„W zemście za zdrady męża wysłałam jego klamoty kochance. Nie posiadałam się ze zdumienia, co ona z nimi zrobiła”
„Pół godziny później wyjęłam walizkę z szafy. Tę największą, z naszych podróży. Teraz miała pomieścić wyłącznie jego życie. Spakowałam wszystko metodycznie. Koszule, skarpetki, krawaty – złożyłam je starannie”.

- Redakcja
Nie mieliśmy idealnego małżeństwa. Ale, Boże, kto je ma? Przecież nie o to chodzi, żeby było bez skazy. Z Marcinem tworzyliśmy raczej coś, co mogłabym określić jako duet dojrzałych kompromisów. Wiedziałam, że nie jestem jego pierwszą miłością – on też wiedział, że nie jestem kobietą, która będzie udawała idiotkę dla świętego spokoju.
Miałam przeczucie
Kupiliśmy mieszkanie na kredyt, zasadziliśmy drzewko na balkonie, mieliśmy listę celów na najbliższe lata. Marcin zawsze powtarzał:
– My to zgrany zespół.
I faktycznie – rano kawa, wieczorem serial, weekendy czasem z przyjaciółmi, czasem leniwe, we dwoje. Nie było w tym może fajerwerków, ale była bliskość. Tak przynajmniej mi się wydawało.
Nie jestem typem kobiety, która grzebie w kieszeniach. Ale intuicji nie da się zignorować. Zaczęłam łączyć fakty – przedłużające się zebrania, nowe perfumy na jego szyi, których sama mu nie kupiłam, znikanie wieczorami i to jedno, najgorsze: jego spojrzenia, które kiedyś zatrzymywały się na mnie, a teraz uciekały gdzieś ponad głową.
Nie wiem, co mną kierowało, kiedy sięgnęłam po jego telefon. Może był po prostu za bardzo ostentacyjnie zostawiony na stole, jakby miał mi coś udowodnić. Marcin nigdy nie należał do tych, którzy trzymali kod w tajemnicy, ale ostatnio jakby lubił sprawdzać moją czujność. Podniosłam go powoli, nie jak kobieta zraniona, ale jak ktoś, kto musi coś wreszcie potwierdzić.
Sprawdziłam go
Nie szukałam długo. W folderze ze zdjęciami trafiłam na jej twarz. Młoda, uśmiechnięta, z tą pewnością siebie, która nie przystoi komuś, kto wchodzi między dwoje ludzi. Miała na sobie czerwoną sukienkę i okulary przeciwsłoneczne, ale widziałam jej oczy. Była zakochana. Albo przynajmniej bardzo dumna z tego, że to właśnie ona pojawia się teraz na zdjęciach Marcina.
W jego kontaktach znalazłam numer, z którym łączył się najczęściej. Julia. Pod numerem telefonu widniał jej adres. Spisałam go sobie na wszelki wypadek.
Wszystko było aż nazbyt czytelne. Zamknęłam aplikację, odłożyłam telefon, usiadłam przy stole i przez kilka minut nie zrobiłam nic. Oparłam się plecami o krzesło i wpatrywałam się w parapet.
Wszystko zrobiłam w ciszy. Marcin wyszedł kolejnego dnia do pracy o siódmej trzydzieści, całując mnie w czoło, jak co rano. Był świeżo ogolony, pachniał nowym zapachem, którego nie znałam. Nie pytałam. Nie odprowadziłam go do drzwi.
Obmyśliłam plan
Pół godziny później wyjęłam walizkę z szafy. Tę największą, z naszych podróży. Teraz miała pomieścić wyłącznie jego życie. Spakowałam wszystko metodycznie. Koszule, skarpetki, krawaty – złożyłam je starannie, jakby miały to być rzeczy wysyłane komuś w prezencie. Jego perfumy, żele do włosów, szczoteczka do zębów, buty, które tak pieczołowicie polerował w niedzielne poranki. Każdy przedmiot znikał w walizce bez jednego westchnienia.
Na sam koniec wyjęłam z naszej szafy moją suknię ślubną. Była w pokrowcu, nadal pachniała jak tamten dzień. Położyłam ją na wierzchu jego rzeczy, złożoną w pół. Przyczepiłam na niej kartkę wyrwaną z notatnika, na której napisałam: „Może teraz ty spróbujesz”. Nie podpisałam.
Wzięłam telefon i wpisałam adres jego kochanki. Zamknęłam walizkę, spojrzałam na nią jeszcze przez chwilę i poczułam, że ręce mi się nie trzęsą. Byłam gotowa.
Pod blokiem Julii było pusto. Walizka była ciężka, musiałam ją ciągnąć przez ostatnie metry. Zatrzymałam się pod domofonem i przez moment zastanawiałam się, czy zadzwonić. Nie zrobiłam tego.
Nie spodziewali się
Poczekałam, aż ktoś będzie wychodził – na szczęście chwilę później drzwi do klatki się otworzyły i wyszedł jakiś mężczyzna z psem. Przytrzymał mi nawet drzwi. Weszłam na drugie piętro i znalazłam numer mieszkania, który mój mąż miał zapisany w telefonie.
Postawiłam walizkę pod drzwiami i odeszłam bez oglądania się za siebie. Serce biło mi jak dzwon, ale nogi niosły mnie prosto. Nie potrzebowałam sceny. Scena już się odbyła. Teraz tylko kurtyna.
Nie minęła doba, kiedy walizka wróciła. Nie do mnie – nie miała powodu. Tym razem zawitała do miejsca, które Marcin znał najlepiej – do jego pracy. Julia, spanikowana, postanowiła przerzucić odpowiedzialność. Przysłała kuriera z poleceniem dostarczenia przesyłki pod adres służbowy Marcina.
Nie zamknęła walizki dokładnie. Suknia ślubna wypadła na recepcji. Kartka z napisem „Może teraz ty spróbujesz?” leżała na samej górze. O wszystkim dowiedziałam się oczywiście później, od koleżanki, która pracuje z Marcinem w jednym biurze.
Zrujnowałam go
Wszystko potoczyło się szybko. Ludzie robią sobie przerwy od raportów i spotkań – lubią wtedy rozmawiać. A kiedy temat jest tak smaczny, tak pachnący skandalem, zyskuje uwagę w sekundę.
Pracownicy zaczęli się szeptem wymieniać tym, co widzieli. Jedna z asystentek zrobiła zdjęcie i przesłała je koleżance. Od niej trafiło do działu finansów, a stamtąd do kierownika logistyki. W korporacjach plotki przemieszczają się szybciej niż dane z serwera.
Tomasz, szef Marcina, wezwał go po godzinie. Rozmowa trwała piętnaście minut. Marcin wyszedł z niej blady. Nie wrócił już do swojego biurka. Odebrano mu dostęp do systemu, firmowy telefon i kartę. Popołudniu dostałam od niego wiadomość: „Co ty zrobiłaś?!”. Chwilę później zadzwonił. Odbierając, wiedziałam, że będzie spanikowany.
– Zniszczyłaś mi życie – powiedział, zanim zdążyłam się przywitać.
– Nie. Sam to zrobiłeś. Ja tylko pokazałam ludziom twoje ręce – odparłam spokojnie.
To był koniec
Z drugiej strony zapanowała cisza. Może próbował wymyślić jakąś linię obrony, a może po prostu nie wiedział, jak się teraz zachować, kiedy nie miał już za sobą ani stanowiska, ani reputacji, ani mnie. Rozłączyłam się, zanim powiedział coś jeszcze.
Nie szukałam już wyjaśnień. Nie analizowałam, co mogłam zrobić inaczej, lepiej, wcześniej. To była pułapka, w którą wpada się zbyt łatwo – próba zrozumienia człowieka, który przestał się starać, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć na głos.
Zaczęłam powoli przywracać sobie przestrzeń. Usunęłam wspólne zdjęcia, nie z potrzeby zemsty, tylko dlatego, że nie chciałam więcej patrzeć na nas dwoje z przeszłości, kiedy dziś wiedziałam, że jedno z tych dwojga już wtedy udawało.
Przestałam śledzić jego ruchy w mediach społecznościowych. Odpięłam się od niego krok po kroku, jakby był ciężarem, którego już nie chciałam dźwigać. Wyszłam z tego związku nie dlatego, że przestałam kochać, ale dlatego, że zaczęłam kochać siebie na nowo.
Aleksandra, 32 lata
Czytaj także:
- „W moim ogrodzie pojawiały się hordy ślimaków. Myślałam, że to naturalna sprawa, ale prawda nieomal zwaliła mnie z nóg”
- „Teściowa sprzedała działkę, nic nam nie mówiąc. Pieniądze zakopała w ziemi, ale teraz nie wie gdzie”
- „Zagrałam w totka dla żartu. Dziś mam 6 zer na koncie i rodzinę, która znów ma ochotę się spotykać”

