„W tym roku na Boże Narodzenie dostałem od mojej byłej wyjątkowy prezent. Miał moje oczy i mówił do mnie »tato«”
„Mały Jacek. Powtarzałem w myślach to imię. Patrzyłem na daty, próbowałem policzyć wstecz. Zdjęcie z jego pierwszych urodzin było sprzed roku. Czyli… urodził się dziewięć miesięcy po tym, jak wyjechałem?”.

Za granicą życie ma inny rytm. Każdy dzień wygląda mniej więcej tak samo: praca, zakupy w tym samym sklepie, rozmowa z mamą raz w tygodniu. W weekendy czasem pójdę na spacer po zimnym, niemieckim miasteczku, popatrzę na ludzi, którzy żyją tu naprawdę – z rodzinami, z planami, z przyzwyczajeniem. Ja się tu nigdy nie zadomowiłem.
Nie tęskniłem za domem
Minęły dwa lata, odkąd zostawiłem Polskę. Od tamtego czasu nie miałem dziewczyny, nie zakochałem się, nie znalazłem nawet nic, co by mnie specjalnie ruszało. Czasem łapię się na tym, że żyję trochę jak duch. Wszystko, co mnie kiedyś bolało, co dusiło – zostawiłem za sobą. Tak mi się wydawało.
Z Julią byłem trzy lata. Na początku wydawało mi się, że może się uda, że to będzie coś więcej, ale potem oboje chyba zrozumieliśmy, że wcale nie patrzymy w tę samą stronę. Byliśmy razem, ale nie byliśmy nierozłączni. Po prostu jedno przestało wystarczać drugiemu. Rozstaliśmy się jak ludzie – bez wrzasków, bez zdrad, bez scen. Spakowałem się i wyjechałem. Najpierw na chwilę, potem na dłużej, w końcu na stałe.
Przyjechałem teraz do Polski tylko na święta. Takie klasyczne: karp, pierogi, ciocia ze śmiechem i wujek z życzeniami, żebym w końcu wrócił na dobre. Spotkaliśmy się też w starym gronie – Bartek, Michał, Anka. Piwo, śmiechy, wspomnienia. I wtedy Bartek palnął:
– Julia? Ma teraz małego chłopca. Nazwała go Jacek. Fajna historia, nie?
Dosłownie oniemiałem
Uśmiech mi z twarzy zszedł jak ręką odjął. Spojrzałem na niego, ale on już był gdzieś indziej – opowiadał coś o nowym aucie. W mojej głowie coś się odpięło. Przecież to niemożliwe. Albo możliwe? Ile lat ma to dziecko? Kiedy my się rozstaliśmy? Dlaczego nic nie powiedziała?
Siedziałem w starym pokoju w domu rodziców. Ściany wciąż miały ten sam kolor co dziesięć lat temu, biurko to samo, skrzypiące łóżko pod oknem, nawet kalendarz z górskim pejzażem nadal wisiał. Wszystko jakby czekało na mnie, a ja czekałem, aż coś mi się w głowie ułoży.
Z laptopem na kolanach wszedłem na profil Julii. Nie robiłem tego od dawna. Zawsze miałem w sobie jakiś opór, ale teraz nie mogłem się powstrzymać. Zdjęcie profilowe – ona z dzieckiem na rękach. Maluch miał bujną czuprynę i śmiał się szeroko. Serce mi na moment stanęło. Przewinąłem niżej. Kolejne zdjęcia. On na kocyku, on w ramionach Julii, on w wózku. Podpisy: „Nasze pierwsze wspólne święta”, „Mały Jacek odkrywa świat”, „Pierwsze kroki”.
Byłem w szoku
Mały Jacek. Powtarzałem w myślach to imię. Patrzyłem na daty, próbowałem policzyć wstecz. Zdjęcie z jego pierwszych urodzin było sprzed roku. Czyli… urodził się dziewięć miesięcy po tym, jak wyjechałem?
Otworzyłem zdjęcia raz jeszcze, teraz dokładnie patrząc na daty. Na jednym Julia była w zaawansowanej ciąży. Data publikacji – kwiecień, a my rozstaliśmy się w lutym. Pamiętałem ten dzień. Po prostu spojrzeliśmy na siebie i zrozumieliśmy, że każde z nas już jest gdzie indziej. Uścisk, kilka słów. Wyjechałem tydzień później.
Zamknąłem laptopa. Pokój się zakręcił. Czułem, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Usiadłem na krześle i zakryłem twarz dłońmi. Czy to możliwe, że wtedy była już w ciąży? I nic mi nie powiedziała?
– Jacek, wszystko w porządku? – usłyszałem głos mamy, która weszła do pokoju.
– Tak, tylko jestem zmęczony – odpowiedziałem szybko, starając się, by mój głos brzmiał normalnie.
– Jesteś jakiś blady. Może zjesz coś ciepłego?
– Może później, dzięki.
Musiałem poznać prawdę
Usłyszałem jej kroki oddalające się w stronę kuchni. Zostałem sam. Siedziałem w bezruchu, próbując poskładać to wszystko w całość. Może to przypadek, może to nie moje dziecko? A może właśnie dlatego dała mu moje imię, bo… wiedziała?
Nie spałem prawie całą noc. W głowie ciągle wracało to jedno zdjęcie, jedno zdanie, jedno spojrzenie Julii, które teraz nagle nabrało zupełnie innego znaczenia. Rano, jeszcze zanim ktokolwiek wstał, napisałem do niej wiadomość: „Cześć. Jestem w Polsce. Chciałbym się spotkać, jeśli możesz”.
Nie odpisywała przez godzinę, potem kolejną. Wreszcie, późnym popołudniem, przyszła odpowiedź: „Dobrze. Jutro o 16, kawiarnia na rynku”. Przyszedłem tam chwilę przed czasem. Kawa wystygła, zanim się zjawiła. Przyszła sama. Miała podkrążone oczy, trochę schudła, ale była tą samą Julią, którą znałem. Może trochę cichszą. Usiadła naprzeciwko, bez uśmiechu.
– Masz syna? – Zapytałem cicho.
– Tak.
Przełknąłem ślinę, próbując zapanować nad drżeniem głosu.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Patrzyła na mnie długo, jakby ważyła każde słowo.
– Bo nie wiedziałam, czy byś chciał to usłyszeć.
Mój świat się zawalił
Nie potrafiłem nic powiedzieć. W tej jednej chwili wszystko, co budowałem przez ostatni rok – cała ta moja nowa stabilizacja – zaczęło się chwiać. Julia nie tłumaczyła się. Ja nie zadawałem więcej pytań. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, każde z własnym ciężarem.
Przez kilka dni nie pisałem do niej, nie dzwoniłem, nie tłumaczyłem się. Musiałem pobyć sam, ułożyć wszystko w głowie, ale nie dało się tego ułożyć. W końcu po prostu poszedłem. Otworzyła z dzieckiem na rękach. Mały trzymał się jej bluzki, a gdy mnie zobaczył, schował twarz w jej ramieniu. Przez chwilę staliśmy tak, jakbyśmy nie wiedzieli, co zrobić. Ona w końcu się odsunęła, powiedziała, że możemy usiąść.
Usiadłem. Mały Jacek bawił się w ciszy drewnianą łyżką, a ja patrzyłem na niego. Miał oczy Julii, ale nos… chyba mój. Albo usta. Sam nie wiedziałem. Próbowałem znaleźć w nim coś znajomego, coś, co da mi pewność.
– On… wie o mnie coś? – zapytałem, nie odrywając wzroku od dziecka.
– Jeszcze nie, ale jeśli chcesz możesz mu powiedzieć, kim jesteś – odpowiedziała spokojnie.
Chciałem spróbować
Nie umiałem tego powiedzieć. Nie wiedziałem nawet, jak się przedstawić. Czy mogę się tak po prostu pojawić i powiedzieć: to ja, twój ojciec?
– Nie wiem, kim jestem – powiedziałem po chwili. – Ale może to jest ten moment, kiedy powinienem przestać uciekać?
Julia nic nie odpowiedziała. Siedzieliśmy razem, patrząc, jak mały układa coś z klocków. I pierwszy raz od dawna poczułem, że może nie jestem tylko widzem. Że może jeszcze coś mogę zrobić. Nie wyjechałem. Przełożyłem bilet, potem odwołałem. Powiedziałem w pracy, że muszę zostać trochę dłużej. Nie tłumaczyłem się, oni nawet nie pytali. A ja sam nie wiedziałem, na jak długo zostaję.
Zacząłem wpadać do nich codziennie. Czytałem bajki, raz poszedłem z nimi do lekarza. Nie składałem obietnic. Coraz częściej myślałem o tym, że zostanę na stałe, że wszystko naprawię, że będziemy rodziną. Nie umiem jeszcze tego powiedzieć, może się bałem, że znowu zawiodę, ale jestem przy nich.
Jacek, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wigilię spędzałam samotnie od lat. Aż pewnego dnia wzięłam ciasto i poszłam do sąsiada z naprzeciwka”
- „Matka i teściowa od dawna skaczą sobie do oczu. Myślałam, że w święta będzie inaczej, ale znów zrobiły z nich szopkę”
- „Mąż nie chce mnie spuścić z oka i wszędzie szuka dowodów zdrady. Nie mogę nawet wyjść z koleżanką na zimową herbatę”

