Reklama

Pociąg do Warszawy kołysał mnie lekko, ale zamiast drzemać jak większość pasażerów, wpatrywałam się w szarzejące za oknem niebo. Jeszcze wczoraj o tej porze siedziałam na sopockim molo, w ręku trzymałam kubek herbaty, a obok mnie… on. Adam. Zjawisko w koszuli podwiniętej do łokci, z uśmiechem jakby nic w życiu nie było w stanie go wyprowadzić z równowagi. Poznaliśmy się w knajpie, rozmawialiśmy do świtu. A potem… po prostu zniknął. Bez numeru, bez „do zobaczenia”.

Próbowałam wmawiać sobie, że to była tylko wakacyjna historia. Problem w tym, że moje ciało miało inne zdanie – wciąż pamiętałam zapach jego skóry, sposób, w jaki patrzył, gdy mówiłam coś kompletnie głupiego.

Dwa tygodnie później stałam w łazience z białym plastikowym patyczkiem w ręku. Dwie kreski. Przez kilka minut gapiłam się w nie, jakby miały same zniknąć. Serce waliło mi jak szalone – trochę ze strachu, trochę z… irracjonalnej ekscytacji. Wiedziałam jedno: muszę go znaleźć.

No i jak było w Sopocie? – zapytała Magda, kiedy spotkałyśmy się w kawiarni.

– Ciekawie… – uśmiechnęłam się wymijająco. – Sporo się działo.

Ty zawsze masz przygody – zaśmiała się, mieszając cappuccino.

W biurze Paweł, z kubkiem kawy w ręku, rzucił:

– Berenika, nie było cię trzy tygodnie, więc pytam: kto to jest?

– Co, kto? – udałam zdziwienie.

– No ten, przez którego masz ten uśmiech.

Nie odpowiedziałam. Ale wiedziałam, że prędzej czy później Adam wróci do mojego życia – choćby miało się to stać z mojej inicjatywy.

Skupiłam się na poszukiwaniach

Wieczorem usiadłam przy laptopie, jakbym szykowała się do tajnej misji. Otworzyłam wszystkie media społecznościowe. Wpisałam „Adam Sopot” – wyskoczyło mi kilkadziesiąt profili, w większości faceci w średnim wieku z dziećmi na kolanach. Nie on. Próbowałam kombinacji z imionami znajomych, nazwami klubów, nawet hasztagami z sopockich plaż. Nic.

Przypomniałam sobie, że wspominał coś o „pracy w projektach” i „niedzielach w Gdyni”. Może to była jakaś wskazówka? A może tylko banalna gadka w barze. Im dłużej klikałam, tym bardziej narastała we mnie irytacja. Jak można zniknąć tak kompletnie?

– Magda, masz jeszcze znajomych w Trójmieście? – zapytałam następnego dnia, gdy spotkałyśmy się na lunchu.

– Kilku… a co? – Tak z ciekawości… może ktoś zna tam faceta imieniem Adam. Wysoki, ciemne włosy, świetny uśmiech…

– Oho, widzę, że ktoś ci wpadł w oko – Magda uniosła brew. – Ale wiesz co? Ja ci muszę przedstawić mojego nowego chłopaka. Myślę, że się polubicie. On jest trochę podobny i…

Ona mówiła dalej, a ja uśmiechnęłam się, choć zupełnie nie o to mi chodziło. Chciałam tylko zdobyć jakąkolwiek nitkę, za którą mogłabym pociągnąć.

Wróciłam do biura, gdzie Paweł siedział zgarbiony nad mailem.

Szukam pewnej osoby… – zaczęłam ostrożnie.

– Brzmi jak początek kiepskiego kryminału.

– …i jak na razie idzie mi kiepsko – dokończyłam.

Może to znak, żeby odpuścić? – rzucił, nawet na mnie nie patrząc. Może miał rację?

Wieczorem leżałam na kanapie, patrząc tępo w sufit. Czy ja naprawdę miałam zamiar ganiać po całej Polsce za facetem, którego znam od kilkunastu dni? Może to szaleństwo. Ale… w moim brzuchu zaczynało się nowe życie. I chciałam wiedzieć, kto jest jego ojcem. Co za bałagan!

Myślałam tylko o nim

W piątek wzięłam wolne pod pretekstem „spraw rodzinnych” i pojechałam do Sopotu. Chodziłam po miejscach, które odwiedziliśmy tamtej nocy. Klub na Monciaku – zamknięty z powodu „remontu”. Bar na plaży – nowa obsługa, nikt go nie kojarzył. W małej kawiarni przy molo kelnerka przypomniała sobie, że „może coś kojarzy”, ale szybko się wycofała. Wracałam na peron z poczuciem, że moje poszukiwania to błądzenie po labiryncie bez wyjścia.

W poniedziałek Paweł zagadnął mnie w kuchni biurowej.

– No i jak twoja tajemnicza misja? – zapytał z uśmiechem, podając mi cukier do kawy.

– Powiedzmy, że… napotkałam pewne przeszkody – odpowiedziałam wymijająco.

– Wiesz, to może być po prostu historia na jedną noc. Może on tak chciał?

– A jeśli nie? – rzuciłam, patrząc mu prosto w oczy. – Może to ja mam coś do powiedzenia w tej historii.

Paweł uniósł dłonie w geście kapitulacji, ale w jego spojrzeniu było coś, co przypominało troskę.

– Uważaj tylko, żeby się nie wpakować w kłopoty.

Po południu zadzwoniła Magda.

Musisz w końcu poznać mojego chłopaka. W środę robimy kolację. Żadnych wymówek.

– Magda, ja mam teraz sporo na głowie…

Nie obchodzi mnie to. Będzie pyszne jedzenie i wino. A ty potrzebujesz oddechu. Przyjdź.

Zgodziłam się, choć w mojej głowie buzowały inne sprawy. Miałam wrażenie, że jestem coraz bliżej jakiegoś przełomu. Nie wiedziałam jeszcze, że prawdziwy wstrząs czeka mnie szybciej, niż przypuszczałam.

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom

Do mieszkania Magdy dotarłam punktualnie. Drzwi otworzyła w czerwonej sukience, pachnąca jak reklama perfum.

– Berenika! – rzuciła wesoło. – Chodź, wszyscy już prawie są.

„Wszyscy”? Myślałam, że będzie ona, jej chłopak i może ktoś jeszcze. Zdjęłam płaszcz i ruszyłam w stronę salonu.

To jest Adam, mój chłopak! – Magda chwyciła mnie za rękę i pociągnęła bliżej.

Zamarłam. On. Dokładnie ten sam uśmiech, te same oczy, które pamiętałam z sopockiej nocy. W jednej sekundzie wszystko się we mnie ścisnęło – serce, oddech, żołądek.

– Miło cię poznać… Wydajesz się znajoma, ale chyba pierwszy raz się widzimy, prawda? – powiedział, wyciągając dłoń.

Spojrzałam na niego, próbując nie pokazać, że właśnie wali mi się świat.

– Tak… pierwszy – odpowiedziałam, a moje palce zetknęły się z jego na ułamek sekundy.

Magda zerknęła na nas podejrzliwie.

– To ja idę po sałatkę, a wy się zapoznajcie – rzuciła i zniknęła w kuchni.

Przez kilka sekund staliśmy w milczeniu. Adam odchrząknął.

– Słuchaj… – zaczął, ale przerwał, gdy Magda wróciła z misą pełną kolorowych warzyw.

– No, opowiadajcie, jak wam minął tydzień! – usiadła między nami, zupełnie nieświadoma napięcia, które wisiało w powietrzu.

Przez resztę wieczoru udawałam, że wszystko jest w porządku. Śmiałam się z ich anegdot, komentowałam napoje, ale pod stołem zaciskałam dłonie w pięści. Adam unikał mojego spojrzenia. Wiedziałam, że oboje gramy w tę samą grę – i że prędzej czy później będziemy musieli rozegrać ją w cztery oczy.

Powiedziałam to wprost

Po kolacji wyszłam pierwsza. Magda pomachała mi z progu, Adam stał za nią, niby rozluźniony, ale widziałam w jego oczach ten sam niepokój, który czułam ja.

Całą noc przewracałam się z boku na bok. W głowie odtwarzałam jego głos z tamtej nocy w Sopocie, dotyk jego dłoni, moment, w którym zniknął. A teraz – siedzi obok Magdy, śmieje się do niej. Mój żołądek był ściśnięty jak kamień.

Następnego dnia po pracy czekałam na niego pod biurem, które – jak się dowiedziałam – mieściło się kilka ulic od mojego. Wyszedł około siedemnastej, w garniturze, z telefonem przy uchu. Gdy mnie zobaczył, zamarł.

– Musimy o czymś pogadać – powiedziałam ponuro, zanim zdążył się odezwać.

Przeszliśmy kilka kroków w stronę małej, pustej kawiarni. Usiadł naprzeciwko, spuszczając wzrok.

– Jestem w ciąży. Wiesz, że to twoje dziecko? – wyrzuciłam z siebie.

Podniósł głowę gwałtownie.

– Berenika… ja… pamiętam tamtą noc. I wiem, że to możliwe. Ale błagam cię, nie możesz powiedzieć o tym Magdzie. To by ją zniszczyło.

– A mnie? Myślisz, że mnie jest łatwo? – mój głos drżał, ale nie od płaczu – od gniewu. – Zniknąłeś jak tchórz, a teraz każesz mi udawać, że nic się nie stało?

– Nie wiedziałem, jak to wyjaśnić… – urwał, jakby sam słyszał, jak kiepsko to brzmi. – Jeśli chcesz, mogę ci pomóc. Ale błagam, trzymaj to w tajemnicy.

Patrzyłam na niego, czując, jak we mnie kotłuje się wściekłość. Chciałam krzyczeć, ale wiedziałam, że każde słowo wypowiedziane za głośno może rozwalić świat Magdy. A na to – jeszcze – nie byłam gotowa.

Czułam się strasznie winna

Magda wpadła do mojej kawiarni po pracy, jak zawsze pełna energii. Miała na sobie płaszcz w kolorze karmelu, a w ręku trzymała dwa papierowe kubki z kawą.

– Pomyślałam, że się trochę rozerwiemy – rzuciła, siadając przy stoliku pod oknem. – Jesteś jakaś dziwna od tej kolacji… masz coś na sumieniu?

Uśmiechnęłam się, choć miałam ochotę odwrócić wzrok.

– Po prostu mam dużo na głowie… sprawy w pracy.

– No weź, ja cię znam. To nie jest tylko praca. Coś się dzieje – nachyliła się, mrużąc oczy. – Może jakiś facet?

Serce mi zabiło szybciej, ale udałam obojętność.

– Nie. Serio, Magda, nie doszukuj się sensacji.

Rozmowa potoczyła się w stronę plotek z jej biura, nowej sukienki, planów na weekend. Kiwałam głową, wtrącałam „aha” i „super”, ale myślami byłam gdzie indziej. Każde jej zdanie było jak ukłucie – świadomość, że siedzi przede mną kobieta, która ufa mi w stu procentach, a ja chowam przed nią największy sekret jej życia.

Gdy wyszłyśmy na zewnątrz, pożegnała mnie przytuleniem.

Dobrze było cię widzieć, nawet jak jesteś taka zamyślona.

– Ciebie też – odpowiedziałam, czując narastający ciężar w piersi.

Wróciłam do mieszkania, usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w telefon. Miałam ochotę napisać do niej wszystko w jednym, krótkim zdaniu. Ale palce nawet nie dotknęły ekranu. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie wiem, jak to zrobić, żeby cokolwiek z tego ocalić.

Nie wiem, co zrobię

Wieczór był cichy, jakby całe miasto postanowiło na chwilę przystanąć. Siedziałam w salonie przy zgaszonym świetle, a na stoliku przede mną leżał test ciążowy. Ten sam, który kilka tygodni temu odmienił każdy mój poranek i każdą noc.

Patrzyłam na dwie wyblakłe kreski, jakby mogły mi podpowiedzieć, co robić dalej. Adam był gdzieś tam, w swoim życiu z Magdą. Magda… moja przyjaciółka od liceum, jedyna osoba, z którą mogłam rozmawiać o wszystkim. Gdyby wiedziała, co wydarzyło się w Sopocie… Gdyby wiedziała, czyje dziecko noszę.

Czułam żal do niego, że tak łatwo oddał mi całą odpowiedzialność. Gorycz wobec Magdy – choć wiedziałam, że ona nie zawiniła niczym poza tym, że zakochała się w niewłaściwym mężczyźnie. Takim, który zdradza. I bezradność wobec przyszłości, w której każde możliwe posunięcie kogoś zrani.

Telefon leżał obok testu. Mogłam szybko wybrać numer Magdy. Mogłam napisać Adamowi, że nie zamierzam grać w jego grę. Mogłam też… nie zrobić nic. Udawać, że ten wieczór na sopockiej plaży był tylko snem.

Wstałam, zgasiłam lampkę i spojrzałam przez okno na rozświetlone okna innych mieszkań. W ilu z nich ktoś właśnie kłamie, by chronić kogoś innego? A w ilu – by chronić siebie? Zadałam sobie pytanie, które od tamtej kolacji nie dawało mi spokoju: czy kiedykolwiek odważę się powiedzieć prawdę?

Berenika, 28 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama