„W wieku 72 lat odkryłam aplikacje randkowe. Teraz nie mogę opędzić się od emerytowanych adoratorów”
„Wnuki turlały się ze śmiechu, pokazując nam zdjęcia kolorowych profili. A ja siedziałam, niby oburzona, niby zażenowana – a jednak gdzieś głęboko poczułam, że coś się poruszyło. Że być może otwierają się przede mną drzwi, o których istnieniu zapomniałam”.

- Redakcja
Nazywam się Barbara. Mam siedemdziesiąt dwa lata, wdowa od ponad dekady. Żyję spokojnie, choć czasem za spokojnie – jakby świat przesuwał się obok mnie, a ja patrzyła przez szybę. Zawsze miałam poczucie humoru, lubię żartować, ale w środku noszę też cień – tęsknotę za dawnym życiem, za mężem, a może nawet za samą sobą sprzed lat.
Moja najbliższa przyjaciółka to Helena, znamy się jeszcze z czasów szkolnych. Obie w tym samym wieku, obie emerytki, obie uparte, żeby „nie dać się starości”. Chodzimy razem na spacery, pieczemy ciasta, pijemy kawę – czasem godzinami. Śmiejemy się, że bez siebie pewnie dawno już zgniłybyśmy w fotelach, oglądając powtórki seriali.
A jednak… mimo tego wszystkiego, mimo kaw i serników, czułam w sobie pustkę. Od lat nie było we mnie ekscytacji. Żadnych „motylków w brzuchu”. Już nawet nie wierzyłam, że to możliwe w moim wieku. Do czasu, aż moje wnuki wpadły pewien na pomysł.
Siedziały u mnie w salonie, dwa rozbrykane diabełki, stukając w swoje telefony i chichocząc.
– Babciu, a może założymy ci profil w aplikacji randkowej? – rzucił mój wnuczek z tym błyskiem w oku, który zawsze zwiastuje kłopoty.
– No coś ty, to przecież dla młodych! – zaprotestowałam od razu, bo serce podeszło mi do gardła.
Helena, która akurat siedziała obok i maczała biszkopt w kawie, parsknęła śmiechem.
– Oj, Basia, może to wcale nie taki głupi pomysł. Najwyżej się pośmiejemy.
Wnuki turlały się ze śmiechu, pokazując nam zdjęcia kolorowych profili. A ja siedziałam, niby oburzona, niby zażenowana – a jednak gdzieś głęboko poczułam, że coś się poruszyło. Że być może otwierają się przede mną drzwi, o których istnieniu zapomniałam.
I tak zaczęła się historia dwóch starszych pań, które pewnego dnia postanowiły sprawdzić, co tam słychać w wirtualnym świecie randek.
Serce zabiło mi szybciej
Następnego dnia usiadłyśmy z Heleną przy moim starym laptopie. Wnuki, rozbawione po same uszy, już czekały, żeby wprowadzić nas w ten cały „internet randkowy”. Ja miałam serce w gardle, bo przecież to nie dla mnie, nie w tym wieku. Ale Helena jak zawsze była w swoim żywiole, gotowa na przygodę.
– No, babciu, najpierw zdjęcie – powiedziała moja wnuczka i już szperała w folderach. – O, to, jak jesteś na działce w kapeluszu.
– W żadnym wypadku! – zaprotestowałam. – Wyglądam tam jak strach na wróble.
Helena zawołała:
– A wrzućcie takie, na którym jesteśmy razem. Jak ktoś cię zobaczy, to przynajmniej od razu będzie wiedział, że masz obstawę.
Śmiechu było co niemiara, bo dzieciaki wymyślały coraz dziwniejsze opisy. „Lubię spacery i ciasto drożdżowe” – przeczytała moja wnuczka, stukając w klawiaturę.
– Babciu, napiszesz, że lubisz spacery, a zaraz jakiś dziadek się odezwie – zaśmiał się wnuk.
– Napiszcie jeszcze, że umiem grać w szachy – dodałam od niechcenia.
– Basia, kto będzie chciał podrywać arcymistrzynię? – parsknęła Helena, a ja przewróciłam oczami.
Kiedy już powstały nasze profile, zamknęłam laptop z ulgą, przekonana, że to koniec zabawy. Ale nie – następnego ranka telefon zaczął brzęczeć jak oszalały. Powiadomienia, wiadomości, zaproszenia do rozmowy. Patrzyłam na to z rosnącym zdumieniem.
W mojej głowie pojawiło się pytanie, którego dawno sobie nie zadawałam. Czy to możliwe, że ktoś naprawdę chce ze mną rozmawiać? Nie z grzeczności, nie dlatego, że jestem babcią, tylko z własnej woli? Poczułam lekki dreszcz, taki, jakiego nie znałam od lat.
Wieczorem spotkałyśmy się z Heleną i zaczęłyśmy czytać te pierwsze wiadomości. Jeden pan napisał: „Witam serdecznie, uwielbiam koty, czy pani też ma jakieś zwierzaki?”. Drugi: „Pani uśmiech jest jak promień słońca w listopadzie”. A trzeci po prostu: „Czy lubi pani śledzie w oleju?”.
– Ten od śledzi to na pewno romantyk – mruknęła Helena i obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
Czułam się zakłopotana, ale jednocześnie serce biło mi szybciej. W głowie krążyła myśl, że może jeszcze nie wszystko przede mną.
Od lat się tak nie czułam
Helenie od razu wpadło do głowy, że nie ma co siedzieć przy komputerze i trzeba przejść do czynów. Kiedy zobaczyłam błysk w jej oku, wiedziałam, że nic jej nie powstrzyma.
– Basia, nie będziemy całe życie pisać o sernikach i spacerach – oznajmiła, mieszając kawę w mojej kuchni. – Trzeba kogoś zobaczyć na żywo.
– Słuchaj, a jeśli to jacyś oszuści? – zapytałam szeptem, jakby miała nas podsłuchiwać policja.
– Najwyżej po prostu uciekniesz. – Helena machnęła ręką. – I tak będziesz miała przygodę.
Przez kilka dni wahałam się, ale w końcu umówiłam się na spotkanie w kawiarni w centrum. To miała być podwójna randka. Drżały mi ręce, kiedy wybierałam sukienkę. Od lat nie ubierałam się z myślą o tym, by ktoś na mnie patrzył inaczej niż wnuki czy sąsiadka na klatce.
Do kawiarni przyszłyśmy razem, niby pewnym krokiem, ale w środku aż kipiało we mnie ze zdenerwowania. Dwóch panów już czekało przy stoliku. Jeden w szarym swetrze, z lekkim brzuszkiem i wąsikiem. Drugi wysoki, elegancki, z siwymi włosami zaczesanymi gładko do tyłu.
– Drogie panie, dzień dobry! – odezwał się ten z wąsikiem, wstając z krzesła.
– No, no, jakie maniery – mruknęła Helena pod nosem, a ja ledwo powstrzymałam śmiech.
Usiadłyśmy i zaczęła się rozmowa. Było niezgrabnie, trochę sztywno. Pan z wąsikiem opowiadał o swoim ogrodzie i marchewkach, które mu nie chciały rosnąć. Ten drugi wspominał czasy młodości, koncerty w klubach studenckich, pierwsze miłości. Słuchałam, kiwając głową, a nagle, kiedy jego wzrok zatrzymał się na moich oczach, poczułam coś dziwnego.
Serce zabiło mi szybciej. To uczucie znałam kiedyś, dawno temu. Myślałam, że już nigdy go nie poczuję. A jednak tam, w zwyczajnej kawiarni, przy zapachu kawy i szarlotki, coś we mnie drgnęło.
– Basia, co ty taka zamyślona? – szepnęła Helena, szturchając mnie pod stołem.
– Nic, tylko tak słucham – odpowiedziałam, ale w środku czułam się znów jak dziewczyna, jakbym miała dwadzieścia lat i pierwszy raz ktoś patrzył na mnie tak uważnie.
Rozmowa trwała długo. Było w tym coś komicznego, ale też coś prawdziwego. Wyszłam stamtąd z drżącymi dłońmi i uśmiechem, którego nie potrafiłam zgasić.
Czułam lęk i ekscytację
Po pierwszym spotkaniu wróciłam do domu w nastroju, którego dawno nie czułam. Jeszcze w autobusie złapałam się na tym, że uśmiecham się sama do siebie, a obcy ludzie patrzą z ukosa. Wieczorem, kiedy przyszły wnuki, od razu wypatrzyły w moich oczach coś nowego.
– Babciu, ty miałaś randkę! – wykrzyknął mój wnuk i klasnął w dłonie. – Uwaga, babcia influencerka!
– Nie wygłupiaj się – odpowiedziałam, ale policzki miałam czerwone jak burak.
Helenka przyszła następnego dnia i razem zaczęłyśmy czytać kolejne wiadomości. Jeden pan pytał, czy znam się na grzybach, inny wysyłał zdjęcia swojej papugi, a jeszcze inny zaproponował wspólne wyjście do teatru. Wszystko brzmiało tak nierealnie, że aż trudno było mi to ogarnąć.
Wtedy wnuczka, poważniejsza od brata, spytała:
– Babciu, to nie jest zabawa?
Popatrzyłam na nią i poczułam, że muszę odpowiedzieć szczerze.
– A kto powiedział, że w moim wieku nie mogę się bawić?
Milczała chwilę, a potem westchnęła i przytuliła mnie, jakby nagle zrozumiała, że jej babcia nie jest tylko tą, co piecze szarlotki i opowiada bajki.
Kiedy zostałam sama, długo myślałam o tym, czy dobrze robię. Przecież do tej pory moje życie było przewidywalne, spokojne. Czy powinnam nagle dać się wciągnąć w coś tak niepewnego? A jeśli ktoś mnie zrani? Jeśli okaże się, że to tylko gra i rozczarowanie będzie gorzkie?
Siedziałam w fotelu, słuchając tykania zegara i czułam lekki lęk. Ale gdzieś w samym środku serca pulsowała ciekawość. Jakby ktoś uchylił drzwi do nowego pokoju, a ja nie mogłam się powstrzymać, by tam zajrzeć.
Helena natomiast nie miała żadnych wątpliwości.
– Basia, to najlepsze, co mogło nas spotkać! – powtarzała z ogniem w oczach. – Nie będziemy siedzieć jak dwa stare meble. Jeszcze się zdziwisz, ile w nas życia!
A ja wciąż nie wiedziałam, czy się śmiać, czy się bać.
W moim sercu pojawiła się radość
Helena wpadła do mnie jak burza, cała podekscytowana. W rękach trzymała zaproszenia.
– Basia, nie masz wyjścia, idziemy na wieczorek taneczny! – zakomenderowała, nie dając mi dojść do słowa.
– Taniec? W tym wieku? – jęknęłam, choć w duchu poczułam dreszcz.
– Właśnie w tym wieku! – odpowiedziała i już zaczęła przeglądać moją szafę. – Sukienkę założysz tę zieloną, wiesz, w której wyglądasz jak dama.
Kiedy weszłyśmy do sali, serce biło mi jak młodej dziewczynie. Stoły nakryte białymi obrusami, zapach kawy i ciasta, a na scenie muzycy stroili instrumenty. Przy stolikach siedzieli panowie w garniturach i kobiety w kolorowych sukienkach. Z głośników popłynęły pierwsze takty walca i nagle poczułam, jak ogarnia mnie fala wspomnień.
– Panie Basiu, pozwoli pani? – usłyszałam głos jednego z nowych znajomych, tego wysokiego, siwego.
Zanim zdążyłam zaprotestować, już prowadził mnie na parkiet. Jego dłoń była ciepła, pewna. Zrobiłam pierwszy krok, nieco niepewnie, ale zaraz potem ciało samo przypomniało sobie, jak to jest. Zaczęliśmy tańczyć, a świat wokół zniknął.
Patrzyłam na błyszczące lampy nad nami, a w głowie słyszałam tylko rytm muzyki i własne serce. Nagle miałam wrażenie, że czas się cofnął. Jakbym znowu miała dwadzieścia lat i czekało mnie całe życie.
– Tańczy pani lekko, jakby to było wczoraj – szepnął.
– Bo kiedyś to było wczoraj – odpowiedziałam i niespodziewanie oboje się zaśmialiśmy.
Po tańcu usiedliśmy przy stoliku, a kelner przyniósł kawę. Helena w tym czasie wirująca z innym panem machała mi z parkietu, wołając:
– Basia, jeszcze nam pozazdroszczą!
Siedziałam z filiżanką w dłoniach, patrzyłam na ludzi, którzy tak jak my przyszli odnaleźć kawałek dawnego świata, i pomyślałam, że życie jednak wciąż trwa. Że to jeszcze nie koniec.
W sercu pojawiła się radość, której nie czułam od dawna. Może krucha, może na chwilę, ale prawdziwa.
Wiek przestał mieć znaczenie
Plotki o wieczorku tanecznym rozniosły się z prędkością światła. Helena była w swoim żywiole, opowiadała każdemu, kogo spotkała, że „tańczyła jak nastolatka”, a ja miałam wrażenie, że wszyscy nagle patrzą na nas inaczej.
Wnuki tymczasem nie mogły się powstrzymać od żartów.
– Babciu, masz więcej wiadomości niż ja – powiedziała moja wnuczka, przeglądając mój telefon, zanim zdążyłam go odebrać. – To niesprawiedliwe.
– No i co, Basia – dodała Helena, kiedy znów piłyśmy kawę w mojej kuchni – teraz młodzi pytają nas o rady, a nie odwrotnie.
– A my jesteśmy prawdziwymi influencerkami – odpowiedziałam z uśmiechem. – Tylko w wersji na emeryturze.
Śmiałyśmy się z tego tak bardzo, że aż łzy popłynęły nam po policzkach. Była w tym ironia, ale i radość. Nigdy bym nie pomyślała, że ktoś będzie pytał mnie o „sekrety randkowania”. A jednak znajome sąsiadki zaczęły pytać, jak to się robi, że tylu panów się odzywa.
Nie miałam na to odpowiedzi. Sama byłam zaskoczona, że w ogóle ktoś chciał ze mną rozmawiać, zapraszać na kawę, pytać o codzienne sprawy. Internet, który miał być żartem, stał się drzwiami do nowych znajomości. I choć nie wiedziałam, dokąd mnie to zaprowadzi, czułam, że coś się we mnie zmieniło.
Helena machała telefonem, pokazując mi kolejne wiadomości.
– Basia, teraz to już w ogóle. Jak tak dalej pójdzie, to będziemy musiały robić grafik.
– Grafik?
– No tak! – parsknęła śmiechem. – Kto z nami idzie na spacer, kto na kawę, a kto na tańce.
Śmiałam się razem z nią, ale w głębi duszy czułam wdzięczność. Wnuki chciały się pośmiać, a tymczasem dały nam coś o wiele ważniejszego – dowód, że życie można smakować w każdym wieku.
Barbara, 72 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż wyszedł po bułki i przepadł. Zostałam z kredytem do spłacenia i teściową, która się go wyrzekła”
- „Po rozwodzie były mąż zabrał mi wszystko, nawet chęci do życia. Tę szarą rzeczywistość zmienił kurs hiszpańskiego”
- „Mój zięć co tydzień chodzi do lasu na grzyby, ale wraca z pustym koszykiem. Od razu wiedziałam, że coś tu śmierdzi”

