„W wieku 60 lat pierwszy raz wyszłam za mąż. Rodzina się śmieje, ale co oni wiedzą o prawdziwej miłości”
„Dlaczego nie potrafią się cieszyć moim szczęściem? Dlaczego wszystko, co robię, jest głupie, śmieszne, niepotrzebne? Może naprawdę jestem tylko starą panną, która już niczego nie powinna się spodziewać?”.

- Redakcja
Mam sześćdziesiąt lat. Wypowiadam to słowo, a w środku czuję, jakby brzmiało jak wyrok. Bo co jeszcze może mnie czekać? Lubię mówić, że to tylko liczba, ale wieczorami, gdy siedzę sama w moim zagraconym mieszkaniu, między filiżankami, stosami książek, które zaczęłam, a nigdy nie skończyłam, i fotelem, w którym czuję się jak muzealny eksponat, nachodzi mnie myśl: „To już wszystko?”.
Przez całe życie byłam sama. Nie dlatego, że tak wybrałam – po prostu tak się złożyło. Jedyny mężczyzna, którego mogłabym nazwać moim chłopakiem, to Jacek z czasów liceum. Byliśmy parą dwadzieścia dwa miesiące. Pierwsze ukradkowe pocałunki, listy pisane na lekcjach, marzenia o wspólnym życiu. A potem on wyjechał, a ja zostałam. Długo wierzyłam, że jeszcze się odezwie, że wróci, że powie: „Gosia, to ciebie zawsze kochałem”. Ale nigdy nie wrócił. I tak minęło czterdzieści lat.
Mam siostrę Elę, która zawsze była pełna energii, zawsze z komentarzem na końcu języka, zawsze gotowa wbić szpilkę, gdy tylko się odezwę.
– Gosiaczku, ty to naprawdę myślisz, że coś cię w życiu jeszcze czeka? – rzucała co jakiś czas, a ja tylko uśmiechałam się, żeby nie pokazać, jak mnie to boli.
Bo co miałam powiedzieć? Że mam dość tej samotności? Że wieczorami chciałabym po prostu do kogoś zadzwonić i zapytać: „Hej, jak ci minął dzień?”. Ale nie mam do kogo.
I chociaż mówią, że samotność bywa wyborem, to ja nie wybrałam. Nie wiem, kiedy to się stało, że z życia pełnego marzeń i planów zostało mi tylko parzenie herbaty i robienie zakupów na osiedlu.
Nikogo nie miałam
Nie chciałam iść na spotkanie z okazji czterdziestolecia naszej matury. Przez kilka dni powtarzałam sobie, że to bez sensu, że przecież nikt mnie tam nie pamięta, że pewnie przyjdą tylko ci, którzy mają czym się pochwalić. A ja co ja mam do pokazania? Pracę w bibliotece, z której i tak już mnie wypchnęli, kilka książek kucharskich na półce, które kupiłam z zamiarem nauczenia się gotować, ale ostatecznie służą tylko do zbierania kurzu, i samotność, która z wiekiem coraz bardziej daje mi w kość.
Ela jednak nalegała. Jak zawsze.
– Idź, przewietrzysz się. Spotkasz znajomych, odżyją wspomnienia. Nie możesz siedzieć wiecznie w tym swoim mieszkaniu, to niezdrowe. Zresztą, nie masz przecież nic lepszego do roboty. – Aż chciałam jej coś odpowiedzieć, ale zabrakło mi słów. Wiedziała, jak mnie przycisnąć.
Poszłam. Założyłam swój ulubiony granatowy płaszcz i ruszyłam w stronę szkoły. Szybciej biło mi serce, kiedy mijałam znajome budynki. Zmieniły się, a jednak pachniały tamtym czasem. W sali gimnastycznej stały stoły, na nich plastikowe talerzyki, ciastka, soki. Ludzie rozmawiali, śmiali się, podchodzili do siebie, przytulali. Czułam się tam trochę jak intruz, jak ktoś, kto wszedł nie w swoją bajkę.
Nie spodziewałam się go
I wtedy go zobaczyłam. Jacek stał przy oknie, z kieliszkiem w dłoni, uśmiechnięty, z lekko pochyloną głową, słuchał kogoś bardzo uważnie. Czas go nie oszczędził, siwe włosy, sporo zmarszczek, ale to wciąż był on. Podszedł do mnie pierwszy.
– Gosia… to naprawdę ty? – zapytał, a ja poczułam, jak coś we mnie drgnęło.
Skinęłam głową, uśmiechnęłam się trochę niepewnie.
– Tak, to ja… – wydusiłam z siebie.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy, a potem Jacek odetchnął głęboko.
– Pamiętasz, jak kiedyś marzyliśmy o podróży do Paryża? – zapytał, a ja poczułam, jak serce mi przyspiesza.
– Tak… – odpowiedziałam cicho. – Ale życie nas porwało w różne strony.
Przytaknął, a w jego oczach było coś, czego nie potrafiłam odczytać. Może nostalgia, może smutek, a może nadzieja?
– Może teraz to nasza druga szansa – powiedział półgłosem, a ja poczułam motyle w brzuchu.
Przez moment chciałam się roześmiać, zaprzeczyć, powiedzieć, że to bzdury, że już za późno na marzenia. Ale zamiast tego skinęłam głową.
Skrytykowała mnie
Ela siedziała przy kuchennym stole i patrzyła na mnie z tym swoim spojrzeniem, które mówiło wszystko, zanim jeszcze otworzyła usta.
– Gosiaczku, ty chyba oszalałaś. Naprawdę myślisz, że w tym wieku to jest czas na amory? To tylko taki sentymentalny kaprys, nie wkręcaj się w to – przewróciła oczami.
Poczułam, jak narasta we mnie złość.
– To nie jest tylko kaprys. Rozmawialiśmy, wspominaliśmy stare czasy, było miło. Chciałabym z nim spędzać więcej czasu, co w tym złego?
– Wiesz, co w tym złego? – syknęła Ela, podchodząc bliżej. – Że obudzisz się z ręką w nocniku. Jacek to był chłopak z liceum, teraz to stary facet, pewnie mu się nudzi. A ty dasz się nabrać na kilka czułych słówek?
Nie odpowiedziałam. Nie miałam siły tłumaczyć jej, że nie tylko o Jacka chodzi, ale o mnie. O to, że nagle poczułam, że jeszcze mogę coś przeżyć, coś poczuć. Ale Ela mówiła dalej.
– Lepiej zajmij się czymś sensownym, a nie bujaj w obłokach. Na stare lata ci się zachciało romansów? – prychnęła.
Wciąż miałam nadzieję
Wróciłam wieczorem do mieszkania, usiadłam na kanapie i patrzyłam w ciemność. Dlaczego nie potrafią się cieszyć moim szczęściem? Dlaczego wszystko, co robię, jest głupie, śmieszne, niepotrzebne? Może naprawdę jestem tylko starą panną, która już niczego nie powinna się spodziewać?
Ale nie chcę już żyć tak, jak do tej pory. Może to głupie, może naiwne, ale chcę spróbować. Chcę być szczęśliwa.
Siedzieliśmy z Jackiem na ławce w parku, w tym samym miejscu, gdzie kiedyś, w liceum, rozmawialiśmy o przyszłości. Liście szumiały cicho, a powietrze pachniało deszczem. Patrzył na mnie uważnie, jakby chciał odczytać moje myśli.
– Wiesz co… Może to szalone, ale chciałbym, żebyśmy byli razem. Naprawdę razem – powiedział spokojnie, bez pośpiechu. – Chciałbym się z tobą ożenić.
Zawahałam się.
– Ślub? My? Przecież… – urwałam, bo nie wiedziałam, co powiedzieć. – Jacek, ja mam sześćdziesiąt lat. Nie wiem, czy nie jest zbyt późno na takie rzeczy.
Podjęłam ryzyko
Uśmiechnął się i ujął moją dłoń.
– Nie jest za późno. Zasługujesz na szczęście, choćby to miało trwać tylko chwilę.
Zgodziłam się. Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, będę żałować do końca życia.
Kiedy powiedziałam Eli o naszej decyzji, spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Naprawdę zamierzasz brać ślub? To absurd! Co wy sobie wyobrażacie?
Nie dałam jej się zbić z tropu.
– To moje życie. Jeśli mnie kochasz, to uszanujesz moją decyzję. Nie chcę już żyć tak, jak żyłam. Chcę być z Jackiem.
Czułam się, jakbym po raz pierwszy w życiu naprawdę powiedziała, czego chcę. I poczułam ulgę, a nawet coś w rodzaju dumy. Nie wiedziałam, co będzie dalej, ale wiedziałam, że to jest moja decyzja.
Byłam szczęśliwa
To był prosty ślub, skromny, bez wielkiej pompy. Kilka osób, urzędnik z poważną miną, krzesła ustawione w rzędzie, trochę kwiatów na stole. Ale to był mój dzień. Miałam na sobie sukienkę, którą kupiłam specjalnie na tę okazję, prostą, kremową, bo nigdy nie lubiłam bieli. Jacek trzymał mnie za rękę, a ja czułam, że naprawdę mam w sobie siłę, o której istnieniu wcześniej nie wiedziałam.
Po wszystkim wyszliśmy przed urząd. Ela podeszła do mnie z wyrazem twarzy, który trudno było odczytać.
– No dobra… – zaczęła cicho, a potem, jakby z niechęcią, dodała – Widzę, że naprawdę jesteś szczęśliwa.
Nie odpowiedziałam. Tylko się uśmiechnęłam, bo to wystarczyło. Podszedł też Marek, kuzyn, który zawsze patrzył na mnie z pobłażaniem.
– No, Gosia, nie spodziewałem się, że na stare lata taki numer wywiniesz. Ale dobrze wyglądasz.
Patrzyłam na nich wszystkich i czułam, że coś się zmienia. Może nie od razu, ale powoli zaczynali rozumieć, że to jest moje życie, mój wybór.
Kiedy wieczorem siedzieliśmy z Jackiem przy herbacie, patrząc przez okno na rozświetlone ulice, powiedziałam cicho:
– Wiesz, nigdy nie czułam się taka spokojna.
On tylko ścisnął moją dłoń i się uśmiechnął.
Małgorzata, 60 lat
Czytaj także:
- „Mąż spędzał całe wieczory w altance ogrodowej. Żałuję, że tam zajrzałam, bo odkryłam coś, co mnie zszokowało”
- „Moja szefowa jest jak królowa lodu, wszyscy schodzą jej z drogi. Spotulniała, gdy poznałem jej wstydliwą tajemnicę”
- „Zaprosiłem na randkę dziewczynę z internetu. To, co zrobiła na spotkaniu, przeszło moje najśmielsze oczekiwania”

