„W święta ukochany zaskoczył mnie pierścionkiem przy choince. Ale potem jego eks zrobiła mi większą niespodziankę”
„On uparcie milczał. A ja miałam ochotę uciec. Albo krzyczeć. Albo jedno i drugie. Jego ojciec, który przez cały czas siedział w salonie, tylko raz spojrzał w moją stronę. W jego oczach nie było zdziwienia. Jakby wiedział od początku”.

To miała być moja pierwsza Wigilia poza domem. Bez mamy, która zawsze się denerwowała, bez ojca, który wypijał o dwa kieliszki za dużo. Zamiast tego – nowy dom, nowi ludzie i Kamil. Moja pierwsza prawdziwa miłość.
Byliśmy razem dwa lata. Kamil był czuły, uważny, choć czasem zamykał się w sobie. Niewiele mówił o przeszłości. O rodzinie też opowiadał oszczędnie – że mama gotuje najlepszy barszcz na świecie, że ojciec jest „cichy, ale konkretny”, a siostra to „charakterek”. O byłych partnerkach – milczał.
Kiedy zaprosił mnie na Wigilię, poczułam ucisk w żołądku. Stres, ale i nadzieja. Moja rodzina nigdy nie była taka, o jakiej marzyłam. Może tu – u nich – będzie inaczej. Czułam, że ten wieczór to coś więcej niż tylko świąteczna kolacja. To krok dalej.
Przygotowywałam się jak na egzamin: długa zielona sukienka, neutralny makijaż, pierniczki w celofanie.
– Będą cię uwielbiać – zapewniał Kamil, całując mnie w czoło. Naprawdę chciałam w to wierzyć.
Tylko gdzieś w środku tliło się dziwne napięcie. Jeszcze nie wiedziałam, że te święta zapamiętam na zawsze. Nie przez barszcz, nie przez kolędy. Tylko przez prawdę, której wcale nie chciałam usłyszeć.
Czułam się jak intruz
Weszliśmy do domu Kamila chwilę przed osiemnastą. Pachniało makiem, cynamonem i smażoną rybą. W salonie choinka świeciła kolorowymi światełkami, a pod nią leżały elegancko zapakowane prezenty. Czułam się jak intruz w czyimś ciepłym, uporządkowanym świecie.
– Monika, kochanie, witaj! – Bożena, mama Kamila, ucałowała mnie serdecznie w oba policzki. – W końcu się poznajemy!
– Dzień dobry – wydukałam, próbując się uśmiechać naturalnie.
Ola, siostra Kamila, rzuciła mi tylko krótkie spojrzenie spod rzęs.
– To ty odbiłaś naszego Kamilka na święta – mruknęła.
Kamil objął mnie ramieniem.
– Oj, Ola, przestań – powiedział twardo.
Przy stole było jak z reklamy: dwanaście potraw, śnieżnobiały obrus, opłatek. Bożena opowiadała rodzinne anegdoty, a Edward – ojciec Kamila – co jakiś czas kiwał głową, ale nie odezwał się ani słowem. Gdy wszyscy złożyliśmy sobie życzenia, zaczęła się kolacja.
– A twoi rodzice nie mają ci za złe, że ich zostawiłaś w Wigilię? – zapytała nagle Ola z uśmiechem, który nie sięgał oczu.
– My… mamy trudne relacje – odpowiedziałam, zerkając na Kamila, który ścisnął moją dłoń pod stołem.
Gdy kolacja dobiegała końca, Kamil wstał. Jego głos zadrżał.
– Chciałbym coś powiedzieć.
Stanął obok mnie, a po chwili uklęknął. Serce mi zamarło.
– Monika… Czy zostaniesz moją żoną?
Ścisnęło mnie w gardle. Powiedziałam „tak” przez łzy. Wszyscy bili brawo. Ola tylko odwróciła wzrok. Czułam, że właśnie coś się zaczyna i kończy w jednej chwili.
Czułam dziwny niepokój
Obudziłam się w pokoju Kamila, w jego dawnym dziecięcym łóżku. Słońce leniwie wpadało przez zasłony, a na palcu lśnił pierścionek. Chciałam się cieszyć, naprawdę. Ale gdzieś pod skórą czułam niepokój.
– Dzień dobry, kochanie – Kamil wszedł z kawą. – Śniadanie już prawie gotowe. Mama zrobiła drożdżówki. Twoje ulubione.
– Skąd wiesz, że moje ulubione? – spytałam zaskoczona.
– Bo mówiłaś. Tylko raz, ale zapamiętałem.
Uśmiechnęłam się. W takich momentach czułam, że go kocham bardziej, niż ktokolwiek wcześniej zasłużył.
Przy śniadaniu Bożena była rozpromieniona.
– Jesteś już częścią rodziny, Moniko. Jak tylko będziecie mieli datę ślubu, pomożemy z organizacją. Kamil, nie zapomnij pokazać jej naszych rodzinnych zdjęć z wesel.
Edward jak zwykle milczał, ale jego spojrzenie długo na mnie wisiało. Ola, z kawą w dłoni, uśmiechnęła się ironicznie.
– A tak z ciekawości… Co jeśli ktoś zgłosi obiekcje? Bo wiesz, Kamil… on miał pewną przeszłość.
– Ola – warknęła Bożena. – Wystarczy.
– Tylko pytam – rzuciła, wzruszając ramionami.
Po powrocie do pokoju zapytałam Kamila:
– Co ona miała na myśli?
– Nie przejmuj się. Ola lubi robić sceny. Nie ma żadnego „kogoś”.
Uwierzyłam. Chciałam wierzyć. Tylko czemu nie patrzył mi w oczy? Zasnęłam tego wieczoru pierścionkiem na palcu. Próbowałam nie myśleć o słowach Oli. O spojrzeniu Edwarda. O tym, jak bardzo czuję się gościem w tej historii.
Prawda przyszła do mnie sama
Było tuż po obiedzie. Bożena zbierała talerze, Ola przeglądała coś w telefonie, a Kamil i Edward siedzieli przy kominku. Atmosfera była cicha, trochę senna. Do momentu, gdy ktoś zapukał do drzwi.
– Otworzysz? – zapytała Bożena, mając ręce w mące.
Wstałam bez zastanowienia. W holu było chłodno. Gdy uchyliłam drzwi, najpierw zobaczyłam śnieg, potem kobietę. Stała tam, w beżowym płaszczu, trzymając torebkę jak tarczę.
– Dzień dobry. Szukam Kamila – powiedziała, unosząc brodę. – Nazywam się Justyna.
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, zza moich pleców rozległ się głos Kamila:
– Justyna?
– Musimy porozmawiać – powiedziała. – To ważne. I… nie chcę robić scen.
Weszła do środka, śnieg stopił się na jej kozakach. Kamil zbladł.
– To nie jest odpowiednie miejsce – zaczął.
– Wiem, ale nie mogłam dłużej czekać. Kamil… Jestem w ciąży.
W pokoju zapadła cisza.
– Co?! – wyrwało mi się. Poczułam, jak odpływa mi krew z twarzy.
– Spotkaliśmy się… raz. Kilka miesięcy temu. Myślałam, że to przeszłość, ale to się wydarzyło – powiedziała cicho.
– Justyna, dlaczego… teraz? – Kamil wyglądał, jakby właśnie przewrócił się w środku.
– Bo już nie chodzi o nas. Chodzi o dziecko.
Spojrzałam na Kamila. Nie zaprzeczał. Stał w miejscu, jakby grunt pod nogami właśnie zniknął.
– To był błąd… – wyszeptał w końcu. – Myślałem, że to koniec. Myślałem…
Ja już nie słuchałam. W uszach huczała mi tylko jedna myśl: dzień po zaręczynach dowiaduję się, że mój narzeczony będzie miał dziecko. Z kimś innym.
Nie umiałam tego pogodzić
Usiedliśmy w kuchni. Ja, Kamil, Justyna. Cisza wisiała nad nami jak ciężka zasłona.
– Powiesz mi prawdę? Całą? – spytałam cicho, patrząc na Kamila.
– To było raz. Przypadkowo. Spotkaliśmy się, poszliśmy na drinka… Nie miałem prawa… – urwał, przecierając twarz dłońmi. – To był moment słabości. Kłóciliśmy się wtedy, pamiętasz?
– Kłóciliśmy się. Ale ja nie spałam z nikim innym – odpowiedziałam ostro.
Justyna siedziała nieruchomo. Nie było w niej triumfu.
– Nie przyszłam, żeby ci go odebrać – powiedziała. – Nie chcę związku z Kamilem. Chcę tylko, żeby był uczciwy wobec dziecka.
Bożena pojawiła się w drzwiach. Jej twarz była spokojna, jakby to była codzienna rozmowa.
– Takie jest życie, Moniko. A dzieci są błogosławieństwem – powiedziała.
– A ja? – spojrzałam na nią. – Ja też miałam błogosławieństwo. Zaręczyny. I pierścionek, który teraz znaczy… chyba nic?
– Nie mów tak – Kamil złapał mnie za rękę. – Kocham cię. To był błąd, ale kocham ciebie.
– I co mam z tym zrobić, Kamil? Z tą „miłością”? Mam ci ją wypisać na karcie szczepień dziecka? Czy może nauczyć się kochać cudze dziecko, którego istnienie jest dowodem, że mnie okłamałeś i zdradziłeś?
On milczał. A ja miałam ochotę uciec. Albo krzyczeć. Albo jedno i drugie. Edward, który przez cały czas siedział w salonie, tylko raz spojrzał w moją stronę. W jego oczach nie było zdziwienia. Jakby wiedział od początku.
Musiałam stamtąd uciec
Zamknęłam się w pokoju gościnnym. Siedziałam na łóżku w kurtce, z pierścionkiem na placu. Wciąż tam pasował. Ale teraz... pasował jak klucz do drzwi, które może lepiej, żeby zostały zamknięte.
Zadzwoniłam do Kaśki. Moja przyjaciółka zawsze wiedziała, co powiedzieć.
– Przepraszam, że w święta… ale ja już nie wiem, co robić – wyszeptałam, ledwo powstrzymując łzy.
– Kochana, słuchaj mnie. Nikt ci nie powie, co masz zrobić. Ale zastanów się… Czy naprawdę mu wybaczysz? Czy nie będziesz się budzić co noc z myślą, że ktoś inny nosi jego dziecko?
Milczałam.
– Ja bym chciała, żebyś była szczęśliwa. Ale to nie może być szczęście „na siłę”. Nie za wszelką cenę.
Po rozmowie długo wpatrywałam się w sufit. Kamil zapukał późnym wieczorem.
– Mogę wejść?
Nie odpowiedziałam, ale wszedł.
– Nie chcę cię stracić. Chcę być z tobą. I być ojcem. Wszystko ci powiem. Całą prawdę. Nawet tę najgorszą. Tylko… nie odchodź, proszę.
Chciałam go przytulić. I jednocześnie odepchnąć. Przypomniałam sobie, że Justyna, zanim wyszła, powiedziała coś jeszcze.
– Nie wchodzę wam w drogę. Ale nie zniknę. To dziecko przyjdzie na świat. Czy chcecie tego, czy nie.
Zostałam sama. W środku nocy spakowałam walizkę. Bożena się obudziła i pomogła mi zejść z nią po schodach.
– Moniko, jeszcze wszystko się może ułożyć – powiedziała miękko.
– Może. Najpierw ja muszę się poukładać.
Wyszłam. Bez planu. Bez pewności. Tylko z jednym: to nie może być decyzja wciśnięta między barszcz a opłatek.
Nie potrafię wybrać
Minęły trzy tygodnie. Wróciłam do siebie. Do małego mieszkania, do cichych wieczorów, do życia, które nagle stało się za duże jak ubranie po kimś innym. Nie rozmawialiśmy z Kamilem. Pisał. Nie odpisywałam. Kilka razy dzwonił, ale nie odebrałam. Czułam, że nie jestem jeszcze gotowa. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę.
Nie chodziło tylko o zdradę. To był lęk. Że nigdy nie będę dla niego „pierwsza”. Że będę musiała dzielić każdy moment z widmem tamtego wieczoru. Tamtej kobiety. Tamtego dziecka. Ale też… tęskniłam. Głupio. Za jego głosem, zapachem, tym, jak mówił „kochanie” przez sen.
Znowu patrzyłam przez okno. Miasto było przykryte śniegiem. Wszystko wyglądało jak w baśni. A ja siedziałam na parapecie w grubych skarpetach i trzymałam pierścionek. Obracałam go w palcach, jakby miał mi odpowiedzieć na pytanie, którego bałam się zadać.
Czy miłość to tylko szczęście? Czy da się kochać mimo wszystko, co boli? Może tak. A może nie. Jeszcze nie wiem. Odłożyłam pierścionek na parapet. Nie do pudełka. Nie do śmietnika. Po prostu – na później.
Monika, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Planowałam wymarzone święta, a dostałam tylko piękną katastrofę. Na czele rodzinnej porażki stanął teść i mój mąż”
- „Dostałem 2 kalendarze adwentowe – od żony i od kochanki. Czułem się jak Adonis, ale tylko do ostatniego okienka”
- „Teściowa od zawsze traktowała mnie jako zło konieczne. W święta zrobiłam coś, co sprawiło, że nawet ona biła mi brawo”

