Reklama

Lubiłam ten moment. Chwilę, gdy rozrywałam satynową wstążkę i powoli odklejałam wieczko eleganckiego pudełeczka. A w środku – złoto, diamenty, coś drogiego, coś, co mówiło mi: jesteś wyjątkowa, zasługujesz na to. Tomek zawsze wiedział, jak sprawić, żebym czuła się doceniona. Nie musiałam mówić, wystarczyło rzucić spojrzenie na wystawę w galerii albo mimochodem wspomnieć o nowej kolekcji w butiku. On rozumiał.

Dlatego gdy nadszedł kolejny 14 lutego, byłam spokojna. Cały dzień przeglądałam internet, zastanawiając się, co tym razem dostanę. Może zegarek? Może bransoletkę z brylantami? Tomek miał gust, nie zawodził.

Mąż kupił mi róże

Wieczorem usłyszałam dźwięk klucza w zamku. Weszłam do przedpokoju i zobaczyłam go, uśmiechniętego, jak zawsze. W rękach trzymał… bukiet róż. Nic więcej. Tylko róże.

Patrzyłam na niego i na ten bukiet, jakby to był kiepski żart. Czekałam, aż wyciągnie coś jeszcze, może małe pudełeczko ukryte w kieszeni, może to tylko preludium do właściwego prezentu. Ale nie – stał przede mną, dumny z siebie, i patrzył na mnie z uśmiechem.

– No, kochanie? Podobają ci się? – zapytał, podając mi kwiaty.

Wzięłam je automatycznie, choć w głowie kotłowały mi się myśli. To miało być TO? Tyle czekania, tyle oczekiwań, a on przynosi mi coś, co zwiędnie za dwa dni?

– Co to jest? – wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Tomek spojrzał na mnie zdziwiony.

– Jak to co? Kwiaty. Czerwone róże, twoje ulubione.

Byłam na niego zła

Ścisnęłam palcami szorstkie łodygi, czując pod opuszkami kolce.

– Tomek, my mamy 2025 rok, nie 2005 – parsknęłam z niedowierzaniem. – Naprawdę myślałeś, że po tylu latach wystarczy mi… bukiet?

Jego uśmiech przygasł.

Myślałem, że liczy się pamięć – powiedział, a w jego głosie zabrzmiała nuta zawodu.

Pokręciłam głową. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież zawsze było inaczej. Skąd ta nagła zmiana?

– Gest?! Tomek, to nie pierwsza randka! To nasze WALENTYNKI! – syknęłam, odkładając kwiaty na komodę. – Co się z tobą stało?

Zacisnął usta. Widziałam, że coś w nim drgnęło, jakby się bronił, jakby chciał mi coś powiedzieć, ale nie wiedział, jak.

– Chciałem, żeby było… romantycznie – mruknął w końcu.

Roześmiałam się gorzko.

– Romantycznie? Tomek, romantyczne są podróże, kolacje w drogich restauracjach, biżuteria… Nie róże za kilkanaście złotych z kwiaciarni na rogu!

Zapanowała niezręczna cisza. Widziałam, jak jego ramiona lekko opadają.

Myślałem, że to będzie coś miłego – powiedział cicho.

– I to jest problem, Tomek – westchnęłam, zakładając ręce na piersi. – Źle myślałeś.

Nie powiedział nic. Wziął głęboki oddech, po czym przeszedł obok mnie i skierował się do kuchni. Stałam tam przez chwilę, patrząc na ten przeklęty bukiet, który jeszcze godzinę temu wydawałby mi się piękny. Teraz był dla mnie tylko symbolem czegoś, co zaczynało się psuć. Tylko czy to ja byłam niewdzięczna, czy to on przestał się starać?

Pokłóciliśmy się

Kiedy Tomek wyszedł do kuchni, przez chwilę stałam nieruchomo, wpatrując się w bukiet, jakby w nim miała kryć się odpowiedź. A potem poczułam, jak wzbiera we mnie irytacja. On naprawdę myślał, że po tylu latach związku wystarczy mi kilka kwiatów? Że mogę zapomnieć o wszystkim, do czego mnie przyzwyczaił?

Poszłam za nim. Stał przy blacie, nalewając sobie wodę.

– Naprawdę nie rozumiem, Tomek – zaczęłam, opierając się o framugę. – Od lat dostawałam od ciebie piękne, przemyślane prezenty. Dlaczego nagle… róże?

Nie odpowiedział od razu. Odstawił szklankę, oparł się dłońmi o blat i westchnął.

– Monika, a może chodzi o coś więcej niż prezenty? – spojrzał na mnie poważnie. – Może… chciałem zobaczyć, czy ucieszysz się z czegoś prostego.

Prychnęłam.

– Czyli to jakiś test? Tomek, naprawdę?

– Nie test – pokręcił głową. – Chciałem, żeby to było szczere. Żebyś cieszyła się, bo to ode mnie, a nie dlatego, że ma metkę luksusowej marki.

Poczułam, jak robi mi się gorąco.

– Przestań! Odkąd się poznaliśmy, zawsze mnie rozpieszczałeś. A teraz nagle chcesz być… kim? Minimalistą?

Padło dużo złych słów

Tomek odwrócił wzrok, zaciskając szczękę. Wiedziałam, że był zirytowany, ale ja też byłam.

– Może po prostu nie chcę, żeby nasze życie było mierzone w karatach i paragonach – powiedział cicho.

Roześmiałam się, choć wcale nie było mi do śmiechu.

A może po prostu cię nie stać? – wyrwało mi się.

Wiedziałam, że przesadziłam, ale słowa już padły. W jego oczach zobaczyłam coś, czego się nie spodziewałam. Nie tylko gniew. Rozczarowanie.

– Jeśli tak to widzisz… – powiedział chłodno. – To chyba nie mamy o czym rozmawiać.

I wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą.

Stałam tam jeszcze długo, słysząc jego kroki na schodach. Nie rozumiałam, dlaczego tak to się potoczyło. Przecież nie zrobiłam nic złego. Tylko… tylko chciałam dostać coś więcej niż róże.

Mieliśmy ciche dni

Noc minęła w napięciu. Tomek poszedł do sypialni, ja zostałam w salonie, niby oglądając seriale, ale tak naprawdę wpatrując się w ekran bez zrozumienia. Myślałam, że przyjdzie, spróbuje wyjaśnić, że jakoś to załagodzimy. Ale nie przyszedł.

Rano obudziliśmy się w tym samym domu, ale w zupełnie innych światach. On zszedł do kuchni pierwszy, zastałam go przy stole, popijającego kawę i przewracającego kartki gazety, jakby nic się nie stało.

– Dzień dobry – rzucił neutralnie.

Nie odpowiedziałam od razu. Po prostu otworzyłam lodówkę, wyjęłam jogurt i usiadłam naprzeciwko.

Mam dzisiaj sporo pracy – dodał po chwili, jakby to była zwykła rozmowa, a nie kontynuacja wczorajszego wieczoru.

– Jasne – odparłam chłodno.

Nie spojrzał na mnie ani razu. A ja udawałam, że mnie to nie obchodzi. Róże nadal stały w wazonie. Piękne, świeże. Ale dla mnie były już tylko przypomnieniem, że coś między nami zaczynało więdnąć.

Odsunęliśmy się od siebie

Przez kolejne dni unikaliśmy się w najgorszy możliwy sposób – ten, który wygląda jak normalność. Nie było kłótni, nie było podniesionych głosów, nie było rzucania talerzami. Były zdawkowe „cześć” i „dobranoc”, były przypadkowe spotkania w kuchni, które kończyły się szybkim wyjściem jednego z nas. Były pytania o rzeczy praktyczne – „o której wrócisz?”, „mamy coś do jedzenia?”, „podlałaś kwiaty?” – ale żadnych pytań, które miałyby znaczenie.

Nie pamiętam, kto pierwszy zaczął spać po swojej stronie łóżka tak, jakby była między nami niewidzialna granica. Może on. Może ja.

Przyjaciółka była zaskoczona

Po tygodniu spotkałam się z Olą, moją przyjaciółką na kawie.

I co, co ci kupił? – zapytała z błyskiem w oku.

Wzięłam łyk cappuccino, czując, jak gula w gardle rośnie mi z każdą sekundą.

– Róże – powiedziałam cicho.

Ola uniosła brew.

– I…?

– I nic. Tylko róże.

Przez chwilę patrzyła na mnie, jakby nie rozumiała. A potem się roześmiała.

– Tomek?! Serio? Zawsze robił ci najlepsze prezenty!

Przytaknęłam, bo dokładnie o tym myślałam. Ola sięgnęła po telefon, żeby pokazać mi złotą bransoletkę, którą dostała od swojego męża, ale ja już nie słuchałam. Czułam, że coś we mnie pęka. Bo jeśli Tomek przestał się starać… to co nam jeszcze zostało?

Co się z nami stało?

Minęły kolejne tygodnie, a my wciąż byliśmy jak dwie obce osoby mieszkające pod jednym dachem. Nie było już cichych kłótni ani ukrytych pretensji – tylko chłodna, wyważona obojętność. Tomek coraz częściej zostawał dłużej w pracy, a ja coraz chętniej wychodziłam z Olą na kolacje, drinki, zakupy. Było mi z tym dobrze. Przynajmniej tak sobie wmawiałam.

Któregoś wieczoru wróciłam późno. W mieszkaniu panowała cisza. Przeszłam do sypialni, myśląc, że Tomek już śpi, ale jego strona łóżka była pusta. Znalazłam go w salonie. Siedział na kanapie, wpatrując się w ekran telewizora, choć był wyłączony.

Nie czekaj na mnie, jak wracam późno – rzuciłam, opierając się o framugę.

– Nie czekam – odpowiedział sucho.

Przez chwilę myślałam, że powie coś więcej. Że w końcu zapyta, co się z nami dzieje. Ale on tylko wstał i poszedł do sypialni, zostawiając mnie samą w tej pustej ciszy, do której zdążyliśmy się już przyzwyczaić.

Patrzyłam na wazon z różami. Były już suche, płatki opadały na blat stołu. Mogłam je wyrzucić. Ale z jakiegoś powodu nie mogłam się na to zdobyć. Bo miałam wrażenie, że to jedyne, co nam jeszcze zostało.

Monika, 35 lat

Czytaj także: „Chciałam dostać na walentynki dubajską czekoladę. Mój skąpy mąż uznał, że to fanaberia i zrobił mi na złość”
„Cieszyłam się, że mąż wysłał mi bukiet róż na walentynki. Płakać zaczęłam, gdy przeczytałam dołączony do niego liścik”
„Myślałam, że znalazłam prezent na walentynki od męża. Nie wiem tylko, czemu pomylił moje imię z jakąś lafiryndą”

Reklama
Reklama
Reklama