Reklama

Od dziewięciu lat jestem żoną Pawła. Mamy wspólne konto, lodówkę i sypialnię. I coraz mniej tematów do rozmów. Paweł jest spokojny, zamknięty w sobie. Często siedzi godzinami wpatrzony w ekran, nie mówiąc ani słowa. Czasem mam wrażenie, że gdybym zniknęła, zauważyłby to dopiero wtedy, gdyby skończyło się mleko do kawy.

Jak co roku, Wigilię spędzaliśmy u mamy, która przygotowywała ją jak małą uroczystość państwową – z planem działania, harmonogramem i listą obowiązków. Ja kroiłam śledzie, Agnieszka doglądała pierogów.

– A Pawcio pomoże chociaż choinkę ubrać? – rzuciła mama z kuchni.

– Paweł? – zaśmiałam się bezgłośnie. – On to chyba nawet nie wie, gdzie są bombki.

– Oj, nie narzekaj, przynajmniej nie przeszkadza – dodała Agnieszka z uśmiechem.

Zazdrościłam jej. Marcin, jej mąż, był inny. Ciepły, uważny, zawsze zainteresowany tym, co się działo dookoła. Ich relacja wyglądała jak coś z innego świata. Takiego, do którego ja chyba nie miałam dostępu. Tego dnia jeszcze nie wiedziałam, że właśnie on – Marcin – powie mi coś, co zmieni moje życie na zawsze.

Szwagier dziwnie na mnie patrzył

Wigilia. Stół był już nakryty, dwanaście potraw czekało w kuchni, a my składaliśmy sobie życzenia. Mama się wzruszyła, Agnieszka przytuliła mnie mocno. Paweł pocałował mnie w policzek, jakby od niechcenia, po czym niemal natychmiast sięgnął po telefon. I wtedy to poczułam – wzrok Marcina.

Nie wiedziałam dlaczego, ale coś w tym spojrzeniu mnie zatrzymało. To nie był ani uśmiech, ani serdeczność. To było coś bardziej gorzkiego. Jakby patrzył na mnie z litością. Jakby wiedział coś, czego ja nie wiedziałam.

– Wszystko w porządku? – zapytałam go później, gdy staliśmy obok siebie przy stole z ciastami.

– Tak, tak, jasne – odpowiedział szybko, zbyt szybko. – Po prostu... święta mnie zawsze jakoś przytłaczają.

– Ciebie? – uniosłam brwi. – Ty zawsze byłeś duszą towarzystwa.

Uśmiechnął się, ale jakoś wymuszenie. I znów unikał spojrzenia na Pawła, który w tym czasie siedział na kanapie, skrolując coś w telefonie.

– Asiu, mogłabyś podać sernik? – zawołała mama z kuchni.

– Jasne – odpowiedziałam, ale zanim odeszłam, jeszcze raz spojrzałam na Marcina. Tym razem on już na mnie nie patrzył. Spuścił wzrok.

Przez resztę wieczoru coś mnie gryzło. Każde słowo Marcina wydawało się przemyślane, każde spojrzenie – ostrożne. A Paweł? Paweł był obok, ale jakby go nie było. Zerknęłam na Marcina jeszcze raz. I nagle miałam pewność – on coś ukrywał.

To nie było normalne zachowanie

Zmywałam naczynia, kiedy usłyszałam kroki za sobą. Marcin stanął w drzwiach kuchni, opierając się o framugę. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało – tylko cisza, przecięta szumem wody.

Długo będziesz mnie jeszcze tak traktował? – powiedziałam w końcu, nie odwracając się.

– O co ci chodzi? – mruknął. Ale jego głos zadrżał.

– Patrzysz na mnie, jakbyś… nie wiem, jakbyś wiedział, że coś się zaraz wydarzy. Albo że coś się już stało.

Zakręciłam wodę. Odwróciłam się i spojrzałam mu prosto w oczy.

– Co się dzieje, Marcin?

Pokręcił głową. Nerwowo sięgnął po ściereczkę i zaczął ją gnieść w dłoniach.

– To nie moja sprawa, Aśka…

– Ale robisz z niej moją! – przerwałam mu ostrzej, niż zamierzałam. – Twoje spojrzenia, twoje uniki. Jeśli coś wiesz… musisz mi to powiedzieć.

– To nie takie proste – powiedział cicho. – To... to nie jest mój sekret.

– Ale widzę, że cię gryzie.

Zamilkł. Uciekł wzrokiem w bok. Przez chwilę miałam nadzieję, że powie mi prawdę. Ale tylko westchnął, po czym wycofał się z kuchni, zostawiając mnie z bijącym sercem i mokrymi rękami.

Rozmawiali o mnie

Zeszłam po herbatę, ale w kuchni nikogo nie było. Usłyszałam stłumione głosy z pokoju gościnnego. Wstrzymałam oddech. Po chwili rozpoznałam – Marcin i Agnieszka.

– To nie fair, Agnieszka. Aśka powinna wiedzieć – mówił szorstko.

– I co? Masz zamiar jej to wszystko wyśpiewać pod choinkę? – odpowiedziała z wyrzutem.

Ona żyje w kłamstwie. A ja nie umiem już na to patrzeć.

– To Paweł powinien jej to powiedzieć, nie ty! – głos Agnieszki zadrżał.

– Ale milczy, jak tchórz. Aśka zasługuje na prawdę.

Cisza. A potem:

– Nie teraz, Marcin. Proszę. Nie dzisiaj.

Pchnęłam drzwi.

– Za późno – powiedziałam, stając w progu. – Wiem, że coś przede mną ukrywacie. I mam już dosyć szeptów za plecami. Paweł coś zrobił?

Marcin zamarł. Agnieszka złapała się za głowę.

– Joasia, to… to nie tak miało wyglądać…

– Mówcie! – wrzasnęłam. Głos mi zadrżał. – Co zrobił mój mąż?!

– To nie ja powinienem ci to mówić – Marcin spojrzał mi prosto w oczy. – Ale jeśli on milczy... to zrobię to ja.

Zrobiło mi się duszno.

Poznałam sekret męża

– To było w zeszłym roku – zaczął Marcin, jakby każde słowo ważyło tonę. – Wtedy, gdy twoja przyjaciółka – Kasia – przechodziła przez rozwód. Pamiętasz?

Skinęłam głową. Doskonale pamiętałam. Kasia mieszkała wtedy u nas przez dwa tygodnie. Płakała nocami w mojej kuchni.

– Paweł... oni wtedy... zaczęli romans – wypowiedział to w końcu. – Trwało to kilka miesięcy. Spotykali się za twoimi plecami.

Zrobiło mi się zimno.

– Kasia? – wyszeptałam. – Moja Kasia?

– Wiesz, jak ona wtedy była rozbita. A Paweł… po prostu to wykorzystał – Marcin mówił dalej. – Chciał odejść. Miał plan. Ale coś go zatrzymało.

– A wy? – spojrzałam na Agnieszkę. – Wy wiedzieliście?

Ona nie potrafiła na mnie spojrzeć. Oparła się o ścianę, cicho.

– Myśleliśmy, że skoro to przeszłość… że nie warto niszczyć wszystkiego – wymamrotała. – Chcieliśmy cię chronić.

– Chronić?! – głos mi się załamał. – Kłamaliście. Wszyscy.

Nagle przeszłość stała się nieznośnie obca. Każda wspólna kolacja – wszystko było farsą. Nie wiedziałam, co bardziej boli – zdrada męża, czy milczenie tych, których kochałam.

Nie usłyszałam przeprosin

Drzwi za mną trzasnęły z takim hukiem, że aż podskoczył. Siedział w sypialni, jakby nic się nie stało. Telewizor mrugał kolorami, a on nawet nie podniósł wzroku.

Miałeś romans?

Zamarł. Odłożył pilot. Spojrzał na mnie spokojnie.

– Kto ci powiedział?

– Nie zaprzeczasz? – głos mi się załamał. – Naprawdę? Po tych wszystkich latach… po wszystkim?

– To było dawno – powiedział cicho. – Przeszłość. Nie ma sensu do niej wracać.

– Przeszłość? – zaśmiałam się gorzko. – To była moja przyjaciółka. Spała w naszym domu.

Wzruszył ramionami.

– Miałem moment słabości. Byłem w złym miejscu, ona też. Potem się skończyło. Wszystko się unormowało.

– Unormowało?! – krzyknęłam.

– Ale przecież nic takiego się nie stało. To skończone – odparł beznamiętnie.

– Ty jesteś... obcy – wyszeptałam. – Nie wiem, kto przede mną siedzi.

Podniosłam płaszcz z wieszaka i wyszłam. Musiałam przemyśleć, co teraz zrobić ze swoim małżeństwem. Czy kolejne święta spędzimy jeszcze razem?

Joanna, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama