„W Wigilię odkryłam rodzinną tajemnicę i nagle zrozumiałam, dlaczego mama zawsze płakała przy choince”
„Mama zamknęła się w sobie, Iwona udawała, że wszystko gra, a Andrzej zamilkł kompletnie. Cała ta Wigilia była jak scena z kiepskiego dramatu, w którym nikt nie umie grać, ale wszyscy coś ukrywają”.

Zawsze byłam raczej spokojna i uważna, ale też dość cyniczna – może to taka moja forma obrony przed światem. Wychowałam się tylko z mamą, która nigdy nie chciała mówić o moim ojcu. Całe życie słyszałam jedno: „Zostawił nas, gdy miałam cię w brzuchu”.
Nigdy nie dopytywałam. Bo jak pytać kogoś, kto całe życie patrzy na świat jakby zza szyby? Mama zawsze była dobra, troskliwa, ale… nieobecna. Smutna. Najbardziej właśnie w grudniu. Szczególnie w Wigilię.
Każde Święta wyglądały tak samo: ciche przygotowania, lekko zaciśnięte usta, puste spojrzenia. A potem – kulminacja: życzenia przy choince. Wtedy mama zawsze nagle wychodziła z pokoju. Myślałam, że może coś ją boli, że wspomina babcię czy dziadka, którzy już nie żyli, ale to było coś innego. Czuło się to w powietrzu – jakby ta jedna noc była dla niej najtrudniejsza w całym roku.
W dzieciństwie nie rozumiałam, ale im byłam starsza, tym bardziej mnie to gryzło. Mama nigdy nie śmiała się w Wigilię. Nigdy nie nuciła kolęd. A przecież kolędy uwielbiała. Co roku sobie obiecywałam: „Zapytać ją. Porozmawiać. Wreszcie dowiedzieć się, dlaczego tak cierpi.”
W tym roku, w wieku 23 lat, postanowiłam, że już nie odpuszczę.
Wigilia była pełna napięcia
Wigilia u ciotki Iwony zawsze była jak spektakl – z pięknym obrusem, zestawem tych samych porcelanowych talerzy i obowiązkowym sztucznym uśmiechem. Tym razem było podobnie. Siedzieliśmy przy stole: ja, mama, ciotka Iwona z mężem Andrzejem i jej przesadnie błyszcząca choinka. Karp parował, kompot z suszu śmierdział wędzonką, a między moją mamą a ciotką można było wyczuć napięcie ostrzejsze niż nóż do ryby.
– Julia, nałożyć ci więcej pierogów? – zapytała Iwona przesadnie słodkim tonem.
– Nie, dziękuję – odpowiedziałam, zerkając na mamę, która już miała szkliste oczy. Znowu. Siedziała sztywno, z widelcem zawieszonym nad talerzem.
– Mamo… – nachyliłam się i szepnęłam – Czemu zawsze płaczesz w Wigilię?
Zadrżała. Dosłownie. Odłożyła widelec, wstała i wyszła do drugiego pokoju bez słowa.
– Nie zaczynaj znowu, Anka. Chociaż raz bądź normalna – mruknęła Iwona pod nosem, na tyle głośno, że usłyszałam.
Wszyscy przez chwilę udawali, że nic się nie stało. Andrzej zerkał na mnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko spuścił wzrok. A ja… ja już wiedziałam, że coś tu jest nie tak. Coś więcej niż tylko złe wspomnienia. Bo czemu Iwona była taka spięta? Czemu mama uciekła? I czemu Andrzej… wyglądał, jakby chciał zniknąć?
Wstałam i poszłam za mamą. Siedziała w fotelu przy oknie, patrząc na śnieg.
– Mamo… – zaczęłam cicho.
– Zostaw mnie. Nie teraz – powiedziała bez odwracania głowy.
Coś się kryło za tą ciszą. I tym razem nie zamierzałam odpuścić.
Coś ukrywali przede mną
Po kolacji wyszłam na balkon zapalić. Tak, wiem – miało być tylko okazjonalnie. Ale potrzebowałam chwili, żeby zebrać myśli. Mama zamknęła się w sobie, Iwona udawała, że wszystko gra, a Andrzej zamilkł kompletnie. Cała ta Wigilia była jak scena z kiepskiego dramatu, w którym nikt nie umie grać, ale wszyscy coś ukrywają.
Zaciągałam się powoli, kiedy usłyszałam ciche szepty przez uchylone drzwi tarasowe. Głos ciotki.
– Trzeba było mu powiedzieć wtedy, nie teraz!
– Nie mogłam. Nie potrafiłam. Iwona, nie rozumiesz, to było… – głos mojej mamy był drżący, prawie płaczliwy.
– Julia ma prawo znać prawdę. I tak już jesteśmy w piekle – Iwona mówiła zimno, bez litości.
Prawda? Jaka prawda? Zamarłam. Stałam w ciemności, z papierosem w dłoni, i słuchałam własnej matki, jak mówiła coś, co całkowicie mnie rozbiło:
– On nie może się dowiedzieć, Iwona. Nigdy. To by zniszczyło wszystko.
– Wszystko już dawno zniszczyłaś, Anka.
Zrobiło mi się niedobrze. Co takiego ukrywała moja mama? Zdusiłam papierosa w doniczce i cofnęłam się do pokoju, zanim mnie zauważyły. Siedziałam potem w kuchni, z kubkiem zimnej herbaty w dłoni, patrząc tępo na lodówkę. W głowie mi dudniło jedno: moja matka coś ukrywa. I to coś, co dotyczy mnie.
Byłam zła na mamę
Następnego dnia w domu panowała cisza tak gęsta, że słyszałam każde skrzypnięcie podłogi. Mama krzątała się po kuchni, jakby nic się nie wydarzyło. Uśmiechała się nawet, ale to był ten rodzaj uśmiechu, który boli bardziej niż łzy.
– Zrobiłam ci herbatę – podała mi kubek, jak gdyby wczoraj nie uciekła ode mnie przy choince.
– Mamo, musimy porozmawiać.
Zamarła z dłonią na uchwycie od czajnika. Powoli się wyprostowała, ale nie spojrzała na mnie.
– O czym?
– O mnie. I o tym, kim był mój ojciec.
Cisza. Tylko zegar na ścianie tykał jak bomby w filmach. Mama w końcu usiadła naprzeciwko, sztywna, jakby całe jej ciało krzyczało „uciekaj”.
– Już ci mówiłam. Zostawił nas. Nie chciał mieć dziecka.
– Kłamiesz.
Unikała mojego wzroku. Patrzyła na kubek, jakby mogła w nim znaleźć wybawienie.
– Podsłuchałam rozmowę z Iwoną. Wiem, że coś ukrywasz. I wiem, że to dotyczy mnie.
– Julia… – głos jej się załamał. – Nie rozumiesz… Nie możesz wiedzieć. To cię zniszczy.
– Już mnie niszczy twoje milczenie! – krzyknęłam. – Przez całe życie miałam w głowie pustkę po ojcu. Wymyślałam sobie, jaki był. A ty… ty wolałaś mnie trzymać w niewiedzy.
– Bo prawda jest brudna! – w końcu podniosła głos. – Nie taka, jaką chciałabyś znać.
– Powiedz mi wreszcie. Kim był mój ojciec?
Mama zamknęła oczy. Wzięła głęboki oddech.
– Nie tutaj. Nie tak. Wieczorem. Przy choince. Tak, jak trzeba.
Nie rozumiałam, co znaczy „tak, jak trzeba”. Ale wiedziałam jedno: tych świąt już nie zapomnę.
Wyznała mi prawdę
Wieczorem mama zapaliła tylko światełka na choince. Pokój tonął w półmroku, pachniało igliwiem, a ja siedziałam na kanapie z sercem w gardle. Ona – naprzeciwko, trzymając w dłoniach stary, pognieciony list.
– Miałam dziewiętnaście lat, kiedy się w nim zakochałam – zaczęła cicho. – Był starszy, spokojny, opanowany. Dawał mi to, czego wtedy najbardziej potrzebowałam… uwagę.
Spojrzała na mnie, jakby szukała we mnie zgody, zanim powie coś, czego nie da się już cofnąć.
– Problem w tym, że… był już z kimś.
Poczułam, jak mi się ścina krew.
– Iwona – wyszeptałam.
Mama tylko skinęła głową. Łzy zaczęły płynąć jej po policzkach.
– To był tylko krótki moment. Jedna zima. On był nieszczęśliwy, ja samotna. I to się po prostu… wydarzyło. A potem zaszłam w ciążę. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć – on wrócił do Iwony.
– I pozwoliłaś mi wierzyć, że jakiś facet nas porzucił? – głos mi się załamał. – Że nie chciał mnie znać?
– Bo nie wiedział! – przerwała mi. – Nie wiedział, że jesteś jego córką. Iwona też wiedziała, ale w końcu musiałam wyznać im prawdę. Ja… chciałam ci oszczędzić tego wszystkiego.
– Andrzej… – wyszeptałam. – Mój ojciec to Andrzej?
Mama schowała twarz w dłoniach. Nie musiała odpowiadać. Wszystko we mnie pękło. Patrzyłam na choinkę, na błyszczącą bombkę, w której odbijały się nasze twarze – moje niedowierzanie i jej wstyd. Nagle wszystko miało sens. Wszystkie jej łzy. Wszystkie nieprzespane Wigilie. I wszystkie spojrzenia, które wymieniała z Iwoną przez lata.
– Julia… przepraszam – powiedziała w końcu.
Ale ja już nie mogłam tego słuchać.
Nie mogłam w to uwierzyć
Zadzwoniłam do niego dwa dni po Świętach. Ręce mi się trzęsły tak, że ledwo trafiłam w klawisze. Odebrał po trzecim sygnale.
– Halo?
– Tu Julia... – zamilkłam na chwilę. – Możemy się spotkać?
Nie zapytał dlaczego. Umówiliśmy się w parku, w południe. Przyszedł punktualnie. W kurtce, szaliku i z tym swoim spokojnym spojrzeniem, które znałam od dziecka, ale teraz – patrzyłam na nie zupełnie inaczej.
– Cześć – powiedział. – Co się dzieje?
– Czy ty jesteś moim ojcem? – zapytałam od razu. Bez wstępu, bez ceregieli. Musiałam to usłyszeć.
Andrzej zamarł. Nie udawał zaskoczenia. Przełknął ślinę.
– Tak – odpowiedział cicho. – Ale nie byłem nim nigdy naprawdę. Nie mogłem.
– Wiedziałeś?
– Domyślałem się, a potem twoja mama mi powiedziała.
– I tak po prostu pozwoliłeś, żebym dorastała bez ojca? – w moim głosie był gniew. I rozczarowanie.
– Nie umiem tego wyjaśnić. Kochałem twoją matkę, ale byłem już z Iwoną. To wszystko było jak zły sen. A potem… było już za późno.
Milczeliśmy. W oddali bawiły się dzieci, ktoś rzucał psu patyk. A ja miałam wrażenie, że wszystko we mnie się przewraca. Każdy fragment wspomnień, każde „wujku Andrzeju”, każdy uśmiech – teraz był inny. Sfałszowany.
– I co teraz? – zapytałam w końcu.
– Nie wiem – odpowiedział. – Ale jeśli dasz mi szansę… choć na rozmowę od czasu do czasu… To może w końcu zrobię coś dobrze.
Spojrzałam mu w oczy. I nie wiedziałam, co czuję. Na pewno nie ulgę. Ani wdzięczność. Może po prostu… pustkę.
Julia, 23 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Te święta miały być spokojne. Zamiast tego mama wypomniała mi każdą złotówkę, którą mi kiedyś pożyczyła”
- „Siostra żyje skromnie, ale święta ma jak milionerka. Potem płacze i spłaca raty świątecznej pożyczki”
- „Od lat spędzałam Wigilię sama, ale nagle wydarzył się świąteczny cud. Zupełnie obcy ludzie podali mi pomocną dłoń”

