„W wakacje przypadkiem odkryłam tajny plan zdrady mojego faceta. Wszystko przez to, że pomyliłam hotelowe klucze”
„Weszłam… i stanęłam w miejscu. To nie był nasz pokój, choć podobny. Ściany w innej tonacji, układ mebli inny. Ale najgorsze… były rzeczy. Na fotelu leżała koszulka Tomka. Ta niebieska z nadrukiem palm, którą miał na sobie wczoraj. O co tu chodzi?”.

- Redakcja
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby jeszcze raz spróbować. Może ta naiwna wiara, że coś jednak da się naprawić, że wystarczy tylko wyjechać razem, uciec od codziennych obowiązków, od rozmów, które od miesięcy kończyły się milczeniem. Tomek zaproponował wyjazd nad morze, a ja, głupia, poczułam ulgę. Uznałam to za znak, że może i jemu jeszcze zależy. Przez całą drogę wpatrywałam się w jego profil, w te znajome rysy, które jeszcze kilka lat temu wywoływały we mnie dreszcz pożądania, a teraz… właściwie nie wiedziałam, co czułam.
Hotel był ładny. Styl skandynawski, dużo światła, przestrzeń. Pokój przytulny, z balkonem wychodzącym na las. Tomek się rozpakowywał, a ja łudziłam się, że może te kilka dni nas zbliży. Przeszłość wisiała nad nami jak ciężka mgła – jego tajemnicze wyjścia, zgaszony wzrok, wieczne „nie teraz”, kiedy próbowałam porozmawiać.
Usiedliśmy pierwszego wieczoru na tarasie hotelowej restauracji. Słońce chowało się w morzu, wiatr bawił się moimi włosami, a ja z całych sił próbowałam poczuć się szczęśliwa. Ale coś w nim było nie tak. Coś się zmieniło. Coś, czego nie umiałam jeszcze wtedy nazwać.
Odkryłam coś dziwnego
– Justyś, może weźmiesz rybę? Tu podobno dobrze ją przyrządzają – Tomek unikał mojego spojrzenia, był wpatrzony w kartę dań.
– Nie jestem głodna – odpowiedziałam odruchowo, choć mój żołądek burczał od rana. Chyba bardziej głodna byłam szczerej rozmowy niż jedzenia.
– No weź coś, bo potem będziesz marudzić – rzucił z uśmiechem, który miał być rozbrajający, ale czułam, jak coś we mnie się zaciska. Tak, jakby próbował przykryć coś nieprzyjemnego żartem.
– Tomek… – zaczęłam cicho. – Wiesz, że nie o to chodzi.
Znieruchomiał na moment, ale zaraz potem podniósł wzrok i powiedział łagodnie:
– Wiem. Ale jesteśmy tutaj po to, żeby odpocząć. Dajmy sobie kilka dni bez zbędnego rozdrabniania się, dobrze?
Pokiwałam głową, choć czułam, że to nie jest uczciwe. Wypiliśmy wino, zjedliśmy kolację, a potem poszliśmy na spacer po plaży. Ręka Tomka owinęła się wokół moich pleców, jakby nic się nie stało, jakby nie było tych wszystkich miesięcy dystansu, zmęczenia, obcości.
Następnego ranka obudziłam się sama. Tomek poszedł pobiegać. Postanowiłam przejść się po okolicy, wypić kawę gdzieś w ciszy. Wróciłam po godzinie, przeszłam przez recepcję. Na ścianie wisiała tablica z kluczami do pokoi – stara szkoła, żadnych kart magnetycznych. Wyciągnęłam rękę po nasz klucz. „318”, przypomniałam sobie. Wzięłam zawieszkę z numerkiem, nie patrząc dokładnie.
Wjechałam na trzecie piętro, skręciłam w znajomy korytarz i wsunęłam klucz do zamka. Drzwi ustąpiły z lekkim kliknięciem.
Weszłam… i stanęłam w miejscu. To nie był nasz pokój, choć podobny. Ściany w innej tonacji, układ mebli inny. Ale najgorsze… były rzeczy.
Na fotelu leżała koszulka Tomka. Ta niebieska z nadrukiem palm, którą miał na sobie dzień przed wyjazdem. Na komodzie jego perfumy – te same, których używał od lat. Ładowarka, czapka z daszkiem, którą kupiliśmy wspólnie w zeszłym roku w Zakopanem.
Rozejrzałam się, jakby ktoś miał zaraz wyjść spod łóżka i wytłumaczyć mi, co tu się dzieje. Zamarłam. Zimny pot wystąpił mi na plecy.
– To nie może być przypadek… – wyszeptałam do siebie. – Dlaczego on ma drugi pokój?
Spojrzałam jeszcze raz na numerek przy kluczu. 316. Drżały mi ręce.
On szedł w zaparte
Czekałam, aż Tomek wróci. Chodziłam w kółko po naszym pokoju – tym prawdziwym, 318. Klucz do 316 oddałam po cichu recepcjonistce, mówiąc, że się pomyliłam. Nie zapytała o nic. Usiadłam na łóżku, wpatrując się w drzwi, jakby miały zaraz eksplodować.
Usłyszałam jego kroki na korytarzu. Wszedł, zdyszany, z policzkami czerwonymi od biegu.
– Hej, już jesteś? – rzucił wesoło i nachylił się, żeby mnie pocałować. Odwróciłam twarz.
– Tomek – powiedziałam chłodno – który pokój jest twój?
Znieruchomiał. Spojrzał na mnie z zakłopotaniem.
– Nasz to przecież... 318 – odparł, jakby to było oczywiste.
– Nie pytam o nasz. Pytam o 316 – wbiłam w niego wzrok. – Właśnie tam weszłam. Przez pomyłkę. Leżała tam twoja koszulka. Twoje perfumy. Twoja czapka. Ładowarka.
Tomek zesztywniał. Przez kilka sekund nie mówił nic. Potem spróbował się uśmiechnąć.
– Justyna, nie wiem, o czym mówisz. Może ktoś ma podobne rzeczy. Te perfumy to przecież klasyk. Koszulka? Może taka sama...
– Przestań – przerwałam. – Nie mów, że ktoś ma identyczną czapkę z Zakopanego z wyhaftowanym napisem „Tomi Tour”. Tylko my wiemy, co to znaczy.
Jego twarz pobladła.
– Może… zostawiłem coś tam przez przypadek? Nie wiem, może się pomyliłem. Albo ktoś przeniósł moje rzeczy...
– Błagam cię – warknęłam. – Przestań się wygłupiać. Co ukrywasz, Tomek? Z kim jesteś tutaj naprawdę?
Zaczął chodzić po pokoju, nerwowo przeczesując włosy dłonią.
– Justyna, przysięgam, to nic złego. Ja tylko chciałem mieć trochę przestrzeni. Trochę samotności.
– Samotności? Na wspólnych wakacjach?!
– Nie wszystko jest takie czarno-białe… – mruknął, uciekając wzrokiem.
A ja wiedziałam już jedno: kłamał. I nie robił tego pierwszy raz. Musiałam dowiedzieć się, co dokładnie ukrywał.
Nie miałam wątpliwości
W nocy nie mogłam spać. Leżałam obok Tomka, wsłuchując się w jego spokojny oddech. Jakby naprawdę nic się nie stało. Jakby moja głowa nie eksplodowała od myśli. Gdy w końcu zasnął, wyszłam na balkon. Noc była ciepła, z oddali dochodził szum fal. Zasnęłam w fotelu na balkonie.
Obudził mnie szept dochodzący z pokoju. To był głos Tomka. Chyba myślał, że wyszłam.
– Nie teraz. Nie mogę rozmawiać. Ona coś podejrzewa.
Zamarłam. Delikatnie się wychyliłam, ale tak, by mnie nie zauważył. Stał bokiem, z telefonem przy uchu. Twarz miał napiętą.
– Wiem, że się umawialiśmy… Ale dzisiaj się nie da. Muszę to jakoś rozegrać. Nie, nie mówiłem jej. Jeszcze nie.
Mój oddech przyspieszył. Zrobiło mi się słabo. Cofnęłam się, ułożyłam się z powrotem w fotelu, udając sen. Gdy zajrzał na balkon, starałam się nie oddychać zbyt głęboko.
Rano postanowiłam go przyłapać. Kiedy wyszedł na śniadanie, zostałam. Poszłam prosto do 316. Znowu otworzyłam drzwi. Nic się nie zmieniło – jego rzeczy wciąż tam były. Ale było coś jeszcze: szminka. Na stole. Czerwona, ale nie moja.
Wrócił po godzinie. Siedziałam w fotelu w naszym wspólnym pokoju. Czekałam.
– Tomek, z kim tam jesteś, w pokoju obok?
– Znowu to samo?
– Podsłuchałam cię wczoraj na balkonie. I byłam znowu w tym pokoju. Tam leży szminka. Czerwona.
Zbladł. Nie powiedział nic.
– Kto to jest?
– To... to tylko stara znajoma – wymamrotał. – Przyjechała wcześniej. To nic nie znaczy, przysięgam. Chciałem po prostu… poczuć się wolny. Sam. Chociaż przez chwilę.
– Widziałam twoje rzeczy. Widziałam szminkę. To nic nie znaczy? – głos mi zadrżał.
Milczał. A ja wiedziałam, że właśnie runęło wszystko.
Wszystko się potwierdziło
Zeszłam do recepcji, jakbym miała w ustach piach. Zimna posadzka pod stopami, zapach lawendy w lobby – wszystko wydawało się absurdalnie spokojne. Stała tam ta sama recepcjonistka, młoda, z blond końskim ogonem i nieco naiwnym uśmiechem.
– Przepraszam, mam trochę nietypowe pytanie… Pokój 316, na kogo jest zarejestrowany? – zapytałam cicho, nie podnosząc wzroku.
Spojrzała w ekran.
– 316? A tak, rezerwacja na Tomasza Z. Na pana i panią… – urwała. – Ale tam miała być tylko jedna osoba, prawda?
Poczułam, jak moje wnętrze się zaciska. Mój Tomek. Rezerwował drugi pokój. Na swoje nazwisko. Żadnych „może”, żadnych pomyłek. Wszystko z premedytacją.
– Dziękuję – powiedziałam, zanim zdążyła coś dodać.
Wróciłam do pokoju. Zamknęłam się w łazience. Usiadłam na podłodze. Płakałam, ale bezgłośnie. W głowie miałam chaos, jakby ktoś przełączył wszystkie emocje na raz.
Przed oczami przelatywały mi chwile, w których czułam, że coś się psuje. Te jego odpisywanie jednym słowem. Wieczne „jestem zmęczony”. Te noce, kiedy spał twarzą do ściany. Wtedy to zrzucałam na stres w pracy. Teraz widziałam to inaczej – nie byłam już kobietą, tylko kimś, kto przeszkadza.
– Czemu nie byłam dla niego wystarczająca? – wyszeptałam. – Dlaczego musiał szukać czegoś poza mną?
Odpowiedzi nie było. Tylko echo własnego zawodu i dławiące uczucie bycia oszukaną. Nie tylko przez niego. Przez siebie też. Bo przecież wiedziałam. Tylko nie chciałam widzieć.
Prawda była okrutna
Wieczorem usiedliśmy naprzeciw siebie. Pokój był duszny, jakby ściany też wiedziały, że coś się kończy. Tomek patrzył na mnie niepewnie, jakby próbował ocenić, ile już wiem.
– Wiem wszystko – powiedziałam spokojnie, choć w środku we mnie wrzało. – Pokój był opłacony na twoje nazwisko. Recepcjonistka mi powiedziała.
Spuścił wzrok. Miał w sobie coś żałosnego – tę zbitą minę psa, który nie wie, jak wyjść z błota, w które sam wlazł.
– Czy to była zdrada? – zapytałam. – Fizyczna?
Milczał długo.
– Nie. Przysięgam. Nie… jeszcze nie – wypowiedział to „jeszcze”, jakby sam siebie nie słyszał.
– Czyli planowałeś to. Chciałeś. Zostawiłeś sobie opcję – warknęłam. – I myślisz, że to mniej boli?
– Miałem… chwilę słabości. Ona była kiedyś ważna. Spotkaliśmy się przypadkiem. Potrzebowałem... przestrzeni, żeby przemyśleć wszystko.
– I dlatego zabrałeś mnie tu. Żeby się upewnić, czy to jeszcze działa między nami?
– Chciałem… zrozumieć, czego chcę.
Parsknęłam.
– A może chciałeś tylko upewnić się, że możesz mieć dwie wersje siebie. Jedną dla mnie, drugą dla niej.
Podszedł do mnie, jakby chciał dotknąć mojej ręki. Odsunęłam się.
– Justyś… – wyszeptał.
– Nie. Już nie jestem „Justyś”. Dla ciebie – nie.
Wzięłam głęboki oddech.
– Nie wracam z tobą. Pojedziesz sam. A ja… ja pomyślę, co dalej.
Spojrzał na mnie bezradnie.
– Ale…
– Nie. Może nie chodziło nawet o nią. Może chodziło o to, że od dawna byliśmy sobie obcy. Tylko ja udawałam, że tego nie widzę.
Zamilkł. Wiedział, że to koniec.
Tak będzie lepiej
Tomek wyjechał rano. Bez słowa. Bez pocałunku. Zostawił klucz na stole i zniknął. Patrzyłam przez okno, jak wsiada do samochodu, jak odpala silnik i odjeżdża – coraz mniejszy, coraz bardziej obcy. Nie wybiegłam za nim. Nie zatrzymałam go.
Zostałam jeszcze trzy dni. Sama. W tym samym pokoju, w którym miały odżyć nasze uczucia, a który teraz pachniał zdradą, kłamstwem i porażką.
Płakałam, oczywiście. Były chwile, kiedy krzyczałam w poduszkę, kiedy zwijałam się z bólu, jakby ktoś rozrywał mnie od środka. Ale były też momenty ciszy. Spokoju. Jakby moje ciało, zmęczone burzą, zaczynało uczyć się, jak oddychać bez niego.
Chodziłam po plaży. Sama. Bez jego ramienia. Wystawiałam twarz do wiatru, jakbym chciała, by morze zabrało ze sobą wszystkie niewypowiedziane pytania.
Zaczęłam planować, co dalej. Gdzie pojadę. Gdzie zamieszkam. Kogo powiadomię, że się rozstaliśmy, a komu nie będę musiała się tłumaczyć.
Nie wiedziałam, co mnie czeka. Nie miałam wielkiego planu. Ale miałam jedno: pewność, że nie chcę żyć w półprawdach. Nie chcę się domyślać, dla kogo znowu zniknie wieczorem. Nie chcę udawać, że wszystko jest dobrze.
Usiadłam ostatniego wieczoru na balkonie z kubkiem herbaty. Patrzyłam, jak słońce chowa się za horyzontem. I poczułam… ulgę. Może ten wyjazd był po coś. Może musiałam się zgubić, żeby zrozumieć, że nie chcę już wracać tą samą drogą.
Justyna, 31 lat
Czytaj także:
- „Mąż wolał męski wypad niż wakacje ze mną. Nigdy się nie dowie, co zrobiłam na samotnym urlopie w Toskanii”
- „Na wakacjach w Hiszpanii puściły mi hamulce. Zamiast z magnesem wróciłam z pamiątką, którą zobaczę za 9 miesięcy”
- „Znalazłam w szafie walizkę i bilety lotnicze do Chorwacji. Wakacyjna niespodzianka męża zniszczyła naszą rodzinę”

