„W tym roku na Zaduszki syn odstawił szopkę przed całą rodziną. Małolat nie ma pojęcia, co to tradycja i pamięć”
„Ciotki spojrzały po sobie, jakby nie wiedziały, czy reagować, czy udawać, że nic się nie dzieje. Babcia spuściła wzrok i wbiła go gdzieś w ziemię, jakby chciała w nią zapaść. Kamil i Adam zamilkli, ale było za późno”.

- Redakcja
Co roku to samo. Pakujemy znicze, kwiaty, termos z herbatą dla babci i jedziemy odwiedzić grób mojego teścia. Niby zwykły rytuał, rutyna, ale dla mnie – facet po czterdziestce, który coraz częściej zastanawia się, po co to wszystko – to jedyny dzień, kiedy coś w tej rodzinie ma wyglądać tak, jak powinno.
Trzymamy się tradycji
Magda uważa, że przesadzam, syn Kamil oczywiście nawet nie udaje, że go to obchodzi. A ja próbuję trzymać się resztek zasad, jakich mnie nauczono. Czasem się zastanawiam, po co, dla kogo?
W tym roku znowu jechaliśmy razem. Cisza w samochodzie gęsta jak dym z papierosa. Magda zerkała co chwilę na mnie, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie miała odwagi. A Kamil? Słuchawki w uszach, oczy wlepione w telefon. Dla nich wszystko jest beką, nawet śmierć.
Pamiętam, jak babcia – seniorka naszego rodu, jak lubi się sama nazywać – mówiła kiedyś, że ten dzień to święto. Że trzeba być razem, uczcić pamięć, pomilczeć nad grobem. Dla niej to nie tylko obowiązek, to coś świętego. Ale co to znaczy dla Kamila? „Pamięć” to dla niego tylko folder w telefonie, a nie wartość.
Zanim wyszliśmy z domu, już czułem, że coś się stanie. Że ten dzień znowu zamieni się w scenę, którą będę przewijał w głowie przez kolejne miesiące. Nie dlatego, że tak bardzo kochałem teścia – szczerze mówiąc, ledwo za nim przepadałem. Ale dlatego, że znowu coś się wydarzy, jak co roku.
Był niewychowany
Stanęliśmy przy grobie. Wiatr szarpał płomieniami zniczy, próbując je zgasić, a ja usiłowałem skupić się na tej chwili. Powtarzałem sobie w myślach, że to ważne, że warto było wstać wcześniej, przywieźć wszystkich, dopilnować, żeby babcia miała ciepłe buty, żeby nikt się nie spóźnił. Miałem nadzieję, że choć raz wszystko pójdzie spokojnie.
– Kamil, zachowuj się – powiedziała Magda cicho, prawie szeptem, ale ja i tak usłyszałem w tym napięcie.
Odwróciłem głowę i zobaczyłem, jak Kamil pokazuje coś kuzynowi Adamowi w telefonie. Obaj przygryzali wargi, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
– Już nawet tu nie potrafisz uszanować chwili? – powiedziałem ostro, głośniej niż chciałem.
Magda położyła mi rękę na ramieniu.
– Leszek…
– Bo ty go zawsze bronisz! – warknąłem, strącając jej dłoń.
Zirytowałem się
Cisza między grobami zrobiła się ciężka. Ciotki spojrzały po sobie, jakby nie wiedziały, czy reagować, czy udawać, że nic się nie dzieje. Babcia spuściła wzrok i wbiła go gdzieś w ziemię, jakby chciała w nią zapaść. Kamil i Adam zamilkli, ale było za późno. Kłótnia już się zaczęła, choć nikt z nas nie chciał jej naprawdę prowadzić.
– Ty go tylko atakujesz – syknęła Magda przez zaciśnięte zęby. – I jeszcze publicznie, jakbyś nie mógł poczekać.
– Czekałem całe miesiące, aż zareagujesz. A ty co? Nic. Wszystko mu wolno. Nawet śmiać się nad grobem.
– To był jeden mem – rzucił Kamil, nie podnosząc głowy.
– I to cię usprawiedliwia? – zapytałem, choć wiedziałem, że to pytanie do ściany.
Znowu spojrzałem na babcię. Stała nieruchomo, tylko palce zaciskały się mocniej na rączce torebki. Chciałem coś powiedzieć, może przeprosić, może się wycofać, ale nie potrafiłem. Miałem wrażenie, że znowu jestem sam przeciw wszystkim.
Było mi wstyd
Chciałem, żeby mój syn był porządnym człowiekiem, żeby miał jakieś zasady. Ale zamiast tego miał telefon, ironiczną minę i matkę, która z każdej sytuacji robiła mu poduszkę. Stałem tam, patrzyłem na znicz, który zgasł, i nie wiedziałem, po co w ogóle przyjechałem.
Wracaliśmy w milczeniu. Radio grało coś mechanicznie, jakby samo nie wiedziało, po co. Babcia drzemała oparta o szybę, ciotki z tyłu wymieniały między sobą krótkie szepty, urywane i ostrożne. Kamil wpatrzony w ekran, jakby wciąż nie zauważył, że zrobiło się nieprzyjemnie. Magda patrzyła w drogę. Od czasu do czasu jej palec bezwiednie poprawiał nawiew. Nie wytrzymałem.
– Widzisz, co się z nim dzieje? – spytałem cicho, z trudem tłumiąc w głosie złość. – Nie reagujesz. Wychowaliśmy chłopaka bez szacunku.
Nie spojrzała na mnie.
– Ty wychowałeś. Krzykiem i rozkazami.
Zacisnąłem dłonie na kierownicy. Liczyłem do trzech, potem dalej do dziesięciu. To i tak nie pomogło.
– A ty? Ciągła obrona. Żadnych zasad, zero odpowiedzialności. Wszystko na luzie, byle był zadowolony.
– Może to ty się zmieniłeś. Nie on – odpowiedziała spokojnie, ale zimno. Tak, jak się mówi do kogoś, kto już nie słucha.
Obwiniałem ją
Zamilkłem. Co miałem powiedzieć? Że boli mnie to, że nie potrafię dogadać się z własnym synem? Że czuję się jak obcy we własnym domu? Magda nawet nie próbowała zrozumieć. Dawno temu przestaliśmy być drużyną. Teraz byliśmy jak dwie firmy po rozwodzie – każda ze swoją wersją wychowania, każda ze swoją racją.
Pamiętam moment, kiedy ostatni raz czułem, że coś nas łączy. To było przy narodzinach Kamila. Trzymaliśmy się za ręce i obiecywaliśmy sobie, że będziemy dla niego wszystkim. A teraz co? Nawet nie potrafimy się zgodzić, czy ma być cicho na cmentarzu. Myśli biegły za szybko. Przesuwałem w głowie każde jej zdanie, każde moje. Szukałem sensu. Ale w głowie miałem tylko jedno pytanie: czy jeszcze w ogóle coś nas łączy?
Gdy wróciliśmy, natychmiast poszedł do swojego pokoju. Drzwi nie były zamknięte na klucz, ale wystarczająco przymknięte, by pokazać, że nie ma ochoty na towarzystwo. Zastukałem i wszedłem, zanim odpowiedział. Nie chciałem dawać mu szansy, żeby mnie zbył.
– Masz chwilę? – zapytałem.
Wzruszył ramionami.
– Zależy na co.
Oddaliliśmy się
Usiadłem na brzegu łóżka. Nie robiłem tego od lat, ostatnio, gdy był chory i miał może dziesięć lat. Teraz odsunął się trochę, jakby moja obecność była naruszeniem jakiejś strefy.
– Chciałbym cię zrozumieć – zacząłem. – Ale nie rozumiem, jak można się śmiać nad grobem.
– Bo dla ciebie wszystko jest jak w wojsku – odburknął. – Mam stać na baczność, bo dziadek nie żyje?
– To był człowiek, który cię kochał. Szacunek coś znaczy.
Kamil prychnął i spojrzał na mnie jak na nauczyciela od historii, który przynudza.
– Szacunek? Ty chcesz tylko posłuszeństwa. Żebym siedział cicho i mówił „tak, proszę pana”, jakbyśmy byli w jakimś wojsku.
– Myślisz, że o to mi chodzi? – zapytałem z rezygnacją. – Myślisz, że chcę mieć w domu rekruta?
– Nie wiem, czego chcesz – odparł. – Ale jak tak dalej pójdzie, to skończę jak nikt. I będziesz miał spokój.
Coś we mnie zadrżało. Odruchowo odpowiedziałem, zanim zdążyłem się zastanowić.
– Jak tak dalej pójdzie, to rzeczywiście… skończysz jak nikt.
Spojrzał na mnie. Cicho. Bez wybuchu. Ale w jego oczach było coś, czego nie znałem. Obojętność pomieszana z rozczarowaniem.
– Lepiej być nikim niż kimś takim jak ty – powiedział.
Nie rozumiałem go
Rano wstałem wcześniej niż zwykle. W kuchni było jeszcze ciemno, tylko ledwo różowiejące światło świtu wpadało przez żaluzje. Włączyłem czajnik. Woda bulgotała cicho, a ja patrzyłem na stół, jakby miał mi dać jakąś odpowiedź.
Po chwili do kuchni wszedł Kamil. Bez słowa, bez spojrzenia. Usiadł, wsypał płatki do miski, zalał mlekiem. Jadł powoli, jakby nic się nie wydarzyło. Może dla niego naprawdę nic się nie stało, a może tak właśnie teraz wygląda jego bunt – cichy, nieobecny.
Chciałem coś powiedzieć. Przeprosić, wyjaśnić, zapytać, czy mnie jeszcze słyszy. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Patrzyłem, jak je te swoje płatki i czułem, że tego poranka nie mamy nawet siły się kłócić.
W telewizorze leciały wiadomości. Kolejne liczby, kolejne nazwiska, codzienność płynęła dalej. Magda weszła bez słowa, nalała sobie kawy. Przez moment byliśmy wszyscy razem w tym samym pomieszczeniu, ale każdy gdzie indziej.
Może kiedyś znajdziemy drogę do siebie, a może nie. Ale dziś nikt już nie próbował udawać, że jest dobrze. I może to właśnie był pierwszy krok.
Leszek, 48 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zawsze byłam tą rozsądną córką, z której rodzice są dumni. Gdy w końcu zrobiłam coś głupiego, poczułam wreszcie ulgę”
- „Gdyby nie moja teściowa, dalej żyłabym w jednym wielkim kłamstwie. Dzięki jej listom wreszcie przejrzałam na oczy”
- „Na pogrzebie babcia miała 1 specyficzną prośbę do żałobników. To żałosne i przykre, że nie każdy uszanował wolę zmarłej”

