„W walentynki mąż zmienił zamki w naszym domu. Chciał mnie upokorzyć za to, co zrobiłam i mu się udało”
„W Walentynki, po szybkim spotkaniu ze Zbyszkiem w niewielkim hoteliku pod miastem, zastałam wymienione zamki w drzwiach. Nikt sobie nie wyobraża, co przeżyłam próbując je otworzyć. Zwłaszcza że widziałam światło w oknie gabinetu męża. Nie odezwał się jednak do mnie ani słowem”.

- listy do redakcji
Muszę przyznać szczerze, że Łukasz nie był moją miłością od pierwszego wejrzenia. To nie ten przypadek, gdy w człowieka uderza piorun i od tej chwili czuje, że ta druga osoba jest jego połówką pomarańczy, z którą chce się spędzić całe życie. Czy jednak takie związki w o ogóle istnieją? Szczerze w to wątpię. Owszem, początkowo jest zauroczenie, ale dalsza część relacji to raczej sztuka kompromisów. Ważna jest wzajemna sympatia, szacunek i chęć spędzania czasu z tą drugą osobą.
Wyszłam za mąż z rozsądku
Z moim mężem niestety tak nie było. W to małżeństwo weszłam nieco z wygody. Ale cóż, byłam młoda, wrażliwa i bez siły przebicia. Pozwalałam innym osobom, żeby kierowały moim życiem, a efektem jest obecna sytuacja.
Tymi osobami był Łukasz i moja własna matka. Jego oczarowała nie tylko moja młodzieńcza uroda i całkiem dobra figura, ale i naiwność. Właśnie zdałam maturę i planowałam zaoczne studia. Na dzienne nie mogłam sobie pozwolić, bo w domu wciąż było krucho z kasą. Tata dawno wyjechał za granicę i ułożył sobie życie z inną kobietą. Zostałyśmy same we trzy – mama, ja i o cztery lata młodsza siostra Justyna. Matka pracowała w budżetówce i zarabiała niewiele.
W praktyce oznaczało to, że po ukończeniu technikum ekonomicznego musiałam się usamodzielnić i odciążyć mamę w kwestii utrzymania naszej rodziny. Plusem jej pracy w urzędzie miejskim były znajomości. Dzięki temu udało się jej załatwić mi staż w dużej firmie. Jak to zrobiła? Dokładnie nie wiem. Wiem jednak, że miałam trafić do działu księgowego, gdzie wszyscy oprócz mnie mieli już ukończone porządne studia. Firma się rozwijała, miała pieniądze i słynęła z dobrych zarobków – oczywiście jak na standardy naszego niewielkiego miasta.
– Trzymaj się Zuzka rękami i nogami tego miejsca. Ja też postaram się, żeby moja znajoma szepnęła za tobą dobre słówko komu trzeba. Gdy uda ci się dostać etat po stażu, jesteś ustawiona – do dzisiaj pamiętam słowa matki.
Wzięłam sobie je do serca i pracowałam naprawdę pilnie. I właśnie podczas tego stażu poznałam Łukasza. Był jednym z członków zarządu. Jak na trzydziestolatka, był świetnie ustawiony. Miał naprawdę imponującą pensję. Wiem, bo zostałam przydzielona na asystentkę do działu kadr naliczającego firmowe wynagrodzenia. Do pracy jeździł samochodem prosto z salonu, świetnie się ubierał i na pierwszy rzut oka widać było, że to człowiek sukcesu.
Był dobra partią
Dla mnie, skromnej i nieco nieśmiałej stażystki, taka znajomość była niczym los wygrany na loterii. Tak, Łukasz zwrócił na mnie uwagę. Byłam młoda, zgrabna i całkiem ładna. Teraz myślę jednak, że to nie do końca walory mojej urody zadecydowały o jego chęci poderwania mnie. Naprawdę ładnych dziewczyn w naszej firmie był dostatek. Tamte jednak były nieco starsze ode mnie. Bardziej doświadczone i mniej ufające ludziom. Łukaszowi nie dały się więc tak szybko omotać. Zwłaszcza, że słynął z opinii podrywacza, który kolekcjonuje kolejne panienki.
Być może miałam być tylko jedną z nich. Do dzisiaj nie wiem, co początkowo planował. Ale w pewnym momencie doszedł do wniosku, że pora się ustatkować. A ja idealnie nadawałam się na żonę. Bo jemu wcale nie chodziło o ambitną i pewną siebie towarzyszkę życia, która będzie miała własne plany, karierę i zdanie. Gdyby tak było najpewniej wybrałby Emilię – jedną z naszych głównych managerek, z którą przez jakiś czas się spotykał.
Gdy Łukasz mi się oświadczył, dziewczyny z pracy nie mogły uwierzyć. Doskonale widziałam te ich uśmieszki, dziwne spojrzenia. Słyszałam komentarze rzucane ukradkiem. W końcu nie wytrzymała Karolina, moja bezpośrednia przełożona.
– No, no Zuzka. Nikt by się nie spodziewał, że taka z ciebie cicha woda. Skromna dziewczyna, wciąż gdzieś z tyłu szeregu, a tutaj usidliłaś naszego dyrektora finansowego. To się nie udało nawet Emilii, a sama wiesz, że ona naprawdę ma siłę przebicia – słowa Karoliny naprawdę mnie zawstydziły.
– Hm… – jedynie tyle udało mi się chrząknąć, oblewając się rumieńcem.
– Nie udawaj takiej skromnisi. Swoje walory mieć musisz, skoro zatwardziały kawaler Łukaszek chce mieć taką żonę – mrugnęła do mnie okiem. – W każdym razie, gratuluję. Może teraz wreszcie w firmie będzie spokój z tymi jego romansami, bo zakłócają codzienną pracę – zakończyła i wsadziła nos w ekran swojego komputera.
Matka, gdy usłyszała, że Łukasz mi się oświadczył, niemal skakała do nieba.
– Córcia, ale ci się trafiło. Przy nim niczego nigdy ci nie zabraknie. Musisz o niego dbać, żeby nawet nie pomyślał o rozwodzie – czy to jest normalne, żeby własna matka wspominała o rozwodzie jeszcze zanim doszło do ślubu córki?
– Ale… – próbowałam jej powiedzieć o swoich wątpliwościach, jednak zrezygnowałam, zauważając, że i tak do niej nic nie dotrze.
Mąż szybko zaczął mnie zdradzać
Miałam swoje wątpliwości. Nie byłam ślepa. Widziałam, że Łukasz wodzi spojrzeniami za co ładniejszymi dziewczynami. Wiedziałam też, że ma ciężki charakter. Wszystko musiało być po jego myśli. Aż tak naiwna nie byłam, żeby myśleć, że będę rządzić w tym małżeństwie.
Ale skusiłam się. Bo niby jakie miałam alternatywy? W razie odmowy, na pewno by mnie zwolnił. Z czego niby opłaciłabym studia? Matka na pewno nie darowałaby mi takiej decyzji i nie dorzuciła do dalszego życia ani grosza. Miałam ryzykować, że sama jakoś sobie poradzę? Czy znalazłabym w ogóle porządną pracę w naszym mieście? I do tego za porządne pieniądze?
Widziałam, że moje koleżanki z uczelni dorabiały, gdzie się da i ledwie wiązały koniec z końcem. Miałam iść na kasę do supermarketu za najniższą krajową? Wyszłam więc za Łukasza, chociaż tak naprawdę go nie kochałam. Myślałam jednak, że wygodne życie wynagrodzi mi brak uczucia. Zwłaszcza, że ceniłam jego wiedzę, intelekt, zaradność i pewność siebie. Wprowadziłam się do jego pięknie urządzonego domu i zaczęłam wygodne życie żony przy mężu. Z pracy odeszłam. Łukasz twierdził, że mamy wystarczająco dużo pieniędzy i pracować po prostu nie muszę.
– Chcesz dalej przekładać te papiery? Skończ studia, a później pomyślimy o dzieciach. Zajmiesz się domem i maluchami. Będziemy mieć dwójkę, a ja chcę, żeby moim dzieciom niczego nie brakowało – mówił tuż po ślubie, a ja go posłuchałam.
Teraz wiem, że tak naprawdę wcale nie chodziło mu o dobro dzieci. Po prostu chciał, żebym była w pełni od niego zależna. Wiedział, że wtedy nie będę protestować. Do tego pewnie też chodziło mu, żebym nie kręciła się po firmie, bo szybko ktoś by mi doniósł o jego kolejnych romansach.
Dopiero po kilku latach znajomości dostrzegłam, że ma ich wiele. Sekretarka, stażystki, hostessy poznane na branżowych targach, nawet jakaś wysoko postawiona klientka, której również zależało na dyskrecji, bo miała męża. To był tylko wycinek, o którym się dowiedziałam. Dawne znajomości się wykruszyły, więc nie miał mi kto donosić o wyskokach mojego męża. Zresztą, ludzie woleli nie nadepnąć mu na nogę, bo potrafił być mściwy. Po co im więc było donoszenie do żony? Żeby niepotrzebnie napytać sobie kłopotów?
Nasze małżeństwo nie było szczęśliwe
I tak mijały kolejne lata. Urodziłam tylko syna. Przebieg ciąży był ciężki i lekarz stwierdził, że więcej dzieci mieć nie powinnam.
– Ma pani słabe wyniki, pani Zuzanno. Kolejna ciąża byłaby zbyt dużym obciążeniem dla organizmu i mogłaby się źle skończyć. Ale spokojnie, ma pani przecież ślicznego synka – dodał pokrzepiająco, widząc łzy napływające mi do oczu.
Dlaczego płakałam? Chyba ze strachu, że mąż mnie zostawi, gdy nie będziemy mieć wymarzonej dwójki. Łukasz zaakceptował jednak taką sytuację. Chyba nasz związek uratowało to, że miał syna.
– Marek to mój dziedzic. Nauczę go wszystkiego, co umiem. To on kiedyś przejmie po mnie pałeczkę i będzie prowadził rodzinny biznes – powtarzał.
Tak, w międzyczasie mąż odszedł z dawnego przedsiębiorstwa i założył własną działalność. Jego firma naprawdę dobrze się rozwinęła, a nam niczego nie brakowało. Mąż nie żałował pieniędzy na dom i dla dziecka. Lubił powtarzać, że żyję wygodnie i nic nie muszę robić w zamian.
– Masz jak pączek w maśle. Inne kobiety dałyby się pokroić za to, żeby mieć taki dom i taką rodzinę – mówił, żeby jeszcze bardziej podkopać moją pewność siebie.
Mareczek rósł, ja zajmowałam się domowymi sprawami, zajęciami dodatkowymi syna i robieniem dobrego wrażenia podczas kolacji służbowych męża. W końcu jednak Marek zdał maturę i wyjechał na studia do Niemiec. Ja zostałam w pustym domu z wiecznie nieobecnym mężem i gosposią, która przychodziła do nas kilka razy w tygodniu.
Pani Helenka to anioł nie kobieta. Naprawdę ją polubiłam, chociaż dzieliło nas wszystko. Była w wieku mojej matki, wychowała czwórkę dzieci, pochowała męża, wyniańczyła wnuki i wciąż tryskała życiową energią.
Pierwszy raz w życiu się zakochałam
I właśnie to dzięki niej poznałam Zbyszka. Pewnego dnia przyjechał odebrać matkę po pracy w moim domu, a ja spontanicznie zaprosiłam go na kawę, widząc, że jest cały przemarznięty po podróży. Pani Helena kończyła jeszcze gotowanie obiadu i miała być wolna za około godzinę. Tę godzinę spędziliśmy na rozmowie i okazało się, że rozumiemy się w pół słowa.
Dla mnie to było ogromne zaskoczenie, bo z mężem praktycznie w ogóle nie rozmawiałam. To znaczy wymienialiśmy informacje o naszym synu, funkcjonowaniu domu i sprawach do załatwienia. Ale o swoich uczuciach czy marzeniach nie opowiadaliśmy nigdy. Zbigniew błyskawicznie mnie oczarował. Przy nim zrozumiałam, że moje małżeństwo było pomyłką. Złotą klatką, w której dałam się zamknąć. Trochę z naiwności, trochę dla własnej wygody.
Tak, między nami wybuchł romans. Dosłownie nie mogliśmy się od siebie odkleić i wykorzystywaliśmy każdą chwilę, żeby tylko pobyć razem. Skąd Łukasz się o tym dowiedział? Nie mam pojęcia. Najpewniej doniósł mu ktoś życzliwy.
W Walentynki, po szybkim spotkaniu ze Zbyszkiem w niewielkim hoteliku pod miastem, zastałam wymienione zamki w drzwiach. Nikt sobie nie wyobraża, co przeżyłam próbując je otworzyć. Zwłaszcza, że widziałam światło w oknie gabinetu męża. Nie odezwał się jednak do mnie ani słowem. Po prostu zignorował moje usilne próby wejścia do własnego domu.
Chciał mnie upokorzyć i naprawdę mu się to udało. Nastawił bowiem syna przeciwko mnie. Marek nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Twierdzi, że matka, która zdradza ojca nie zasługuje na szacunek. Ale czy na pewno? A te wszystkie romanse jego ojca były w porządku? Tylko ja zasługuję na potępienie?
– Jak mogłaś zdradzić ojca? I to jeszcze z kim? Z jakimś synem sprzątaczki? Kim ona w ogóle jest? Gdyby ten człowiek chociaż coś sobą reprezentował – krzyczał na mnie. – Dla mnie nie jesteś już matką!
Łukasz wysłał mi pozew rozwodowy. Jego adwokat twierdzi, że zostanę z niczym. Ale wiecie co? Wcale nie czuję się z tego powodu załamana. Naprawdę kocham Zbyszka i tylko czekamy, aby zacząć wspólne życie. Jasne, że będzie ono o wiele mniej luksusowe niż to, które wiodłam z Łukaszem. Jednak to dopiero teraz czuję, że jestem szczęśliwa i znalazłam właściwego człowieka. Szkoda, że dojście do tego wniosku zajęło mi tyle lat.
Zuzanna, 46 lat
Czytaj także:
„Na walentynki liczyłam na modne słodkie perfumy, a dostałam tanią podróbkę z dyskontu. Sknerze szkoda na mnie kasy”
„Wymarzony bal karnawałowy zmienił się dla mnie w piekło. Gdy odkryłam grzeszki męża, zaplanowałam zimną zemstę”
„Teściowa wstawiła się za mną, gdy mąż narozrabiał. Nie sądziłam, że może nas połączyć wspólny wróg”