Reklama

W moim wieku nic już nie powinno zaskakiwać. Dni mijają spokojnie, przewidywalnie – poranna kawa, zakupy, rozmowa z panią Marią na klatce, potem książka lub telewizja. Samotność to nie kara, to po prostu nowa codzienność, do której człowiek przywyka. A jednak tego poranka, kiedy otworzyłam drzwi, poczułam się jak dziewczyna, której ktoś pierwszy raz w życiu podarował kwiaty.

Reklama

Leżał tam bukiet. Czerwone róże, świeże, pachnące. Serce mi drgnęło. Ostatni raz dostałam kwiaty… No właśnie, kiedy to było? Przez chwilę nie mogłam sobie przypomnieć. Nachyliłam się, uniosłam bukiet i wtedy zauważyłam mały liścik. „Dla najpiękniejszej kobiety, która wciąż rozświetla moje dni.” Bez podpisu.

Mamo, może ktoś pomylił adres? – Ewa popatrzyła na mnie z pobłażaniem, gdy opowiedziałam jej o znalezisku. – Przecież to niemożliwe, żebyś miała… no wiesz, wielbiciela.

Westchnęłam. Moja córka nigdy nie wierzyła w romantyczne historie. Ale ja? Ja nagle poczułam, że w środku coś mi się budzi.

Musiałam się dowiedzieć

Siedziałam przy stole, wpatrując się w bukiet róż, który teraz dumnie stał w wazonie. Piękne, eleganckie, jakby ktoś naprawdę starannie je wybierał. Ale kto? Przecież w moim życiu od dawna nie było nikogo, kto mógłby mi je podarować.

Zadzwoniłam do Marii. Nie znam większej specjalistki od sąsiedzkich tajemnic niż ona. Jeśli ktoś widział cokolwiek podejrzanego na klatce, to właśnie ona.

– Róże? Pod twoimi drzwiami? – usłyszałam w słuchawce jej zduszony głos, jakby połknęła kawałek ciastka. – Anka, przecież ty masz tajemniczego wielbiciela!

– Nie przesadzaj – parsknęłam. – Może ktoś się pomylił.

– Pomylił? No coś ty! Kto miałby się pomylić w takiej sprawie? To musi być ktoś, kto cię zna!

Pomyślałam. Listonosz? Zawsze się uśmiechał, czasem zagadywał. Pan Janek ze sklepu? Kiedyś zaprosił mnie na kawę, ale to było lata temu. Może ktoś, kogo nie zauważam na co dzień?

Tymczasem Maria rozkręcała się w swoim stylu.

Musimy to rozgryźć! Ja porozmawiam z listonoszem, a ty wypytaj kogo możesz. O rety, Anka, jaka to ekscytacja! – zachichotała.

Zakończyłyśmy rozmowę, ale ja nadal czułam się dziwnie. Czy naprawdę ktoś mógł o mnie tak myśleć? Po tylu latach?

Przeprowadziłam śledztwo

Postanowiłam działać. Nie żebym uważała się za Sherlocka Holmesa, ale nie mogłam tak po prostu przejść do porządku dziennego nad tym bukietem. Ktoś musiał go tu zostawić i chciałam wiedzieć kto.

Najpierw listonosz. Gdy tylko usłyszałam jego kroki na klatce, otworzyłam drzwi.

Panie Tomku, mam do pana pytanie… – zaczęłam, udając, że przypadkiem wyszłam z mieszkania akurat w tym momencie.

– Słucham, pani Aniu – uśmiechnął się.

– Czy widział pan może kogoś, kto zostawił mi kwiaty pod drzwiami?

Zmarszczył brwi, wyraźnie zdziwiony.

– Kwiaty? Nie, ja nic nie widziałem. Ale jeśli znajdzie pani tego dżentelmena, proszę mu powiedzieć, że zazdroszczę mu odwagi – zażartował i ruszył dalej.

Czyli nie on. Kolejny podejrzany: pan Janek ze sklepu. Kiedy weszłam do spożywczego, stał za ladą jak zwykle, układając jabłka.

– Panie Janku, mam do pana nietypowe pytanie… – zaczęłam.

– O co chodzi, pani Aniu?

– Dostałam bukiet róż, bez podpisu. Pan nie wie przypadkiem, kto to mógł być?

Janek spojrzał na mnie z rozbawieniem.

– Ja? Oj, pani Aniu, moja żona by mnie chyba z domu wyrzuciła, gdybym komuś rozdawał róże – zaśmiał się.

Czyli znów pudło. Wychodząc, kątem oka zobaczyłam mojego sąsiada, Zbyszka. Przeszedł obok, jakby mnie nie zauważył. Ale… czy on właśnie się zarumienił?

Czułam, że to sąsiad

Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej czułam, że rozwiązanie zagadki jest bliżej, niż mi się wydawało. Zbyszek. Od lat sąsiad zza ściany, cichy, skromny, zawsze uprzejmy. Widywałam go niemal codziennie, ale nigdy nie zwracałam uwagi na to, jak na mnie patrzy. A teraz? Uciekał wzrokiem, jakby coś ukrywał.

Nie mogłam tak tego zostawić. Wieczorem, gdy usłyszałam, że wraca do mieszkania, zebrałam się na odwagę i zapukałam do jego drzwi.

– Dobry wieczór, Zbyszku – zaczęłam, a on spojrzał na mnie z zaskoczeniem, może nawet z lekkim niepokojem.

– Dobry wieczór, Aniu. Coś się stało?

– Właściwie… tak. Dostałam bukiet róż. Pięknych, czerwonych. I zastanawiam się, kto mógłby mi go podarować – spojrzałam mu prosto w oczy.

Zbyszek odchrząknął i nerwowo poprawił kołnierz swetra.

– No… To na pewno ktoś wyjątkowy – powiedział cicho, unikając mojego wzroku.

Serce zabiło mi mocniej.

– Zbyszku, to ty?

Zapadła cisza. Widziałam, jak waha się przez chwilę, ale potem spuścił głowę i skinął nią lekko.

– Tak. To ja – przyznał, a w jego głosie było coś, co sprawiło, że nagle zrobiło mi się ciepło. – Chciałem to zrobić już dawno, ale… bałem się, że mnie wyśmiejesz.

Byłam zawstydzona

Patrzyłam na Zbyszka i nie wiedziałam, co powiedzieć. Mężczyzna, którego znałam od lat, który zawsze był gdzieś obok – teraz stał przede mną, czerwony jak piwonia, czekając na moją reakcję.

– Dlaczego…? – zaczęłam cicho, ale sama nie wiedziałam, o co dokładnie chcę zapytać.

Zbyszek westchnął ciężko, jakby w końcu poddał się czemuś, co od dawna nosił w sobie.

– Aniu, od lat chciałem ci to powiedzieć – zaczął, nie patrząc mi w oczy. – Ale nigdy nie miałem odwagi. Wydawało mi się, że mnie nie zauważasz… że jestem dla ciebie tylko sąsiadem.

Zamilkł na chwilę, po czym dodał szeptem:

– Ale ja zawsze na ciebie patrzyłem.

Moje serce przyspieszyło. Czy ja naprawdę nigdy wcześniej tego nie zauważyłam? Czy może nie chciałam zauważyć?

– A dlaczego teraz? – zapytałam, wciąż oszołomiona.

– Bo życie jest za krótkie na czekanie – uśmiechnął się smutno. – I pomyślałem, że może… może dasz mi szansę.

Przygryzłam wargę. W moim wieku to nie jest takie proste. Ale patrząc na Zbyszka, poczułam coś, czego nie czułam od lat – ciepło. Nadzieję.

Nie wiedziałam, co robić

Przez kilka dni nie mogłam przestać myśleć o rozmowie ze Zbyszkiem. Czułam się jak młoda dziewczyna, której ktoś właśnie się oświadczył – choć przecież nic takiego się nie wydarzyło. On po prostu wyznał, co czuje. A ja? Ja wciąż nie wiedziałam, co z tym zrobić.

Maria, oczywiście, natychmiast się wszystkiego domyśliła.

– No i co, Anka? – zagadnęła mnie, gdy spotkałyśmy się na klatce. – Już wiesz, kto to?

– Wiem – przyznałam.

– No i? – Jej oczy aż błyszczały z ciekawości.

– Nie wiem – westchnęłam. – Coś we mnie mówi, że to szalone, że w tym wieku…

– Och – machnęła ręką. – Miłość to nie jogurt, żeby miała datę ważności.

Parsknęłam śmiechem, choć w głębi duszy wciąż czułam niepokój. Ale kiedy następnego dnia zobaczyłam Zbyszka na ławce przed blokiem, jak nerwowo skubał rękaw swetra, coś we mnie zmiękło.

Podjęłam decyzję. Następnego ranka, zanim jeszcze wyszedł z mieszkania, postawiłam pod jego drzwiami pojemnik z ciastem. I bez słowa wróciłam do siebie, czując, jak po raz pierwszy od dawna serce bije mi szybciej. Może rzeczywiście miłość nie ma terminu ważności?

Anna, 65 lat

Czytaj także: „W Walentynki znalazłam pod drzwiami tajemniczy prezent. Nie sądziłam, że tak zmieni moje życie”
„W Walentynki mąż dał mi tylko bukiet róż. Wściekłam się, bo liczyłam na perfumy i błyskotki, a nie na tanie badyle”
„Na walentynki dostałam od męża pachnący bukiet czerwonych róż. To lepsze niż perfumy, ale dlaczego pomylił moje imię?”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama