„W święta zamiast pastorałek słuchałam przytyków teściowej. Nie podobało jej się wszystko - od choinki po zapach bigosu”
„Od kiedy wyszłam za mąż, każde Boże Narodzenie wiązało się z próbą pogodzenia tradycji z mojej rodziny z oczekiwaniami teściowej. W tym roku postanowiłam, że przygotuję wszystko sama – od kolacji wigilijnej po drobne prezenty dla dzieci. Chciałam, żeby było pięknie, rodzinnie, żeby wszyscy czuli się dobrze. Niestety, moja teściowa miała zupełnie inny pomysł na święta”.

- Redakcja
Święta to dla mnie zawsze był czas pełen nadziei, rodzinnego ciepła i... ogromnego stresu. Od kiedy wyszłam za mąż, każde Boże Narodzenie wiązało się z próbą pogodzenia tradycji z mojej rodziny z oczekiwaniami teściowej. W tym roku postanowiłam, że przygotuję wszystko sama – od kolacji wigilijnej po drobne prezenty dla dzieci. Chciałam, żeby było pięknie, rodzinnie, żeby wszyscy czuli się dobrze. Niestety, moja teściowa miała zupełnie inny pomysł na święta. Gdy tylko przekroczyła próg, zaczęła komentować wszystko, od zapachu potraw po wygląd obrusa.
Wiedziałam, że jutro będzie trudno
Na kilka dni przed Wigilią prawie nie spałam. Gotowanie, sprzątanie, pakowanie prezentów – wszystko robiłam sama. Mąż miał w pracy gorący okres, wracał późno i zrzucał na mnie całą organizację. Nie narzekałam, bo wiedziałam, że jeśli nie wezmę sprawy w swoje ręce, znowu skończymy w rozjazdach między jego matką a moją rodziną. Tym razem chciałam, żeby dzieci poczuły magię świąt w swoim domu.
Zamówiłam karpia, sama ulepiłam pierogi, nawet sernik piekłam trzy razy, żeby był idealny. Choinka stała już ubrana w rogu salonu, w pokoju dzieci czekały drobne upominki – misie, książki i zestawy do rysowania, wszystko dokładnie przemyślane i dostosowane do ich wieku. Nie były to drogie prezenty, ale zależało mi, żeby dzieci były szczęśliwe. Czułam się zmęczona, ale i dumna. Dzień przed Wigilią zadzwoniła teściowa.
– O której mam być? – zapytała bez żadnego „czy mogę coś pomóc?”.
– Myślałam, że koło siedemnastej. Kolacja o osiemnastej – odpowiedziałam zmęczonym głosem.
– Hm, no dobrze. Będę. Mam nadzieję, że zrobisz chociaż ten barszcz jak należy, bo ostatnio to był jakiś kompot z buraków – rzuciła i się rozłączyła.
Zaparło mi dech. Stałam chwilę z telefonem w ręku, wpatrzona w migające światełka na choince. Wiedziałam, że jutro będzie trudno, ale jeszcze nie przeczuwałam, że aż tak.
Wiedziałam, że jeszcze wiele przede mną
W dzień Wigilii wstałam wcześniej niż zwykle. O siódmej rano już byłam w kuchni, doprawiałam sałatkę jarzynową i dopiekałam ostatnią porcję pasztecików. Dzieci rysowały przy stole, śpiewały kolędy z radia, a ja mimo zmęczenia czułam ciepło w sercu. Wszystko było gotowe. Nawet mąż, choć wciąż półżywy po pracy, pomógł mi nakryć stół i ustawić krzesła. Gdy zegar wskazał siedemnastą, w przedpokoju rozległ się dźwięk domofonu.
– Już są – powiedziałam cicho, poprawiając fartuch.
Drzwi się otworzyły i do środka wkroczyła teściowa. Miała na sobie ciemną pelerynę, jakby przybyła z ważnej uroczystości, i mina jakby przyszła na kontrolę wojskową. Za nią wszedł jej mąż, cichy i jak zwykle zrezygnowany.
– Ta choinka jakaś taka licha - rzuciła, stojąc w progu.
Zanim zdążyłam to skomentować, już była w kuchni i zaglądała do garnków.
– A to co tak się rozlało? – wskazała na odrobinę barszczu, która kapnęła obok kuchenki. – I ten kompot, czemu nie z suszu?
– Bo dzieci nie przepadają – odpowiedziałam spokojnie.
– No tak, to może w ogóle najlepiej daj im na Wigilię napoje z puszki – westchnęła teatralnie.
Zacisnęłam zęby i przeszłam do salonu. Dzieci już siedziały gotowe do kolacji, a ja próbowałam nie dać się sprowokować. Wiedziałam, że jeszcze wiele przede mną tego wieczoru.
Atmosfera była napięta
Usiedliśmy przy stole punktualnie o osiemnastej. Z głośników cicho sączyła się kolęda, dzieci z przejęciem patrzyły na kolorowe opakowania prezentów pod choinką. W czasie dzielenia się opłatkiem, teściowa złożyła mi życzenia chłodne jak lód – zdrowia i... „więcej czasu na naukę gotowania”. Udawałam, że nie mnie to nie ruszyło. Podczas kolacji atmosfera była napięta. Każda potrawa stawała się pretekstem do komentarza.
– Śledź niezły, choć ja tam go robię inaczej – mruknęła, kręcąc nosem.
Potem wzięła się za bigos.
– Jakoś dziwnie pachnie i źle doprawiony – odparła krótko.
Zaczęłam jeść szybciej, byle mieć to już za sobą. Nawet mąż siedział cicho, tylko wzrokiem przepraszał mnie za to, że znowu nie stanął po mojej stronie. W pewnym momencie młodszy syn zachlapał sobie koszulę barszczem. Wstałam, by przynieść mu czystą bluzkę, a teściowa w tym czasie zaczęła dokładnie oglądać obrus.
– W tamtym roku jakiś ładniejszy był. Ten nie jest śnieżnobiały.
Zamknęłam oczy na chwilę w łazience. Oddychałam głęboko. Miałam ochotę wyjść z domu i nie wracać. A to dopiero była połowa wieczoru.
Święta są raz w roku
Po kolacji dzieci rzuciły się do choinki z piskiem. Czekały na ten moment cały wieczór.
– Mamo! Patrz, co dostałem od św. Mikołaja – krzyknął starszy.
– Super, kochanie – uśmiechnęłam się, siadając obok nich na dywanie.
Teściowa stanęła obok i patrzyła z góry.
– Gdzie to dawać dzieciom takie drogie prezenty? Nic dziwnego, że potem takie roszczeniowe.
– Święta są raz w roku, niech mama nie przesadza.
Starszy syn spojrzał na mnie niepewnie. Młodszy przytulił się do mnie, słysząc ton babci. Nie chciałam, żeby ten wieczór był dla nich taki. Marzyłam, że będą wspominać święta jako coś pięknego, rodzinnego. Tymczasem ktoś, kto powinien im to dać, potrafił tylko wszystko podważać i psuć atmosferę.
– Mamo, mogę się pobawić w swoim pokoju? – zapytał cicho starszy.
– Jasne, skarbie. Chodź, pomogę ci z instrukcją – odpowiedziałam, zerkając kątem oka na teściową, która kręciła głową z dezaprobatą.
Może w końcu spędzi pani święta u siebie
Z dziećmi poszłam do pokoju, żeby pomóc im rozłożyć zabawki. Chciałam na chwilę odetchnąć, pobyć z nimi w miejscu, gdzie nikt nie rzuca złośliwych uwag. Mąż został w salonie z rodzicami. Po kilku minutach usłyszałam jego głos:
– Mamo, daj już spokój, proszę cię.
Zamarłam. Wróciłam do salonu. Teściowa siedziała na kanapie z kubkiem herbaty w dłoni, jej mąż milczał jak zwykle. Mój partner wyglądał na zirytowanego, ale bezradnego.
– Przepraszam, ale czy coś się stało? – zapytałam, stając w drzwiach.
– Nic, takiego, mówiłam tylko synowi, że nie powinniście tak szastać pieniędzmi.
– To nasze pieniądze i będziemy je wydawać, tak jak chcemy – oznajmiłam.
– No tak, ty przecież zawsze wszystko robisz najlepiej – prychnęła.
W tej chwili nie wytrzymała. Spojrzałam jej prosto w oczy.
– Może w końcu spędzi pani święta u siebie. Bez tego „takie sobie”, bez krytykowania wszystkiego i wszystkich. Dla mnie to był piękny wieczór. Do chwili, gdy pani się odezwała.
Zapanowała cisza. Nawet mąż nie odezwał się słowem. Teściowa zbladła, ale nie odpowiedziała. Wstała i poszła po płaszcz.
Chcę spokoju w swoim domu
Kiedy drzwi za teściową się zamknęły, przez chwilę panowała niezręczna cisza. Mąż stał oparty o framugę, jakby nie wiedział, co powiedzieć. Spojrzałam na niego i wreszcie zapytałam:
– Czy naprawdę trudno było ci stanąć po mojej stronie?
Nie odpowiedział od razu. Wzruszył tylko ramionami i westchnął.
– Przepraszam. Nie chciałem robić awantury w święta.
– Nie musiałeś robić awantury. Wystarczyło, że powiedziałbyś, że to był dobry obiad. Albo że prezenty są fajne. Że dzieci są szczęśliwe.
Podszedł do mnie, objął mnie lekko.
– Masz rację. Zawsze się jej boję. Ale ty... Ty jesteś silniejsza ode mnie.
Nie wiedziałam, czy to miało być komplementem, czy wymówką. W tamtym momencie byłam po prostu zmęczona. Poszłam do pokoju dzieci. Młodszy już spał, starszy jeszcze coś budował z klocków, całkiem skupiony.
– Mamusiu, babcia była zła?
– Nie, kochanie – powiedziałam cicho. – Babcia po prostu ma czasem zły humor.
Wróciłam do salonu. Światełka na choince mrugały ciepło, zapach świątecznych potraw wciąż unosił się w powietrzu. Te święta nie były idealne, ale były nasze. I pierwszy raz od dawna poczułam, że nie muszę przepraszać za to, że chcę spokoju w swoim domu. Nawet w Wigilię.
Izabela, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moja synowa zgłupiała i zapomniała o tradycji. Zamiast polskiego makowca postawiła na stole szwedzkie cynamonki”
- „Jestem jak kula u nogi mojego syna, więc w Święta będę sam. Jestem za stary, by pasować do rodzinnego obrazka”
- „Te święta miały być spokojne. Zamiast tego mama wypomniała mi każdą złotówkę, którą mi kiedyś pożyczyła”

