„W Święto Zmarłych odkryłam brudny sekret mojego męża. 15 lat żyłam pod jednym dachem z kimś, o kim nic nie wiedziałam”
„Lubiłam wierzyć, że znam go dobrze. Ale czasem, wieczorami, kiedy milczał zbyt długo, a ja mówiłam zbyt wiele – zaczynałam się zastanawiać. Czy naprawdę w środku jest tak samo prosty jak jego ulubiona czarna kawa”.

- Redakcja
Zawsze uważałam, że nie muszę mieć wiele, by czuć się spokojna. Wystarczyły mi herbaty po kolacji, cień dużego kasztanowca za oknem i obecność Tomka – mojego męża. Byliśmy razem ponad piętnaście lat. Związek – może nie namiętny, może nawet czasem cichy jak jesienny poranek – ale był w nim spokój. Taki, który koi. Taki, którego się trzymasz, kiedy wszystko inne zaczyna się chwiać.
Byliśmy blisko
Po śmierci mojego taty zbliżyliśmy się jeszcze bardziej. Tomek był wtedy wszystkim – szoferem, ramieniem, na którym wypłakiwałam się nocami, i jedynym człowiekiem, który wiedział, kiedy milczeć, zamiast pocieszać.
Od tamtego czasu każdego roku razem jeździliśmy na cmentarz na Zaduszki. Zostawialiśmy znicz, kilka chryzantem i zawsze kupowaliśmy po kawie w tej samej kawiarni na rogu. Taki nasz mały rytuał. To wtedy najczęściej wracałam wspomnieniami do dzieciństwa. A Tomek słuchał – cierpliwie, cicho, z tym swoim delikatnym uśmiechem.
Lubiłam wierzyć, że znam go dobrze. Że ten jego spokój to po prostu cecha, a nie maska. Ale czasem, wieczorami, kiedy milczał zbyt długo, a ja mówiłam zbyt wiele – zaczynałam się zastanawiać. Czy naprawdę w środku jest tak samo prosty jak jego ulubiona czarna kawa, czy raczej skomplikowany jak włoski ekspres, którego nie potrafiłam nigdy uruchomić?
To był nasz rytuał
Tego roku pojechaliśmy na cmentarz z samego rana. Po odwiedzeniu grobów poszliśmy do kawiarni. Była prawie pusta. Lubiłam to miejsce. Tomek zdjął kurtkę, powiesił ją starannie na oparciu krzesła i uśmiechnął się do mnie, jakbyśmy byli młodszą wersją siebie, jakby czas się cofnął. Odwzajemniłam ten uśmiech.
– Zamówimy to, co zawsze? – zapytał.
– Może dziś bez ciasta – odpowiedziałam. – Wczoraj zjadłam pół blachy sernika u mamy.
Skinął głową i poszedł do lady. Usiadłam przy naszym ulubionym stoliku w rogu sali, obok okna. Spojrzałam na ulicę – samochody przesuwały się leniwie, ludzie w grubych szalikach przemykali obok szyby. Zaduszki. Czas, kiedy wszystko jest trochę wolniejsze.
Kiedy wrócił z tacą, rozmawialiśmy o pogodzie. Potem wspomnieliśmy mojego tatę. Tomek zawsze pytał o niego z takim spokojem, jakby znał go lepiej niż ja. Młoda dziewczyna, kelnerka, pewna siebie, z ciasno związanym kucykiem i paznokciami w czerwonym lakierze zerknęła na Tomka, uśmiechnęła się szeroko i rzuciła:
– Dawno cię nie widziałam, Marek. Jak twoja dziewczyna?
Myślałam, że to żart
Zrobiło mi się gorąco. Uśmiech zniknął z mojej twarzy w ułamku sekundy. Spojrzałam na Tomka. W jednej chwili jego twarz zmieniła kolor. Czerwone plamy rozlały mu się po szyi. Nerwowo odchrząknął.
– To chyba jakaś pomyłka – powiedział z wymuszonym śmiechem. – Musiała mnie pani z kimś pomylić.
Kelnerka spojrzała na niego jeszcze raz, lekko przekrzywiła głowę, jakby nie była przekonana. Ale zaraz dodała:
– A, może. Może rzeczywiście.
Odeszła. A ja nie powiedziałam nic. Nie musiałam. Moje serce biło zbyt szybko. Patrzyłam na niego, a on unikał mojego wzroku. Chciałam coś powiedzieć, zapytać, zażartować, rozładować napięcie. Ale nie potrafiłam. Czułam, że między nami właśnie pojawiło się coś, czego wcześniej nie było. Coś, co siedziało teraz przy naszym stoliku razem z nami. Milczałam. A Tomek spojrzał w bok i sięgnął po łyżeczkę, jakby nic się nie wydarzyło.
Zaniepokoiłam się
W toalecie ręce mi się trzęsły. W lustrze zobaczyłam twarz kogoś, kto jeszcze chwilę temu był pewny swojego życia. Wyszłam z kabiny i zobaczyłam kelnerkę.
– Przepraszam – zaczęłam, głos miałam cichy, łamliwy – przed chwilą… mówiła pani do mojego męża Marek?
Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona, zamarła na moment, jakby przeliczała fakty.
– Tak… Myślałam, że tak ma na imię. Bywał tu czasem z blondynką. Myślałam, że to jego dziewczyna. Jeśli to pani mąż… to przykro mi.
Przykrość. Dobre słowo. Przy stoliku Tomek siedział spokojnie, pił kawę. Spojrzał na mnie krótko, jakby nic się nie stało. Usiadłam. Dokończyłam zimną już kawę w milczeniu. Nie patrzyliśmy sobie w oczy.
W samochodzie panowała cisza. Jechaliśmy główną ulicą, światła migały za szybą, a ja liczyłam w myślach każdy przejechany kilometr. Tomek włączył kierunkowskaz zbyt wcześnie, potem rzucił:
– Ale korek. Nie da się dziś nigdzie dojechać bez stania…
Myślałam o tym
W domu było cicho, jakbyśmy oboje bali się dźwięków. Powiesiłam płaszcze, on wszedł do kuchni, wyjął z lodówki zupę, podgrzał ją. Zjedliśmy bez słowa. Potem umył naczynia, włączył wiadomości. Siedzieliśmy na kanapie, jedno obok drugiego, a jednak osobno. Spróbował mnie objąć. Odsunęłam się lekko.
– Zmęczona jestem – rzuciłam bez emocji.
Nie odpowiedział. Widziałam, jak patrzy na mnie z ukosa, zamyślony, zle nie powiedział nic. Tak samo jak ja. Milczenie tego wieczoru było głośniejsze niż cokolwiek, co moglibyśmy sobie powiedzieć.
Minął tydzień. Nie powiedziałam ani słowa o kawiarni. Tomek też nie wracał do tematu. Zachowywał się tak, jakby wszystko było po staremu. Może naprawdę wierzył, że wystarczy udawać, a rzeczywistość się dostosuje.
Miał sekret
W pracy nie mogłam się skupić. Patrzyłam na dzieci, które rozwiązywały zadania, a moje myśli krążyły zupełnie gdzie indziej. Koleżanka zapytała, czy wszystko u mnie w porządku. Odpowiedziałam, że tak. Uśmiechnęłam się. Powiedziałam, że po prostu jesień. Nikt nie drążył.
Wieczorem, kiedy Tomek brał prysznic, jego telefon zawibrował. Złapałam go odruchowo, zanim ekran zgasł. Wiadomość była krótka. Nieznany numer: „Tęsknię. Kiedy znowu się zobaczymy?”. Zamknęłam ekran, odłożyłam telefon na miejsce. Nie przeszukiwałam go dalej. Nie chciałam znać szczegółów.
Nie zapytałam, nie zrobiłam sceny. Położyłam się spać, odwrócona do ściany. On przyszedł chwilę później, cicho, jakby nie chciał mnie obudzić. Nie wiem, kim była ta blondynka. Nie wiem, czy to jeszcze trwa, czy może już się skończyło. Nie wiem nic, ale wiem, że nie umiem z nim o tym porozmawiać.
Ania, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Posprzątałem grób dziadka na Wszystkich Świętych. Mama była na mnie zła, bo nie zasłużył nawet na to”
- „Jako 16-latek oddałem własnego syna dziadkom. Po 20 latach spotkałem go w pracy i nie przyznałem się, kim jestem”
- „Przez córkę moje wnuki wolą Halloween niż Wszystkich Świętych. Dynie, kostiumy i żadnej zadumy”

