Reklama

Mam 28 lat. Od pięciu lat jestem z Arturem, od roku jesteśmy zaręczeni. Związek z nim... był bezpieczny. Poukładany jak szuflada z dokumentami: wszystko na swoim miejscu, nic się nie gubi, ale jakby bez dostępu powietrza. Artur był dobrym człowiekiem, spokojnym, odpowiedzialnym. Czasem aż za bardzo. Mnie – wiecznie z głową pełną pytań i sercem łaknącym emocji – ta cisza w nim męczyła.

Wstyd się przyznać, ale zazdrościłam ludziom dramatów. Tych kłótni w nocy, gorących pojednań, decyzji podjętych impulsywnie. Nasze życie było jak dobrze działający zegar. A ja marzyłam, żeby raz choćby się spóźnić, zgubić wskazówkę, zapomnieć o czasie.

Sylwestra spędzimy u Tomka – powiedział Artur, nie odrywając wzroku od laptopa. – Iza wszystko ogarnia. Będzie impreza.

– Znowu? – westchnęłam. – Myślałam, że w tym roku gdzieś pojedziemy, tylko we dwoje…

– Po co? I tak będzie zimno i drogo – odpowiedział, jakby to była rzecz oczywista.

Milczałam. On przecież nigdy nie rozumiał tej mojej tęsknoty za czymś „więcej”. Cokolwiek by to znaczyło. Tamten sylwester miał być kolejną rutynową imprezą. Nie wiedziałam, że wystarczy jedno przypadkowe zdarzenie, by cały nasz porządek runął jak domek z kart.

Czekałam na pocałunek o północy

Było głośno, tłoczno i trochę zbyt ciepło, jak na sylwestrową noc. Małe mieszkanie Tomka i Izy pękało w szwach. Ludzie tańczyli, śmiali się, przekrzykiwali muzykę. Artur stał w kuchni i prowadził jakąś monotonną rozmowę o inwestycjach z kolegą z pracy. Ja krążyłam bez celu, popijając wino. Odliczanie do północy zbliżało się nieubłaganie.

Wyszłam na balkon. Potrzebowałam chwili ciszy, powietrza. Na zewnątrz było kilka osób, ale nikogo znajomego. Oparłam się o barierkę, patrząc na migające światła miasta. Nagle usłyszałam odliczanie z salonu. Dziesięć… dziewięć…

– Wszystkiego najlepszego! – ktoś zawołał tuż obok, a ja odwróciłam głowę.

Wtedy to się stało. Mężczyzna, wyższy ode mnie, pachnący jakimś intensywnym drzewnym zapachem, nagle pochwycił moją twarz w dłonie i pocałował. Gwałtownie. Krótko. Zdecydowanie.

– O… cholera – powiedział sekundę później, odsuwając się szybko. – To nie… Myślałem, że to Iza.

Zamarłam. Spojrzałam na niego – twarz znajoma, choć zaskoczona. Tomek. Brat Artura.

– Przepraszam, Marlena, serio. Nie wiem, jak to się stało. W tym świetle… pomyliłem cię z nią – zaczął się plątać.

– W porządku… – szepnęłam, wciąż oszołomiona. – To nic takiego.

Uśmiechnął się nerwowo i zniknął z balkonu. Ja zostałam. Z ustami, które wciąż czuły tamten pocałunek. I z myślą, której nie mogłam się pozbyć: „Dlaczego to tak dziwnie na mnie wpłynęło?”. Nie powiedziałam Arturowi. Ani tej nocy, ani następnej. Ten pocałunek był pomyłką. Przypadkiem. A jednak coś we mnie zmienił. Coś, czego nie dało się już odkręcić.

Pojawiło się jakieś napięcie

Kilka dni po sylwestrze wszystko wróciło niby do normy. Artur był sobą – spokojnym, skupionym na pracy, coraz bardziej nieobecnym. A ja… nie potrafiłam przestać myśleć o tamtej chwili. O zapachu jego kurtki. O ciepłych dłoniach na mojej twarzy. O tym, jak mój organizm zareagował, zanim jeszcze zrozumiałam, co się dzieje.

Tomek i Iza wpadli do nas w sobotę na kolację. Wspólne plany, niby zwykły wieczór. Siedzieliśmy przy stole. Iza od początku rzucała mi krótkie spojrzenia. Były jak szpilki.

– Marlena, może chcesz przepisać sobie moją dietę? Ostatnio widziałam, że zjadłaś trzy porcje sernika – zaśmiała się ostro.

– A może ty spróbujesz czasem powiedzieć coś miłego dla odmiany? – odparłam z wymuszonym uśmiechem.

Artur nie zwrócił uwagi. On i Tomek omawiali coś o samochodach. Widziałam, że Tomek nie patrzy mi w oczy. Nawet przez sekundę. Kiedy Iza poszła do łazienki, a Artur akurat odbierał telefon, wyszłam do kuchni. Tomek już tam był.

Nie chciałam robić sceny – powiedziałam cicho. – Ale muszę wiedzieć… to nic nie znaczyło, prawda?

– Nic, oczywiście, że nic. Tylko… – spojrzał na mnie w końcu – nie wiem, czy można to tak po prostu zignorować.

Zamilkłam.

– Proszę cię – dodał po chwili. – Zapomnijmy o tym. To była wpadka. Nic więcej.

Chciałam mu przytaknąć. Naprawdę chciałam. Tylko nie potrafiłam. Coś się przesunęło i nie chciało wrócić na miejsce.

Sam się wygadał

Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy. Było ciemno, cicho. Tylko przytłumione głosy dochodziły z pokoju Artura. Zatrzymałam się w przedpokoju, myśląc, że może rozmawia przez telefon. Nagle usłyszałam znajomy głos.

Nie udawaj, że cię do niej nie ciągnie, Tomek. Widziałem, jak na nią patrzysz.

Zamarłam.

– Artur, przestań – odpowiedział Tomek nerwowo. – To był przypadek. Sylwester, zamieszanie… myślałem, że to Iza.

– Jasne. Przypadek – w głosie Artura pojawił się chłód. – Jakoś trudno mi uwierzyć, że ci się to nie spodobało.

Nie chcę zniszczyć twojego związku – powiedział Tomek cicho. – Ani swojego.

– Za późno – Artur rzucił krótko. – Co ona czuje?

– Skąd mam wiedzieć?

Weszłam do pokoju bez słowa. Obaj zamilkli.

– Możecie przestać rozmawiać o mnie, jakby mnie tu nie było? – powiedziałam ostro.

– Marlena... – zaczął Artur.

– Słyszałam wszystko. Nie wiem, co gorsze – że wy mnie teraz analizujecie, czy że mnie to w ogóle nie dziwi.

– Musimy być szczerzy – powiedział Artur. – Nie chodzi o pocałunek. Chodzi o to, że mu na tobie zależy. A ty co masz do powiedzenia?

Patrzyłam na nich – dwóch braci, którzy teraz nie byli tylko rodziną, ale przeciwnikami. A ja... nie potrafiłam odpowiedzieć. Nie wiedziałam, co czuję.

Wszystko się rozpadło

Spotkaliśmy się z Tomkiem dwa dni później. Napisał tylko krótką wiadomość: „Musimy pogadać. Na spokojnie”. Powinnam to zignorować, ale nie potrafiłam. Usiedliśmy w jego aucie. Staliśmy gdzieś przy bocznej ulicy. Było ciemno, zimno, parowały szyby. Cisza dławiła.

Nie chcę udawać – powiedział w końcu. – Nie jestem pewien, kiedy to się zaczęło. Może w sylwestra, a może wcześniej. Coś się dzieje. Coś więcej, niż tamten pocałunek.

Milczałam.

Artur ma wszystko – kontynuował. – Dom, stabilność, ciebie. A ja zawsze byłem drugi. Rozrywkowy, niepoważny. A teraz, gdy poczułem coś prawdziwego, powinienem to zdusić, bo... bo ty jesteś z nim?

– Tomek, to nie tak. Ja po prostu... ja czuję się przy tobie inaczej. Lżej. Jakbym mogła być sobą.

Spojrzał na mnie.

– To znaczy, że nie kochasz Artura?

Zamilkłam. Właśnie w tej chwili dotarło do mnie, jak bardzo pogubiłam się w tym wszystkim. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, jego telefon zawibrował. Zerknął na ekran, pobladł. To była Iza.

Ona coś wie? – zapytałam.

Tomek skinął głową.

Chyba tak. Grzebała w moim telefonie. Widziała nasze wiadomości.

Wieczorem Iza do mnie przyszła. Właściwie to wparowała bez pukania.

– Wiesz, zabawnie, że pomylił cię ze mną. A może to nie był przypadek? – syknęła. – Gratuluję, Marlena. Idealna narzeczona. I świetna kochanka, co?

Nie odpowiedziałam. Po raz pierwszy nie miałam nawet siły się bronić. Może rzeczywiście przestałam być niewinna.

Musiałam ponieść konsekwencje

Artur siedział w kuchni, gdy wróciłam. Wpatrywał się w kubek z herbatą, jakby to był jakiś dokument, który miał mu powiedzieć, co dalej.

Widziałem się z Tomkiem – powiedział bez emocji.

Zsunęłam płaszcz. Serce waliło mi jak szalone.

– I co?

– Powiedział, że nie chce niczego rozbijać. Że to pomyłka. Ale ja wiem, że nie – spojrzał na mnie w końcu. – Nie dlatego, że cię pocałował. Tylko dlatego, jak ty na niego patrzyłaś.

Zatkało mnie.

– Artur... Ja cię nigdy nie zdradziłam. To był tylko... moment zawahania.

– Wiem. Właśnie dlatego to boli jeszcze bardziej.

Usiadł. Schował twarz w dłoniach.

– Przez pięć lat wszystko planowaliśmy razem. A teraz pierwszy raz czuję, że jestem sam.

Nie planowałam tego – powiedziałam cicho. – Naprawdę.

– Właśnie. Emocji się nie planuje, prawda?

Nie odpowiedziałam. Kilka dni później spakował się i wyprowadził. Nie było krzyków. Nie było płaczu. Tylko cisza. Zimna, ostateczna.

Tomek przyszedł jeszcze raz. Z bukietem tulipanów. Stał w drzwiach i mówił:

Jeśli chcesz, spróbujmy. Nie wiem, jak to się skończy. Ale możemy chociaż spróbować.

– Nie – odpowiedziałam. – Nie chcę niczego próbować. Chcę zrozumieć siebie. Chcę przestać ranić ludzi.

Zostałam sama. Bez Artura. Bez Tomka. Z refleksją, że czasem wystarczy jedno spojrzenie, jedno drżenie dłoni, by zburzyć coś, co budowało się latami.

Zapamiętam to na zawsze

Minęły trzy miesiące. Nadal mieszkam w tym samym mieszkaniu, śpię po tej samej stronie łóżka. Czasem budzę się w środku nocy i przez ułamek sekundy myślę, że Artur jest w łazience. Tylko że łazienka jest pusta i tak już zostanie.

Nie próbuję się z nim kontaktować. On też nie szuka kontaktu. Kiedy odchodził, powiedział tylko: „Zawsze będę ci życzył dobrze. Ale nie potrafię już być obok”. A ja zrozumiałam wtedy, że nie wszystko da się naprawić. Niektóre błędy nie mają prostego zadośćuczynienia.

Z Tomkiem nie widzieliśmy się od tamtej rozmowy. Wiem, że rozstał się z Izą. Podobno wyjechała. On został. Czasem widzę jego samochód zaparkowany w pobliżu mojego bloku. Może ma nadzieję, może tylko przypadek.

Zastanawiam się, czy było warto. Czy jeden przypadkowy pocałunek wart był tej katastrofy, która przyszła potem. Jednak… przecież nie o pocałunek chodziło. Chodziło o to, co się pod nim kryło. O emocje, których nie chciałam widzieć, bo były niewygodne. Nie pasowały do mojego uporządkowanego życia.

Już nigdy nie spojrzę na północ w sylwestra tak samo. Teraz wiem, że jedno „przepraszam, pomyliłem się” może otworzyć drzwi, które powinny pozostać zamknięte. A może musiały się otworzyć, żebym mogła zobaczyć siebie naprawdę.

Marlena, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama