„W Wielkanoc zbliżyłam się do szwagra. Wspólne jajeczko sprawiło, że znów poczułam się jak kobieta”
„Zbliżył się, a potem mnie pocałował. Nie protestowałam. W końcu wstałam. Nie powiedziałam nic. Po prostu odwróciłam się i wróciłam do sypialni. Paweł spał. A ja leżałam z otwartymi oczami i wiedziałam, że wszystko właśnie się zmieniło”.

Święta Wielkanocne zawsze były dla mnie raczej obowiązkiem niż radością. Od siedmiu lat jeździliśmy z Pawłem do jego rodzinnego domu – i co roku czułam się tam trochę jak gość, który grzecznie siedzi, uśmiecha się w odpowiednich momentach i pomaga przy stole, żeby zasłużyć na pochwałę teściowej. A przecież to też miała być moja rodzina.
Paweł był dobrym człowiekiem. Ułożonym, spokojnym, pracowitym. Ale od dawna czułam, że nasze małżeństwo jest... no właśnie – ułożone, spokojne i pracowite. Nie było w nim pasji, czułości, ekscytacji. Spał obok mnie jak cień. Nie przypominałam sobie, kiedy ostatni raz spojrzał na mnie tak, jakby widział kobietę, a nie tylko współlokatorkę z planem dnia i grafikami zakupów.
W tym roku jechaliśmy do Doroty, jego matki, dzień wcześniej. Miałam w sobie jakąś niepokojącą obojętność – taką, co rodzi się po długim czasie duszenia rozczarowania. W drodze Paweł głównie rozmawiał przez telefon służbowy. Ja patrzyłam w okno, jakbym jechała w zupełnie innym kierunku.
Wiedziałam, że będzie tam Kamil. Brat Pawła. Zawsze lepiej się z nim dogadywałam. Był przeciwieństwem swojego brata – wygadany, trochę ironiczny, ale miał w sobie ciepło i uważność, której tak mi brakowało. Już nie raz złapałam się na myśli, że gdyby życie potoczyło się inaczej...
Wysiadłam z samochodu i zobaczyłam go na schodach. Uśmiechnął się do mnie. I nagle poczułam coś dziwnego w żołądku.
Szwagier był zabawny
– Karolina, siadaj tu, obok mnie – rzucił Kamil z uśmiechem, klepiąc miejsce na kanapie.
Wokół panował gwar rodzinny – teściowa Dorota krzątała się z półmiskami, Paweł rozmawiał z wujkiem o jakimś projekcie. Tylko Kamil wyglądał, jakby naprawdę cieszył się, że mnie widzi.
Usiadłam. Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, a on już dolewał mi wina.
– Pamiętasz tę Wielkanoc, kiedy zrobiłaś tort bezowy i wszystko się rozwaliło, bo mama go strąciła? – zapytał, nachylając się lekko.
Parsknęłam śmiechem.
– Przypominasz sobie takie rzeczy?
– Z tobą wszystko się zapamiętuje – powiedział, trochę za cicho, jakby nie chciał, żeby ktoś inny usłyszał.
Zrobiło mi się gorąco. Wino, śmiech, jego obecność – wszystko razem tworzyło napięcie, które czułam pod skórą. W tym samym czasie Paweł nawet nie spojrzał w moją stronę. Cały wieczór spędził na dyskusjach z kuzynem i zerkał co chwilę w telefon.
Po posiłku Kamil wstał i wyszedł na taras. Po chwili też się podniosłam.
– Nie zimni ci? – zapytałam, wychodząc na zewnątrz. Powietrze było rześkie.
– Lubię tak stać w ciszy – powiedział, zaciągając się papierosem. – Wiesz, czasem mam wrażenie, że jesteś jedyną osobą, która mnie naprawdę widzi.
Spojrzałam na niego. W tym jednym zdaniu było wszystko. Więcej, niż Paweł powiedział mi przez ostatni rok.
– Kamil... – zaczęłam, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
Zamknęłam oczy na chwilę. Wiedziałam, że to nie powinno się wydarzyć. Ale coś między nami było i nie umiałam już tego zignorować.
Nie mogliśmy spać
Dom teściów spał. Słychać było tylko lekkie skrzypienie podłogi i oddech Pawła, który leżał obok mnie, odwrócony plecami. Przerzucałam się z boku na bok, próbując zasnąć, ale myśli krążyły w kółko. Głównie wokół jednego spojrzenia. Jednego zdania. Jednego mężczyzny, który nie był moim mężem.
Wstałam po wodę. W kuchni paliło się małe światło. Przemykałam cicho, ale kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam go – Kamil siedział przy stole, z kubkiem herbaty w dłoniach. Bez koszulki, w samych spodniach od dresu. Przestraszyłam się, że go zbudziłam, ale tylko się uśmiechnął.
– Nie śpisz też? – zapytał.
– Nie mogę – odpowiedziałam i usiadłam naprzeciwko. – Za dużo emocji jak na jeden dzień.
Przez chwilę piliśmy herbatę w ciszy. Potem Kamil położył dłonie na moich. Pomyślałam, że powinnam je cofnąć. Nie zrobiłam tego.
– To się nie powinno dziać, Kamil – powiedziałam, niemal szeptem. Głos mi zadrżał.
– Wiem – odparł. – Ale czemu czuję się… żywy?
Zbliżył się, a potem mnie pocałował. Nie protestowałam. W końcu wstałam. Nie powiedziałam nic. Po prostu odwróciłam się i wróciłam do sypialni. Paweł spał. A ja leżałam z otwartymi oczami i wiedziałam, że wszystko właśnie się zmieniło.
Czułam się rozdarta
Po powrocie do domu wszystko wydawało się… nijakie. Paweł był jak zwykle uprzejmy, zajął się praniem, zaproponował kolację z dowozem. A ja czułam, jakbym miała w sobie za dużo – za dużo emocji, pytań, napięcia. Najgorsze było to, że nie mogłam udawać, że nic się nie wydarzyło. Nawet jeśli fizycznie nie przekroczyliśmy granicy, wszystko we mnie krzyczało, że zdradziłam.
Tego samego wieczoru, kiedy Paweł wyszedł pobiegać, na ekranie mojego telefonu pojawiła się wiadomość.
„Nie powinienem był... ale nie żałuję.”
Od razu wiedziałam, że to od Kamila. Palce mi zadrżały. Odpisałam tylko: „Ja też nie wiem, co myśleć.”
I tak się zaczęło. Pisaliśmy codziennie. Niby niewinnie – wspomnienia z dzieciństwa, nasze przemyślenia, żarty. Ale każde słowo miało w sobie napięcie, którego nie dało się udawać. Czułam się z jednej strony winna, z drugiej – żywa, po raz pierwszy od miesięcy.
Pewnego wieczoru Paweł wszedł do salonu, gdy jeszcze trzymałam telefon w dłoni. Zmarszczył brwi.
– Z kim tak piszesz?
– Z Kamilem – powiedziałam bez namysłu.
– Od kiedy tak się kontaktujecie?
Zrobiło się cicho. Spojrzałam na niego i zrozumiałam, że coś przeczuwa. Że pierwszy raz od dawna naprawdę się we mnie wpatruje.
– Dlaczego z nim? – zapytał. – Dlaczego nie przyszłaś do mnie?
– Bo ty jesteś zawsze gdzieś indziej, Pawle – powiedziałam, nie odwracając wzroku.
I wtedy zobaczyłam coś, czego nie widziałam od lat: ból na jego twarzy.
Spotkałam się z Kamilem
Spotkałam się z Kamilem jakiś czas później, w parku. Napisałam, że musimy porozmawiać. Zgodził się od razu. Przyszedł spóźniony, z papierosem i miną jakby miał coś do powiedzenia, ale nie wiedział, od czego zacząć.
– Kamil, co się z tobą dzieje? Milczysz, unikasz mnie, nie odpisujesz tak, jak wcześniej. A ja... ja tu tonę.
Stał chwilę w miejscu, potem oparł się o drzewo i w końcu powiedział:
– Karolina, to był błąd. My... nie możemy tego ciągnąć. To... było nie fair. Wobec Pawła. Wobec nas samych.
– A wobec mnie? – przerwałam. – Co ze mną, Kamil? Wiesz, jak się czułam przez te dni, kiedy się nie odzywałeś? Jak idiotka. Jak nastolatka, która uwierzyła, że coś się zmieni.
– Mój brat… – zaczął, ale głos mu się załamał. – To mój brat, Karolina. I jakkolwiek na to spojrzę, nie potrafię przeskoczyć tej granicy.
– Szkoda, że wcześniej umiałeś ją przeskoczyć – powiedziałam lodowato i odeszłam.
Paweł nie mówił nic od naszej ostatniej kłótni. Nie próbował naprawiać, nie krzyczał, nie błagał. Po prostu zgasł. I wtedy wiedziałam, że to koniec. Że straciliśmy siebie nie w tej chwili, kiedy całowałam się z Kamilem spojrzeniem, ale dużo wcześniej – w ciszy, która wrosła w nasze małżeństwo.
Spakowałam torbę i pojechałam do mojej siostry. W korytarzu u niej usiadłam na podłodze i płakałam długo. Płakałam za sobą, za Pawłem, za Kamilem. Za wszystkim, co się skończyło, zanim się naprawdę zaczęło.
Podjęłam decyzję
Minęły trzy tygodnie. U siostry było bezpiecznie, cicho, ale coś w środku mnie mówiło, że nie mogę uciekać całe życie. Że muszę wrócić. Nie dla Pawła, nie dla Kamila – dla siebie. Żeby zobaczyć, czy da się coś jeszcze uratować, czy wszystko w naszym małżeństwie naprawdę już umarło.
Wróciłam w niedzielę wieczorem. Paweł siedział przy stole, z kubkiem herbaty, jak zawsze. Spojrzał na mnie zaskoczony. Chciał coś powiedzieć, ale słowa nie chciały mu przejść przez gardło. W końcu tylko skinął głową.
– Mogę zostać? – zapytałam.
– To twój dom, Karolina – odparł cicho.
Przez kolejne dni było między nami niezręcznie. Ja gotowałam obiady, on wynosił śmieci. Jakbyśmy grali w jakieś stare role, które już dawno przestały do nas pasować, ale nie wiedzieliśmy, co innego robić. Wieczorami leżeliśmy w jednym łóżku, każde po swojej stronie. Czasem tylko odruchowo dotykałam jego ramienia w nocy. A może on mojego? Już nie byłam pewna.
Któregoś dnia powiedział:
– Wiem, że był ktoś. Nie musisz mi mówić, kto. Ale... jeśli chcesz, możemy spróbować nas naprawić.
Nie odpowiedziałam. Po prostu się rozpłakałam. Przestałam sprawdzać, czy Kamil napisał. Skasowałam jego wiadomości. Nie z pamięci – do tego jeszcze daleko – ale przynajmniej z telefonu.
Nie wiem, czy Paweł i ja pokochamy się na nowo. Ale wiem, że coś we mnie chce dać temu szansę. Bo może nie chodzi o to, żeby wrócić do tego, co było. Może chodzi o to, żeby zbudować coś zupełnie nowego. Nawet jeśli nie mam już serca takiego jak kiedyś.
Karolina, 32 lata
Czytaj także:
- „Synowa nie wiedziała, co włożyć do koszyczka na Wielkanoc. Przeżegnałam się, widząc, co zamierza poświęcić”
- „Teściowa pluła moim żurkiem w Wielkanoc, bo był z torebki. Nawet w święta musiała potraktować mnie jak śmiecia”
- „Nie wiem, po co piekłam babki na Wielkanoc, bo dzieci miały mnie gdzieś. Święta spędziłam z sąsiadami”

