Reklama

Nie byliśmy z Piotrkiem małżeństwem z okładki, ale kiedy zamieszkaliśmy po ślubie razem, wszystko toczyło się według prostego rytmu: praca, dom, rachunki, weekendy u jego rodziców. Przez długi czas nawet mi to odpowiadało. Mówiłam sobie, że właśnie tego chcę, ale ostatnio ten spokój zaczął mnie przytłaczać.

Nie pomagał mi

Z moim mężem coraz częściej mijałam się w domu bez słowa. Rano wychodził pierwszy, wieczorem przesiadywał przed komputerem. Rozmowy sprowadzały się do pytań o zakupy albo do krótkich uwag o pracy. Niby wszystko było dobrze, nikt się nie obrażał, nie kłócił, ale kiedy zapomniał o moich urodzinach, po prostu wzruszyłam ramionami i poszłam spać. To było gorsze niż złość.

Wiedziałam, że podczas świątecznych przygotowań nie mam co liczyć na pomoc z jego strony. Zawsze unikał pomocy w kuchni, twierdząc, że się nie zna na gotowaniu. Sama więc zrobiłam listę zakupów, ulepiłam pierogi i zaplanowałam, kto gdzie usiądzie przy stole. W tym roku Wigilia miała odbyć się u nas. Miał przyjechać mój tata, moja siostra Agata z mężem i dziećmi Artur – brat Piotrka.

Nie widziałam go od lat. Zawsze był gdzieś daleko, w pracy, w trasie, wiecznie zajęty, od lat niemal nieobecny. Pamiętałam go z naszego ślubu, ale nawet nie potrafiłam dokładnie powiedzieć, jak wygląda. Kojarzył mi się z głębokim głosem, tyle.

Nie poznałam go

Zegar w kuchni wskazywał siedemnastą, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Piotrek nawet nie drgnął. Poszłam więc otworzyć drzwi. To była moja siostra Agata – jak zwykle zaaferowana, głośna, z reklamówkami w dłoniach.

– Weź to ode mnie, bo mi palce odpadną – rzuciła zamiast „cześć” i wcisnęła mi jedną torbę. – Dzieci zaraz przyjdą.

W tym momencie za moją siostrą zobaczyłam mężczyznę, którego kojarzyłam z naszego wesela.

– Artur? – powiedziałam zaskoczona.

Wysoki, z kilkudniowym zarostem i uśmiechem, który pojawił się powoli, jakby się upewniał, że jestem tą osobą, której się spodziewał.

– Cześć, Ola – powiedział, jakbyśmy widzieli się wczoraj.

– Cześć – odpowiedziałam, trochę zbyt cicho. – Chodźcie, zdejmijcie buty, zaraz będzie zupa.

Serce waliło mi dziwnie mocno. Artur wszedł pewnym krokiem, rzucił kurtkę na wieszak i jakby od niechcenia usiadł tuż obok mojego miejsca przy stole. Nalewał sobie barszczu i pytał mnie, jak zrobiłam uszka.

Coś zaiskrzyło

Rozmawialiśmy, niby o niczym – o pogodzie, korkach, piekarniku, który się zepsuł, ale każde zdanie miało w sobie coś więcej. Dłuższe spojrzenie, niechcący dotknięta dłoń, lekki uśmiech. Nie chciałam analizować, było mi po prostu ciepło i przyjemnie. Wieczorem dzieci Agaty zasnęły na kanapie, Piotrek siedział w kącie salonu z telefonem, a moja siostra nieustannie krążyła między stołem a kuchnią, sprzątając naczynia i komentując.

– Ola, może byś poszła do samochodu po te pudła z prezentami? – zapytała Agata.

– Jasne – odpowiedziałam i już miałam iść, kiedy Artur podniósł się z kanapy.

– Pomogę ci – powiedział. – Nie dasz rady sama.

Zanim zdążyłam zaprotestować, już sięgał po kluczyki, które leżały na komodzie. Mróz uderzył mnie natychmiast, kiedy wyszliśmy przed blok. W oddali słychać było jakieś fajerwerki, choć do Nowego Roku zostało jeszcze kilka dni. Artur szedł obok mnie w milczeniu. Przestaliśmy rozmawiać przy stole, ale napięcie nie zniknęło. Wręcz przeciwnie.

Patrzyłam, jak obchodzi samochód. Jego ruchy były spokojne, ale ja czułam, że cały świat przyspieszył. Albo przynajmniej moje serce. Otworzył bagażnik. Schyliłam się po pierwsze pudło, kiedy nagle poczułam jego rękę na moim ramieniu.

– Poczekaj – powiedział cicho.

To był moment

Odwróciłam się. Nie wiem, co dokładnie zobaczył w mojej twarzy, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, poczułam jego usta na swoich. Nie trwało to długo. Odskoczyłam prawie natychmiast, jak oparzona.

– Nie – wyszeptałam. – Nie wolno.

Artur cofnął się, ale nie wyglądał na zaskoczonego.

– Wiedziałem, że coś jest między nami – powiedział. – Od początku. Przecież ty też to czujesz.

Stałam w miejscu, z rękami drżącymi od zimna albo z emocji. Nie odpowiedziałam. Odwróciłam się i wróciłam do domu szybkim krokiem, zostawiając go przy samochodzie. W mieszkaniu nikt niczego nie zauważył. Dzieci wciąż spały, Agata narzekała na suszarkę do włosów, a Piotrek nawet nie podniósł głowy znad ekranu. Ustawiłam pudła pod choinką i usiadłam w fotelu, udając, że wszystko jest tak jak zawsze. Ale nie było.

W nocy nie mogłam zasnąć. Leżałam obok Piotrka, wpatrzona w sufit. On spał twardo, nawet nie zauważył, że nie mogłam zasnąć. A może zauważył i udawał – w naszym małżeństwie to było już bez znaczenia.

Nie żałowałam

Po północy telefon zawibrował na szafce nocnej. Zerknęłam ostrożnie, by nie obudzić mojego męża. Powiadomienie z Messengera. Otworzyłam wiadomość, była od Artura: „Nie żałuję”. To wszystko. Dwa krótkie słowa, które sprawiły, że żołądek zacisnął mi się z nerwów.

Nie odpisałam. Zgasiłam ekran i przez chwilę tylko patrzyłam w ciemność. Potem znów go włączyłam i przeczytałam jeszcze raz. „Nie żałuję” – jakby to był jakiś manifest albo prowokacja. Serce waliło mi w piersi, ręce zaczęły się pocić. Przez chwilę miałam ochotę coś napisać – że to był błąd, że nic się nie wydarzyło, że nie wolno nam tak, ale żadna wersja nie wydawała się wystarczająca.

Zamiast tego po prostu skasowałam wiadomość, tak, jakby nigdy jej nie było. Zgasiłam ekran i położyłam telefon z powrotem na szafce. Potem długo jeszcze wpatrywałam się w kontur firanki, jakby tam miała się znaleźć jakaś odpowiedź. Zastanawiałam się, co dalej. Czy to wszystko da się jeszcze odwrócić. Czy można wrócić do życia, które przez moment przestało wystarczać. Czy da się zapomnieć dotyk, spojrzenie, tamtą chwilę pod samochodem? Nie miałam na to żadnej odpowiedzi.

Aleksandra, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama