądze kocham, ale niestety bez wzajemności”
- „Myślałam, że po mężu została mi tylko żałoba. Jednak w tajemniczej kopercie kryło się o wiele więcej”

