Reklama

Nie lubię sylwestra. Za dużo oczekiwań, za dużo udawania, że wszystko, co było trudne, zniknie po północy. Poszłam na imprezę, bo Łukasz powiedział, że będzie nudno beze mnie. A ja – choć nigdy się do tego nie przyznam – chciałam, żeby chociaż jednej osobie mnie tego wieczoru brakowało.

Impreza była u Kacpra i Pauliny. Jeszcze dwa lata temu to ja byłam jego dziewczyną, a Paulina – moją przyjaciółką. Teraz dzielą sofę i popcorn, a ja trzymam się z boku, udając, że dobrze się bawię. Tyle że nie potrafię przestać patrzeć. Obserwuję ich jak obcych ludzi, których kiedyś znałam. Z Pauliną już się nie śmiejemy. Nasze rozmowy to krótkie, grzeczne wymiany zdań. Jak ta sprzed wejścia:

Ładnie wyglądasz – rzuciła.

– Dzięki. Ty też – odpowiedziałam, unikając jej wzroku.

– Fajnie, że jesteś.

W końcu stara paczka, nie?

Potem był Łukasz. Tylko z nim czułam się swobodnie. Usiadł obok, podał mi drinka i zapytał:

Może taniec o północy?

– Może – odpowiedziałam i przez chwilę było ciepło. Cicho. Bezpiecznie.

Impreza się rozkręcała. W tle śmiechy, kieliszki, muzyka. Nikt jeszcze nie wiedział, że zaraz wszystko to zniknie.

Chcieli zagrać w jedną grę

To miała być taka zabawa. „Sylwestrowe wyzwania” – nowoczesna wersja prawdy albo wyzwania, tylko że w wersji „nic nie wychodzi poza ten pokój”. Śmiechy, świece, plastikowe kieliszki i wszyscy trochę bardziej wyluzowani, niż powinni. Paulina wpadła na ten pomysł, więc wszyscy przyklasnęli. To Paulina zawsze była tą, która „coś wymyśla”.

Pierwsze pytania były niewinne. Kto całował się z kimś z tej sali? Kto zakochał się w osobie, która go olała? Kto zatańczy na stole? Zaczęło się robić głośno i głupio. Trochę żartów, trochę przytyków. Marta najwięcej się śmiała – jak zawsze. Lubiła, kiedy wszyscy na nią patrzyli.

Wtedy przyszła jej kolej. Ktoś przeczytał zadanie: „Opowiedz najbardziej żenującą sytuację z kimś z pokoju”. Marta nie wahała się ani chwili. Uśmiechnęła się szeroko, spojrzała na Kacpra i rzuciła:

– Kacper, no nie udawaj, że nie pamiętasz naszego nocnego fiaska po tamtym weselu… Paulina, ty wiedziałaś, prawda?

Zamarłam. Wszyscy zamarli. Jakby ktoś nagle ściszył muzykę. Paulina patrzyła na Martę, potem na Kacpra. On się nie śmiał. Milczał. Przełknął ślinę i spuścił wzrok.

– No co, to przecież było lata temu – Marta dodała, ale już mniej pewnym tonem. – Myślałam, że…

Nie dokończyła. Paulina wstała z sofy, odsunęła kieliszek i wyszła z pokoju. Nikt się nie ruszył. A mnie ścisnęło w środku. Choć nie znałam szczegółów, wiedziałam jedno – to nie był żart.

Mnie też obwiniała

Paulina długo nie wracała. Siedzieliśmy jak dzieci po awanturze rodziców – cicho, nikt nie miał odwagi się odezwać. Marta patrzyła w podłogę, Kacper nerwowo bawił się kapslem od piwa. W końcu wstałam. Nie mogłam już tego znieść. Znalazłam Paulinę na korytarzu. Stała pod oknem ze szklanką. Drżała. Przez chwilę nie wiedziałam, czy mnie zauważyła, ale wtedy spojrzała na mnie i zapytała:

– Czy ja właśnie dowiedziałam się, że mój chłopak przespał się z Martą?

Nie umiałam odpowiedzieć. Głowa mi pulsowała. Co miałam powiedzieć? Że nie byłam pewna, ale podejrzewałam? Że kiedyś coś widziałam, słyszałam, czułam? Milczałam.

Wiedziałaś? – jej głos był ostry jak szkło.

– Nie… znaczy… nie do końca. To było dawno. Myślałam, że to przeszłość – bąkałam, zawstydzona własnym tchórzostwem.

– A ja myślałam, że nie jestem idiotką – rzuciła i odwróciła się, ocierając policzek.

W tym momencie do korytarza dołączyła Marta. Z udawaną beztroską, ale z oczami pełnymi lęku.

– Paulina, nie wiedziałaś? Ja myślałam, że o tym rozmawialiście. To było wieki temu. Serio. Nic nie znaczyło.

– To czemu to teraz powiedziałaś?! Przed wszystkimi? – Paulina była bliska płaczu. – Dla zabawy?

Kacper pojawił się za Martą. Nie powiedział nic. Patrzył tylko – jakby patrzył na swoją własną katastrofę. Czułam, jak cały wieczór idzie ku ruinie.

Dalej coś ich łączyło

Wróciłam do salonu, ale nie mogłam usiedzieć na miejscu. Głosy z korytarza ucichły, ktoś włączył muzykę, próbując ratować atmosferę. Bezskutecznie. Nikt już nie tańczył. Nikt się nie śmiał. Chciałam tylko chwili spokoju, więc wyszłam do kuchni. Drzwi były lekko uchylone. Usłyszałam głos Marty i Kacpra. Zastygłam.

Miałaś to zostawić za nami – powiedział Kacper cicho, zrezygnowany.

– Myślałam, że już wszyscy o tym wiedzą. Nie chciałam robić dramatu – odpowiedziała Marta. Głos jej się łamał.

Paulina nie wiedziała – rzucił z goryczą.

Zapadła cisza. Słyszałam tylko szum zmywarki i swoje własne serce, bijące zbyt głośno.

– Kiedyś mówiłeś, że nie żałujesz – Marta szepnęła.

– Bo nie żałowałem. Ale teraz… Teraz żałuję wszystkiego.

Chciałam odejść. Naprawdę chciałam, ale wtedy do kuchni weszła Paulina. Nie zauważyła mnie – jej wzrok był skupiony tylko na Kacprze.

– W takim razie powiedz mi – kiedy to się stało? Zanim zaczęliśmy być razem, czy w trakcie? Odpowiedz.

Kacper się cofnął. Jakby każde słowo było ciosem.

– To było… między nami a tobą. Kiedy... nie byliśmy jeszcze razem. Nie w pełni.

– Nie w pełni?! – głos Pauliny przeszył powietrze.

Marta stała z boku, blada. A ja, cicho jak cień, wycofałam się w stronę drzwi. To, co tam się działo, nie było już tylko ich sprawą. Każdy z nas miał podobne problemy. Takie, które od lat udawaliśmy, że nie bolą.

Ja też to przeżywałam

Wyszłam na balkon. Potrzebowałam powietrza, nawet jeśli było lodowate. Szum imprezy za ścianą brzmiał teraz jak obcy świat. Oparłam się o barierkę i zamknęłam oczy. Po policzku spłynęła mi łza – nie wiedziałam nawet, czy to przez Paulinę, czy przez coś we mnie, co zgasło razem z tym wieczorem.

Niezłe zakończenie roku, co? – usłyszałam znajomy głos.

To był Łukasz. Miał kurtkę narzuconą na ramiona i trzymał w dłoni dwa kubki. Podał mi jeden.

– Grzane wino. Słabe, ale ciepłe – powiedział.

– Dzięki – odpowiedziałam cicho. – Nie wiem, czy jestem w nastroju.

– Nie musisz być. Po prostu… bądźmy tu razem, co?

Usiadł na zimnym murku. Milczeliśmy chwilę. Potem dodał:

– Zawsze wiedziałem, że Kacper to trochę… niewyrośnięty chłopiec. Ale nie sądziłem, że aż tak spartoli sprawę.

Westchnęłam. Powiedziałam coś, co chyba długo we mnie siedziało:

Kiedyś był moim całym światem. Tak głupio to brzmi, wiem. Nie rozumiem, jak można tak łatwo zapomnieć o kimś, kogo się kochało.

Łukasz spojrzał na mnie uważnie.

– A myślałem, że to on cię zostawił, nie odwrotnie.

– Bo tak było. Ale to nie znaczy, że go nie kochałam.

Zapadła cisza. Cicha, ale gęsta od niedopowiedzeń.

– Anita… zawsze byłem po twojej stronie. Nawet wtedy, gdy milczałem.

Spojrzałam na niego. Pierwszy raz poczułam, że to nie flirt. Może ktoś widzi we mnie więcej niż tło dla cudzych dramatów. A może po prostu chciałam w to uwierzyć.

Do mnie też miała pretensje

Paulina wyszła z mieszkania tak, jakby nie chciała, żeby ktokolwiek ją zatrzymał. Bez kurtki. Bez słowa. Z hukiem zamknęła drzwi za sobą. Przez chwilę nikt nie drgnął. Marta patrzyła w pustkę, jakby próbowała cofnąć czas samym spojrzeniem. Kacper siedział na podłodze, oparty o ścianę, z dłońmi we włosach. Jakby próbował złapać cokolwiek, co jeszcze się trzymało.

To nie miało tak wyjść – powiedział cicho, bardziej do siebie niż do kogokolwiek.

Marta zrobiła krok w jego stronę. Usiadła obok, delikatnie dotknęła jego ramienia.

Nie miałam złych intencji – szepnęła.

Kacper się odsunął.

Nie chodzi o intencje. Chodzi o to, co właśnie rozbiłaś.

W domu zrobiło się pusto. Jedna dziewczyna płakała w łazience, ktoś się śmiał na siłę przy stole, muzyka leciała dalej – zupełnie niepasująca do tej ciszy, która opanowała ludzi.

Zebrałam swoje rzeczy. Nagle nie pasowałam do żadnej części tego wieczoru. W korytarzu zgasło światło. Wzięłam płaszcz i wyszłam. W drodze do windy usłyszałam dźwięk telefonu. Wiadomość od Pauliny. „Wiedziałaś? Bo jeśli tak, to nie wiem, co gorsze – oni, czy ty”.

Zatrzymałam się. Zimno ścisnęło mnie w żołądku. Przez chwilę miałam ochotę napisać, że to nie tak, że nic nie było pewne, że to nie moja wina. Ale skasowałam każde zdanie, które próbowałam złożyć. Może właśnie to było najgorsze. Że nie wiedziałam, jak się bronić.

Coś się właśnie skończyło

Wróciłam do domu o drugiej w nocy. Śnieg padał gęsto, choć nie było go w prognozach. Klatka schodowa pachniała chłodem i czyimiś tanimi perfumami. Zrzuciłam buty, zostawiłam kurtkę na podłodze i poszłam prosto do łazienki. Przez chwilę siedziałam na brzegu wanny, wpatrzona w kafelki. Potem spojrzałam na siebie w lustrze. Makijaż był rozmazany. Włosy potargane. Twarz – obca. Jakbym patrzyła na dziewczynę, która poszła na imprezę z nadzieją, że coś się zacznie, a wróciła z pytaniem, czy właśnie coś się skończyło. Nie tylko dla Pauliny.

Telefon leżał na pralce. Wiadomość od niej nadal tam była. Nie odpowiedziałam. Nie potrafiłam. Zastanawiałam się, co powiedziałabym, gdyby stała tu przede mną. „Tak, podejrzewałam. Ale nie chciałam wiedzieć. Wtedy musiałabym wybierać. A ja… zawsze byłam dobra w siedzeniu cicho”.

Łukasz też nie napisał. Może zrozumiał, że to nie był ten moment. Może zrozumiał, że ja – ciągle stoję w rozkroku między przeszłością a teraźniejszością. Sylwester miał być nowym początkiem. A był końcem. Dla Pauliny. Może też dla mnie.

Czasem najgorsze rzeczy nie dzieją się nagle. One się kumulują. I w końcu eksplodują – od jednego zdania. Wypowiedzianego niby przypadkiem. Czas się zatrzymał. I wcale nie mam pewności, czy kiedykolwiek ruszy z miejsca.

Anita, 27 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama